sobota, 31 stycznia 2015

Carson McCullers - Serce to samotny myśliwy

Uff, zdążyłam! Ścigałam się z czasem, żeby jeszcze w styczniu skończyć czytać :) Czasu to mi właściwie na zwolnieniu nie brakuje, tyle że przysypia się nad książką. Na szczęście w poniedziałek wracam na zakład i dosyć tego lenistwa, może się wreszcie rozruszam.
Tymczasem...
Powieść Carson McCullers wyjęłam w celu zapoznania się z półki z serią Nike wieki temu i znalazłam chwilowe miejsce dla niej koło łóżka, w złudnej nadziei, że się prędzej za nią zabiorę. Przecież był czas, gdy czytałam co miesiąc jedną Nike. Potem przejechałam się na jednej powieści (Śmierć Wergilego, nie dałam jej rady) i trochę się zniechęciłam. A teraz... comeback serii w wielkim stylu :)
Zachwyconam tą powieścią i aż mi się zachciało natychmiast rzucić się w wir amerykańskiej literatury, którą przecież kiedyś zbierałam. Jakieś Dos Passosy, Sinclairy Lewisy, Faulknery, Hemingwaye... ale zaraz zaraz, nie mogę wszak zostawić odłogiem Rosjan :)



Na skrzydełku napisano:
oraz:

Serce to samotny myśliwy to wspaniała opowieść o samotności i nieumiejętności komunikacji. Każdy z bohaterów odczuwa swą samotność w inny sposób, ale każdy: 13-letnia Mick, podlotek nie radzący sobie z budzącą się kobiecością, zakochany w muzyce, do której jej biedna rodzina nie ma dostępu (nie stać ich nawet na radio); właściciel restauracji, wspomagający chętnie upośledzonych, ale nie mogący znaleźć sobie miejsca po śmierci żony; murzyński doktor, skłócony z rodziną, żyjący w poczuciu konieczności wypełnienia misji, ważnego celu, bliżej nieokreślonego; komunista Jake Blount, który pojawił się w mieście nie wiadomo skąd i który jest "jednym z tych, którzy wiedzą" - wszyscy oni orbitują wokół głuchoniemego Johna Singera, wzbudzającego sympatię i zaufanie, bo potrafiącego słuchać. Tak, to nie pomyłka, głuchoniemy Singer wysłuchuje wszystkich z ogromną cierpliwością, czytając z ruchu warg, i wszystkim swoim spokojem pomaga - tylko jemu nikt nie mógł pomóc, nikt zresztą nawet nie zauważył tragedii, jaką Singer przeżywał, gdy zabrano jego przyjaciela do zakładu dla psychicznie chorych.

Cierpią tu wszyscy, wszyscy czegoś pragną, ale pragnienia te nigdy się nie spełniają. Pozostają niezrozumiani przez otoczenie, nawet ten czarnoskóry lekarz, pragnący prawdziwego wyzwolenia swych braci. Ale nie obawiajcie się, że lektura Was przygnębi, czy wręcz dobije, nie nie. Może tylko koniec II części, to ostatnie jej zdanie, które wali na odlew i pozostawia czytelnika bez tchu. Styl McCullers, znany mi już z Ballady o smutnej knajpie i Zwierciadła złotego oka, pozornie oszczędny, trafia do mnie mimo 70 lat, które upłynęły od debiutu pisarki. Spotkałam się jednak z zarzutami, że powieść jest nudna. Dla mnie - wręcz przeciwnie. Każdy rozdział, zręcznie alternujący bohaterów, przynosi coś nowego.
Cała Ameryka końca lat trzydziestych zawarta w mikroświecie miasta bez nazwy, gdzieś na Południu.


Początek:
i koniec:


Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1964, wyd. I, 503 strony
Seria: NIKE
Tytuł oryginalny: The Heart Is a Lonely Hunter
Przełożyła: Jadwiga Olędzka
Z własnej półki (kupione w antykwariacie 2 stycznia 1985 roku za 200 zł)
Przeczytałam 31 stycznia 2015 roku

Zrobiłam sobie tę przyjemność i po wielu wielu latach obejrzałam ponownie film. Pamiętam, że widziałam go w tiwiszu jeszcze będąc w szkole. Zaledwie jakieś luźne wrażenia, dwóch głuchoniemych, dziewczynka zakochana w muzyce...

Oczywiście nie ma co porównywać z powieścią, zresztą nie dałoby się zmieścić wszystkich powieściowych wątków, więc film nieco spłyca temat, nie ma w sobie dramatyzmu powieści, ale mimo wszystko broni się do tej pory. Wspaniała rola Alana Aldy, którego pamiętam też z Doczekać zmroku, również oglądanego kiedyś tam w dzieciństwie. I jeszcze Sandra Locke w roli Mick, aktorka, dla której to był debiut i która już chyba w niczym innym godnym uwagi nie zagrała.


NAJNOWSZE NABYTKI
Dwa wielkie tomiszcza. Nieraz już trafiałam w bibliografiach na tę pozycję i wreszcie się zmobilizowałam, żeby jej poszukać na allegro. To Księga Sapieżyńska, poświęcona postaci kardynała Adam Stefana Sapiechy i dziejom diecezji krakowskiej za czasów jego pontyfikatu.
Lewa nie jest większa od prawej, tylko o wiele grubsza (900 stron), stąd to złudzenie apteczne :)
Zapłaciłam razem z kosztem paczki 35 zł, więc uważam, że zrobiłam świetny interes!

A tu jest interes wręcz mojego życia :)
Mogę teraz oglądać filmy na dużym ekranie i to gdzie tylko chcę!
Projektor jest mini, 15 cm wielkości, można go postawić gdzie bądź (również bez podłączenia do prądu, ma akumulator), podobnie jak stojak z ekranem.
Z tym stojakiem to właściwie trochę się wykolegowałam. Dokładnego opisu na stronie sklepu nie było, zdjęcie nie za wielkie, a ja miałam koncepcję taką, że przed projekcją będę wieszać ekran na drzwiach od szafy, a stojak schowam i ewentualnie będę go używać tylko, gdy seans zaplanuję w innym pokoju. Tymczasem... tymczasem okazało się, że ekran jest na stałe przymocowany do trójnogu... i trzeba ustawiać całą tę konstrukcję. Z drugiej strony to ciężkie jest dosyć, więc nie wiem, co by drzwi od szafy powiedziały...
No nic. Wszystko jest jeszcze do obadania, bowiem instrukcja obsługi projektora (jakieś 100 stron) jest jedynie na płytce, ja muszę mieć na papierze :) więc czekam powrotu do pracy, by sobie wydrukować ;) nie wiem jeszcze, jak troszkę zmniejszyć obraz - ekran ma 160 cm szerokości, stawiam go w nogach łóżka, a projektor na półce nad głową i obraz nieco wystaje na boki :)
Nie wiem też, jak podłączyć inny sprzęt do projektora i na razie wszystko leci z pendrive'a. No ale jak mam film na oryginalnej płytce, to trzeba coś innego podłączyć, choćby ten mały odtwarzacz DVD, którym posługuję się na co dzień w łóżku :) Jak tylko dojdę do siebie, lecę do mojego ulubionego sklepiku MEGABIT (gdzie jestem stałym gościem od jakiegoś czasu) i niech mi doradzą odpowiedni kabelek.
Tak więc na starość zapewniłam sobie rozrywkę, że ha! Lampa projektora ma żywotność 30 tys. godzin - czyli plus minus 15 tys. filmów! Jak nie padnie wcześniej z innych powodów, to mam oglądania na... 41 lat, przy założeniu, że codziennie jeden film :) Chyba muszę zacząć dbać o zdrowie, żeby dożyć!
Trzeba było, cholibka, wziąć 1.80m!


czwartek, 29 stycznia 2015

Krzysztof Jakubowski, Konrad Myślik, Małgorzata Skowrońska - Spacerownik krakowski 2

Za cracovianami tak w ogóle się tęskni... ale do przeczytania jednym ciągiem Spacerownika zachęcił mnie jeden z czytelników pod postem, w którym donosiłam o tegoż zakupie. Dlaczego numer 2? Proste - nie mam numeru 1. Kolejny skandal. Jak się te Spacerowniki ukazały w wersji kompaktowej, pomyślałam sobie - po centusiowsku - że przecież mam oryginalne broszurki, dołączane do wtorkowego bodajże (a może czwartkowego?) wydania Gazety Wyborczej przed kolejnymi terminami spacerów. Zdaje mi się, że to nie była wyłącznie inicjatywa krakowska, że i w Warszawie takie Spacerowniki wychodziły i może jeszcze gdzieś...

Półka (obok inne wydawnictwa Agory):
i regał:

Więc - jak wspomniałam - mam je.
Ale korzystanie z takich luźnych gazetek to nie to samo, co ze spinającej je wszystkie książki. Gdzieś tam upchnięte, prawie zapomniane. Toteż któregoś dnia zmobilizowałam się i nabyłam wydanie książkowe. Dlaczego tylko drugie? Pierwszego już nie było? Nie pamiętam. A teraz okazuje się, że na całym allegro tego pierwszego nie ma, dołożyłam kolejną pozycję do listy życzeń i czekam. Tak mają lebiegi, które skąpią, gdy jest właściwy moment!
W każdym razie dobrze zrobiłam - bardzo dobrze - że chociaż ten drugi Spacerownik kupiłam. Boska to lektura.
Ale po kolei, dla tych, co nie wiedzą - podstawowa informacja. Otóż Wyborcza wpadła na pomysł, by organizować takie niedzielne wyjścia dla czytelników, każde pod innym hasłem i na inny temat. Wycieczkę prowadził albo Konrad Myślik albo Krzysztof Jakubowski. Kilka dni wcześniej publikowano plan i opis, a w niedzielę w wyznaczonym punkcie zbierali się miłośnicy Krakowa i ruszali w teren. Przyznam się od razu, że sama uczestniczyłam jedynie w dwóch albo trzech takich spacerach, tłumy mnie zniechęcają - a tłumy były! - ponadto spacery zahaczały o porę obiadową - niedzielny obiad, kurczę, wypadałoby go podać o godziwej porze, o burczącym żołądku nie wspominając. No takie tam drobnomieszczaństwo. Ale zeszyciki pilnie skupowałam i czytałam. Naturalnie wiele tam informacji, które prawdziwy krakauer zna doskonale, ale też mnóstwo ciekawostek nie znanych szerszej publiczności, mnóstwo osobistych wątków oprowadzających... Myślika to ja osobiście nie lubię, napisałabym za co, ale nie chcę mieć potem żadnych procesów :) jednak wiedzy i dowcipu odmówić mu nie sposób. Jakubowski jest w mniejszym stopniu showmanem, obaj panowie mają jednak na swym koncie zacne książki o Krakowie.
Na wyklejkach Spacerownika zamieszczono zdjęcia uczestników wraz z prowadzącymi.
Na pierwszym dobrze widoczny Krzysztof Jakubowski:
Na drugim zagubiony gdzieś w tłumie (z prawej strony) Konrad Myślik:

Na okładce napisano:
i wyliczono tematy:

Jak to wygląda w praktyce?
Sfotografowałam początek. Trasa pierwsza - krakowskie ogrody. Na okładce wymienione najważniejsze punkty.
Na następnych stronach obowiązkowo mapka z punktem zbiórki - nr 1 - i kolejnymi przystankami na trasie. Potem część wstępno-teoretyczna.

Okraszona zdjęciami, planikami, rysunkami. starymi widokówkami, reklamami - zależnie od tematu.

Wśród tekstu są też ramki z opowieściami na wiążące się tematy:

I tak to się toczy przez kolejne stronice...

dochodząc do czasów współczesnych...

A potem następuje właściwy spacerownik - ruszamy w drogę. Kolejne przystanki to krótkie przypomnienie najważniejszych informacji plus ciekawostki, wspomnienia o wybitnych ludziach, nieraz zapomnianych, o zakładach rzemieślniczych działających w mieście kiedyś tam i tych dogorywających dzisiaj. o dawnych zabytkach i dzisiejszych Archiszopach, o przekrętach budowlanych i nie tylko, o urbanistyce, o "szpetocie ponadczasowej" i pięknych założeniach, dziś przesłanianych przez kominy, o nieszczęśliwych pomysłach lęgnących się w chorych głowach (pieniądz rządzi), o znakomicie pomyślanej i zaprojektowanej kamienicy mieszczańskiej (nie było w Krakowie studni-podwórek jak w Warszawie), o stadionach i domu Vlastimila Hofmana. o starych kinach i jeszcze starszych kawiarniach, o oberżach i późniejszych hotelach, o agencie SB pułkowniku Haraschinie (wżenionym w Macharskich) i polichromiach Leopolda Pędziałka (ach, ten Fafik), o kremówkach z Cracovii i najlepszej kawie w mieście u pani Lili, o tym, jak Johnny Hallyday został ukarany grzywną i o lipo w areszcie na Siemiradzkiego i o tym wreszcie, dlaczego w Związku Radzieckim nie było powodzi (bo tam nawet w rzekach się nie przelewało). O umieralności mieszkańców ulicy Grodzkiej na raka i o warstwie kurzu na figurach z ołtarza Mariackiego. O blokach z wielkiej płyty i smutnych panach inwigilujących księży. No i wreszcie o śladach JPII w Krakowie i Wadowicach... opisanych odpowiednio do tematu na kolanach :)

Więc kto, kto wyciąga rękę w górę i leci szukać Spacerownika krakowskiego 2? Na allegro od 15 zł - taniej kupicie niż ja!


Wyd. AGORA SA 2013, 232 strony
Seria: Biblioteka Gazety Wyborczej
Z własnej półki (kupione 17 listopada 2013 roku za 34,99 zł w księgarenko-kawiarni Agory na Brackiej - już jej nie ma)
Przeczytałam 27 stycznia 2015 roku


NAJNOWSZE NABYTKI
Jak widać, siedząc (a nawet leżąc) w domu też można się wydatkować :)
U Rity przeczytałam recenzję 3. tomu Klima Samgina, który kiedyś tam rzucił mi się w oczy na allegro, ale zasłoniłam te oczy i nie wzięłam. Jednak Rita wykazała tyle entuzjazmu, że dłużej się nie wahałam, nabyłam za całe 4,99 zł i w dodatku z odbiorem w paczkomacie, co miało być dla mnie PIERWSZYM RAZEM. Niestety nie było, bowiem książka nadeszła, a ja tu dalej cherlam, więc odebrała ją córka. I tak to dalej nie wiem, jak się otwierają w magiczny sposób drzwiczki od schowka :)
Oto Maksym Gorki w pełnej krasie - nie w kij dmuchał - jeden z tomów ma 700 stron:

A teraz idę sobie prześwietlić moje biedne płuca (co też ta pani doktor ma na myśli, kiedy mnie pyta, czy palę), hej ho.

wtorek, 27 stycznia 2015

Daria Doncowa - Fokus-pokus ot Wasilisy Użasnoj

Jedenasty tom przygód Wioli Tarakanowej czyli Wiłki. Zajrzałam przed chwilą na rosyjską Wiki, a tu już 36 tomów tej serii! Doncowa szybciej pisze niż człek kupuje jej powieści. Nie żeby mnie to martwiło: w ten sposób mam zapewnioną lekturę pewnie już do końca życia, no bo przecież są jeszcze cztery inne cykle, a czytam jeden tomik na miesiąc. Tak sobie dozuje, żeby się nie przejadło, ale jednocześnie żeby nie tracić kontaktu z językiem. Jak skończę serię z Wiłką (ho ho ho, kiedy to będzie), to może wrócę do Marininej, którą czyta się wolniej i trudniej.

Oto fragment półki z owym arcydziełem :)

I stojąc nieco dalej:


Z okładki:

Cóż więc nowego u Wiłki, obecnie autorki powieści kryminalnych? Nawiasem mówiąc, Doncowa spożytkowała swoje doświadczenia z wydawnictwem opisując rozmaite przygody naszej bohaterki, związane z marketingiem. Tym razem jednak opisuje głównie świat showbiznesu, do którego trafia zaproszona na koncert Russkiego Radio. Świat ten raczej nie wzbudzi zachwytu u czytelnika, nie wiem, na ile jest w tym opisie przesady, a na ile on tak właśnie wygląda i prosperuje, w Rosji wszystko możliwe :) W każdym razie Wiłka musi rozwikłać tajemnicę śmierci jednego z właścicieli stacji radiowej, a przy tym pomóc w zrobieniu kariery estradowej córce swej przyjaciółki, która inaczej... się powiesi :) Jak zwykle, zagadkę rozwiązuje za nią kto inny, ale tak to już z Wiłką jest - prze do przodu, śledzi, wyjaśnia, domyśla się i snuje hipotezy, żeby na końcu okazało się, iż mordercą był kto inny. Za to autorce wyraźnie brak pomysłu na kolejne humorystyczne sceny domowe, toteż po raz kolejny wysyła małżonka Wiłki na ryby, a Tomę z rodziną na zagraniczne wakacje.


Właśnie wpadłam na pomysł, żeby skontaktować się może z moim nadwornym dostawcą czyli panem Wiktorem w celu uzupełnienia zbiorów o najnowsze pozycje... ale mam nadzieję, że mi szybko przejdzie. Wystarczy, że wpadłam rano na allegro i zakupiłam Księgę Sapieżyńską. O wydatku na projektor i ekran nie wspomnę... przelałam im kasiorę i czekam, kiedy się skontaktują w sprawie dostawy. Byłoby miło jeszcze zdążyć obejrzeć któryś z poniżej wymienionych filmów w wielkim formacie :)


Początek:
i koniec:


Wyd. EKSMO Moskwa 2007, 348 stron
Tytuł oryginalny: Фокус-покус от Василисы Ужасной
Z własnej półki (kupione 18 marca 2010 roku za 6 zł)
Przeczytałam 25 stycznia 2015 roku


W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
W tym tygodniu oglądam... dużo, bo dalej jestem na zwolnieniu :( Martwię się, bo zostawiłam sobie obejrzenie wystawy Olgi Boznańskiej w Muzeum Narodowym na sam jej koniec... i to był błąd. Dostałam nowy, silniejszy antybiotyk i w czwartek mam iść do kontroli, mam nadzieję, że będzie już OK i może w niedzielę odważę się na wypad do miasta.

1/ następny film z dorobku aktora Stanisława Liubszina - KANUWSZEJE WRIEMIA (Канувшее время), reż. Sołomin Szuster, 1989
Na YT w kawałkach:


Ekranizacja powieści Aleksandra Beka. Chyba ten autor był u nas tłumaczony. Historia życia Aleksandra Onisimowa, który w końcu lat 50-tych został zdjęty z ważnego stanowiska w przemyśle stalowym i "zesłany" na placówkę do jednego z krajów północnoeuropejskich. Tam wreszcie ma czas, by przemyśleć swoje życie. Pokazano epizody z jego życia poczynając od lat wielkiego terroru, wykorzystano przy tym fragmenty kronik filmowych. Tyle wyczytałam w rosyjskim internecie.

2/ kolejny film polski - ZAŁOGA - reż. Jan Fethke, 1951


W szkole morskiej kapitan Kapera faworyzuje Antka, chłopaka z "dobrego domu". Toleruje jego lenistwo i nieuctwo, na egzaminie podsuwa mu gotowe rozwiązania zadań. W czasie rejsu szkolnego "Darem Pomorza" Antek uświadamia sobie, jak trudna i odpowiedzialna jest praca na morzu. Prosi o pomoc kolegę, Józka, lecz ten nie bardzo wierzy w jego szczerość. Podczas mgły, Antek źle oblicza kurs i skierowuje statek na skały. Na szczęście nie dochodzi do katastrofy.

3/ film czeski SPADEK CZYLI KURWACHŁOPYGUTNTAG (Dědictví aneb Kurvahošigutntag), reż. Věra Chytilová, 1992


Bohuš z morawskiej wioski żyje tak, jak wszyscy jego koledzy - nie przemęcza się zbytnio ani w pracy, ani w gospodarstwie, spędza dużo czasu w knajpie. Nie ma żony i ceni sobie wolność - dba o niego ciotka, a barmanka Vlasta jest "pogotowiem seksualnym". Jest szczęśliwy i nie odczuwa żadnych niedostatków. Przeżyłby tak pewnie całe życie, gdyby nie nieoczekiwany spadek. Bohuš staje się milionerem z dnia na dzień. Ani on, ani jego koledzy i sąsiedzi zupełnie nie są przygotowani na taki zwrot w życiu. Dopiero teraz chłopak ma okazję poznać prawdziwe twarze ludzi, których zna od urodzenia, i nie zawsze jest to przyjemna prawda.

Szukając filmu na YT odkryłam, że w zeszłym roku powstała kontynuacja pod tytułem Dědictví aneb Kurvaseneříká, oczywiście dalej z Bolkiem Polívką, który zresztą napisał scenariusz:

No, ale na to trzeba będzie trochę poczekać :(

4/ film japoński DISTANCE, reż. Hirokazu Koreeda, 2001
Trailer:


W trzecią rocznicę zbiorowego samobójstwa wyznawców jednej z sekt religijnych spotykają się rodziny, które utraciły wówczas swoich bliskich. Wyruszają w kierunku odosobnionego jeziora, nad którym tragiczne wydarzenie miało miejsce. Napotkany po drodze tajemniczy mężczyzna okaże się bezpośrednim świadkiem makabrycznego obrzędu, a cała podróż przybierze niespodziewany obrót... Ten składający się głównie z improwizowanych scen dramat pojawił się w głównym konkursie festiwalu Cannes 2001.

5/ kolejne filmy Georgesa Mélièsa z płyty GEORGES MELIES - FIRST WIZARD OF CINEMA, tym razem z roku 1906.
Na przykład ten:



6/ nowy (krótki) projekcik - Oscarowy - zanim je rozdadzą - w tym tygodniu LEWIATAN (Rosja), reż. Andriej Zwiagincew, 2014


Kola mieszka z młodą żona Lilą i nastoletnim synem Romą w małym miasteczku nad morzem w północnej Rosji. Ma stary drewniany dom, położony nad zatoką, który odziedziczył po ojcu. Mer miasteczka Wadim Szelewiat, w którego gabinecie wisi na ścianie portret Władimira Putina, wygrał z Kolą sprawę sądową i zamierza wyrzucić go z domu. Na pomoc przybywa Dimitri – znajomy prawnik z Moskwy, który wie jak uratować majątek Koli. Rozpoczyna się walka o przetrwanie ze skorumpowaną strukturą władzy, która zaczyna być coraz bardziej agresywna. Sytuacja się komplikuje, gdy prawnik okazuje się kochankiem Lili. Brutalna miasteczkowa klika zmusza go do wyjazdu, a rodzina Koli zostaje sam na sam z bezwzględnym, pożerającym wszystko Lewiatanem, którym okazuje się współczesna Rosja.

Już obejrzałam i jestem pod wielkim wrażeniem.

To jest sześć filmów - sześć dni. W niedzielę odpoczywam? A, prawda, w niedzielę idę na Boznańską :)

niedziela, 25 stycznia 2015

Antoni Czechow - Czarny mnich

W jakimś majaku sennym wywołanym chorobą przeczytałam to opowiadanie. Tak więc majak był podwójny, bowiem magister filozofii Andriej Kowrin też cierpiał na takowy. Właśnie przyjechał na wieś leczyć skołatane nerwy, w tych to szczęśliwych czechowowskich czasach, gdy można sobie było pozwolić na spędzenie wiosny i lata za miastem.
W ósmym tomie Dzieł jest piętnaście opowieści i opowiadań, w tym jedno mi już znane - Trzy lata.

Dlaczego więc akurat teraz Czarny mnich? Proste jak kąt o 90 stopniach - bo w moim chronologicznym, systematycznym, porządnickim oglądaniu co tydzień jednego filmu z udziałem Stanisława Liubszina wypadła właśnie adaptacja tego opowiadania, dokonana w 1988 roku.


Po raz kolejny prezentuję dumnie swoją czechowowską półkę, wreszcie kompletną:
wśród innych klasyków:


Rytm czytania tych Dzieł wyznacza mi plan nie tyle 5-letni, co 25-letni, chyba. Jedno-dwa opowiadania na miesiąc... całe szczęście, że nie wybieram się umierać w najbliższej dwudziestolatce - no, takie mam założenie i wara ode mnie tej pani z kosą. Niech spada na drzewo, to za oknem, pięknie osypane śniegiem. Poszłyśmy z córką spać o czwartej nad ranem, a jednym z punktów programu nocnego entertainment było właśnie przyglądanie się drzewom w świetle latarni. Świat jest niewiarygodnie piękny, zwłaszcza gdy głowa nie boli, czego niestety nie mogę powiedzieć o obecnej chwili - starsze panie powinny jednak spać, a nie zarywać nocy.

Bohater Czarnego mnicha nie jest starszą panią, więc noce zarywał - ale też nie bezkarnie. Oto wszystko ładnie pięknie, cudowne okoliczności przyrody, piękna dziewczyna u boku, przychylny filozofowi jej ojciec, wydawałoby się: żyć, nie umierać. Jednak Kowrina dręczy pewne widziadło. Kiedyś usłyszał (przeczytał?) legendę o czarnym mnichu, który krąży po świecie i teraz mnich ten nawiedza go, zachęcając do pracy, podkręcając jego ambicje. 'Dręczy' to zresztą nie najwłaściwsze słowo - filozof cieszy się z tych ukradkowych spotkań w sadzie, z nocnych rozmów. Gdy jednak rodzina wreszcie się zorientuje w sytuacji, odda Kowrina na leczenie do kliniki psychiatrycznej. Z takiego przybytku można wyjść tylko złamanym... a przecież co komu szkodziło, że młodzian rozmawiał ze zjawą, skoro praca świetnie mu przy tym szła, skoro BYŁ SZCZĘŚLIWY? Tak, wyszedł ze szpitala wyleczony...ale cała radość życia odeszła wraz z majakami. Nic więc dziwnego, że zmarnował nie tylko swoje życie...


Koniec:

Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1959, tom VIII Dzieł, 38 stron
Tytuł oryginalny: Чёрный монах
Przełożyła: Natalia Gałczyńska
Z własnej półki
Przeczytałam 20 stycznia 2015 roku


Jak wspomniałam na początku, pretekstem do lektury stał się film:

Genialnie oddający ducha opowiadania. A sam Liubszin... ech, palce lizać!
Dzięki dużej ilości wolnego czasu udało się też obejrzeć polską wersję z 1981 roku, zatytułowaną Cień, ze świetnym Kolbergerem i nieodżałowanym Walczewskim:

Niestety, odkryłam, że płytkę z filmem zostawiłam w pracy :( obejrzałam więc na YT i to była zgroza, charakterystyczna dla polskiego filmu: fatalny dźwięk! Prawie nic nie słyszałam. Żebym nie miała za sobą lektury opowiadania, pewnie nic bym nie zrozumiała.

czwartek, 22 stycznia 2015

Andrzej Kozioł - Krakowianie

Skoro już tak się zabrałam za Andrzeja Kozioła, to lecę z następną pozycją. Jakosik takosik mi chodziło po głowie, że to nie jedyni Krakowianie. Że była następna część, a może nawet dwie. I że jak zwykle odłożyłam zakup na później, no bo przecież leży w księgarniach... i na tym się skończyło. Więc gdy wstąpiłam do antykwariatu na Stolarskiej w poniedziałek, zapytałam pana właściciela. Dobrze mi się zdawało, wyszły trzy części, ciupasem udałam się na allegro, znalazłam drugą... na ostatnią trzeba będzie polować :) chwilowo jednak nie do polowań mi, dopadło mnie choróbsko, zwykle je "przechadzam", bo co mam robić, nie będąc na etacie? ale pani doktor z przychodni tym razem postawiła weto - zwolnienie i basta - i tak teraz rozpieram się w łóżku jak jakiś basza, ale żeby nie było zbyt komfortowo, ciągle dzwoni telefon z pracy, a telefon ten jest w kuchni i to wyrywanie mnie z łóżka doprowadza mnie do szału... zresztą wiadomo, jak człek chory, to ma obniżony poziom tolerancji :)
W teorii choroba to najlepszy czas na nadrobienie braków w lekturze... ale to tylko teoria... w praktyce przysypia mi się nad książką... nad filmem :)
Krakowianie stoją na półce wśród innych pozycji o tematyce miejscowej:
w tej kuchni, której obecnie wolałabym unikać:
ale się nie da. Odkąd zaczęłam pisać ten tekst, już dwa razy zadzwonił pan z ochrony - słusznie mówią, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, jakaż to święta prawda! Pan chce załatwić wszystkie sprawy, które zależą ode mnie, a z których mu się zwierzają ludzie, rozczarowani moją nagłą nieobecnością. I dzwoni, i pyta, gdzie coś jest, a jak on ma to zrobić, a to, a sio - właśnie! A SIO!!!
Za to chwalę sobie wielce wi-fi, jakie mi zafundowało na gwiazdkę UPC, wreszcie nie muszę siedzieć przy biurku, co w wypadku choroby jest niewskazane, jak leżeć to leżeć. Więc półleżę, półsiedzę i tak mam kontakt ze światem :)
No ale dość tych chorobliwych jojczeń, przejdźmy ad rem, zanim mi córcia poda obiadek :)

Autor już nam znany, ale tym razem garść bliższych szczegółów podało wydawnictwo:

O samej książce napisano tak:

A na skrzydełku zacytowano opinię prof. Rożka, największego autorytetu w sprawach krakowskich:

Zeskanowałam wykaz bohaterów tych opowieści:

I jak to wygląda? Część nazwisk ogólnie znana, wszystkim, czy się Krakowem interesują czy nie: Leszek Długosz, Roma Ligocka, Bruno Miecugow, Leszek Wójtowicz, niedawno zmarła Miriam Akavia. Część tylko krakusom lub wielbicielom miasta: rajca i historyk Piotr Boroń, infułat Bryła, krakauerzy Czuma i Mazan, aktor, reżyser i radny Jerzy Fedorowicz, prezes gminy żydowskiej Tadeusz Jakubowicz, restaurator Jacek Łodziński, kolekcjoner Marek Sosenko, historyk sztuki Jerzy Madeyski. A część już bardzo lokalna, jak właściciel pracowni krawieckiej pan Turbasa, jak władająca jadłodajnią przy Siennej córka pani Polewkowej, jak twórca słynnych kremówek z hotelu Cracovia pan Jaśkiewicz, jak "królowa" kwiaciarek krakowskich pani Stanisława Polak. Rozmowy z nimi zaowocowały świadectwem, które dziś, w 2015 roku, jest szczególnie cenne: jedni odeszli do krainy wiecznych łowów, inni zaprzestali działalności, choćby z racji wieku... odchodzą, znikają na naszych oczach zakłady, tradycje o wieloletnich korzeniach. Prezes Jakubowicz pokłada nadzieje na żydowską przyszłość w Krakowie we wnuku, pan Turbasa ma syna-następcę w krawieckim fachu, ale jadłodajni Polewkowej nie ma już przy ul. Siennej... Jeszcze trzyma się antykwariat-wypożyczalnia Kamińskiej przy ul. Św. Jana, gdzie na czytelników czeka 30 tys. tomów oprawnych w szary papier... pamiętam, jak w latach 80-tych kupowałam tam pojedyncze numery "Ameryki", pamiętam całe stosy starych "Przekrojów"... Nie ma już domu Boroniów na rogu Senatorskiej i Mlaskotów, ale gdzieś pod asfaltem spoczywają weki z kompotami i przetworami, których nie zdążyła zabrać z piwnicy pani Boroniowa... Przeszłość i teraźniejszość miasta przeplatają się w rozmowach, wspomnieniach i dają poczuć ten genius loci, charakterystyczny dla naszego miasta.
Już nie mogę się doczekać, kiedy nadejdzie przesyłka z drugą częścią Krakowian!

Początek:
i koniec:

Wyd. Wydawnictwo Jagiellonia Kraków 2002, 213 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 19 stycznia 2015 roku

wtorek, 20 stycznia 2015

Bohumil Hrabal - Święto przebiśniegu

Po ponownym obejrzeniu filmu MUSIAŁAM sięgnąć po pierwowzór literacki.

Seria BIBLIOTEKA PISARZY CZESKICH I SŁOWACKICH - niezbyt licznie reprezentowana - stoi na tej oto półce:
wśród innych ostatnich nabytków:

Na skrzydełku można przeczytać:

Zbiór zawiera szesnaście opowiadań, z których żadne nie zawiedzie czytelnika. Jerzy Pluta, który napisał wstęp, wybrzydza co prawda na Najpiękniejsze oczy, ale to ze względu na pewien sentymentalizm tego utworu (sam przyznaje, że mało się nie popłakał), niegodny wielkiej literatury :)


Książkę otwiera i kończy opowiadanie, którego narratorem jest sam pisarz. Zwłaszcza pierwsze, Punkt zerowy, jest charakterystyczne. Hrabal kupił ten domek zagubiony w lasach Kerska, zaszył się tam, by pisać, a tu ciągle nawiedzają go goście, przerywając mu pracę, powodując, że natchnienie ulatuje, by może nigdy nie wrócić. Sarka na nich, traktuje grubiańsko - by wreszcie dojść do wniosku, że to im przecież zawdzięcza kanwę swych opowieści - to oni opowiadają mu historie, które potem spisuje. Bo jeśli moje pisanie ma coś dla ludzi znaczyć, to muszę znać jak najwięcej ludzkich spraw.
A więc historie tych ludzi, mieszkańców Kerska, z których każdy - a przynajmniej każdy wybrany na bohatera opowiadania - to osobowość, to Człowiek o nieraz pogmatwanym życiorysie, który pisarz dodatkowo ubarwia, czasem tych swoich bohaterów uśmierca, ale niewątpliwie także unieśmiertelnia, z humorem i ironią, ale i nutką melancholii ocalając ich od zapomnienia. Jak tego pana Metka, który nie mógł się oprzeć pokusie kupienia wybrakowanego towaru, bo przecież tak tanio i który dla kolegów zrobiłby wszystko, toteż umiera wpadając swym skuterem do rowu, ale ocalając dla przyjaciół bańkę z flakami, na które czekali. Jak tego pana Kakrę, miłośnika filmu, którego kierowniczka kina usiłowała przekupić pieniędzmi, by poszedł do domu,a ona mogła zamknąć swój przybytek za jedynym widzem. Jak tego pana Karola, 130 kilo żywej wagi, który zeżre wszystko, co tylko znajdzie się w jego zasięgu, nieważne swoje czy cudze, całkiem jak ten Baloun, a który piele grządki leżąc na jednym boku i przerzucając swe brzuszysko. Jak tego dziwnego gospodzkiego o zmiennych humorach, z którym nigdy nie było wiadomo, czy da się napić piwa i jeszcze dorzuci świeżutki skwierczący kotlet czy też zamknie gospodę na cztery spusty. Jak tego pana Limana z tytułowego opowiadania, któremu synowie przysyłają co trochę z Ameryki nowy samochód, a pan Liman wozi nim swe kozy na pastwisko i urządza im święto przebiśniegu.
Niezapomniane.
Cudowne.
Jedyne.

Początek:
i koniec:

Ze skrzydełka (stan na 1981 rok):


Wyd. "Śląsk" Katowice 1981, 164 strony
Seria: Biblioteka Pisarzy Czeskich i Słowackich
Tytuł oryginalny: Slavnosti sněženek
Przełożył: Jan Stachowski
Z własnej półki (kupione na allegro 29 grudnia 2014 roku za 4,99 zł)
Przeczytałam 18 stycznia 2015 roku


NAJNOWSZE NABYTKI
Najpierw zajrzałam na allegro w poszukiwaniu czeskiej gramatyki:
a potem gwoli uzupełnienia cracovianów o kolejnego Kozioła - wreszcie wiadomo na sicher jak się to nazwisko odmienia - sprzedawał WAM, było dziesięć egzemplarzy, a co dziwne, na stronie księgarni internetowej WAM tego tytułu nie było. Okazało się, że brak w magazynach i dosłownie wzięłam ostatnią, po czym aukcję wycofano z allegro :)
Z kolei w antykwariacie, do którego wstąpiłam ot tak sobie, en passant ulicą Stolarską, znalazłam na jednej z półek z cracovianami taki oto jubileuszowy album:
Znaczy się - puściła się na całe majty, jak by powiedział Ojczasty :) Ta, co już nie kupuje...



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ film radziecki ze Stanisławem Liubszinem CZARNY MNICH (Чёрный монах), reż. Iwan Dychowicznyj, 1988
Adaptacja opowiadania Czechowa.
Na YT jest cały:


Dzięki komentarzom dowiedziałam się, że istnieje też polska adaptacja tego opowiadania, pod tytułem CIEŃ, ale tego na razie nie dam rady obejrzeć. Choć może... jest krótki :)


Młody filozof Andrzej Korwin przyjeżdża na kurację do zakładu dla nerwowo chorych. Wspaniała przyroda oraz spotkanie pięknej dziewczyny rozbudza w nim chęć spokojnego i prostego życia. Wydaje się, że znalazł wreszcie szczęście, bo Anna odwzajemnia jego miłość. Ale prześladuje go zjawa mnicha, który przypomina filozofowi o jego powołaniu i ambicjach. Kiedy po kuracji wraca do miasta, rzuca się w wir uciech. Jego myśli są pełne udręki i nadal nie może znaleźć wewnętrznego spokoju ani chęci do pracy. Cień czarnego mnicha doprowadza filozofa do skrajnej rozpaczy. Bardzo stylowy, "mroczny" film w duchu literackiego pierwowzoru.

2/ film polski PIERWSZY START, reż. Leonard Buczkowski, 1950
Na YT cały:


Tomek Spojda ucieka z domu wujostwa w obawie przed karą za pocięcie garderoby wujenki na pokrycie modelu szybowca. W pociągu trafia na grupę młodzieży ze Służby Polsce, jadącą na kurs szybowcowy. Dołącza do nich i, pomimo braku skierowania, dostaje się na kurs. Pod wpływem kolektywu przełamuje swą niechęć do nauki. Po powrocie do domu ratuje szybowiec, którego pilot zasłabł i lądował awaryjnie na polu. Zostaje przyjęty na kurs wyższego stopnia. Ma oblatywać pierwszy egzemplarz szybowca nowej konstrukcji. Wróg konstruktora, inżynier Studziński, powoduje awarię wskaźników. Szybowiec rozbija się. Sabotaż zostaje wykryty, sprawcy ponoszą karę. Na zawodach nowy typ szybowca wygrywa we wszystkich konkurencjach.

3/ film czeski ŚMIERĆ PIĘKNYCH SAREN (Smrt krásných srnců), reż. Karel Kachyňa, 1987
Na YT w całości w oryginale:

Ach, jak tego słucham, to mi się serce raduje :)

Film oparty na autobiograficznym opowiadaniu Oty Pavela przedstawiający losy żydowsko - czeskiej rodziny z Pragi przed i w czasie okupacji niemieckiej. Głowa rodziny Popperów - ojciec staje się najlepszym sprzedawcą odkurzaczy w Europie. Jest on tragikomicznym antybohaterem traktującym życie jak wielkie wyzwanie. Jego życie składające się z ciepła rodzinnego, łowienia ryb i sąsiedzkich spotkań zmienia się diametralnie, gdy przychodzi mu chronić swoich synów mających pójść do transportu.

4/ film japoński WANDAFURU RAIFU, reż. Hirokazu Koreeda, 1998
Proszę bardzo, z hiszpańskimi napisami:


Po śmierci ludzie spędzają tydzień z doradcami, także zmarłymi, którzy pomagają wybrać z całego życia jedno wspomnienie, jedyne, które człowiek może zabrać z sobą do wieczności. Wybrane wspomnienie jest opisywane i filmowane przez doradców, potem wyświetlane i nadchodzi wieczność... Film opowiada o dwudziestu dwóch zmarłych osobach, przydzielonych do trzech doradców i praktykantkę. Pewien mężczyzna nie potrafi wybrać wspomnienia, więc ogląda taśmę wideo swojego życia. Inni szybko podejmują decyzję i ekipa rozpoczyna pracę. Doradcy również mają swoje uczucia i sekrety. Praktykantka, osiemnastoletnia Shiori jest zakochana w swoim opiekunie, Mochizukim...

5/ kolejne filmy Georgesa Mélièsa z płyty GEORGES MELIES - FIRST WIZARD OF CINEMA, tym razem z lat 1904-1906
Na przykład Czarny diabeł:

Dalej, po kawałeczku, studiuję Toeplitza:


A tu córka mi jeszcze każe obejrzeć STILL ALICE:

Pani profesor odkrywa, że ​​cierpi na wczesne objawy Alzheimera.