piątek, 31 sierpnia 2012

Włodzimierz Majakowski - Pluskwa

Po przeczytaniu biografii Lili Brik zapragnęłam zapoznać się choć odrobinę z twórczością Majakowskiego, którego Lili była muzą, i przeszperałam domowe zasoby. Okazało się, że dysponuję jedynie cienką książeczką zawierającą Pluskwę, przetłumaczoną przez Lidię Zamkow.
To futurystyczny dramat, napisany przez Majakowskiego w 1928 roku,a wystawiony rok później w teatrze Meyerholda.
Bohater - były robotnik Prisypkin - poprzez ożenek z córką nepmanów wchodzi w szeregi klasycznych mieszczan czy wręcz drobnomieszczan i przyjmuje nazwisko Pierre Skripkin. Karykaturalnie przedstawione mieszczańskie środowisko czy hotel robotniczy, świetne typy różnych odmian pasożytów - to pierwsza część dramatu, kończąca się pożarem podczas wesela. Prisypkin zostaje zalany wodą ze strażackich sikawek i po 50 latach zostaje odnaleziony i odmrożony. Wraz z nim zostaje wskrzeszona do życia pluskwa. Pluskwa, która roznosi zarazę lizusostwa. Dwa stworzenia z minionej epoki, które przenoszą w przyszłość swe wady. Epidemia opanowuje miasto. Psy zamiast szczekać i bawić się - służą na tylnych łapkach.
Majakowski przedstawił świat w 1979 roku - tak jak go sobie wyobrażał: sterylny, zautomatyzowany, komunistyczny (tytuły gazet: Rzymska Czerwona Gazeta, Madrycka Dojarka, Wiadomości Rady Chicago, Warszawska Komsomolska Prawda). I to może jest najciekawsze: jak widział przyszły świat Majakowski w latach 20-tych, a jaki on był, ten 1979 roku w rzeczywistości...
Sztukę w oryginale można przeczytać tu.
Przeczytałam 30 sierpnia 2012.

Z biblioteki na Rajskiej pożyczyłam sobie DVD z filmem Awantura o Basię, w reżyserii Marii Kaniewskiej, z 1959 roku.
Film jest czarno-biały (hurrrra!) i zaczyna się niezwykle urokliwie, jak album z ilustracjami Szancera:

Oto główna bohaterka, Basia Bzowska. Historię wszyscy znają, bo to oczywiście ekranizacja znanej powieści Kornela Makuszyńskiego. przypomnę więc tylko pokrótce.
Matka Basi ginie w wypadku na stacji kolejowej, przed śmiercią zdołała jedynie wyszeptać adres, pod który należy przekazać dziewczynkę.

Basią zaopiekował się miejscowy doktor. Żona doktora jest oczywiście zauroczona dziewczynką, ale nadchodzi chwila, gdy trzeba spełnić obowiązek i odesłać Basię do jej rodziny. Doktorostwo piszą list, a następnego dnia wsadzają dziewczynkę do pociągu jadącego do... KRAKOWA! Aż musiałam sprawdzić w książce, bo jak przez mgłę pamiętałam, że była w niej mowa o Warszawie. I rzeczywiście, Makuszyński pisał o warszawskich przygodach Basi, natomiast w filmie mamy do czynienia z Krakowem - tym lepiej :)

Basię umieszczono w przedziale kolejowym i poruczono opiece dwóch znajdujących się tam dam. W Krakowie na stacji miał ktoś Basię odebrać, ale na wszelki wypadek dziewczynce powieszono na szyi kartkę z adresem.

W przedziale znajdował się też mężczyzna o aparycji zbója i takimż obejściu, jednakże Basi od razu spodobał się ten wujcio. Był to aktor Walicki. To on zaopiekował się dziewczynką, gdy przydarzyło się nieszczęście: na kartkę z adresem wylało się mleko, obie damy umyły ręce od opieki nad Basią, a na dworcu w Krakowie nikt nie czekał.

Walicki z przyjacielem Szotem spróbowali odcyfrować zamazany adres z kartki i odesłali dziewczynkę (z bólem serca, bo od razu ją pokochali) do literata Stanisława Olszowskiego z ul. Dominikańskiej. Ten żył samotnie, domem zajmował się służący Michałek, wieczny śpioch. Oczywiście obaj przywiązali się natychmiast do naszej bohaterki.

Tymczasem właściwą adresatką listu była przyjaciółka zmarłej matki Basi, Stanisława Olszańska z ul. Floriańskiej. List przechodził różne perypetie, zanim trafił w jej ręce (tu na zdjęciu babcia Stanisławy i służąca Marcysia, której jakaś ruda krowa z Kleparza odbiła listonosza).

Po szczęśliwym odnalezieniu Basi przez panie Olszańskie powstał problem, kto ma w końcu przejąć opiekę nad Basią. Rozwiązała go sama dziewczynka, proponując, by panna Olszańska wyszła za literata.
Film nagrodzono Brązowym Lwem na MFF dla Dzieci w Wenecji, w 1960 roku.


A tu skutek czytania blogów o książkach. Otóż na Rosyjskich fascynacjach znalazłam notkę Alicji2010 o jednej z książek Darii Doncowej, gdzie było wspomniane, że w internetowej księgarni rosyjskiej jest wyprzedaż. Rzuciłam się tam z pazurami i oto rezultat:
Niestety parę miesięcy temu zlikwidowano naszą krakowską księgarnię rosyjską z ul. Św. Krzyża :(

A tu już plany na wrzesień:
1/ Cracoviana: Anna Zborowska - W bronowickiej skrzyni
2/ Literatura polska: Helena Boguszewska - Całe życie Sabiny
3/ Literatura dla dzieci/młodzieży: Louisa May Alcott - Małe kobietki
4/ Projekt NIKE: Alberto Moravia - Automat
5/ Po włosku: Cesare Pavese - Paesi tuoi
6/ Projekt MARININA: Aleksandra Marinina - Smiert radi smierti
7/ Projekt SIMENON" Georges Simenon - Le revolver de Maigret
8/ Literatura światowa: Luois Aragon - Wieśniak Paryski
9/ Literatura rosyjska/radziecka: Wasilij Szukszyn - Rozmowy przy jasnym księżycu

czwartek, 30 sierpnia 2012

Elizabeth T.Meade - W świecie dziewcząt

Dwunastoletnia Hesia po śmierci matki trafia na pensję pani Willis. Rozpieszczona i przyzwyczajona do robienia tego, co jej się w danej chwili zamarzy - musi nauczyć się współżycia z koleżankami i dyscypliny.
Książki o życiu na pensji zawsze są urocze. Ta jest ... staroświecka. Nic dziwnego - pochodzi z 1886 roku i pewne zachowania dziewcząt wydają się być nie do pojęcia. Mnie najbardziej rozśmieszyło, gdy Hesia w bardzo dramatycznym momencie (porwano jej młodszą siostrzyczkę, by the way oczywiście porywaczką była Cyganka), gdy zawiadamiają ją, że właśnie dokonano aktu porwania i sprawczyni ucieka z małą Misią, Hesia więc co robi? Rzuca się w pogoń? Tak, ale... najpierw:
- Wody, trochę wody! - szepnęła Hesia.
Zwilżyła sobie twarz i czoło i jak szalona wybiegła na korytarz.

:)))
Muszę to sobie zapamiętać i zastosować w życiu, gdy i mnie przydarzy się trudna chwila. Będę wówczas zwilżać twarz i czoło.
(Kurczę, zapomniałam jednak, że dermatolog zabronił mi używać wody do twarzy. Co robić?)
Inny kwiatek: siostrzyczka uległa wypadkowi i miota się między życiem a śmiercią. Śpią w tym samym pokoju, ale dodatkowo czuwa jeszcze jedna z nauczycielek. Bredzenie w gorączce siostrzyczki obudziło Hesię. Wydaje ona z siebie następujący tekst:
- Proszę, niech mi pani poda szlafroczek, a ja ją już uspokoję - rzuciła Hesia.
Ech, gdzie te czasy...
Wydawnictwo podaje, że tekst przygotowano na podstawie edycji z 1928 roku - i rzeczywiście widać zarówno niedzisiejszy język, jak i wszelkie błędy i niezręczności tłumaczki. O dużej ilości literówek nawet nie wspomnę... Szkoda, ze wydawnictwa tak oszczędzają na korekcie w naszych czasach.
Przeczytałam 29 sierpnia 2012.

Właściwie to wyszłam po zapasy herbaty... a tak przy okazji wstąpiło mi się do antykwariatu, który odwiedzam może raz na pół roku (drogawo i nie po drodze). Tymczasem czekała tam na mnie super niespodzianka w postaci jednego z tomów Dziejów teatru w Krakowie, za którym od dawna się rozglądałam.
Alma Mater w podziemiu z kolei to świadectwa tych, którzy uczestniczyli w tajnym nauczaniu podczas okupacji, zarówno ówczesnych studentów jak i profesorów.

A o tym, co jest w drodze do mnie - przy następnych notkach, gdy już dojdzie. Będzie to cały kolejny stos na biurku... i dosyć, muszę się uspokoić :)

wtorek, 28 sierpnia 2012

Aleksandra Marinina - Ubijca poniewolie

Czyli Zabójca mimo woli. Czwarty kryminał z major Nastią Kamieńską w roli głównej, z 1995 roku.
Przyrodni brat Nastii zgłasza się do niej z problemem: ma dziewczynę, ale nie jest do końca pewien, czy to uczciwa osoba - po wizytach z nią u przyjaciół miały miejsce włamania. Nastia udaje się jako klientka do luksusowego sklepu z ubraniami, w którym pracuje Dasza i zawiera z nią znajomość. Wkrótce okazuje się, że Dasza jest śledzona. Nie mogąc wykorzystać swoich kolegów po linii służbowej (bo przecież żadne przestępstwo jeszcze nie miało miejsca), Nastia decyduje się poprosić o pomoc mafiosa Denisowa, który jest jej winien przysługę za przeprowadzenie śledztwa w Mieście (patrz Igra na czużom polie). Denisow przysyła całą ekipę pod dowództwem tajemniczego Bokra, przestępcy-lingwisty...
Przeczytałam 27 sierpnia 2012.

Korzystając z leniwej, pokrapującej (jest takie słowo? w sensie, że od czasu do czasu kropiło) niedzieli obejrzałam dwa radzieckie filmy. Pierwszym z nich była Prostaja istoria (Zwykła historia) z 1960 roku, w reżyserii Jurija Jegorowa, ze wspaniałą rolą Nonny Mordiukowej, napisaną specjalnie dla niej.

Kołchoz, gdzie po wojnie zostały prawie same kobiety. Mordiukowa gra jedną z kołchoźnic, wdowę Saszę Potapową. Ma ona dość niewyparzony język i zostaje wybrana przewodniczącą kołchozu.
Po tym wyborze – jeśli chce by ją szanowano – musi zaprzestać swych ukradkowych spotkań z Wasią (Wasilij Szykszyn).

Powoli wciąga się w pracę w administracji, poznaje sekretarza komitetu rejonowego Daniłowa (Michaił Ulianow), który odmienia jej życie: na szczęśliwe choć trudne.

Od tej pory Potapowa poświęca się pracy na rzecz kolektywu, ze szczególnym uwzględnieniem pewnego lenia, który ciągle wymiguje się od pracy w kołchozie, wymykając się z wędką nad wodę :)
Brzmi to wszystko jak jakiś produkcyjniak, tymczasem to piękny film o miłości, odpowiedzialności, życiowych wyborach.


Druga była komedia - Tridcat tri (Trzydzieści trzy) w reż. Georgija Danieliji, z 1965 roku. Główną rolę zagrał Jewgienij Leonow.
Technolog w zakładzie produkcji napojów bezalkoholowych Iwan Trawkin udaje się do dentysty z bolącym zębem. U stomatologa okazuje się, że w szczęce Trawkina znajdują się 33 zęby, zamiast zwykłej liczby 32.

Nonna Mordiukowa była kierownikiem przychodni rejonowej, natychmiast wyczuła pismo nosem i zabrała się za pisanie dysertacji, żeby zbić kapitał na trzydziestym trzecim zębie.

Oczywiście Trawkin staje się ogólnonarodowym bohaterem, wiozą go do Moskwy, gdzie pokazują go w telewizji:

Rodzina pozostała w miasteczku już tylko w telewizji może śledzić dalsze dzieje męża i ojca:

Trawkin rozdaje autografy, daje się zapraszać na przyjęcia, po pijanemu obiecuje ożenek zafascynowanej nim kobietce (gra ją Inna Czurikowa) mimo iż w rodzinnym miasteczku zostawił żonę z dwójką dzieci…

W wyniku donosu pewnego zawistnika nasz bohater ląduje na chwilę w psychuszce:

Zorganizowano szybko międzynarodową konferencje naukową na jego temat:

Władimir Basow – aktor charakterystyczny - niezapomniany Krugłow z Moskwa nie wierzy łzom, który przychodzi na przyjęcie organizowane przez dwie bohaterki w mieszkaniu wuja Kateriny, przynosząc różne wiktuały. Tutaj jest dyrektorem muzeum, które za 60 rubli chce zakupić czaszkę lub chociaż szczękę głównego bohatera.

Wreszcie Trawkin zostaje poddany naukowym badaniom i wysłany w kosmos dla nawiązania kontaktu z Marsjanami, jako że stwierdzono jego pochodzenie od tych mieszkańców dalekiej planety :)
Jak się cała sprawa skończyła – nie powiem, żeby sprawić niespodziankę tym, którzy zdecydują się na obejrzenie filmu.
Nawiasem mówiąc, wstrzymano jego rozpowszechnianie, bowiem reżyserowi zarzucono, iż szydzi on z radzieckich kosmonautów i film jest parodią na kult kosmonautów w Związku Radzieckim.

sobota, 25 sierpnia 2012

Walerij Paniuszkin - Dwanaścioro niepokornych

Czyli Portrety nowych rosyjskich dysydentów.
Podtytuł mówi wszystko :)
To już inne postaci niż znani nam dysydenci z dawnych sowieckich czasów. Dzisiejsi uwikłani są wszyscy w politykę, działają w szeregach rozmaitych partii.
Szczególne wrażenie robi rozdział o ataku terrorystycznym na szkołę w Biesłanie...
Autor napisał wcześniej bestseller o sprawie Chodorkowskiego.
Przeczytałam 25 sierpnia 2012.

Obejrzałam film Och, uż eta Nastia! (Ach, ta Nastia!), który wyreżyserował Jurij Pobiedonoscew w 1971 roku. Klasyczny film dziecięcy, o 10-letniej Nastii obdarzonej nieprzeciętną fantazją, którą otoczenie uważa za blagującą kłamczuchę.
Toteż Nastii nie chcą przyjąć do pionierów, co jest jej wielkim marzeniem.
Nastia nie umie jednak powstrzymać się od opowiadania fantastycznych historii, choćby o zaprzyjaźnionej z nią czarnej panterze czy tajemniczym mieście Eolis, którego nie ma na mapach. Saszę, który zakochał się w jej starszej siostrze, Nastia uważa za bohaterskiego lotnika, który miał do czynienia z latającym spodkiem.
Nauczycielka, początkowo sceptycznie nastawiona do opowieści Nastii, z czasem przekonuje się o czystości i szczerości jej uczuć.
Na koniec spełnia się gorące marzenie Nastii i dziewczynka zostaje przyjęta w szeregi pionierów podczas uroczystości przy pomniku poległych.
Film do dziś znany i lubiany w Rosji.
Znalazłam w sieci wywiad z odtwórczynią tytułowej roli Iriną Wołkową, która po zagraniu jeszcze jednej dziecięcej postaci w innym filmie pokierowała swym życiem w innym kierunku niż aktorstwo:
http://eg.ru/daily/cadr/24491/
Wielką popularność zyskała piosenka Liesnoj olień, tutaj scena z filmu:
http://www.youtube.com/watch?v=ZkQVMW2yOZc
Nie wiem, jak się wstawia filmy z YT na bloga :(



Obejrzałam też komedię Eldara Riazanowa z 1996 roku zatytułowaną Priwiet, duraliei! (Cześć, durnie!).
Bohater Jurij Kabłukow, niegdyś filolog, a w noworuskich czasach czyściciel pomników, ma sen: w tym śnie jest Francuzem w czasie Rewolucji Październikowej, który razem z żoną chowa przed bolszewikami różne drogocenne przedmioty w pseudogreckim posągu.
Następnego dnia Jura poznaje uliczną sprzedawczynię książek, bardzo źle widzącą Ksenię. Okazuje się, że Francuz ze snu Jury to dziadek Kseni.

Należy więc odnaleźć jubilerskie cacka po dziadku, skoro sen okazał się proroczy, tym bardziej, że Kseni potrzebna jest pilna operacja oczu, a pieniędzy na nią brak.

Ksenia mając dość samotności dała wcześniej ogłoszenie matrymonialne i spotykała się z kandydatami na męża, co Jura potraktował jako złe prowadzenie się... niemniej miłość nie dała na siebie czekać :)

Sam Riazanow pojawił się w epizodycznej roli szefa wyrzucającego Ksenię z pracy:
Film bardzo w stylu Riazanowa, a efekt ten zwiększa zastosowanie dubbingu dla aktora grającego Jurę - głos podłożył Andriej Miagkow, niezapomniany z Ironii losu czy Służebnego romanu.
Jednak poczułam się rozczarowana, zabrakło tego czegoś, co jest tak do głębi obecne w starych filmach Mistrza.

piątek, 24 sierpnia 2012

Pearl S.Buck - Matka

O powieściach Pearl S.Buck wielokrotnie wspominała mi Psiapsióła z Daleka, będąca jej fanką. Toteż gdy pewnego dnia zobaczyłam w bibliotece Matkę, nie wahałam się ani chwili, zwłaszcza że wiedziałam, iż ta amerykańska pisarka, laureatka literackiej nagrody Nobla w 1938 roku, wiele lat spędziła w Chinach i pisała książki z akcją umiejscowioną właśnie tam.
Mamy tu do czynienia ze świetnym portretem psychologicznym chińskiej wieśniaczki z czasów jeszcze przedrewolucyjnych. Mieszka w ubogiej wiosce, zajmuje się domem, pracą w polu, opieką nad dwójką dzieci, mężem i starą teściową. Nie zastanawia się nad sensem istnienia, przyjmuje życie takim, jakie jest i czuje się całkiem zadowolona ze swego losu. Od czasu do czasu kłóci się ze swym mężem, ale gorąco go kocha. Toteż gdy mąż któregoś dnia niespodzianie znika (ciągnęło go miasto i jego możliwości, nie chciał spędzić całego życia na harówce w polu) odbiera to jako wielki cios. Wstydzi się przyznać przed wiejską społecznością, że została porzucona, wymyśla więc wersję o znalezieniu przez męża pracy w mieście i pisze sama do siebie listy w jego imieniu.
Przeczytałam 23 sierpnia 2012.

Dzięki doniesieniu Jacka75 nabyłam W bronowickiej skrzyni, w sklepiku sieci Kefirek gdzieś w Bronowicach Wielkich, wśród Życia na gorąco i innych bardzo ciekawych czasopism :) Bardzom zadowolona z zakupu i wkrótce zabiorę się za lekturę, już mnie korci, ale muszę najpierw skończyć realizować PLAN sierpniowy.


Obejrzałam telewizyjny film radziecki Żizń snaczała (Życie od nowa) z 1961 roku. Wyreżyserował Lew Rudnik.
Film opowiada o trójce frontowych przyjaciół, którzy razem wrócili z wojny do Moskwy. Na Fiodora nie czekała żona, odeszła od niego jeszcze w 1942 roku. Mieszkanie jest spore, więc wszyscy się zmieszczą. Jednak Aleksiej, zakochany w Antoninie, domyślił się, że ona kocha właśnie Fiodora i nie chcąc przeszkadzać, wyjechał na rodzinną Syberię.

Tymczasem do Fiodora wraca żona i namawia go do wybaczenia jej. W ten sposób rozwiewają się wszelkie nadzieje niemłodej i niepięknej Antoniny, która wyprowadza się do uczelnianego akademika. Fiodor jednak dusi się w tym małżeństwie. Któregoś dnia wzywa Antoninę na pomoc, ale wskutek nieporozumienia ta postanawia nigdy więcej go nie widzieć.

Mijają lata i oto Antonina spotyka żonę Fiodora z jego kilkunastoletnią już córką. Fiodor zmarł dwa lata wcześniej, zapił się na śmierć. Antonina czuje się winna, więc przyjmuje propozycję wdowy, żeby zaopiekowała się córką, bo sama wyjeżdża z jakimś amantem do Charkowa.

Córka bardzo boleje nad śmiercią ojca, pisze poświęcone mu wiersze, ale jest pełna rezerwy wobec Antoniny. Dopiero gdy ta wyzna jej, że kochała Fiodora, między dwiema kobietami zapanuje harmonia.

środa, 22 sierpnia 2012

Aleksander Minkowski - Zakładnik szaleńca

Tym razem powieść jakby s-f. Filip jest synem genialnego naukowca, który jest o krok od dokonania epokowego odkrycia: w zasięgu ręki, a raczej kilku godzin obliczeń komputerowych, jest wzór na tanią energię, dostępną dla wszystkich. Może to przynieść nieprawdopodobne korzyści mieszkańcom Ziemi, ale najpierw upominają się o prawa do wzoru przedstawiciele władz czy wojska. Każdy chce ubić na tym jakiś interes, tymczasem ojciec Filipa chce swój wynalazek podarować ludzkości.
Filipa porywa dawny przyjaciel i współpracownik ojca, a obecnie żyjący na odludnej wyspie milioner, który pragnie zawładnąć światem. Terroryzuje ojca Filipa, by ten wszedł z nim ponownie we współpracę.
Filip tradycyjnie już u Minkowskiego ma talenty artystyczne, a także kulinarne, komponuje na przykład kaczkę po prowansalsku z powidłami :)
Powieść opublikowana w tym wydaniu w 1995 roku, ale Wiki podaje, że powstała w 1990.
Przeczytałam 21 sierpnia 2012.

Wieczorem obejrzałam kolejny włoski film - Io la conoscevo bene (Znałem ją dobrze) z 1965 roku. Film wspaniale odrestaurowany przez Philip Morris Progetto Cinema, której to fundacji wielkie słowa uznania za to, co robi dla kina włoskiego.
Historia 19-letniej Adriany z toskańskiej wioski, przybyłej do Rzymu w poszukiwaniu szczęścia. Dysponując urodą chciałaby zrobić karierę w świecie filmu, a tymczasem, by przeżyć, pracuje czy to jako fryzjerka, czy bileterka w kinie, cały czas usiłując wypłynąć na powierzchnię. Jest dziewczyną naiwną, pozbawioną wyrachowania, miewa ciągłe przygody miłosne, ale tylko z mężczyznami, którzy jej się spodobali, nie robi tego dla pieniędzy. Żyje z dnia na dzień, z godziny na godzinę, słucha typowych dla tamtych czasów włoskich piosenek (świetna ścieżka dźwiękowa), tańczy, śmieje się, przekomarza się z dzieckiem sąsiadki - życie dla niej to ciągła zabawa, choć niemało w nim ciemnych momentów. Aż do dramatycznego końca.

Uroda Stefanii Sandrelli powala na kolana. Prawdziwa bogini! Chciałoby się na nią patrzeć i patrzeć i jeszcze patrzeć... Zdjęcia, które znalazłam, absolutnie nie oddają jej uroku.

To arcydzieło wyreżyserował Antonio Pietrangeli, zmarły w wypadku (utonął w morzu) trzy lata później, podczas kręcenia kolejnego filmu. Miał zaledwie 49 lat.
Film miał powstać dużo wcześniej, ale Pietrangeli spierał się z producentem, który chciał narzucić do głównej roli gwiazdy: Nathalie Wood albo Brigitte Bardot.

wtorek, 21 sierpnia 2012

Agnieszka Krawczyk - Morderstwo niedoskonałe

Dałam się nabrać przez własną nieuwagę: nie zauważyłam mianowicie napisu na okładce MONIKA SZWAJA POLECA i myślałam, że to naprawdę kryminał. Tymczasem to coś w rodzaju Chmielewskiej, typu Lesia. Chmielewską lubimy, ale w oryginale, nie popłuczynach. Tak naprawdę nie jest to całkiem złe, to tylko ja miałam inne oczekiwania i nawet osadzenie akcji w Krakowie nie pomogło.
Akcja jest następująca: prezes wydawnictwa każe swoim pracownikom przygotować do druku rękopis nadesłany pół roku wcześniej przez żądnego sławy kandydata na pisarza. Redakcja tonie w takich produkcjach i zazwyczaj po stwierdzeniu, że do niczego się nie nadają, "archiwizuje" je za pomocą niszczarki do dokumentów. Tak też stało się w tym przypadku. Po wykonaniu serii telefonów udaje się odzyskać z innego wydawnictwa część powieści - resztę trzeba więc dopisać, bo inaczej wyleci się z roboty. Zgrana czwórka pracowników przystępuje do dzieła.
Przeczytałam 20 sierpnia 2012.

Obejrzałam włoski film z 1953 roku Hanno rubato un tram (Skradziono tramwaj), w reżyserii popularnego w owym czasie aktora Aldo Fabrizi, który zagrał też główną rolę.
Jak opowiedział w materiałach dodatkowych jeden ze scenarzystów, pomysł na film zaczerpnął z notki znalezionej ówcześnie w prasie: pewien bileter tramwajowy w Wiedniu opowiadał swemu synowi, że jest motorniczym (większy prestiż) i pewnej nocy wyprowadził tramwaj z zajezdni i jeździł z synem po całym Wiedniu, zgarniając do owego środka lokomocji typki spod ciemnej gwiazdy, prostytutki, pijaczków i kto tam jeszcze kręcił się po nocy po mieście, aż wreszcie nad ranem zgarnęła ich policja. Sędzia nie tylko uwolnił go od kary, ale jeszcze przykazał, by przyjęto go do pracy jako motorniczego.
Tutaj Cesare Mancini wskutek zatargu z inspektorem, którego zawsze ogrywał w grze w kule, zostaje zdegradowany z motorniczego, którym to stanowiskiem szczycił się przez wiele lat, na biletera, a jeszcze później zawieszony na trzy miesiące. Oczywiście wstydzi się przyznać przed rodziną, zwłaszcza, że córka właśnie się zaręczyła i jest dodatkowy wstyd przed rodziną narzeczonego, toteż spędza całe dnie w parku. Gdy sprawa wychodzi na jaw, Mancini kradnie nocą tramwaj i urządza przejażdżki po mieście (rzecz dzieje się w Bolonii). Zostaje aresztowany, a prokurator żąda dla niego najwyższej kary :)
Uwielbiam stare czarno-białe filmy!