Nowinka dla mnie, bo tym razem bohaterem kryminału detektywistycznego Rexa Stouta nie jest sławetny Nero Wolf, ale niejaki Tecumseh Fox, też detektyw zresztą. O ile seria o pierwszym z detektywów liczyła sobie kilka dziesiątek powieści, o tyle ta druga już tylko kilka. Czesi wydali w sumie trzy, u nas nic. Fox jest nieco sympatyczniejszy od Wolfa i jest w jego życiu jakaś mroczna tajemnica - jeżeli uda mi się znaleźć w Pradze pozostałe dwa tomy, może się ona wyświetli.
Historia stłuczonej wazy (wazonu?) z kolekcji chińskiej ceramiki pozwoliła wyświetlić sprawę trzech morderstw. Wszystko zaczęło się nieudanym koncertem debiutanta Jana Tusara, któremu ktoś nalał laku do skrzypiec, w związku z czym instrument brzmiał kompletnie głucho. Tusar popełnił samobójstwo w przerwie koncertu, wiedząc, że kariery już nie zrobi.
Trochę się gubiłam w dużej ilości nazwisk, wszyscy jakoś zamieszani w sprawę - czasem dobrze jest sobie robić notatki przy czytaniu, ale jak rany, to przecież tylko rozrywka 😂
Początek:
Koniec:
Wyd. BB 1995, 144 strony
Tytuł oryginalny: The Broken Vase
Przełożył z angielskiego na czeski: Michal Strenk
Z własnej półki (kupione 9 sierpnia 2024 roku w Ulubionym Antykwariacie za 9 koron! tak, w zeszłym roku tak było - niestety już nie jest)
Przeczytałam 16 lipca 2025 roku
Skoro o czeskim mowa - sukces, bo przygotowałam już dziesięć książeczek na Pragę, tak że relacje będą 😉 Wczoraj w knihobudce odkryłam z uciechą czeską książkę, taką wielgachną, dla dzieci, Wielkie labirynty się nazywała.
Zaglądam do środka, a tu zonk: same obrazki 😂 Uratowało mnie to przed przywleczeniem do domu 🤣
Ale labirynt zwierciadlany jest na Petrzinie i ja do tej pory tam nie byłam, więc może skoczę? I się zgubię wśród dziesiątek grubych bab?
Oglądałam w czeskiej tv jakiś program i nagle zastrzygłam uszami - w drugą sobotę każdego miesiąca jest otwarte dla publiczności prywatne muzeum lotnicze na południu Pragi. Akuratnie w drugą sobotę sierpnia będę! Nie ma tam bezpośredniego dojazdu i trzeba się od autobusu jakąś leśną dróżką toczyć, więc zapytałam Věrę, czy chętna na wycieczkę - ona zawsze 😁 Tak że mam rozplanowane jedno sobotnie popołudnie. Następnie również z inspiracji tv planuję wyprawę do osady trampów, jedynej na terenie Pragi. Po części zbudowanej ze starych autobusów. Ja wiem, że mam ją dobrze opisaną w jednej książce, ale ta książka jest aktualnie trudno dostępna i codziennie sobie mówię, że jutro to już na pewno zabierzemy się za odsuwanie bambetli, żeby się do niej dostać. Bo to robota dla 2 osób. Na razie więc tylko sprawdziłam, jak tam dojechać (z trzema przesiadkami...).
Rozpisałam też wyprawę na miejsce największej katastrofy lotniczej w historii Czechosłowacji (jako pretekst do zobaczenia okolicy, bo w miejscu wypadku jest jedynie mała tablica).
No, to zaczynam się już cieszyć 😁 Za dwa tygodnie o tej porze będę wyglądać przez okno autokaru (choć nie ma na co patrzeć, jazda autostradą jest okropnie nudna).
Tymczasem w domu
Trzy szuflady zamrażarki załadowane są po kokardę. Wyciągnęłam ostatnio każdą z nich i spisałam zawartość (przerażona - trzeba to wszystko zużyć jak najprędzej, a niektóre mięsa są z gatunku do smażenia, czyli na razie nie mogę). Dziś rano potrzebuję coś wyjąć do obiadu, chcę sprawdzić na kartce, w której szufladzie mam grzebać - kartki nie ma. Nigdzie.
To znaczy ona na pewno gdzieś jest, ale GDZIE?
A założenie było, że ją przykleję na wewnętrznej stronie drzwiczek jednej z wiszących szafek... czego się nie zrobi od razu...
I co z tego, że człowiek stara się jakoś wszystko ogarniać, jak zawsze czegoś nie dopilnuje 😢
Druga sprawa kuchenna z ostatnich dni. Zaparłam się, że jednak spróbuję usmażyć sobie omlet chociaż. Znaczy, że na parze. Internety powiedziały, żeby położyć miskę z jajkami na garnku z gotującą wodą i niech się paruje jakiś kwadrans. OK, wstawione. Na spróbę jedno jajko.
Po piętnastu minutach...
... wygrzebałam łyżką zawartość miski... a samą miskę zalałam wodą i po 24 godzinach doskrobałam nożem, bo inaczej dalej nie szło 🤣
Chwilowo rezygnuję z omletów.
PS. W sprawie gównianej na razie cisza. Ponoć coś mają robić po niedzieli.
Trzeba przyznać, że masz mocno urozmaicone życie!🤔
OdpowiedzUsuńA ja bym sobie tak chętnie SPOKOJNIE pożyła 😉
UsuńA nie lepiej do Pragi pociągiem?
OdpowiedzUsuńNie lepiej - jeśli chodzi o bezpośredni. Bo jedzie w nocy. Przyjeżdżasz o świcie i nie masz co ze sobą zrobić do 14.00, kiedy się meldujesz w hotelu.
UsuńJuż za 2 tygodnie w Pradze - fantastyczne !:)
OdpowiedzUsuńOmlet na parze - zerknąłem na przepis na internecie - "Na patelnię wylewamy omlet, następnie przykrywamy i gotujemy na parze do równomiernego ścięcia masy. "
Czyli nie 15 minut, ale na oko :)
Może raczej błąd tkwił w tym, że nie przykryłam?
UsuńU Mariusza Szczygła było coś w nocy o nowej atrakcji dostępnej w Pradze - koszarach znanych z przygód Szwejku, gdzie... zresztą zaraz poszukam
OdpowiedzUsuńMam dla Was nowe miejsce do odwiedzin (...) Otóż warto spędzić trochę czasu na dziedzińcu koszar wojskowych w dzielnicy Karlín przy ulicy Prvního pluku 20/2.
Linka nie wklejam, ale tekst i zdjęcia znajdziesz na FB bez problemu o ile już nie znalazłaś :)
Wiesz co, ja widziałam wczoraj rano ten wpis na FB... Karlinskie koszary znam, zdaje się, że o nich było tutaj w relacji z któregoś dnia (tylko nie pamiętam, w którym roku), stąd wiem, że Szczygieł coś pomieszał w kwestii ich zamknięcia/otwarcia.
UsuńNawet znalazłam 😂
Usuńhttps://toprzeczytalam.blogspot.com/2023/08/marta-tomaszewska-kawka-lulek-i.html
A nie możesz usmażyć bez tłuszczu na teflonie, żeby tylko lekko się ścięło?
OdpowiedzUsuńJuż się cieszę na relacje z Pragi!
Nie próbowałam... tak naprawdę to marzę nie tyle o omlecie, co o jajeczniczce 😁
UsuńWłaśnie, ja smażę vejce na nieprzywierającej patelni bez tluszczu. Dawałam kapkę oliwy albo masła, ale nie ma różnicy w smaku czy konsystencji, a kilkadziesiąt kalorii mniej hehe.
OdpowiedzUsuńStout miał więc Wilka i Lisa, całkiem dowcipnie.
Trzymam kciuki za gówienkową epopeję!
No i cieszę się, że niedługo Praga, śledzę zawsze z zapartym tchem
Ale mówisz teraz o sadzonych czy o czym?
UsuńGówienkowa epopeja zamarła. Szczerze mówiąc boję się znów dzwonić i dopytywać 🤣
Dziś poświęciłam pół dnia na rozkminianie kolejnych praskich wypraw, znajdując między innymi (na mapie) pomnik piłkarza oraz miniaturową kolejkę w publicznym parku (ciekawe, czy jeszcze tam jest). Planuję również przewieźć się samoobsługowym promem 🤣
O każdych, jem je praktycznie codziennie na śniadanie - Jajecznica, sadzone, szakszuka, omlety.
UsuńTen prom brzmi ciekawie. Swoją drogą podziwiam, że jeździsz paternosterami, jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że się nie przewracam nie wcelowawszy, żeby w czas wsiąść czy wysiąść 😅
Ja Ci powiem, emocje są 😁 Bardziej się boję wysiadania. W ogóle to takie dziwne wrażenie masz, gdy wsiadasz do czegoś, co jest w ruchu i musisz podnieść nogę wyżej, niż toto się znajduje w danym momencie 😂
UsuńMoje omlety tez mi nie wychodza tak zgrabnie jak restauracyjne chociaz nigdy by mi nie przyszlo do glowy robic je na parze. Moj problem jest taki ze nie udaje mi sie ich zgrabnie przewrocic na druga strone a trzeba by sie wkladki warzywno-szynkowe tez przysmazyly. Zawsze mi sie lamia przy przewracaniu i wychodza troche jajecznicowato.
OdpowiedzUsuńNa parze robie jedynie niektore warzywa i mam do tego specjane ustrojowstwo.
Nastepnym razem zrob na patelni.
Przy smażeniu takiej bogatej tortilli (czyli z cebulą, ziemniakami, wędliną, groszkiem, no co tam Bozia dała) po prostu nakrywam ją talerzem, odwracam patelnię do góry nogami i potem zsuwam całość z powrotem na patelachę. Nawet bym nie próbowała robić inaczej, bo wiadomo, że połamało by się.
UsuńZnam takich ktorzy potrafia przewrocic szpatula ale Twa podpowiedz jest genialna - przynoszac mi wstyd ze nie wpadlam na to - i bede z niej korzystac w przyszlosci. Dziekuje.
UsuńZdawalo mi sie ze jesli potrafie obracac nalesniki - nawet metoda podrzutu - to potrafie omlety tez a mylilam sie.
Szpatułką - nie, dziękuję 😂 Dobry pomysł na to, żeby faktycznie połamać albo trafić obok patelni!
Usuń@Serpentyna
UsuńA gdyby tak DWIE szpatułki? Zawsze używam dwóch przy wyciąganiu bardzo kruchej ryby z folii aluminiowej. Jeżeli kawałek nie jest za duży to nigdy się nie złamie.
Przy okazji - banalny przepis na pstrąga z folii (porcja dla dwóch osób):
SKŁADNIKI
Płat pstrąga (z marketu na literę L ;-)) - około 500 gramów.
Przyprawa do ryb (dowolna - Kamis, Prymat).
Olej rzepakowy.
Młoda marchewka lub ząbek czosnku.
PRZEPIS
1. Ucinamy kawałek folii dłuższy o około 20 cm niż płat pstrąga.
2. Na folię strużyną lejemy olej i delikatnie wysypujemy przyprawę pozostawiając marginesy po około 10 cm z lewej i prawej strony folii.
3. Kładziemy na to płat ryby SKÓRĄ DO DOŁU. Polewamy ją delikatnie olejem i rozsypujemy przyprawę (z umiarem, proszę, z umiarem!). Jeśli dysponujemy marchewką to przy pomocy czystej obieraczki do warzyw robimy z niej cienkie strużyny, które lądują na rybie (wzdłuż) w ilości dowolnej. Jeśli ząbek czosnku to pokrojony takoż ląduje na pstrągu.
4. Zawijamy płat ryby w folię i do piekarnika. 180 st. Celsjusza na 25-30 minut w termoobiegu.
Wersja de lux (cholesterol to mit!) - na rybie po przyprawieniu a przed zapiekaniem kładziemy talarki pieczarek, grube na 2-3 milimetry. Na 3-4 minuty przed końcem pieczenia wyjmujemy zawiniętą w folię rybę, rozkładamy ją (folię, nie rybę ;-) ) i kładziemy plastry sera żółtego. Składamy folię i zapiekamy pozostałe 3-4 minuty. Pyszne, smaczne i dietetyczne (poza serem oczy-wiście).
Można jeść z chlebem, bułką (świeża bułka maczana w sosie z takiej ryby - hmmmmMNIAM). Mnie najlepiej smakuje z ciemnym ryżem w torebce gotowanym 40 minut po tym jak woda zacznie wrzeć.
Do tego pasuje sałatka z rukoli z oliwkami i (pieczoną) papryką z dodatkiem sera typu feta - ISLOS lub KORTOS (do nabycia w sieciówkach na literę B(iedna ronka) lub N.
Smacznego.
Przepisik palce lizać! Skopiuję sobie na przyszłość (tę, w której będzie mi wolno używać tłuszczu 😂)!
UsuńZ tym, że pewnie we frajerze się zrobi...
Myślałem, że nie wolno ci tylko smażonego. Ten przepis (bez sera) to ryba prużona. Moim zdaniem dietetyczny (ale ja się nie znam). Chociaż jest tam sporo oleju (jakieś 6-10 łyżek).
UsuńŻyczę zdrowia!
Pani Dochtór powiedziała ZEROTŁUSZCZOWO... przez 6 miesięcy...
UsuńNo to bida. Jak mus, to mus.
UsuńZdrówka życzę!
Dodaję te twoje książki do TBR listy i na tym się kończy, zresztą nasza biblioteka ma tylko 10 wilkow.
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że Lisy istniały tylko trzy, więc nic dziwnego, że trudno je spotkać...
UsuńJa tylko napiszę, że bardzo podoba mi się okładka Labirytnów :)
OdpowiedzUsuńAle cała książka taka? To nie na moje nerwy (i potrzeby) 😁
Usuń