środa, 30 września 2015

Lucyna Olejniczak - Kobiety z ulicy Grodzkiej. Hanka

Hanka nie mogła długo czekać, zwłaszcza że ukazała się już parę miesięcy temu, jak się okazuje, więc zabrałam się za nią pod koniec września. Czyta się prędko, jak zresztą zawsze powieści Olejniczak, akcja toczy się wartko, czytelnik przewraca stronę za stroną, aż nadchodzi nieubłagany koniec. Który zresztą ma być początkiem... kolejnej powieści z cyklu.
Kobiety z ulicy Grodzkiej. Sama jestem kobietą z ulicy Grodzkiej :) bo tam spędzam swój pracowniczy żywot, więc chłonęłam tekst jak gąbka, wyszukując krakowskie smaczki.

Zdjęcia półki z książką nie ma, bowiem ostatnie nabytki jeszcze leżą na biurku i medytują, gdzie by tu. Hankę należałoby postawić obok poprzedniej krakowskiej powieści Lucyny Olejniczak czyli Wypadku na ulicy Starowiślnej, ale tam już nie wcisnę nawet broszurki.

Z okładki:

Od razu wyjaśniam, że powieść czytałam ze względu na jej osadzenie w Krakowie. Moi stali czytelnicy chyba się zorientowali, że tzw. czytadeł (zwłaszcza nowości) raczej unikam, do tego stopnia, że kompletnie przegapiłam Hankową falę na blogach książkowych, tych skupionych na tego typu literaturze i zazwyczaj dostających do recenzji książki z wydawnictw. Teraz widzę, że dział PR Prószyńskiego działał aktywnie, bo tych recenzji (zresztą pozytywnych) ukazało się sporo. A ja mam teraz mały problem. Bo nie jestem targetem i powieścią z tej racji zachwycać się nie będę - ale z drugiej strony nie mam porównania z innymi tego typu książkami, za to mam krakowskie zboczenie i każda kolejna pozycja tutaj umiejscowiona mnie cieszy i wzbogaca moje zbiory.
Rozbawił mnie żart autorki związany z jej pierwszą powieścią Wypadek na ulicy Starowiślnej (uważny czytelnik znajdzie), a zastanowił fragment, gdzie brat bohaterki udaje się z kolegą do kamieniołomów, by postrzelać z rewolweru - zastanowił dlatego, że nie mogę sobie przypomnieć, czy o takim wypadku (i o strzelaniu z klucza) była mowa w Listach podgórskich Andrzeja Nowaka czy też w Kulą w płot Tadeusza Sochy. W każdym razie to ślad uważnych krakowskich lektur Lucyny Olejniczak :)

Spacery po krakowskich ulicach, apteka przy Grodzkiej, Planty, kościół Mariacki, studia pierwszych kobiet na Uniwersytecie Jagiellońskim, wizyty na cmentarzu Rakowickim - te krakowskie klimaty wciągały i trochę żałuję, że wszystko wskazuje na to, iż akcja kolejnego tomu toczyć się będzie w Paryżu... Ale może jeszcze wrócimy do Krakowa, zwłaszcza, że szykuje się tom trzeci?

No i trochę dziegciu do beczki wydawnictwa: co ma wspólnego zdjęcie na okładce z tytułem książki?


Początek:
Koniec:

Wyd. Prószyński i S-ka Warszawa 2015, 342 strony
Z własnej półki (kupione 17 września 2015 roku za 28,16 zł w Księgarni Akademickiej)
Przeczytałam 30 września 2015 roku



NAJNOWSZE NABYTKI
Poszłam do Księgarni Językowej po papeterię, bo jest tam też dział papierniczy... no i zahaczyłam o półki czeskie na językowych... bezkarnie się tego nie robi :)
Obejrzałam słowniki, podręczniki, przetłumaczyłam sobie jak krowie na granicy, że trzeba sprawdzić ceny na allegro, a nie rzucać się tak jak szczerbaty na suchary... ale Kapoan MUSIAŁAM natychmiast wciągnąć!
Kapoan to po prostu na opak pisane wstecz. A nowy, bo, jak się okazuje, był już kiedyś pierwszy Kapoan, wydany w 2000 roku - tyle że śladu po nim nie zostało. To rzecz o pułapkach językowych, w które może wpaść Polak zmylony podobieństwem języków czeskiego i polskiego. Przewesoła lektura :)
Ale ale. To allegro. No to weszłam i poszukałam. I znalazłam i słownik - taniej o 70 zł niż w księgarni - i inne takie. I oczywiście kupiłam. Aaa, pomyślałam, raz się żyje! Podoba mi się ten czeski, to co sobie mam żałować. Znajomemu podobał się jakiś tam Kodeks wyszehradzki czy coś w tym stylu, to kupił za 500 zł.
I taka sobie szczęśliwa wracałam do domu - żem zdrowa, że wieczorem mnie czeka seans filmowy na dużym ekranie, że jutro będę przeglądać nowe nabytki (bo to z odbiorem osobistym), że chwała Bogu jeszcze stać mnie na kupienie sobie tego czy owego i spełnianie marzeń (skromnych marzeń, bo tego większego - czyli kolejnego wyjazdu do Wenecji - to chyba nie zrealizuję, tak się boję nędznej emerytury, że szkoda mi wydawać oszczędności, a nie jestem taką dzielną babcią, która w hostelu się zatrzyma, potrzebuję już trochę wygód) i jeszcze szczęśliwa, że moje marzenia i aspiracje są takie właśnie możliwe do realizacji, że nie śnię, jak moja koleżanka z pracy, o Bóg wie czym i potem wpada w depresję...
No że jestem zadowolona z życia po prostu :)


W TYM TYGODNIU OGLĄDAM

1/ film czeski HANELE, reż. Karel Kachyňa, 1999
Na YT początek, z rosyjskimi napisami:


W małej żydowskiej osadzie mieszka młoda dziewczyna, Hana Šafarová, nazywana Hanele. Wraz z grupą młodych ludzi postanawia wyruszyć do Ostrawy, gdzie pielgrzymi mają przygotowywać się do podróży do ziemi obiecanej. Dziewczyna zakochuje się w komiwojażerze Ivo Karadžiču, który jest wolnomyślicielem. Mężczyzna chciałby się z nią ożenić, ale dla Hanele wychowanej w tradycji żydowskiej, małżeństwo z niewierzącym jest nie do pomyślenia.
7/10

2/ nr 19 z listy TOP 250 portalu IMDB - MIASTO BOGA (Cidade de Deus), reż. Fernando Meirelles, Brazylia 2002
Tym razem ominęłam nr 18 - Władcę pierścieni, bo może kiedyś jednak przeczytam te tomiszcza, to wtedy dopiero obejrzę ekranizację.
Na YT cały, ale po portugalsku:


Niezwykły film o niezwykłym miejscu na przedmieściu Rio de Janeiro. Opowiadany przez Busca-Pé, małego czarnego chłopca, zbyt lękliwego i strachliwego, by przystać do gangu, ale i zbyt rozsądnego, by zgodzić się na nisko płatną i poniżającą legalną pracę. Busca-Pé wymyślił sobie, że można okrutny i brutalny świat, który go otacza, obserwować inaczej, przez sztukę. Jego celem stało się zostać profesjonalnym fotografem. Miejsce znane jako "Cidade de Deus" początkowo jest placem, na którym powstają mieszkania dla biednych budowane przez rząd na początku lat 80. Po kilku latach zamiast spokoju staje się najbardziej niebezpiecznym gettem w Rio. Handel narkotykami, prostytucja, rabunki i przestępstwa stały się smutną codziennością obserwowaną i utrwalaną przez Busca-Pé. Film jest przygnębiający, ujawnia prawdy uniwersalne, pokazuje sytuacje znane i z naszych blokowisk. Film nagradzany na festiwalu w Toronto, nominowany do Złotych Globów 2003.
8/10

poniedziałek, 28 września 2015

Daria Doncowa - Zimnieje lieto wiesny

Nu i Wiłka! Tym razem naprawdę zaskoczyła czytelników! Tego bym się w życiu nie spodziewała! Ona, tak oddana swojej rodzinie, w skład której wchodzi mąż, przyjaciółka, mąż przyjaciółki i dwoje ich dzieci. Tak sobie razem mieszkają, bardzo zgodnie... a tu tymczasem... nie, nie mogę zdradzić, co się stało, a nuż ktoś będzie to czytał... w dodatku nie do końca mogę uwierzyć w ten nagły zwrot akcji i czekam na następny tom, że coś się w nim wyjaśni, że to nieporozumienie było, że halo, znowu jesteśmy razem...

Trafił mi się egzemplarz w twardej okładce, mam ich dwie półki, to ta niżej:
To jest w - ha ha - salonie. Najmniejszym pomieszczeniu w domu (nie licząc łazienki). Jest tam kanapa, na której od paru lat śpi moja córka - zamieniłyśmy się na pokoje, gdy miałam bóle kręgosłupa i lekarz zalecił spać na twardym, a u niej jest taki właśnie materac. Córka jest jeszcze bardziej leniwa ode mnie pod pewnymi względami i zasadniczo mamy święto, gdy posprząta pościel i złoży tę kanapę. Wtedy mogę sobie na niej zasiąść i popatrzeć sobie na półki i przypomnieć, co tam jest i co bym chciała w najbliższym czasie przeczytać. Tak się chwilę ponapawam i już mnie dziecko przegania :)


Z okładki:

To osiemnasty tom przygód Wiłki. Prę dzielnie do przodu :)

Tym razem Doncowa wymyśliła historię o tym, jak ktoś wkręca Wiolę Tarakanową w dwa morderstwa i próbuje ją szantażować. Nasza bohaterka najpierw ulega żądaniom tajemniczego Mistera X, ale potem postanawia walczyć, zwłaszcza że wydawnictwo MARKO, w którym publikuje swoje powieści, postanowiło rozwinąć szeroko zakrojoną akcję reklamową i w tym momencie najgorsze, co mogłoby się zdarzyć, to jakiś skandal związany z życiem osobistym Wiłki.
Z ciekawostek: Tarakanowa umówiła się z kimś w restauracji "Łyżka kakao", przyszła, rozgląda się i ma wrażenie, że trafiła znów do lat siedemdziesiątych w ZSRR, wystrój, brak obsługi, menu... właśnie - w menu jest pizza. Pizza z jajkiem, pizza z łososią (łosoś to samiec, więc łososia to widocznie samica) i pizza z kefirem. Indaguje kelnerkę, jak pieką tę pizzę z kefirem. No jak to jak - upieką pizzę i podają do niej szklankę kefiru!
- No ale ciasto z czym?
- Puste.
- Z kapustą?
- Puste, ot, bułka z kefirem.

:)

Początek:
Koniec:


Wyd. EKSMO Moskwa 2007, 349 stron
Tytuł oryginalny: Зимнее лето весны
Z własnej półki
Przeczytałam 26 września 2015 roku


W TYM TYGODNIU OGLĄDAM

1/ film polski ZIEMIA, reż. Jerzy Zarzycki, 1956
Brak na YT :(

Dramat psychologiczny - historia zamożnego rolnika, który po odejściu najemników do spółdzielni, dzięki atawistycznemu przywiązaniu do roli podejmuje wysiłek samotnej uprawy ziemi. Ślemień jest zamożnym rolnikiem i uczciwym człowiekiem, głęboko przywiązanym do swej ziemi, do swego gospodarstwa. Boryka się jednak z coraz większymi trudnościami. Jako "kułak" uważany jest przez władze za wyzyskiwacza i wroga. Chłopi, którzy kiedyś u niego pracowali, przenoszą się do pobliskiej spółdzielni produkcyjnej . . . Ślemień zostaje sam z żoną, a gospodarstwo czeka ruina.
7/10

niedziela, 27 września 2015

Leonardo Sciascia - Porte aperte

Stanowczo dosyć tego lenistwa! Plan pięcioletni mówi - co miesiąc jedną książkę po włosku! Jak tego nie usystematyzuję, to diabli wszystko wezmą. Mam jakiś kompleks samouka chyba :) oni właśnie stawiają sobie cele, sporządzają listy, zamiast iść na żywioł :) W każdym razie ma być teraz tak: jedna po włosku, jedna po francusku (jak mi się skończą Simenony - ale to nieprędko - zapiszę się znowu do biblioteki Instytutu Francuskiego), jedna po rosyjsku. Howgh!

Na początek padło na Sciascię i jego Porte aperte (Otwarte drzwi), opublikowane na dwa lata przed śmiercią, w 1987 roku.
Historia umiejscowiona jest pod koniec lat 30-tych w Palermo, a bohaterem jest 'mały sędzia' uczestniczący w rozprawie przeciwko urzędnikowi zwolnionemu z pracy, który w akcie zemsty zabił żonę, byłego szefa i swego następcę na stanowisku. Z jednej strony władze usiłują zatuszować sprawę i podczas pogrzebu ofiar - tych urzędowych, bo kogo tam obchodzi jakaś żona - nie wspomina się w ogóle o przyczynie ich śmierci ("przedwcześnie odeszli"), z drugiej chodzi o to, by zasądzić "dla przykładu" świeżo przywróconą karę śmierci zabójcy, przede wszystkim dlatego, że zamordowany szef był wysoko postawioną szyszką w faszystowskich Włoszech. A przecież głoszono wówczas tezę otwartych drzwi. Jeśli nie ma wolności, niech będzie chociaż bezpieczeństwo. Miało się spać przy otwartych drzwiach, głosił reżim. Ale na Sycylii ta zasada natychmiast nabiera odmiennych znaczeń. To są drzwi otwarte na szaleństwo. Mały sędzia jest jedną z tych przegranych z góry postaci - usiłuje przeciwstawić się machinie sądowej, bo ma swoją jasną i precyzyjną ideę Prawa.


Początek:
Koniec:


Wyd. ADELPHI EDIZIONI Mediolan 1987, 109 stron
Z biblioteki Włoskiego Instytutu Kultury
Przeczytałam 19 września 2015 roku


W TYM TYGODNIU OGLĄDAM

1/ film włoski IL GIOVANE FAVOLOSO, reż. Mario Martone, 2014
Trailer:


Wychowany w bibliotece ojca Giacomo Leopardi odcięty jest od świata zewnętrznego. Gdy udaje mu się wyjechać z rodzinnego miasta, zostaje wyrzutkiem społecznym.
Tako rzecze Filmweb. W rzeczywistości zostaje wielkim poetą :)
Dobry film biograficzny, ze świetną rolą Elia Germano.
7/10

7/ film japoński WCZESNA WIOSNA (Soshun), reż. Yasujirô Ozu, 1956
Na YT początek:


Shoji i Masako są małżeństwem od wielu lat. Ich życie jest monotonne, zaś uczucie między nimi zaczęło słabnąć po śmierci syna. Shoji coraz więcej czasu spędza w barach, na spotkaniach z przyjaciółmi, rozrywkach poza domem, w których nie uczestniczy jego żona. Podczas jednej z wycieczek górskich ze swoimi przyjaciółmi Shoji zbliża się do koleżanki z pracy Kaneko. Ich znajomość szybko przeradza się w romans, co wyzwala falę plotek w pracy oraz powoduje wzrost napięcia pomiędzy małżonkami.
8/10

czwartek, 24 września 2015

Donna Leon - Śmierć i sąd

Szukałam w bibliotece Szczenięcych lat, a tu w ręce mi wpadła Donna Leon. Stareńka. Ze względu na moją miłość do Wenecji powinnam chyba zgromadzić cała kolekcję, ale mam w domu tylko pięć. No cóż, wszystkiego mieć nie można (ale starać się trzeba... zaraz zaraz, czy to nie o wódkę chodziło?).
Z tą Donną Leon to jest tak, że DZIWI MNIE, jakim cudem ktoś, kto tyle lat mieszka we Włoszech (ponad trzydzieści)
a/ robi byki we włoskich wyrazach, takie na poziomie pierwszego roku nauki
b/ nie potrafi dać rękopisu do korekty komuś, kto włoski zna lepiej
Nie mówię Włochowi, bo przecież zastrzegła się, żeby na włoski jej kryminałów nie tłumaczyć... no faktycznie, obraz włoskiej rzeczywistości, szczególnie politycznej, zawarty w jej książkach, nie przyniósłby jej sympatii w tym kraju. Na szczęście Włosi rzadko czytają po angielsku :)

Poza tym - lubię. Zdarzało mi się czytać kryminały z serii o komisarzu Brunettim z mapą Wenecji pod ręką i wędrować jego śladami. Ach, mapy Wenecji - to odrębny temat. Wszystkie złudne :) Marzy mi się posiadanie takiej, jaką posługują się weneccy listonosze :)
Tymczasem znalazłam mapę miejsc z kryminałów Donny Leon, w niemieckim internecie.

Śmierć i sąd porusza temat współczesnego niewolnictwa - handlu kobietami i handlu pornografią. W który to handel na wielką skalę są zamieszane osobistości ze świecznika. Jak to zwykle u Donny Leon. Szacowni obywatele ujawniający swe drugie oblicze.

Początek:
Koniec:


Wyd. Noir sur Blanc Warszawa 1999, 288 stron
Tytuł oryginalny: Death and Judgment
Przełożyła: Julita Wroniak
Z biblioteki w Jordanówce
Przeczytałam 18 września 2015 roku



NAJNOWSZE NABYTKI

Hm... aż wstyd się przyznawać... no ale przecież ten blog to taki mój pamiętniczek, więc muszę zanotować :)
Tak.
Przyszła książeczka z allegro.
Ki czort, spytacie. Nie nie nie, to żadne takie medyczne, to cracovianum! Znalazłam ten tytuł w bibliografii którejś książki, więc skoro się pojawiła za 1,95 zł, to capłam. Wspomnienia chirurga, jego refleksje nad stosunkiem do chorych i wreszcie szkice o trzech krakowskich mistrzach: Maksymilianie Rutkowskim, Janie Olbrychcie i Antonim Kępińskim.
Reszta tygodnia powinna przebiec spokojnie, bez awantur zakupowych :)


W TYM TYGODNIU OGLĄDAM

1/ nr 17 z listy TOP 250 portalu IMDB - CASABLANCA, reż. Michael Curtiz, 1942
Jeden z najsłynniejszych fragmentów:


II wojna światowa, Casablanca. Właściciel nocnego klubu, Rick Blaine, spotyka swoją dawną miłość, Ilsę, która okazuje się być żoną działacza czeskiego ruchu oporu, Victora Laszlo. Dawne uczucia odżywają.
9/10

Pominęłam nr 16 - jakąś tam część Gwiezdnych wojen. Może bym nawet i obejrzała, z ciekawości, ale nie mam.

środa, 23 września 2015

Katarzyna Pawlak - Za Chiny ludowe

Jeśli chodzi o filmy, skoncentrowałam się ostatnio na japońskich, ale chińskie też, owszem, kolekcjonuję i nadejdzie ich pora. Chiny, Japonia, jeszcze Wietnam - to wszystko mnie bardzo interesuje, więc z dużą dozą oczekiwania na 'oświecenie' podeszłam do tej lektury :)

Korzystając z okazji, że zwolniło mi się trochę miejsca po wydanych w świat folderach turystycznych, przestawiłam serię reportaży z jednego pokoju do drugiego.
Półka poniżej jeszcze wolna, ale w obliczu najnowszych nabytków (o których poniżej) już niedługo :)

Autorka Za Chiny ludowe mieszkała w tym kraju przez dwa lata, robiąc doktorat i przyglądając się z bliska chińskiemu way of life. Prowadziła wówczas bloga - nie znałam go wówczas - i stąd wziął się pomysł na powstanie książki.
W gruncie rzeczy nie przepadam za takimi akcjami, przenoszeniem rzeczywistości wirtualnej w świat zwykłych książek, ale tu muszę przyklasnąć idei. Wszak bez niej, nie dowiedziałabym się tych wszystkich ciekawych rzeczy o Chinach, o których pisze Katarzyna Pawlak. Chinach zwykłych, odchodzących powoli (a czasem szybko) w przeszłość, czemu autorka często daje wyraz i nad czym ubolewa.
Chciałabym jednak zapoznać się z innymi pozycjami na temat Chin, móc je porównać. Chyba będę musiała udać się na Rajską i tam szperać. Za Chiny ludowe to tylko skromny początek, mam nadzieję.

Lektura zachęciła mnie do wstawienia w program czytelniczy każdego miesiąca działu REPORTAŻ. Dobra, to się już przyznam: wykorzystałam nadmiar wolnego czasu w pracy (kiedy zajmuję się prywatą, nazywam to optymalizacją czasu pracy), żeby sporządzić plany. Zaczęło się od filmu. Bo to strasznie ułatwia życie. Raz usiąść, rozpisać sobie wszystko na cały miesiąc, wyszukać filmy i poustawiać je koło łóżka w kolejności chronologicznej oglądania - i fertig! Nic nie trzeba szukać, nad niczym się nie zastanawiać, kombinować, wszystko gotowe, czeka tylko, by rozstawić ekran, włączyć projektor i wio. Rzecz absolutnie zdaje egzamin i tego się będę trzymać.

Z lekturami jest oczywiście troszeczkę inaczej, trudno sobie założyć, że w poniedziałek przeczytam to, a w środę tamto. Więc stworzyłam działy - dziesięć w porywach do jedenastu. Kryminał, cracoviana, Nike, reportaż... I zapełniam rubryczki, jak mi fantazja dyktuje... albo aktualne lektury. Jeden z działów to klasyka, którą czuję, że zaniedbałam ostatnio. W tym miesiącu to był Szwejk, a w październiku będzie Obłomow.
Ja już kiedyś takie plany układałam, nazywało się to PLAN NA NASTĘPNY MIESIĄC, ale z czasem zarzuciłam, zbyt to było restrykcyjne, publikowałam zdjęcie wybranych książek i potem było głupio planu nie zrealizować :) a teraz to luźne propozycje, znane tylko mnie, byle trzymały się działu :)

No. Takie nowe założenia, w nowym roku szkolnym. Z zapisania się na kurs czeskiego rezygnuję. Nie wyrobię czasowo. Żal, ale znam się już trochę i wiem, że gdy nadejdą jesienne i zimowe wczesne wieczory, będę tylko marzyć o powrocie do domu.

Początek:
Koniec:

Wyd. carta blanca 2013, 244 strony
Z własnej półki (kupione w Taniej Jatce za 14 zł)
Przeczytałam 17 września 2015 roku


NAJNOWSZE NABYTKI
Wrzesień jest wykańczający. Jak bym chciała nadrobić za wakacje. Wychodzą nowe cracoviana, uzupełniam stare.
I tak.
Zajrzałam znów do Księgarni Akademickiej, bo okazało się, że istotnie brakuje mi jednej części z serii WOKÓŁ... wyszły mianowicie Oleandry. Nie mieli ich na stanie, za to grzebiąc w książkach rozcięłam sobie palec i zanim zauważyłam, upaprałam krwią rękaw płaszcza :( Na szczęście noszę przy sobie taki przezroczysty Viscoplast tudzież chusteczki higieniczne, więc pan zza kasy użyczył mi nożyczek, coby to wszystko ładnie poprzycinać i wyszłam kontuzjowana (ostre mamy książki, powiedział), ale opatrzona. Szybciutko w pracy zaprałam ten rękaw i ładnie zeszło :)
Ale po drodze do pracy był jeszcze Matras i nie darowałam sobie, by nie zerknąć kontrolnie na krakowskie półki. A tam co?
A tam to:
Masakrycznie drogi (71,50 zł), ale te książki Czumy i Mazana są bardzo porządnie wydane. No przecież MUSIAŁAM wziąć!
To było w poniedziałek.
Jeszcze tego samego dnia na allegro znalazłam V tom Przewodniczki po Krakowie za 22 zł z możliwością odbioru własnego i umówiłam się na wtorek po fajrancie pod Bagatelą. Miałam pana poznać po tym, że będzie trzymał książkę w ręku. Córka mnie skrytykowała, że kto dzisiaj mówi w ręku - bo to ode mnie ta propozycja wyszła - ale w ręku czy w ręce, transakcja przebiegła pomyślnie i rzecz odebrałam.
Schowałam do torebki i poszłam wreszcie nawiedzić Krzysztofory, jako że miałam trochę czasu do odczytu w Towarzystwie Miłośników Historii i Zabytków Krakowa (właśnie wczoraj zaczął się nowy sezon).
Oleandry mieli:
i jeszcze coś mieli:
To jest taka seria, wyszły jeszcze Węgierska Małopolska i Słowacka. Małopolska, ale na 137 stron aż 94 są poświęcone Krakowowi.
W Towarzystwie użyłam wszelkich dostępnych mi jeszcze argumentów (najważniejszy - będzie za ciężko), żeby nie nabyć ostatnich tomów Biblioteki Krakowskiej... to będą chyba trzy albo cztery... ale poczekają jeszcze :)
I tak upłynęły mi pierwsze dwa dni tygodnia... strach się bać.


W TYM TYGODNIU OGLĄDAM

1/ film polski ZEMSTA, reż. Bohdan Korzeniewski, Antoni Bohdziewicz, 1956
Uroczy! Świetni Kurnakowicz i Woszczerowicz plus debiut Beaty Tyszkiewicz.
Na YT w całości:


Zachowująca wierszowany tekst oryginału adaptacja obyczajowej komedii szlacheckiej o miłości Wacława i Klary, zalotach Cześnika Raptusiewicza do Podstoliny, sporze o mur graniczny między Cześnikiem a Rejentem Milczkiem oraz o przygodach Papkina.
6/10

2/ fil czeski MOJA SIOSTRA FANY (Fany), reż. Karel Kachyňa, 1995
Fragment:


58-letnia Fany, upośledzona umysłowo, do tej pory pod opieką matki, a potem cioci, teraz ma zamieszkać u swej siostry, ordynatora szpitala. Jak ułożą się ich wzajemne stosunki, która z nich jest tak naprawdę szczęśliwa i zrealizowana?
9/10

poniedziałek, 21 września 2015

Saul Bellow - Herzog

Szperałam wśród serii Nike szukając czegoś, co by było czytable, a wyciągnęłam Herzoga. Ten ci nie jest taki lekki, miły i przyjemny. Na początku nawet byłam trochę zniechęcona i pomyślałam ; czyżby się miała powtórzyć historia ze Śmiercią Wergilego, porzuconą z uczuciem sromotnej klęski po kilkudziesięciu stronach?
A jednak nie. Wciągnęło, zachwyciło, zafascynowało.
Egzemplarz pozbawiony obwoluty, a pochodzący z czasów, gdy brało się, co w ręce wpadnie i nie przebierało, człek był szczęśliwy, że w ogóle na to trafił, więc w kij tam z obwolutą. Dziś by mi jej było szkoda.

Jak widać poniżej, więcej takich egzemplarzy. Część jeszcze z domu, musiały się zniszczyć, część z antykwariatów.
Ciężko się tam dostać, bo rower zasłania. Ani razu w tym roku nie użyty. Nawet bym miała chęć, ale nie wiem, jak długo obowiązuje moratorium na wysiłek fizyczny po operacji... a znieść go i wnieść to nie taki mały pikuś, swoje waży.

I taka przygoda z tym Herzogiem.
Czytam sobie grzecznie i wytrwale, jestem w tramwaju, na stronie 512, kończy się ona słowami "Jak gdyby po-", przenoszę wzrok na następną, a tam "nymi, czarnymi brwiami." Halo, coś mi się tu nie zgadza! Patrzę, a strona nosi numer 545. Przeglądam nerwowo książkę, że może gdzieś indziej te strony wklejone - nie, skąd! Nie ma! Nosz!
Dojeżdżam do pracy i zaczynam poszukiwania tekstu angielskiego w internetach. Też nie ma. To znaczy jest, ale do ściągnięcia, pewnie razem z wirusem, bo proponuje się jakiś program exe. Wreszcie znajduję Herzoga po... hiszpańsku. Cóż było robić, jakem się poświęciła, tak i idę. Odnajduję brakujące strony, drukuję, hm... czytam.
Nie nie, nie było tak źle, czego nie rozumiałam, tego się domyśliłam :) Najważniejsze, że już wiedziałam, jakim cudem od wycieczki z córką do akwarium bohater przeszedł do pobytu na komisariacie (tylko tego mu brakowało):
—Creo que ahora iremos a que tomes un sandwich —dijo Moses—. Es hora de comer. — Salieron del aparcamiento con bastante cuidado. Herzog se dio cuenta después del cuidado que había puesto en la operación porque iba con la niña. Pero al salir el Falcon alquilado, no había contado con la larga curva del norte donde los vehículos tomaban velocidad. Un pequeño camión Volkswagen venía detrás de él. Tocó los frenos pensando disminuir la velocidad y dejar pasar al camión, pero los frenos eran demasiado nuevos y respondían exageradamente, de modo que el Falcon se detuvo en seco y el pequeño camión lo empujó por detrás contra un poste de teléfonos. June chilló y se agarró a los hombros de su padre, que, con el empellón, se había doblado hacia delante, contra el volante. ¡La niña!, pensó; pero no era por la niña por quien tenía que preocuparse. Por el grito de ésta sabía que no estaba herida; sólo asustada. En cambio, él estaba tumbado sobre el volante y se sentía muy débil, radicalmente débil. Se le enturbió la visión y comprendió que se estaba mareando por momentos. Oía los gritos de June, pero no se podía volver hacia ella. Se comunicó a sí mismo que se estaba muriendo, y se desmayó.

Kto jednak chce sobie oszczędzić takich sensacji, niech uważnie przejrzy swój egzemplarz - jeśli go ma wydanego właśnie w serii Nike - któż wie, ile tego błędnie nadrukowali? Albo niech szuka nowszego wydania... ponoć uzupełnionego o fragmenty wycięte wcześniej przez cenzurę.

A że warto szukać - to zapewniam. Fakt, strasznie tam autor erudycją świeci i może wywołać kompleksy u czytelnika, że tak się na wszystkim zna (a czytelnik nie) - to znaczy bohater Moses Herzog się zna, no ale dobrze, to intelektualista, ma prawo. Jednocześnie przecież ma zwykłe ludzkie kłopoty - rzuciła go dla kochanka (druga) żona, utrudnia mu kontakty z ukochaną córeczką, a już z pierwszego małżeństwa ma syna, którego rzadko widuje. Kochankiem żony okazał się najbliższy przyjaciel Herzoga, a zanim do tego doszło, piękna Madeleine wkręciła go w zakup dość zrujnowanej posiadłości gdzieś na zadupiu, za odziedziczone po ojcu oszczędności jego życia. Tam miał Herzog wrócić do swej pracy naukowej, do badań nad romantyzmem, ale zajął się raczej doprowadzaniem do użytku nowego starego domu. To Madeleine najwyraźniej postanowiła zająć jego miejsce w nauce, zrobić doktorat, Madeleine, ta pijawka, która wyssała z niego wszystko, a teraz chce doprowadzić do uznania go za niespełna rozumu.

Herzog miota się między Chicago a Nowym Jorkiem, między byłymi żonami, kochankami, dziećmi, boryka się z brakiem pieniędzy, nieustannie wspomina matkę i ojca, żydowskich imigrantów i ich nędzne życie, w takim kontraście do aktualnie ogromnych zarobków braci Mosesa. Jednocześnie przejmuje się bieżącymi sprawami politycznymi, gospodarczymi, społecznymi - pisze ciągle listy, nigdy nie wysłane - do wszystkich, których spotkał na swej drodze, do tych, których spotkać nigdy nie mógł, do żywych i umarłych... Czyżby coraz bardziej zagłębiał się w szaleństwo?


Początek:
Koniec:


Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1971, wyd.I, 625 stron
Tytuł oryginalny: Herzog
Przełożyła: Krystyna Tarnowska
Z własnej półki (kupione w antykwariacie 17 lutego 1988 roku za 400 zł)
Przeczytałam 15 września 2015 roku


W TYM TYGODNIU OGLĄDAM

1/ film włoski WŁOSKI KOCHANEK (Latin Lover), reż. Cristina Comencini, 2014
Trailer:


W małym włoskim miasteczku zostaje zorganizowane spotkanie z okazji dziesiątej rocznicy śmierci popularnego aktora, Saveria Crispo. Artysta, jak mało kto, potrafił rozkochiwać w sobie kobiety. Na uroczystość przyjeżdżają jego byłe żony, córki oraz wnuki. Wszyscy spotykają się w wielkim, należącym do rodziny domu. W trakcie kolacji na światło dzienne zaczynają wychodzić długo skrywane tajemnice.
6/10

2/ film japoński TOKIJSKA OPOWIEŚĆ (Tokyo monogatari), reż. Yasujirô Ozu, 1953
Na YT w całości z napisami włoskimi:


Dziadkowie udają się w podróż do Tokio. Pragną odwiedzić swoje dorosłe dzieci i wnuki. Są ciekawi jak ułożyło im się życie, czy są szczęśliwi, wreszcie czy udało im się wychować je na porządnych ludzi.
Udają się z wizytą do syna, lekarza pediatry, córki prowadzącej swój zakład fryzjerski i synowej, która straciła męża (ich syna) na wojnie.
Po kilku dniach do głosu dochodzą żal i zawiedzione ambicje rodziców. Syn okazuje się zwykłym lekarzem domowym, a córka po ślubie stała się oschła i skąpa. Paradoksalnie najcieplejsze przyjęcie spotkało ich ze strony synowej, która mimo ciężkiego losu zachowała godność i optymizm.
Ozu w prosty niemal kronikalny sposób odmalowuje życie Japończyków z trzech pokoleń. Początkowa krytyka młodych ludzi ustępuje szybko zrozumieniu i pogodzeniu się ze zmianami jakie przyniosło życie. Znika rozczarowanie i niespełnione nadzieje, a pojawia się spokój i ciepła refleksja nad ludzkim losem i zmianami jakie przynosi życie.
10/10

Byłam kiedyś na tym w kinie i powtórka z rozrywki była niezwykłym wzruszeniem, to był jedyny film Ozu, który widziałam "nieświadomie", nic nie wiedząc o tym reżyserze, nie znając nawet jego nazwiska i nie wiedząc, że kiedyś obejrzę cały jego dostępny dorobek. To jego dwudziesty ósmy film na mojej liście, zostało mi już tylko osiem, żal... mam teraz niezwykły sentyment do Japonii.

sobota, 19 września 2015

Jan Adamczewski - Krakowskie rody

To jest książka przeze mnie wyczytana od pierwszej do ostatniej strony, a jednak ciągle ciągnie. Na szczęście była porządnie wydana, w twardej lakierowanej oprawie i nie niszczy się, choć tyle już razy po nią sięgałam, czasem podczytując o jednej rodzinie, czasem o innej.
Bo też to zbiór szkiców na temat siedmiu rodzin, tak mocno i trwale wrośniętych w krakowską glebę, choć nieraz przybyłych z daleka, o czym świadczyło choćby ich nazwisko.

Książka, jako jedna z trzonu cracovianów, stoi na półce w kuchni (tam właśnie były też cracoviana gromadzone, stojące przy biurku... to już chyba wiecie, że mam biurko w kuchni :) i stąd zazwyczaj nadaję):


Rzecz zaczyna się od Estreicherów moich ukochanych, ale inne rodziny też sroce spod ogona nie wypadły :)
Oto spis treści:

Niegdyś te szkice drukowane były w kwartalniku KRAKÓW, świętej pamięci. Na szczęście ktoś (wydawnictwo, autor?) wpadł na pomysł, żeby je zebrać w jednym tomie i opatrzeć licznymi ilustracjami. Właściwie nie mam żadnych uwag, poza jedną - zabrakło mi tu rozrysowanych drzew genealogicznych, podczas lektury człek się lekko gubi w tych parentelach, zwłaszcza że autor starał się doprowadzić je do dnia dzisiejszego (to znaczy sprzed 20 lat).
W rozdziale o Wicie Stwoszu (Biblia z lipowego drzewa) czytelnik znajdzie dobrze opisane peregrynacje Ołtarza Mariackiego z czasów II wojny światowej i bezpośrednio po niej, w rozdziale o Anczycach słynną historię upolowania krokodyla w Wiśle, w rozdziale o Szarskich wyjaśnienie, dlaczego figury Zosi i Tadeusza na fasadzie teatru im. J. Słowackiego stoją odwrotnie, w rozdziale o Korpalach (rodzinie rzeźbiarzy, znanej raczej tylko lokalnie) historię śmierci Michała Adama Korpala na przejeździe kolejowym w ulicy Lubicz, w rozdziale o Friedleinach wytłumaczenie, kto to byli "księgołapy" i co stało się z księgozbiorem trynitarzy, a w rozdziale Na weselnym szlaku historię Racheli.

Dla
a/ wielbicieli Krakowa
b/ miłośników historii rodzinnych
pozycja obowiązkowa!

Początek:
Koniec:

Wyd. Wydawnictwo "Alpha" w Krakowie 1994, 329 stron
Z własnej półki (kupione w antykwariacie za 10 zł)
Przeczytałam 12 września 2015 roku czyli tydzień temu... mam zaległości, od tej pory przeczytałam już trzy inne, w tym jedną prześwietną...


NAJNOWSZE NABYTKI

Jak to nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! W poniedziałek wyszłam wcześniej z domu, żeby przed pracą zdążyć do sklepiku muzealnego w Krzysztoforach, po wydawnictwa obejrzane jeszcze w sierpniu. A tu tymczasem szarpię za klamkę na próżno. No tak, przecież w poniedziałek muzea nieczynne, to i sklepik zamknięty. Zawiedziona byłam, że hej...
We wtorek po pracy miałam inne plany, nie biorące pod uwagę książek pod pachą. W środę ledwo zdążyłam do roboty, bo jakiś pijak wlazł pod tramwaj, zrobił się korek i trzeba było inaczej kombinować, żeby dotrzeć na czas. Zgoniłam się jak karaluch na śmietniku w Boże Narodzenie (właśnie pan Sułek wyjechał z takim zdaniem w radiowej Trójce). W czwartek z kolei prosto po fajrancie udałam się do Księgarni Akademickiej i co? I dostałam Dwa miasta, dwa brzegi (które zamierzałam kupić w Krzysztoforach) - cena nominalna 90 zł - za 78 zł. Opłacił się ten nieudany poniedziałek :)


Dalej. Wokół Rynku Podgórskiego. To już cała seria, u mnie trzecia pozycja, a nie wiem, czy czegoś nie przegapiłam.

Potem nowa Olejniczak. Parę lat temu wyszła taka jej sympatyczna powieść Wypadek na ulicy Starowiślnej i odtąd datuje się moja znajomość z tą autorką. Hanka jest pierwszą częścią cyklu KOBIETY Z ULICY GRODZKIEJ - no jak mogłam nie wziąć - ja, co spędzam na Grodzkiej pół życia :)

I wreszcie niespodzianka. W Księgarni Akademickiej zawsze kieruję się na prawo, do półki z cracovianami. Czasem leżą tam inne rzeczy i oto właśnie w czwartek leżała WENECJA!
Ja Wenecję łykam jak gęś kluski :)

Zakupy jeszcze nawet nie obwąchane, na szczęście nastał weekend i zaraz będę się z nimi bliżej zapoznawać. I myśleć, gdzie je upchać, zwłaszcza te Dwa miasta, masakrycznie wielkie :)

A do Krzysztoforów i tak muszę jeszcze pójść, bo tam więcej było cracovianów :)


W TYM TYGODNIU OGLĄDAM

1/ film czeski KROWA (Kráva), reż. Karel Kachyňa, 1992
Nic na YT :( szkoda, bo to genialny film!

Historia Adama, który przyszedł na świat w maleńkiej górskiej osadzie jako nieślubny syn kobiety lekkich obyczajów. Z góry odrzucony przez miejscową społeczność, uważany za dziwaka, przez całe życie walczy z trudnościami losu. Ten zanurzony we własnym świecie, żyjący za pan brat z naturą prostaczek uosabia istotę ludzkiej egzystencji, jej sens i ostateczną tajemnicę.
9/10

2/ nr 15 z listy TOP 250 portalu IMDB - CHŁOPCY Z FERAJNY (Goodfellas), reż. Martin Scorsese, 1990
Numer 14 - FIGHT CLUB - ominęłam, bo nie mam.
Trailer:

Jest też cały film, ale doświadczenie mnie uczy, że daję linka, a potem film znika... trailer ma większe szanse ocaleć :)

Dziecięca fascynacja Henry'ego gangsterami i ich stylem życia popycha chłopca w ręce Paula 'Paulie' Cicero. Tu zaczyna swoją gangsterską karierę z innym młodym chłopakiem, Tommym DeVito. Rodzice Henry'ego są przeciwni takiemu poczynaniu syna, jednak mafijni bossowie troszczą się o swojego pupila i nie dopuszczają, by rodzina dowiedziała się czegokolwiek o życiu ich pociechy. Nieco starszy już Henry poznaje Jamesa Conwaya, znanego i brutalnego gangstera. Pierwsze aresztowanie i niesypnięcie kolegów zjednuje mu ich szacunek, a droga do kariery i pieniędzy stoi przed nim otworem. Napady, wymuszenia, coraz większe profity i miłość życia przekonują młodego człowieka, że bycie gangsterem to jego powołanie. Pierwsze morderstwa oraz znienawidzone przez Pauliego narkotyki, którymi Henry mimo ostrzeżeń handluje, powodują, że sielskie dotąd życie nie jest już takie łatwe jak na początku, a nim samym zaczyna interesować się policja.
8/10

3/ wczoraj obejrzałam pierwsze dwa odcinki serialu rosyjskiego FORMUŁA (Формула) z 2004 roku, a to dlatego, że jedną z ról gra mój ulubieniec Stanisław Liubszin. Niestety na starość pozostały mu tylko seriale, jakoś żaden reżyser nie ma mu do zaproponowania nic ciekawszego :(
W dodatku nie znalazłam nic na YT. Same Formuła 1 i rozmaite seriale z formułą na początku tytułu :(

środa, 16 września 2015

Georges Simenon - Maigret et les vieillards

Zatęskniło mi się nagle za francuskim. Co ciekawe, toleruję tylko słowo pisane ;) Do filmów w oryginale nie mam zacięcia, za szybko mówią... co ciekawe w przypadku filmów włoskich nie ma to zastosowania... no ale oni - w przeciwieństwie do Francuzów - wszystkie litery wymawiają :)
Natomiast czytanie po francusku to zawsze wielka przyjemność. Oczywiście gdy chodzi o lekturę lekką, łatwą i przyjemną. Kupiłam kiedyś, powodowana widać wygórowaną ambicją, pierwszy tom Prousta w oryginale... hm.. gdybym tak się za niego zabrała, to pewnie by mi zeszło tyle czasu, co parę lat temu z pierwszą książką po rosyjską - trzy tygodnie!



Maigret i starcy - komisarz, niczym biblijna Zuzanna otoczony przez lubieżnych staruszków? Nie do końca :) To raczej on sam próbuje tych starców, wśród których przyszło mu prowadzić śledztwo, "otoczyć", wniknąć w ich środowisko, kompletnie mu obce, arystokratyczne, ludzi o błękitnej krwi i szlacheckich parentelach, ludzi o sposobie myślenia i odczuwania tak odległym od świata przestępczego, w którym Maigret zwykł się obracać.
Pewnego ranka do Ministerstwa Spraw Zagranicznych zgłasza się guwernantka ex-ambasadora, donosząc, że znalazła go rankiem w jego gabinecie zabitego kilkoma strzałami z rewolweru. Wyższe instancje przekazują sprawę Maigretowi, naturalnie z tysiącem zastrzeżeń, jako że jest niezwykle delikatna - wszak chodzi o ich dawnego funkcjonariusza, spisującego w ostatnich latach pamiętniki. Szybko jednak dowiadujemy się, że pamiętniki tut ni pri cziom i chodzi raczej o sprawę prywatną.

Hrabia de Saint-Hilaire w młodości zakochał się z wzajemnością w córce pewnego diuka, jednak jego możliwości finansowe były poniżej oczekiwań papy i panienka została dobrze wydana za mąż, za księcia de V... Jednak ich miłość przetrwała przez te pięćdziesiąt lat, codziennie do siebie pisali, choć nigdy się nie spotykali i oto nadeszła oczekiwana tak długo chwila - książę zmarł i "młoda" para będzie się mogła wreszcie połączyć. Tak być miało... tyle że hrabia został zastrzelony! Oto zagwozdka dla komisarza: kto, jak i dlaczego. Wszystko wydaje się wskazywać na guwernantkę, oddaną hrabiemu przez te wszystkie lata... czyżby postanowiła nie dopuścić do sprowadzenia się księżnej do hrabiego? No, powiem Wam, że dawno mnie już Simenon tak nie zaskoczył rozwiązaniem zagadki :)

Ciśnie mi się tu na usta cytat z filmu Pokrowskije worota - "wysokije, wysokije otnoszenia".


Początek:
Koniec:

Wyd. Presses de la Cité Paris 1960, 187 stron
Z własnej półki (kupione w antykwariacie 18 kwietnia 1988 roku za 400 zł)
Przeczytałam 10 września 2015 roku


W TYM TYGODNIU OGLĄDAM

1/ film włoski QUALCHE NUVOLA (Czasem chmury), reż. Saverio Di Biagio, 2011
Trailer:


Tym razem nie żadna bzdurna komedyjka, ale mały dramat z życia pary narzeczonych stojących u progu ślubu.
7/10

2/ film polski z 1956 roku WRAKI, reż. Ewa i Czesław Petelscy
Na YT w całości:


Antoni Barnat pracuje w gdyńskim porcie jako nurek. Mężczyzna zostaje posądzony o spowodowanie wypadku przy wydobywaniu wraku statku. Na skutek zdarzenia ciężko poszkodowany jest jego bliski kolega Rafał Grabień. Przyjaciele na co dzień konkurują o względy tej samej kobiety.
6/10

3/ film japoński SMAK RYŻU Z ZIELONĄ HERBATĄ (Ochazuke no aji), reż. Yasujirô Ozu , 1952
Fragment:


Małżeństwa japońskie często są aranżowane przez rodziny. Taeko i Mokichi Satake są najlepszym tego przykładem. Żona tak nie cierpi swojego męża, że korzysta z każdej okazji wyrwania się z domu. Nazywa go Panem Tępym i dokucza w wyrafinowany sposób. Pan Satake z kolei zajmuje się pracą. Siostrzenica Setsuko ma 21 lat i właśnie rodzinka wpadła na świetny plan wydania ją za mąż za dobrego kandydata. Problem w tym, że dziewczyna nie zamierza ulegać presji rodziny. Jej przykład coś uświadomi małżeństwu Satake.
8/10