piątek, 27 lutego 2015

Daria Doncowa - Liubimyje zabawy papy Karlo

No! Ledwo się wyrobiłam w lutym, ale w rezultacie zdążyłam Doncową przeczytać. To dwunasty tom przygód Wioli Tarakanowej, niegdyś połomojki czyli sprzątaczki, a obecnie wziętej autorki powieści kryminalnych - czyli od pucybuta do milionera.
Książki się naszukałam przed czytaniem, bo nie było jej w żadnym miejscu, gdzie zwyczajowo swoje ruskie trzymam, aż w końcu sobie przypomniałam, że za którąś tam dostawą upchnęłam nowe nabytki na tym regale, co to go nie lubię... pod samym sufitem, gdzie pokrywają się pięknie kurzem:
Trzeba mieć nadzieję, że kurzu nie nagromadzi się tyle, co w niektórych miejscach ołtarza Mariackiego, gdy robiono 'wielkie odkurzanie' - 7 mm! (jak widać, jeszcze siedzę w temacie)

Zajawka z okładki:

Dla niekumatych w cyrylicy wyjaśniam, że objawiła się kolejna przyjaciółka Wioli, z gatunku tych, co istnieją tylko w jednej powieści, żeby pomóc naszej bohaterce rozwinąć akcję, a potem znikają bez śladu. Tym razem jest to Kira, która, będąc szczęśliwą żoną i matką, zafundowała sobie na boku kochanka, naiwnie uwierzyła w jego historyjkę o chorej śmiertelnie żonie, po czym pożyczyła mu drogocenny naszyjnik, by zastawić go w lombardzie i wysłać żonę na operację. Edik zmył się oczywiście razem z naszyjnikiem, a tymczasem ślubny małżonek Kiry oznajmił, że czeka ich wielkie wyjście związane z jego awansem i trzeba będzie jubilerskie cudo założyć (ubrać, jak mówią niektórzy). Kira nie wiedząc, jak sobie poradzić z tą sytuacją, próbowała popełnić samobójstwo i teraz leży w reanimacji, a biedna Wiłka, chcąc jej pomóc, rzuca się na poszukiwania wiarołomnego kochanka. Czegóż ona nie odkryje! Fantazja poniosła Doncową w kierunku science fiction prawie... oto pewien uczony postanowił wynaleźć szczepionkę dla ulepszenia genetycznego rasy ludzkiej i uczynienia człowiekiem praktycznie nieśmiertelnym... jakie to przyniosło rezultaty? aaa, tego już się ode mnie nie dowiecie :)

Oczywiście powstaje pytanie o sens tytułu. Z tym u Doncowej jest najtrudniej - domyślić się, o co chodziło :) Fantasmagoryjna okładka przedstawia starszego gościa wycinającego coś kozikiem w pniu drzewa. Oczywiście przychodzi nam na myśl Pinokio. Czyżby papa Karlo to był Carlo Collodi, który stworzył postać ożywającej drewnianej kukiełki? Ale czemu nie papa Geppetto? Kto tam za nimi trafi, za tymi Rosjanami :)

PS. Poszperałam nieco w internecie i okazało się, że papa Karlo to bohater książki dla dzieci Złoty Kluczyk czyli Niezwykłe przygody Pajacyka Buratino Aleksieja Nikołajewicza Tołstoja. Buratino był wzorowany właśnie na Pinokiu. Ze względów politycznych Buratino był popularniejszy w ZSRR (i początkowo w krajach socjalistycznych) od kapitalistycznego Pinokia [Wikipedia] :)

W swoim egzemplarzu znalazłam pieczątkę biblioteczną, ale bez żadnego numerka.

Oto spis dotychczasowych karaluchowych produkcji (wszystkie przeczytane!):
Jak to dobrze mieć cel przed sobą! Zostały mi jeszcze 24 tomy :)

Początek:
i koniec:


Wyd. EKSMO Moskwa 2004, 380 stron
Z własnej półki (kupione od pana Wiktora, nadwornego dostawcy Doncowej, 27 lutego 2012 roku za 9 zł)
Przeczytałam 26 lutego 2015 roku

środa, 25 lutego 2015

Edmund Niziurski - Dzwonnik od Świętego Floriana

Właściwie miałam/chciałam czytać coś kompletnie innego, ale luty mi wyszedł straszliwie chudy czytelniczo no i istniało ryzyko, że nie zdążę nawet 'zaliczyć' stałych, comiesięcznych projektów (Niziurski, Doncowa), toteż rzuciłam się na ten lżejszy kaliber.
I co? Okazało się, że ten Niziurski to wcale taki lekki kaliber nie był. W sensie rozrywkowo-przygodowy. Najpierw jednak muszę wyjaśnić, że za zapoczątkowany w styczniu projekt EDMUND NIZIURSKI zabrałam się całkiem poważnie czyli z wydrukiem z Wikipedii w ręku, na którym odhaczyłam książki posiadane przeze mnie i te posiadane przez krakowskie biblioteki (mówimy tutaj tylko o książkach dla młodzieży) i tak po kolei postanowiłam REALIZOWAĆ :) Nie znalazłam wszystkiego, ofkors, tak lekko nie ma. W styczniu przeczytałam debiut czyli Księgę urwisów z własnych zasobów, a teraz przyszło mi udać się na Rajską i wygrzebać zbiór opowiadań Dzwonnik od Świętego Floriana. Niestety nie mieli egzemplarza z 1955 roku, ino jakieś trzecie wydanie z lat siedemdziesiątych, żal, ale lepszy wróbel w garści, prawdaż.
A drugie wydanie z 1956 roku miało ładniejszą okładkę:

Czyli mamy zbiór opowiadań. Oto ich tytuły:

I, proszpaństwa, jest to całkiem inny Niziurski od tego, którego wszyscy znamy. Akcja opowiadań toczy się na wsi świętokrzyskiej, w dwudziestoleciu międzywojennym. Czyli bida z nędzą. I o tej bidzie z nędzą właśnie mowa. Właściwie powinno się KAZAĆ naszym dzieciom czytać te opowiadania, żeby wiedziały, jak lekko mają w życiu. Że można marzyć o... chlebie, którego nie jadło się od trzech miesięcy, o kawałku kiełbasy, gdy mięsa nie widziało się od Wielkanocy, o zeszycie wreszcie, zwykłym zeszycie w linię do polskiego, bo inaczej znów nie napisze się wypracowania do szkoły, choć ono tkwi w głowie od dawna. A tymczasem ciężka praca w polu i gospodarstwie, wieczne głodowanie, a przynajmniej niedojadanie, prymitywne warunki życia, szybkie dojrzewanie. Również polityczne - dużo tu mówi się o strajkach. Niewątpliwie przejmujące jest opowiadanie Sekwestratorzy, gdzie wysłannicy władzy zabierają co popadnie, choćby ostatnią (jedyną w gruncie rzeczy) parę butów, za niezapłacone podatki. Oczywiście taki sekwestrator jest personą urzędową, on nic tu nie winien, upomina się tylko o to, co należne państwu, ale można to robić na różne sposoby. Ech, przypomina się film Komornik...

No jednak niestety. Jakkolwiek rozumiem, że tak mogło być, że tak było - to jednak odnoszę wrażenie, że autor pisał jakby na zamówienie. W owych latach 50-tych tego rodzaju spojrzenie na rzeczywistość sanacyjną było na pewno dobrze widziane u władz. Ot, propaganda w czystej postaci. Jeżeli dziś można to jeszcze czytać - to dlatego, że zewsząd dobiega odwrotna propaganda i ówczesna Polska jawi się obecnie jako kraina mlekiem i miodem płynąca, kraina dworków i dworów szlacheckich, gdzie elita kraju dobrotliwym i miłosiernym okiem spoglądała na chłopa, który w promieniach zachodzącego słońca zarzucał kosę na ramię i ruszał do chaty na żur z ziemniakami, gdy tymczasem fornalskie dzieci w koszulinach słuchały baśni opowiadanej im przez panienkę-córkę dziedziczki. Toteż dobrze jest zapoznać się z innym spojrzeniem (ha! znowu film się przypomniał).

Więc na dwoje babka wróżyła.
Chyba jednak dam córce do przeczytania, zobaczymy, co powie.
Ostatnio kazała sobie polecić coś z radzieckich autorów, czym mnie mocno zadziwiła. Wszak do tej pory to tylko przysyłała mi takie memy, gdzie pisała na przykład Rodzina jest niezadowolona, że Małgorzata K. odkrywa rosyjskie korzenie :) dziewczyna dorasta :)

Początek:
i koniec:


Wyd. Nasza Księgarnia Warszawa 1977, wyd. III, 277 stron
Pożyczone z biblioteki na Rajskiej
Przeczytałam 21 lutego 2015 roku

poniedziałek, 23 lutego 2015

Marco Rizzo, Lelio Bonaccorso - Jan Karski. Człowiek, który odkrył Holokaust

Bardzo przypadkowa lektura, bardzo. Nie czytam komiksów z zasady. Nie że zasada mówi, że to bezwartościowa lektura - tylko dlatego, że ta forma powieści obrazkowej mnie nie pociąga i nie wciąga :) żadna ideologia za tym nie stoi :)
Inna sprawa, że nie czytając - nie znam. Znaczy osiągnięć komiksowych. W dzieciństwie zahaczyło się o kapitana Klossa, Tytusa, Romka i Atomka i to by chyba było na tyle. Córka czytała zawzięcie Kaczora Donalda i praktycznie całą swą wiedzę stamtąd czerpała :) Jej przyjaciółka za to wdepnęła w mangę i siedzi w niej dotychczas. Przyniosła kiedyś parę egzemplarzy do zapoznania się - matko i córko, toż to normalnie pornografia! W tym wypadku już wolę profesjonalne kolorowe czasopisma :)

No a tu nagle wpadł mi w ręce Jan Karski. Zainteresowałam się ze względu na temat, ale jako kompletna amatorka nie mogę się wypowiadać na temat wartości hm artystycznych utworu. Nie wiem, jak się mają te obrazki do innych osiągnięć komiksowych, czy kreska jest warta swej ceny (hm... 54 zł), a kolorystyka odpowiednia. No nie znam się.
Cóż więc wiem? Że rzecz da się przeczytać nawet, gdy dokucza migrena (wypróbowane w piątkowy wieczór)...

Na okładce napisano:
Ot tak, dla maluczkich. Chyba słusznie. Całość jest przecież adresowana do młodego czytelnika. Więc chwała młodym włoskim autorom, którzy wzięli się za ten temat, żeby go przybliżyć szerszej publiczności. Tylko, kurtka na wacie, powstaje pytanie - trzeba do tego Włochów? Czy my sami już nic nie potrafimy? O Pileckim tez pisał Włoch, Marco Patricelli. Ponieważ nasz profesor Krawczuk pisał o starożytnym Rzymie - uznajmy, że jesteśmy kwita :)

Wydane luksusowo. Twarda okładka, kredowy papier.

Skan:

i trochę obrazków gorszej jakości, z aparatu fotograficznego:







Wyd. Wydawnictwo ALTER Kraków 2014, 146 stron
Tytuł oryginalny: Jan Karski. L'uomo che scopri l'Olocausto
Przełożyła: Adriana Hołub
Pożyczone
Przeczytałam 20 lutego 2015 roku



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ film radziecki ze Stanisławem Liubszinem NIELUBOW (Нелюбовь), reż. Walerij Rubinczik, 1991
Na YT cały:


Melodramat, w którego centrum znajduje się dziewczyna w trudnej sytuacji. Spotyka się ona jednocześnie z dwoma mężczyznami, znanym fotografem i zwykłym studentem. Cała trójka jest nieszczęśliwa. He he, nieźle się zapowiada :)

2/ film polski SPRAWA DO ZAŁATWIENIA, reż. Jan Rybkowski, 1953
Na YT w całości:


Zainspirowana jednym z programów rewiowego teatru "Syrena" komedia satyryczna o codziennych bolączkach warszawian, wymierzona przeciwko spekulantom, bumelantom i biurokratom. Dziennikarz telewizyjny Stefan Wiśniewski przyjeżdża do prowincjonalnej fabryki obuwia, aby tam nakręcić reportaż o przodownicy pracy, Zosi Lipińskiej. Przy okazji obiecuje jej pomóc w załatwieniu pianina dla zespołu świetlicowego. Kiedy jednak Zosia przyjeżdża do stolicy po instrument, okazuje się, że Stefan zapomniał o złożonej wcześniej obietnicy. Chcąc się zrehabilitować, natychmiast przystępuje do działania, ale oboje natrafiają na liczne przeszkody. W staraniach przeszkadza im opryskliwy taksówkarz, gburowaty kelner, referent-biurokrata, chuligański kibic, kumoterski ekspedient. Wszystko jednak kończy się pomyślnie - zespół otrzymuje pianino, a między młodymi rodzi się uczucie. W filmie tym Adolf Dymsza wystąpił w ośmiu rolach - pasażera wagonu sypialnego, szofera taksówki, prelegenta, kelnera, referenta, sprzedawcy, bikiniarza i boksera. Jego znakomite epizody stanowią największą wartość filmu.

3/ film czeski ZAVRAT (tytuł polski: Spojrzenie z okna), reż. Karel Kachyňa, 1962
Nie udało mi się nic znaleźć na YT, za to jest materiał o reżyserze w 10-tą rocznicę śmierci:


Siedemnastoletnia Bożka mieszka z ojcem w małym hoteliku, gdzie przebywają również geolodzy, poszukujący złóż cyny. Dziewczynie podoba się szofer Gabriel, spędzający swój wolny czas z zamężnymi nierzadko kobietami, ale niezwracający uwagi na smarkulę. Z czasem sympatia okazywana Gabrielowi przez Bożkę przełamuje jego obojętność. Nie dane im jednak będzie odnaleźć drogi do siebie...
Liryczna historia pierwszej miłości młodej dziewczyny znajduje się w centrum trylogii stworzonej przez reżysera Karla Kachyňę do spółki ze scenarzystą Janem Prochazką. Poprzednią część oglądałam w zeszłym tygodniu i bardzo mi się podobała.

4/ film japoński KISEKI (Życzenie), rez. Hirokazu Koreeda, 2011
To ostatni film tego wybitnego reżysera, jaki był do mojej dyspozycji - obejrzałam ich osiem, ten będzie dziewiąty.
Trailer z wyciszoną ścieżką dźwiękową (co za idiotyzm):


Koichi i jego młodszy brat Ryinosuke, po rozwodzie rodziców zostają rozdzieleni. Muszą zamieszkać z dala od siebie, starszy chłopiec z matką, a młodszy z ojcem. Bracia tęsknią za sobą i pragną, by ich rodzina znowu była razem. Pewnego dnia Koichi dowiaduje się, że miejscowości, w których mieszkają, mają zostać połączone najszybszym na świecie pociągiem shinkansen. Chłopiec wierzy, że gdy ktoś wypowie życzenie w momencie mijania się jadących w przeciwnych kierunkach pociągów, może spełnić swoje największe marzenie. Razem z bratem pragną odwrócić zły los, aby znowu być razem.

5/ żeby tak gwałtownie nie skończyć z Mélièsem, postanowiłam jeszcze obejrzeć film... o nim samym :) czyli HUGO I JEGO WYNALAZEK, reż. Martin Scorsese, 2011


Film zrealizowany na podstawie książki Briana Selznicka. Bohaterem jest Hugo - sierota mieszkający w korytarzach ukrytych w murach paryskiego dworca, gdzie jego życie zależy od zachowania anonimowości. Kiedy jednak jego losy zazębiają się z życiem pewnej dziewczynki (Izabelle) kochającej książki oraz starca prowadzącego na dworcu sklepik z zabawkami, jego podziemne życie zostanie zagrożone. Tajemniczy rysunek, notes, skradziony klucz, mechaniczny człowiek i ukryta wiadomość od nieżyjącego ojca Hugona to elementy tworzące szkielet tej pięknej historii.

Gdzie tu Méliès, spytacie? To on właśnie jest starcem sprzedającym na dworcu zabawki. O czym poniżej:
Biogram oczywiście zaczerpnięty z Teoplitza:

6/ ostatni film to coś z najnowszego kina. Tym razem będzie to Woody Allen i jego MAGIA W BLASKU KSIĘŻYCA (Magic in the Moonlight), USA 2014


Chińczyk Wei Ling Soo jest najznamienitszym iluzjonistą swoich czasów, ale mało kto wie, że za jego sceniczną maską kryje się arogancki Anglik - Stanley Crawford (Firth), żywiący wyjątkową awersję do wszelkiej maści spirytystów. Za namową przyjaciela Stanley wyrusza z misją do położonej na Lazurowym Wybrzeżu posiadłości rodziny Catledge. Na miejscu, udając zamożnego biznesmena, ma zdemaskować oszustwa pięknej kobiety-medium - Sophie Baker (Emma Stone), rzekomo potrafiącej czytać w myślach i rozmawiać z duchami. Zadanie Stanleya skomplikuje się, gdy on sam wpadnie w sidła zniewalającego uroku Sophie, a próbka niezwykłych zdolności medium na dobre zachwieje wszystkim, w co dotychczas wierzył.




sobota, 21 lutego 2015

Barbara Szyper - Krakowskim szlakiem Wita Stwosza

Właśnie sobie opracowuję temat WIT STWOSZ W KRAKOWIE, więc sięgnęłam po tę cienką książeczkę. Jest cała seria tego typu wydawnictw, nie tylko krakowskim szlakiem, ale i warszawskim, zakopiańskim.
Ja mam te:

Nie zmieściły się, biedaczki, na żadnej półce i muszą sobie leżeć, upchnięte w przypadkowym miejscu:
Z okazji leniwego weekendu pytanie 'od rzeczy' czyli: COŚCIE CZYTALI Z TEGO, CO STOI PONIŻEJ 'SZLAKOWEJ' SERII?

Jest to regał, za którym nie przepadam, ale ma on swoją historię, o której może opowiem, jeśli kiedykolwiek znajdę czas na napisanie posta MOJA BIBLIOTEKA :) Każdy, kto miał na to chęć, dawno już go napisał, tylko ja nie :(

Zatem opracowuję temat WIT STWOSZ W KRAKOWIE, jako się rzekło. Najpierw myślałam, że mam tylko tę książeczkę. Ale coś mi chodziło po głowie, pamiętałam, że nieco większy format, zaczęłam szperać i znalazłam najpierw zbiór wykładów, które wygłaszano w 1977 roku z okazji 500-lecia przybycia Stwosza do Polski, a potem opublikowano pod tytułem Wit Stwosz w Krakowie... a potem, na szczęście, przypomniałam sobie o świetnym katalogu wydanym przez Muzeum Narodowe z okazji stwoszowskiej wystawy i innych pozycjach :)

No ale tak od deski do deski to chyba tylko Krakowskim szlakiem... przeczytam, bo najcieńsze :)
Zawiera skondensowaną wiedzę na temat krakowskiego okresu w życiu rzeźbiarza i opisy ocalałych dzieł, ale pokrótce omawia też jego dzieje wcześniejsze i te norymberskie, po wyjeździe z Krakowa. Jako że rzecz pochodzi sprzed 30 lat, jest już nieco zdezaktualizowana, choćby w kwestiach dotyczących lokalizacji niektórych rzeźb - wszak nie było jeszcze wtedy oddziału Muzeum Narodowego w pałacu Ciołka. Dlatego świetnym dopełnieniem jest wspomniany katalog wystawy Wokół Wita Stwosza. Muzeum Narodowe miało taki miły zwyczaj sprzedawania podczas Nocy Muzeów swoich wydawnictw za pół ceny (piszę 'miało', bo nie wiem, jak to wygląda teraz), co pozwoliło mi wzbogacić się o szereg cennych pozycji.

W to piękne słoneczne sobotnie południe, moi drodzy czytelnicy, zadaję Wam zagadkę:
JAKIEŻ TO STWOSZOWE DZIEŁA MOŻNA OGLĄDAĆ W KRAKOWIE?
JAKIE MAMY MIEJSCA ZWIĄZANE Z ARTYSTĄ?

Początek:
i koniec:


Wyd. Wydawnictwo PTTK "Kraj", Warszawa-Kraków 1985, 61 stron
Z własnej półki (kupione niegdyś w antykwariacie za 2 zł)
Przeczytałam 20 lutego 2015 roku



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
Nadrabiam zaległości i dziś dopiero piszę, co w tym tygodniu oglądam. Tak naprawdę cztery z wymienionych filmów mam już za sobą. Zostały najgorsze czyli nieszczęsny generał Świerczewski no i ten car... jakoś się boję historycznych tematów...

1/ film radziecki ze Stanisławem Liubszinem CAR IWAN GROŹNY (Царь Иван Грозный), reż. Giennadij Wasiliew, 1991
W 2 długich częściach:




2/ film polski ŻOŁNIERZ ZWYCIĘSTWA, reż. Wanda Jakubowska, 1953
Na YT w kawałkach:


Opowieść biograficzna poświęcona generałowi Karolowi Świerczewskiemu "Walterowi", powiązana z najważniejszymi wydarzeniami w Polsce i w Europie.
Ciężka to będzie przeprawa i długa...
Oczywiście zapoznałam się z odnośnymi informacjami w trzecim tomie Historii filmu polskiego, którym to tomem bardzo się cieszę:
No i one są druzgocące:
A ja to obejrzę! Na co się człowiek nie zdobędzie dla idei!
(idea - obejrzeć całe polskie kino)


3/ film czeski TRAPENI (Zmartwienia), reż. Karel Kachyňa, 1961


Dwunastoletnia Lenka – dziewczynka żywa i pełna temperamentu - mieszka z rodzicami w małej osadzie na południu Czechosłowacji. Jej życie toczy się dość zwyczajnie do momentu, kiedy to Lenka postanawia zaprzyjaźnić się z Prymem – najbardziej dzikim koniem w okolicy, należącym do pobliskiej stadniny. Mimo ostrzeżeń ze strony rodziców i opiekunów zwierzęcia Lenka osiąga cel. Prim staje się jej najwierniejszym przyjacielem. Reżyser poprzez opowiadaną historię dokonał wnikliwej i jednocześnie subtelnej analizy psychiki dorastającej dziewczyny, której przyjaźń z koniem pozwala dostrzec istotne wartości życia. Krytyk francuski pisał: "Byłem głęboko poruszony tym miłym, powiedziałbym nawet fascynującym filmem. Przy jego oglądaniu nasuwa się analogia do filmu ‘Biała grzywa’, ale scenariusz ‘Zmartwień’ jest znacznie bardziej oryginalny, a poetycka forma filmu łączy lirykę i uczucie".

4/ film japoński DMUCHANA LALA (Kûki ningyô), reż. Hirokazu Koreeda, 2009


Film opowiada o dmuchanej lalce, która pewnego dnia ożywa. Bez wiedzy właściciela wyrusza do miasta. Zakochuje się w Junichim, mężczyźnie spotkanym niedaleko wypożyczalni kaset video, zaczyna się z nim spotykać i podejmuje pracę w sklepie. Wszystko wydaje się być w porządku, jednak wkrótce dochodzi do nieprzewidzianych wydarzeń.
Taki opis z Filmwebu. W rzeczywistości przejmująca opowieść o samotności.

5/ koniec Meliesa! Co za ulga! Dajcie spokój, wszystko ładnie pięknie, ale 13 godzin filmów niemych opartych najczęściej na tych samych pomysłach i trickach to jednak wysiłek :) Na szczęście to już poza mną, a teraz oglądam krótki film dokumentalny o wielkim twórcy - LE GRAND MELIES, reż. Georges Franju, 1952


Wracając jeszcze do postaci francuskiego filmowca... trzeba oczywiście przeczytać do końca, co o tym sądzi Toeplitz.
Cóż on więc konstatuje?

6/ i wisienka na torcie czyli coś nowego. Tym razem był to (bo już obejrzałam, zrobiłyśmy sobie z córką seansik, oczywiście na dużym ekranie) - ROALD DAHL' ESIO TROT, reż. Dearbhla Walsh, Wielka Brytania 2015


Jest to romantyczna komedia geriatryczna. Film opowiada o samotnym mężczyźnie Panu Hoppy, który podkochuje się w mieszkającej piętro niżej Pani Silver. Ze względu na swoją chorobliwą nieśmiałość nigdy nie odważył się wyjawić jej swoich uczuć. Pani Silver ma żółwia, który nie rośnie, a ona chciałaby, żeby był większy. Kiedy Pan Hoppy się o tym dowiaduje, postanawia zrobić wszystko, by spełnić jej życzenie.

czwartek, 19 lutego 2015

Johannes Weidenheim - Ludzie, co za czasy albo Wesz za niemieckim kołnierzem

Mein Gott, wreszcie się uporałam! Dziesięć dni mi na tym zeszło, niewiarygodne. Cały czas woziłam książkę ze sobą, ale wyciągnęłam z torby w tramwaju może raz. Stanowczo wolę obecnie wyglądać za okno. Jeżdżę na tej samej trasie od tylu lat codziennie i - wyobraźcie sobie - że jeszcze zdarza mi się odkryć coś nowego. A tak w ogóle to jestem kompletnie pozbawiona zmysłu obserwacji i gdyby tak ktoś kazał mi narysować (czy opisać) ciąg budynków z którejś z mijanych ulic, to ni hu hu. A przecież patrzę na nie every day, krucafiks! Mam tylko dwa domy ulubione, oba przy ul. Bronowickiej: jeden to tzw. Tajemniczy Dom, bo nigdy nie widziałam, żeby się w oknie świeciło światło i w sumie mogłabym przypuszczać, że nikt tam nie mieszka - ale na wiosnę ktoś jednak sadzi kwiatki w ogródku... a drugi to Dom Moich Marzeń, tam bym chciała mieszkać (pomijając lokalizację koło pętli tramwajowej), ma oszkloną werandę, piękne półkoliste okno w salonie, facjatkę z balkonem... i jest strasznie zaniedbany :(

No dobra, zagaduję. Zagaduję, bo - hm - żadnych wniosków po lekturze nie wysnułam... wymęczyła mnie - czym? przecież to zwykła powieść - jednak trzymanie się uparcie jednej książki przez tyle czasu jest niezdrowe :) Wieczorem nad nią zasypiałam i tak to.
A to z serii KIK. Gdzie zazwyczaj przecież trafiały interesujące książki.
Na co dzień przed szeregiem KIK-u upchany jest jeszcze jeden rząd tomisk, no ale do zdjęcia zdjęłam :).

Informacja na okładce bardzo zachęcająca.
Autor już nie żyje, zmarł w 2002 roku. Był płodnym twórcą ponad 30 powieści i wielu sztuk teatralnych, wierszy, opowiadań, a także przekładów. Urodzony w 1918 roku w Serbii, wcielony do armii niemieckiej, utracił swą mitteleuropejską ojczyznę, wracał do niej z ogromną tęsknotą w swej twórczości, a jednym z głównych tematów uczynił utopię pokojowego współistnienia narodów.

Alter ego pisarza, folksdojcz Szymon Łazarz Messer opowiada o latach bezpośrednio po zakończeniu II wojny światowej, gdy były niemiecki żołnierz szuka swego miejsca na ziemi, w świecie po "końcu świata", w którym wszystko trzeba zbudować na nowo. Podejmuje pracę jako wiejski nauczyciel, zdając sobie sprawę, że starsze pokolenie jest już stracone i należy przede wszystkim wychować inaczej młodą generację. Ale nic się nie zmienia, wszyscy myślą tylko o jednym: odbudowie drobnomieszczańskiego świata. Messer zmaga się z otoczeniem, z własnymi pragnieniami, wątpliwościami, by w końcu stwierdzić, że dalej tkwi pośrodku chaosu, a gdzie jest chaos, jest i nadzieja.

Za mało wiem o Niemczech, ich historii, by móc docenić walory powieści, trochę się gubiłam w różnych niuansach i meandrach, trochę nie rozumiałam nawiązań i aluzji, padały nazwiska, które nic mi nie mówiły. Za głupiam. Nie zaangażowałam się emocjonalnie. Znudziło mnie. A przecież na początku usiłowałam się identyfikować z tym młodym człowiekiem, uciekającym najpierw przed śmiercią fizyczną, a potem duchową. Daleka jestem od myślenia, że samiście sobie winni, szkopy i dobrze wam tak. Rozumiem, że są socjotechniki pozwalające na manipulowanie nawet całymi narodami i że to nie tak trudno się dać ogłupić, za to trudno zachować kręgosłup moralny w obliczu groźby unicestwienia... Może powinnam kiedyś porozmawiać o tym z moją kuzynką z Hamburga, urodzoną w tych latach - ale dzieli nas, niestety bariera językowa.
Więc jeszcze tylko garść cytatów.

Dzielni są ci Niemcy z Rzeszy: naród karłów zbierających skarby. Messer daremnie usiłował wykrzesać z ostatnich dni inne wspomnienie niż widok szabrujących obywateli.

W owych czasach w Niemczech dobrze było móc wykazać się, że się pochodzi skądinąd, można się było wyprzeć uczestnictwa w wielu sprawach, a nawet o nich nie wiedzieć.

Właśnie normalizacja nie powinna nastąpić i to jeszcze długo: Niemcy powinny pozostać improwizacją.

Dziwna rzecz, odnosi się wrażenie, jakby dwie wojny światowe były jedną, a Niemcy przez pół wieku nie robili nic innego, tylko umierali za ojczyznę - w obcych krajach.

Czujemy, że istnieją źródła szczęścia, od których odciął nas rytm życia, bogactwa, których nie umieliśmy wykorzystać. Stwierdzamy, iż żyliśmy zgodnie z naszymi warunkami, a oto teraz ogarnia nas rodzaj szaleństwa, rozkosz rozrzutności i pragnienie nadrobienia tego, co straciliśmy przez oszczędność. Zupełnie dobra sentencja do sztambucha mego narodu.

Każdy przecież potrzebuje kompana, szczególnie teraz, tym bardziej, gdy człowiek odczuwa lęk przed tymi, co dokładnie wiedzą, czego chcą.

Tacy ludzie jak ja nie powinni robić nic innego, jak tylko stanąć gdzieś i stać, zagradzając ludziom drogę. Dopóki nie usunie się ich siłą.

Pani mąż odczuwa dziś jeszcze potrzebę wypłukiwania z jamy ustnej posmaku wielkich, obrzydliwych słów z czasów, gdy pani go jeszcze nie znała.


Początek:
i koniec:

Inne tytuły serii z 1972 roku:
Czytałam Antonowa, Muriel Spark i Marcello Venturiego. No i kiedyś tam Vonneguta, za którym przepadał mój Ślubny, więc nie można się było wykręcić :)


Wyd. PIW Warszawa 1972, wydanie I, 487 stron
Seria: KIK
Tytuł oryginalny: Mensch, was für eine Zeit oder Eine Laus im deutschen Pelz
Przełożyła: Irena Naganowska
Z własnej półki (kupione na allegro 5 stycznia 2013 roku za 2,50)
Przeczytałam 18 lutego 2015 roku



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
a właściwie...
W ZESZŁYM TYGODNIU OBEJRZAŁAM, bo to zaległości :)
1/ film radziecki SZKURA (Шкура), 1991
Chyba trzydziesty czwarty z filmografii Stanisław Liubszina, tu w całości:

To satyra na alkoholizm w radzieckim społeczeństwie. W moskiewskim ogrodzie zoologicznym zdycha goryl, podarowany przez Amerykankę, a będący ponoć ostatnim przedstawicielem swego gatunku. Pech chce, że Amerykanka właśnie przylatuje do Moskwy chcąc odwiedzić swojego Ritchie. Dyrekcja zoo decyduje więc przebrać za małpę jednego ze sprzątaczy... tyle że ten w klatce popija razem z kumplem, czyta gazetę, pali. Telewizja to odkrywa, a samozwańczy profesor (inny alkoholik zatrudniony w zoo, ten właśnie kumpel od kieliszka) ogłasza w eterze, że małpa stała się prawie człowiekiem w wyniku naukowego eksperymentu pojenia wódką. Zewsząd zaczynają napływać dary społeczeństwa w postaci skrzynek alkoholu...

2/ film polski...
Niestety nie udało się znaleźć filmu PIERWSZE DNI Jana Rybkowskiego ani GROMADY Jerzego Kawalerowicza, idę więc naprzód. Rok 1951 zaliczony, w 1952 nic nie powstało, zaczynam 1953. Tu już bogato, powstało dziewięć filmów i wszystkie mam. Właśnie sporządziłam plan na najbliższe dwa miesiące, porządkując filmy w kolejności premier:
1/ TRZY OPOWIEŚCI
2/ ŻOŁNIERZ ZWYCIĘSTWA
3/ SPRAWA DO ZAŁATWIENIA
4/ DOMEK Z KART
5/ PRZYGODA NA MARIENSZTACIE
6/ PIĄTKA Z ULICY BARSKIEJ
7/ TRUDNA MIŁOŚĆ
8/ CELULOZA
9/ POŚCIG


A więc na początek TRZY OPOWIEŚCI - to film nowelowy.

Pierwsza część zatytułowana jest CEMENT, w reż. Czesława Petelskiego.
Sabotażysta uszkadza przewody wodociągowe, co powoduje zalanie zapasów cementu. Okazuje się, że sprawcą jest Franek, członek brygady młodych betoniarzy budujących Nową Hutę. Odkrycie tej prawdy brygadzista Władek przypłaca własnym życiem.
Druga to JACEK, reż, Konrad Nałęcki.
Jacek pracuje w brygadzie budującej zaporę wodną. Jest krnąbrny i niezdyscyplinowany. Kolektyw stara się wpłynąć na jego postępowanie, ale odnosi to wręcz odwrotny skutek. Dopiero awantura na wiejskiej zabawie spowoduje zmianę postawy Jacka.
Trzecia to SPRAWA KONIA, reż. Ewa Poleska (później Petelska).
Adaś po odbyciu turnusu "Służby Polsce" wraca na wieś. Za zarobione pieniądze kupuje swemu chrzestnemu, Wierzbickiemu, konia. Postępek ten zostaje negatywnie oceniony przez Kazika, zaangażowanego zetesempowca, ponieważ Wierzbicki odmówił przystąpienia do spółdzielni produkcyjnej. W końcu jednak przejrzał on kułackie intrygi i powozem zaprzężonym w otrzymanego konia zajeżdża na inauguracyjne zebranie spółdzielni. Córka Wierzbickiego, Marysia, i Adaś wybierają się na studia.
Wśród wykonawców Ignacy Gogolewski, Roman Kłosowski, Wiktor Sadecki, Roman Polański, Jan Machulski. Fajnie tak patrzeć na rozpoczynających dopiero karierę dzisiejszych oldboyów :)

W nowonabytym trzecim tomie Historii filmu polskiego (o czym niżej) znalazłam takie informacje:
Są nawet cenne dopiski na marginesach :)

3/ film czeski... tu wkradł się nieporządek - wszak oglądam je chronologicznie, tak jak filmy polskie - no i w trakcie oglądania coś tam mi przybyło, więc wracam z lat 90-tych do 60-tych: MORDERSTWO PO CZESKU (Vražda po česku), reż. Jiří Weiss, 1966
Komedia kryminalna.
Niewiarygodne, ale nic na YT nie znalazłam: ani filmu ani sceny z filmu ani zajawki, no kompletnie nic!
Opisu po polsku też nie ma, ale bardzo mi się podoba tłumaczenie z czeskiego google'a :)
W prowincji Frantisek żyje. Frantisek życie toczy się stopniowo i po cichu. Jest sam. Frantisek nieśmiała, cicha, nieśmiałą osobą. Najszczęśliwsze godziny jego życia - kiedy Frantisek sama z jakichkolwiek książek. Ten czas należy tylko do niego, jego wyobraźnia nie zna granic ...
I nic by się nie stało do spokojnej Frantisek jeśli przypadkowo w domu wakacyjnym nie spotkał piękną Alice korespondenta i dyrektor Karel z Pragi.


4/ film japoński HANA YORI MO NAHO - kolejny w reżyserii Hirokazu Koreeda, 2006
Na YT trailer:


Rok 1702. Młody samuraj Aoki Sozaemon (Okada Junichi), opuszcza dom rodzinny i przenosi się do Edo (obecnie Tokio) w poszukiwaniu Kanazawa Jubei (Asano Tadanobu), mężczyzny, który zabił jego ojca.

5/ historia kina czyli GEORGES MELIES - FIRST WIZARD OF CINEMA
Dotarłam wreszcie do końca tej Meliesowskiej epopei - filmów z lat 1908-1913. Oto jeden z nich:


Oczywiście pilnie czytając Toeplitza:
Oto fragment na dziś :)

6/ filmy oscarowe - GRAND BUDAPEST HOTEL, reż Wes Anderson, USA/Wielka Brytania 2014


Niezwykłe przygody ekscentrycznego portiera ze słynnego europejskiego hotelu w burzliwym okresie międzywojennym, który uwikłany zostaje w aferę wokół kradzieży bezcennego renesansowego obrazu i walkę o przejęcie ogromnej fortuny rodzinnej.


NAJNOWSZE NABYTKI
Jednak nie wytrzymałam presji allegro w kwestii uzupełnienia serii HISTORIA FILMU POLSKIEGO i nabyłam pierwszy i trzeci tom:

A chwilę później trafił mi się tom szósty:

Niejako przy okazji wzięłam też takie wiekowe wydawnictwo:

Odebrałam również kolejny tom Kozioła:
i inne cracovianum:

Psiapsióła przywiozła z Wenecji historie miłosne:
o mniej lub bardziej znanych ludziach:

Wyrwałam też dwa ostatnie numery Nowej Dekady Krakowskiej:
Zapowiada się bardzo fajna lektura.

I żeby zakończyć znów filmem, skusiła mnie niską ceną Kronika filmu - 35 zł:
Daję trochę większe zdjęcie, bo może ktoś zechce uczestniczyć w zabawie, jaką sobie z córką urządziłyśmy: każda z osobna miała wypisać nazwiska aktorów, reżyserów i tytuły filmów ze zdjęć z obu okładek:
Za każde nazwisko/tytuł - jeden punkt.
Mnie udało się zebrać 35, córce - 25.