sobota, 26 marca 2016

Janusz Tadeusz Nowak - Wokół Rynku Dębnickiego

Z najnowszych nabytków. Gdy byłam w Domu Zwierzynieckim na wystawie o Dębnikach, odbywało się tam spotkanie z autorem książki - ale nie miałam już siły zostać, byłam po dłuższym spacerze po Zwierzyńcu, wyszłam z domu pięć godzin wcześniej i okazuje się, że starsze panie to już lubią odpoczynek i to w domowych pieleszach :)
Trochę żałuję, bo pewnie dowiedziałabym się różnych ciekawostek, no ale.

Oczywiście Dębniki to dla mnie nie nowość, ale coś tam się zawsze wyciągnie z kolejnej publikacji, o czym się wcześniej nie słyszało. Na wystawie były eksponaty muzealne pochodzące z fabryki Niedźwieckiego, kiedyś tam mi się obiło o uszy, ale dopiero tutaj bliżej się z nimi zapoznałam.
Albo że Hukan mieszkał na Zamkowej. Byłam święcie przekonana, że na Karmelickiej... ale to może tylko pracownia tam była.
Koniecznie muszę się przejść na Barską 33, gdzie mieszkał aktor Bolesław Puchalski, słynny Puchała (ach, w Kopcu wspomnień o nim pierwszy raz czytałam, śliczną historię o tym, jak wyprowadzał śledzia na spacer).
Nic nie wiem o artyście-witrażowniku Józefie Furdynie, zamieszkałym przy Rynku Dębnickim.
Ciekawa jest legionowa przeszłość szkoły przy Konfederackiej.

Miłośnikom Krakowa, jak Monika, pozycję polecam :)




Na końcu jest mapa okolic, więc można się wybrać na spacer z książką pod pachą.

Dotychczas wyszło w tej serii sześć publikacji:
Mam nadzieję na wiele następnych, przybliżających dawne przedmieścia Krakowa.
Charakterystyczną cechą tych publikacji jest duża ilość fotografii i to w sporych rozmiarach, co z jednej strony cieszy, ale z drugiej pozostawia pewien niedosyt (zważywszy na znikomą objętość książek) - niedosyt tekstu. Bardzo by się chciało poczytać jeszcze :)

Wyd. Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, Kraków 2016, 92 strony
Z własnej półki (kupione 19 marca 2016 roku za 10 zł w Domu Zwierzynieckim)
Przeczytałam 25 marca 2016 roku



No i gryplan był taki - wyposażona w wiedzę jadę na Dębniki w sobotni poranek i robię małą sesyjkę. Zaczęłam nawet już w piątek, od wizyty na Wawelu, żeby najpierw spojrzeć na Dębniki z góry:

Aliści niebiosa mi nie sprzyjają (lub też chcesz rozśmieszyć Pana Boga, to sobie coś zaplanuj) i z dzisiejszego spaceru nici. Powiedziała mi to już głowa przy budzeniu się, a jak wyjrzałam za okno... fuj... że też takie coś jest możliwe :(
Odkładam więc na ładniejszy dzień wyprawę, ale tak mi szkoda wolnego dnia...



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM

Inauguracja nowego sezonu :) czyli nowej półki, na której stanął projektor i DVD. Ale film wybrałam kiepski. Miała być komedia. Niby była, ale coś mnie nie śmieszyła, raczej nudziła.
Nazywa się SI ACCETTANO MIRACOLI, reż. Alessandro Siani, 2015
Fulvio postanawia pomóc swemu bratu Germano, którego parafia przeżywa kryzys - i fabrykuje cud w postaci figury św. Tomasza, która płacze. Łzy świętego przyciągają pielgrzymów i interes zaczyna się kręcić.
Trailer:

5/10

A wczoraj wybrałam (z konieczności - spędziłam wieczór na układaniu książek) coś krótkiego - SIOSTRY - reż. Paweł Łoziński, 1999
Dokument opowiadający o trudnych relacjach dwóch sióstr. Tak sobie pomyślałam, że to wielkopiątkowy temat.
8/10

Można go zobaczyć na stronie NINATEKA, niedawno przeze mnie odkrytej, jest tam sporo dokumentów, ale nie tylko, również spektakle teatralne, słuchowiska. Polecam!
Nie znalazłam jednak sposobu na udostępnienie filmu na blogu, więc podaję adres:
http://ninateka.pl/film/siostry-pawel-lozinski


DOMOWO
Z książkami PRAWIE skończyłam... gdy odkryłam, że przecież część wyniosłyśmy do drugiego pokoju :) ale może się zmieszczą...


Kochani! Świętujcie!

poniedziałek, 21 marca 2016

Bartosz Heksel - Zwierzyniec zaprasza Dębniki

To wydawnictwo powiązane z wystawą o Dębnikach, pokazywaną (bodaj jeszcze przez tydzień) w Domu Zwierzynieckim, filii Muzeum Historycznego miasta Krakowa.
Kończyłam czytać dosłownie w tramwaju jadąc na wystawę :)
Ale dzięki temu, że przeczytałam wcześniej, mogłam się skupić jedynie na oglądaniu eksponatów :)
Załapałam się przy tym na kuratorskie oprowadzanie, więc mogłam również dopytać o szczegóły. Zastanowiło mnie na przykład, że przedmioty sprzed, dajmy na to, 300 lat, wykopane podczas prac przy budowie Centrum Kongresowego, miały etykietkę własność prywatna. Okazuje się, że istotnie należą do pracujących tam archeologów. Byłam święcie przekonana, że rzeczy wydobyte z ziemi należą do państwa?

Bardzo fajna inicjatywa z tą organizacją wystaw o dawnych przedmieściach Krakowa. Jak widać tam niżej (w najnowszych zakupach) była już Krowodrza,a wkrótce będą bodajże Grzegórzki.
Zaletą wydawnictwa jest duża ilość ilustracji oraz obfita bibliografia.

Początek:

Koniec:


Wyd. Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, Kraków 2015, 63 strony
Z własnej półki (kupione 12 lutego 2016 roku w Księgarni Akademickiej za 13 zł)
Przeczytałam 19 marca 2016 roku




NAJNOWSZE NABYTKI

Ze dwa lata na to polowałam, więc jak się pojawiło bynajmniej nie w promocyjnej cenie 3 dych, wzięłam, cóż było robić :)

A tu taki poprzednio-niedzielny szpas. Z newslettera na gumtree wynikło, że dziewczyna sprzedaje takie Chiny. Kontrolnie napisałam do niej, żeby zapytać, gdzie odbiór. W międzyczasie weszłam jednak (co za przytomność umysłu o poranku) na allegro i znalazłam tę samą książkę za dychę (na gumtree było bodajże 30). No to ŁYKŁAM. I dziewczynie piszę, że jednak dziękuję, bo na allegro za 10 zł.
- O, nie wiedziałam, że są takie ceny, to ja też mogę Pani za 10,- sprzedać!
Cóż, było już za późno :)
No i wycieczka krajoznawcza na Prądnik mnie ominęła.

Także na allegro zdobyłam kolejnego Ambrożego:
Tu już nie ma to tamto - cztery dychy jak w pysk strzelił, i jeszcze przesyłka... no ale mam wreszcie :)

A potem nadejszła wiekopomna chwila i za poduszczeniem Dziopy z Podgórza udałam się w sobotnie popołudnie do Domu Zwierzynieckiego na wystawę o Dębnikach. A tam, na dzień dobry, pan w kasie mówi, że:
1/ wstęp wolny z okazji finisażu wystawy
2/ wydawnictwa Muzeum Historycznego sprzedają z rabatem 50%
No i tak. Zaoszczędziłam parę złotych na bilecie, a wydałam na książeczki... hm.. widać na ostatnim zdjęciu :)

No, Monika, z tym byś nie dała rady do Warszawy wrócić. Ja się ledwo dowlokłam do pętli na Salwatorze, nie macie pojęcia, jakie to wszystko sakramencko ciężkie :)


W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
No dalej nic nie oglądam... w niedzielną podróż do rodziców zabrałam jedynie "Czterdziestolatka" :)
Fajnie się jeździ tymi nowoczesnymi pociągami. Tylko nie wiem jeszcze, do czego służą te pedały na dole po prawej stronie. Bałam się próbować, bo przede mną ktoś siedział i nie daj Boże jeszcze bym go katapultowała!


DOMOWO
Trochę już nie mam siły.
Pan Stolarz owszem, zjawił się w piątek o 17.00 i zabrał się za robotę...

... ale o 22.00 zwinął narzędzia i odjechał w siną dal, zostawiając mnie z tym:

a dokładniej z tym:

No bo, wicie rozumicie, żeby wymienić drzwi do szafy, trzeba było ją wybebeszyć... a tu się na koniec okazało, że bez warśtatu się nie obędzie, jeśli chodzi o nawiercenie w nowych drzwiach otworów na zawiasy. I tak, drzwi do auta i bye bye - może będzie dziś wieczorem? Chwilowo wszystko wylądowało na podłodze, książek też nie mogę układać na nowym regale, bo nie ma do nich dostępu przez tę zawartość bieliźniarki. Pan Stolarz twierdzi co prawda, że 4/5 tej zawartości mogłabym spokojnie wyrzucić, bo pewnie nie używałam od lat - i ma tu trochę racji - ale jak robić selekcję, nie odkładając tego, co ma zostać, od razu na półkę? Więc borykam się z tym bałaganem :)

A Ojczasty wstaje już sam z łózka i powoli, o kuli, porusza się po domu. Niemniej jednak wypis ze szpitala mnie przeraził:

środa, 16 marca 2016

Krystyna Grzybowska - Zuzia


Czegoś lekkiego mi się chciało na ten ciężki czas, a miałam w pamięci uroczą książkę tej samej autorki, zatytułowaną I ja i Franuś. To jest jakby dalszy ciąg, bohaterka, młoda dziewczyna z krakowskiej, profesorskiej rodziny cierpi na anemię i na propozycję ciotki z Włoch wyjeżdża tamże. Póki była historia krakowska, dobrze osadzona w czasach po odzyskaniu niepodległości, było fajnie. Potem jednak Zuzia jedzie na włoską Rivierę i to już mnie kompletnie nie kręci. Opisy przyrody, zabytków... a dajcie spokój! Trochę obserwacji obyczajowych, to jeszcze może zaciekawić. Ale w gruncie rzeczy książka o niczym. Autorka chciała utrwalić swoje wspomnienia z młodości i tyle. Zastanawia mnie, że to trzecie wydanie, więc powieść musiała się cieszyć popularnością. Fakt, w latach 60-tych raczej rzadko młodzież podróżowała na Zachód, więc pewnie chętnie czytała opisy dalekich krain :)

Dla mnie wabikiem było to, że rodzina Zuzi to Estreicherowie, więc jakby lektura obowiązkowa :)


Początek:

Koniec:

Wyd. Nasza Księgarnia Warszawa 1968, wyd. III, 297 stron
Z własnej półki (dostałam od Dziopy z Podgórza 6 października 2015 roku)
Przeczytałam 15 marca 2016 roku



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM

Nie oglądam. Nie mam jak, nie mam głowy. Tak sobie tylko Czterdziestolatka wrzucam na małym odtwarzaczu. Pucując zakurzone liście domowych roślin. Jak dobrze mają właściciele domów, wyniosą na dwór, puszczą wodę ze szlaucha i fertig!


Ach, podkochiwałam się w Stefciu :) A Wy?



DOMOWO

Ta farba nie powinna się nazywać Zapach Prowansji, tylko Zemsta Prowansji!
Było tak. Zobaczyłam w Czterech Kątach to zdjęcie:
Zestaw mi się spodobał. Nie na cały pokój, broń Boże, ale na dwa kawałki ściany w głębi pokoju. Jeden w głowach łóżka, drugi w nogach. Reszta tradycyjnie na biało.

Malarz najpierw był zarobiony, potem jak zobaczył, że w gruncie rzeczy wiele się nie namacha, bo wszędzie stoją regały, chciał już przyjść. Stolarz tradycyjnie się ociąga. Trudno, zaczniemy na odwrót, od malowania.
Przyszedł raz, pomyźgał pęknięcia różne, poszedł. Przyszedł za trzy dni, zdjął tapetę na tych dwóch kawałkach ścian, gdzie Prowansja. Przyszedł po raz kolejny, "przygotował" ściany do malowania. W tym czasie spałyśmy razem z córką u niej, w domu jeden burdel, bo coś tam zawsze trzeba było wynieść z pokoju, choćby kwiatki i na małej przestrzeni od razu robi się bałagan. Wreszcie w sobotę będzie malował od rana. Ja w pracy. Na dyżurze Ojciec Mojego Dziecka, niewtajemniczony specjalnie w zawiłości, ot, kawę zrobić etc. Koło południa dostaję telefon, że raz pomalował, poszedł, wróci po południu, pomaluje drugi raz. Hura, wieczorem już zrobi się porządek! Ale coś dziwnego usłyszałam w rozmowie, zaczynam dopytywać i cóż się okazuje? Malarz walnął Zapach Prowansji W CAŁYM POKOJU!!! Gdzie był, gdzie miał łeb, jak tłumaczyłam, co ma być i jak??? No, myślę sobie, apopleksji zaraz dostanę. Wyjaśniam: to jest parter, ciemno, dodatkowo nad oknem wisi balkon sąsiadki z góry, więc tym bardziej światło zabiera, w pobliżu okna MUSI być biało! A w ogóle co to za jakieś pudełko się robi!

Miałam dwie godziny na uspokojenie się :) Gdy wracałam do domu tramwajem, już się śmiałam sama do siebie, a co mi tam, w końcu to on będzie musiał dodatkowo machać pędzlem, nie ja! Podobno się złapał za głowę, gdy usłyszał, co narobił :) Był już, gdy wróciłam i zamalowywał na biało. Na szczęście wystarczyło dwa razy, choć musiał przyjść w niedzielę.
I tak. Teraz czekam na stolarza. Łóżko nie dosunięte do ściany, bo tam jeszcze będzie wieszał półeczkę, więc się nakurzy pewnie. Na półeczce ma stać projektor i DVD, więc chwilowo oglądanie filmów zawieszone.
Ale.
Niestety w gazecie ładniej wyglądało :)
Rzecz w tym, że tam jest ten kontrast bieli i wrzosu. Niby też mam białe meble (i białą narzutę na łóżku), ale co z tego, skoro na białych meblach stoją KOLOROWE książki i zaburzają widok!
Jedyny ratunek to obłożyć je wszystkie w biały papier :)))



Stolarz ma być w piątek. Jak się sprawi, będę pokazywać nowy regał :)

Ale a' propos bałaganu.
Znalazłam wreszcie sposób na porządki przedświąteczne.
Należy stworzyć w kompie folder BAŁAGAN W CHACIE.
Następnie iść otworzyć butelkę wina.
Wrócić do kompa, kliknąć prawym na BAŁAGAN W CHACIE - usuń na stałe.
I voila' :)
Wrócić na kanapę z butelką wina. Zrobione!


Bardzo mi się podoba mail, który właśnie dostałam: Zredukuj koszty utrzymania floty pojazdów w twojej firmie!
Przynajmniej się człowiek uśmieje.

środa, 9 marca 2016

Arkady Vaksberg - Łysina Lenina. Wspomnienia adwokata

Rzucił się na mnie ten Arkady w Taniej Jatce, a jak coś o CCCP to ja biorę, wiadomo. No i się nawet nie rozczarowałam, bo czytało się szybko i przyjemnie. Autor był adwokatem, z prawniczej rodziny, ale szybko się przekonał, że jako adwokat niewiele zdziała w sowieckim sądzie dla swoich podopiecznych i przekwalifikował się na dziennikarza. Zanim to jednak nastąpiło, zdołał zebrać trochę historii i po latach odkurzył notatki w starych teczkach.
Kto chce poczytać, jak działał wymiar sprawiedliwości w Związku Radzieckim, to do jego dyspozycji ponad 400 stron. Przy czym nie chodzi tu, jak można by przypuszczać, o dysydentów, ale o zwykłe (niezwykłe) kryminalne historie.

Jak się okazuje z ciotki Wiki, Vaksberg był też scenarzystą. Przestudiowałam listę jego filmów, okazuje się, że nie znam żadnego. Słuchajcie, czy to możliwe, żeby życie było tak krótkie i dane tylko raz? Czy ja naprawdę nigdy nie poznam większości tych filmów, które tak pracowicie gromadzę?
Znalazłam na YT program TV z udziałem Vaksberga:

Mam też jego książkę o Lili Brik, ale czytałam czy nie czytałam, oto jest pytanie.


Z okładki:

Początek:

Koniec:

Wyd. REA-SJ, Konstancin-Jeziorna 2015, 463 strony
Tytuł oryginalny: Pliesz Iljicza i dr. rasskazy adwokata /Плешь Ильича и другие рассказы адвоката
Przełożyła: Iwona Czarkowska
Z własnej półki (kupione 29 lutego 2016 roku)
Przeczytałam 4 marca 2016 roku



NAJNOWSZE NABYTKI
W Taniej Jatce takie coś znalazłam. To znaczy już dawno widziałam, ale wreszcie się zdecydowałam na wydatek 14 zł :)

Spis treści:



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM

1/ film polski KRÓL ŻYCIA, reż. Jerzy Zieliński, 2015
Zwiastun:


Edward jest najeżony, zaimpregnowany na otaczający go świat. Wszystko go denerwuje. Jakby chodził ciągle w za ciasnych butach. Złośliwy dla żony, niecierpliwy dla córki, prawie nie ma czasu dla swego starego ojca. Któregoś dnia ulega groźnemu wypadkowi. W wyniku niespodziewanych zdarzeń porzuca swoje dotychczasowe życie, by na nowo odkryć żonę, córkę i otaczający go świat. Zaczyna być szczęśliwy i dostrzegać ludzi i rzeczy, które przecież ciągle go otaczały. Podobno szczęście jest zaraźliwe na odległość 800 metrów. Na to wygląda, bo główny bohater roztacza taką pozytywną aurę. Edward nigdzie nie wyjeżdża, nie ucieka w podróż dookoła świata, nie jedzie do Amazonii. Mieszka w tym samym mieszkaniu, chodzi tym samym chodnikiem, spotyka tych samych ludzi, ale wszystko jest inne.
7/10

2/ film radziecki DIEWCZIATA (Девчата), reż. Jurij Czuliukin, 1961
Fragment:


Tak mi się nagle zatęskniło... chyba piąty raz to już oglądam :)
Przy okazji zaprezentuję ciekawy sposób wydawania filmów na DVD w Rosji. Publikują takie składanki, po 7, 9, a nawet i więcej filmów. Na jednej płycie, po obu jej stronach. Kiedyś na allegro co najmniej kilka takich kupiłam. NO, jakość vhs-owa :)


3/ film niemiecki HONIG IM KOPF, reż. Til Schweiger, 2014
Trailer:


Rodzice Tildy zamierzają umieścić jej ukochanego, chorego na Alzheimera dziadka w domu opieki. Wbrew opinii bliskich dziewczyna postanawia odbyć z nim ostatnią podróż.
Niska nota, bo: Til Schweiger ma drewnianą twarz i patrzeć na niego nie mogę; bo jego córka się zaigrywuje, a sama postać przemądrzałej dziołszki też mi się nie podoba; umieszczenie akcji wśród milionerów (no, w każdym razie ludzi bardzo dobrze sytuowanych, dla których wydatek 1800 euro za noc w hotelu to pryszcz, a zrujnowanie pożarem kuchni przechodzi niezauważone) wkurza, bo wolałabym zobaczyć, jak sobie z taką sytuacją radzą ludzie zwykli; wtrynianie niemieckich celebrytów, żeby pokazali się na chwilę - zbędne; dowcip niemiecki nie powala; końcowa rezygnacja pani domu z pracy, żeby zajmować się teściem jest niewiarygodna... precz z niemieckim kinem na jakiś czas :)
5/10

4/ film czeski PUPENDO, reż. Jan Hřebejk, 2003
Fragment z pupendo:


Akcja filmu opartego na motywach opowiadań Petra Šabacha, rozgrywa się w latach 80. Opowiada o dwóch diametralnie różnych rodzinach: rzeźbiarza Máry i towarzysza Břečki, dyrektora szkoły podstawowej. Pierwsza z nich prześladowana jest przez reżim, druga wesoło płynie z głównym prądem. Obok rodziców w filmie pojawiają się dorastające dzieci, które mają własne zdanie na temat ich postaw. Włóczą się bez celu po przedmieściach, chodzą na wagary, a czas zabijają marzeniami o wspólnej ucieczce poza granice codzienności. Tytuł filmu "Pupendo" zainspirowany został dziecięcym rytuałem inicjacyjnym. Dla reżysera Jana Hřebejka i scenarzysty Petra Jarchovský'ego, pupendo stanowiło chleb powszedni życia szkolnego za komuny. Doświadczyli zarówno roli ofiary, jak i kata... Film charakteryzuje gorzko-komiczna groteskowa przesada. Dzięki galerii najróżniejszych typów ludzkich "Pupendo" nawiązuje do teraźniejszości. Bo chociaż zmienia się kontekst czasowy, wewnętrzne postawy i dylematy, tak samo jak konflikty pokoleń, są wieczne. Podstawowym budulcem filmu są sytuacje, których poezja, prawdziwość i humor wynikają z doskonałej pracy z aktorem charakteryzującej wszystkie filmy Hřebejka.
9/10

5/ film amerykański I'LL SEE YOU IN MY DREAMS, reż. Brett Haley, 2015
Trailer:


Poleciła mi córka, że o starości, a wiadomo, że jestem pies na starość (w filmie). No ale ten też mnie nie zachwycił. To taka luksusowa starość, taka oczywiście też może mieć swoje problemy, ale ja jednak lubię być blisko rzeczywistości. Tej zwykłej, szarej.
6/10

6/ film polski OSTATNI DZIEŃ LATA, reż. Jan Laskowski, Tadeusz Konwicki, 1958
Fragment:


Młody mężczyzna nawiązuje znajomość z dojrzałą kobietą. Wojna i osobiste problemy powodują, że ciężko jest im znaleźć wspólny język.
8/10

7/ film polski ORZEŁ, reż. Leonard Buczkowski, 1958
Początek:


Polski okręt podwodny "Orzeł" umyka hitlerowcom, ale zostaje internowany w Tallinie. Nowy dowódca jednostki podejmuje decyzję o ucieczce.
8/10

A teraz będzie przerwa, nie wiem, jak długa... jutro przychodzi malarz, trzeba było zdemontować półki znad łóżka, gdzie normalnie stoi projektor i DVD. Jedna półka już wyniesiona przed blok, gdzie czeka na litościwą duszę, która się nią zaopiekuje. Druga na razie stoi w kuchni służąc chwilowo jako miejsce na kwiatki z parapetu pokoju malowanego in spe. Malarz zatrze ślady po hakach, bo potem stolarz przywiezie nową półkę, o innych wymiarach i nowe wkręci haki. Czyli dopóki nie przyjedzie stolarz, nici z ustawienia sprzętu i z oglądania. A kiedy przyjedzie stolarz? Oto jest pytanie. Przez mój dość skomplikowany rozkład jazdy trudno się umówić.
Czy dlatego codziennie boli mnie głowa? Czy przestanie, gdy wreszcie rozłoży się dywan i spojrzy z satysfakcją na świeżo ustawione książki na nowym regale?
Niestety, to nie jedyny powód do globusów. W sobotę wylądował w szpitalu Ojczasty i GUPI LEKARZ powiedział, że stan poważny. Że zapalenie płuca. JAK ON ŚMIE??? Przecież ja mam co do Ojczastego PLAN!!! On ma zamieszkać u mnie i mam mu osłodzić ostatnie lata życia!!! W niedzielę pełna strachu pojechałam, ale wróciłam do Krakowa nieco podniesiona na duchu, bo nie wydaje się spodziewać czegoś złego. A diagnoza na razie nie postawiona. Trafił do szpitala, bo nie spał całą noc z powodu bólu w dole pleców. Nerki jednak wykluczono, podobnie jak to zapalenie. Wysunięto hipotezę, że to może od kręgosłupa i mieli zrobić tomografię, ale lekarz prowadzący będzie dopiero dziś i na razie nic nie wiem. Gdy usiłowaliśmy z bratem podnieść tatę do półsiedzącej pozycji, krzyczał z bólu. Oczywiście o wstaniu z łóżka nie ma mowy.
I tak to.
Boję się dalej. Bo jeśli faktycznie to od kręgosłupa, to co zrobią? Operację 86-letniemu dziadkowi?