sobota, 7 listopada 2020

Mira Lobe - Babcia na jabłoni

To wydanie jest identyczne z dawnym z moich lat dziecinnych, tyle że format nieco większy. Ale ilustracje te same :)
Nazwisko pana Pokory - gdyby mi ktoś kazał je sobie przypomnieć - niewiele by mi mówiło. Ale jego rysunki jak najbardziej pamiętam. I lubię. Wydaje mi się nawet, że jakieś podręczniki, czy to do angielskiego czy do francuskiego, też ilustrował. Te charakterystyczne nosy - spiczaste u kobiet, kulfonowate i ozdobione piegami u mężczyzn 😍
Sympatyczna to opowiastka (trochę smutna) o tym, jak dzieci tęsknią za dziadkami. Gdy przeczytałam na okładce, że Mira Lobe napisała prawie sto książek dla dzieci i młodzieży, zaraz chciałam znaleźć inne. A tu - nie ma. Znaczy - u nas w Polsce nie ma. Ach, pomyślałam, zaraz zobaczymy, jak się ma sprawa u Czechów. Nijak się nie ma. Tak że wszelkie szanse na poznanie innych dzieł tej autorki zniknęły za horyzontem języka niemieckiego.

A' propos niemieckiego. Wczoraj obejrzałam film Donna Leon - Dowód, to właściwie odcinek niemieckiego serialu o komisarzu Brunettim, zdecydowałam się na ten desperacki krok, żeby sobie na Wenecję popatrzeć 😘 Ale nie w tym rzecz. Film był z lektorem, który skutecznie zagłuszał niemieckie dialogi, ale od czasu do czasu coś tam wychwyciłam i tak sobie marzyłam, że może kiedyś faktycznie wrócę do niemieckich podręczników... Jak widać, nadzieja ciągle umiera ostatnia. Mimo, że czasu przede mną coraz mniej.

Początek:
Koniec:
Wyd. Dwie Siostry, Warszawa 2009, 161 stron 
Tytuł oryginalny: Die Omama im Apfelbaum 
Przełożyła: Maria Kurecka 
Z biblioteki 
Przeczytałam 4 listopada 2020 roku 


Pierwszy dzień jesiennej pandemii. 
Żeby już całkiem wejść w atmosferę pandemicznego zamknięcia, umyłam dziś okno w kuchni. No bo przecież tyle porządków się wtedy, na wiosnę, zrobiło. Tyle że wówczas faktycznie byłam zamknięta, teraz ciągle jeżdżę do pracy. U nas się raczej nic nie da zrobić zdalnie, więc albo albo - albo mnie odeślą do domu, jak wtedy (ale nikt nic nie mówi na ten temat NA RAZIE) albo nie 😉
Co do reszty wychodzenia z domu, to nic się dla mnie nie zmieniło, cały ten czas przecież nigdzie nie łażę w ramach samoizolacji (strachu). Praca, sklep, biblioteka (to ostatnie odpadło). 
To jest moja strategia, a jaką powinno mieć państwo, to nie mam zdania (poza tym, że nasze nie ma żadnej, to wiadomo już chyba wszystkim... albo ewentualnie można ją nazwać strategią co będzie, to będzie). 

W wiosennym zamknięciu porządkowałam też książki i dziś, spojrzawszy jakimś świeżym okiem, znalazłam miejsce na dwa czeskie tomiki z wrześniowego jeszcze zakupu, które leżały na stercie czasopism na podłodze. Więc też rodzaj déjà vu
Do kompletu Wielkich Sobotnich Porządków wyniosłam z domu ten nieszczęsny materac z gryki, co to ma pomagać na milion schorzeń, a który po wymianie zwykłego materaca na bardzo wysoki stracił rację bytu. Chciałam się go pozbyć na OLX, ale się nie udało (nie dałam się namówić na wysyłkę do Szczecina). Teraz zerkam, czy się nim ktoś zaopiekuje, bo mi szkoda go trochę tak po prostu do śmieci (szkoda wysiłku i dobrych intencji mojej mamy, która go kupiła). 
Mam jeszcze jedno do wyniesienia - zarażony tarcznikiem ficus benjamina, który tak pięknie się odbił po całkowitym prawie opitoleniu nożyczkami - ale cóż z tego, skoro chory. Tak bym chciała, żeby się nim zajął ktoś, kto miałby chęć go odrobaczyć, biedaka... 

Tymczasem do codziennych czynności przybyło pranie maseczek, więc trzeba było skończyć z prowizorką i znaleźć miejsce dla nich do schnięcia na dłużej 😏 Na wieczną rzeczy pamiątkę zrobiłam zdjęcie dokumentalne i przy okazji pożałowałam, że od marca prawie nie używam aparatu poza domem i nie będę miała zbioru fot pandemicznych ulic (jeśli przeżyję)...
A Wy co? Jak się macie? Co robicie? 
Jakieś plany na listopad? 
😜

O! Setna książka w tym roku, powiedział blogspot. Nie żeby coś z tego wynikało 😁

8 komentarzy:

  1. Pranie maseczek... Hm, ja nie piorę, bo kupiłam mnóstwo jednorazowych. Kosztowały tylko 50 groszy za sztukę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem, w Lidlu są takie. Ale jednak ekologia... Wiem, że w dobie koronawirusa idzie na bok, jednorazowe rękawiczki i maseczki można już liczyć na miliardy w skali światowej. Ba, wczoraj z czytanej książki o śmieciach (wyszła w tym roku) dowiedziałam się, że już się nam ptaki przystosowały - maseczki wplecione w gniazda!

      Usuń
  2. A ja oglądam "The Crown" na Netflixie. Piorę maseczki. Czytam "Książkę moich wspomnień" Iwaszkiewicza. Cieszę się, że Trump przegrał. Ot tyle:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że wiem? Dostałam maila z FB, że oglądasz :) "Książki moich wspomnień" nigdy z domu nie przywiozłam, więc jeszcze długo nie przywiozę.
      Trump - ha ha ha!
      A ile teatrów zdążyłaś zaliczyć?

      Usuń
    2. No nic w tych internetach się nie ukryje:)))
      Teatr, ach...zdążyłam dwa, w planach były jeszcze cztery (czekam na zwrot pieniędzy). Nie ma co narzekać, współczuję (w kontekście teatru) wszystkim elektrykom, garderobianym, krawcom...no i tym aktorom, co to zawsze trzymają halabardę lub wygłaszają jedno zdanie, że konie zajechały. Bo jak słyszę uwagi niektórych osób, że co tam teatr są ważniejsze sprawy, a teatr do życie nie jest niezbędny, to gotuje się we mnie. To w końcu też jest miejsce pracy.

      Usuń
    3. Czytałam taki komentarz do wypowiedzi jakiejś aktorki, że dostaje 200 zł za spektakl - "co się skarży, niektórzy muszą na 200 zł pracować 12 godzin".

      Usuń
  3. Nie mam jakichś specjalnych planów na listopad Zarobie ciasto na piernik staropolski i niech spokojnie lezakuje przez kilka tygodni. Tak robię już od lat, właśnie w połowie listopada.Cos poczytam i zleci No a potem byle do wiosny. T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byle polska wieś spokojna, co?
      :)
      Nie, no żartuję.
      Piernik staropolski - zacna rzecz. A gdzie będzie leżakować, w piwnicy?

      Usuń