A tego rupiecia, moiściewy, przywiozłam z biblioteki na Powroźniczej, gdzie wybrałyśmy się z Córką z okazji Dnia bez samochodu. W sensie, że ona nie musiała kupować biletu, a tej filii nie znała 😁Jak się okazało, nieraz była w pobliżu rowerem, ale nie wiedziała, że tam jest biblio, bidoka 😁 A to jest takie ładne miejsce, willa, która niegdyś była własnością Beaty Matejkówny.
Ach, myślę sobie, wezmę, przytulę, kiedyś nawet przeczytam, w końcu kto, jak nie ja. I słowo stało się ciałem zaraz na drugi dzień, spędzony w łóżku z powodu globusa 😉
Pierwsza runda nie jest powieścią, którą bym poleciła zwrotem koniecznie przeczytać, co to, to nie. Zaczęło się jak jakieś słuchowisko radiowe, by przejść w opis konfliktu między dorosłą już córką, studentką, a matką-pisarką z wojennymi przeżyciami i tajemnicami, o których córka ani wie ani chce wiedzieć. Żyją obok siebie, tyle że matka bezustannie ich wzajemne relacje gdzieś tam analizuje (co ma jej posłużyć do następnej powieści), a córka zaczyna się w to wgłębiać dopiero, gdy na horyzoncie pojawia się zagraniczniak, w domyśle jakiś amant matki z dawnych czasów, z szałową lancią. Tak, młodzież jest przedstawiona z punktu widzenia tej matki, jako płytka, bez żadnych zainteresowań (studia podjęte dlatego, że tam akurat było łatwo się dostać), nastawiona na materializm. Tego pokolenie przedwojenne nie może zrozumieć.
Zabrakło mi w tej książce bardziej wyważonej oceny, jakiegoś większego symetryzmu (ha ha ha).
Początek:
Koniec:
Wyd. Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1967, 122 strony
Z własnej półki
Przeczytałam 23 września 2023 roku
NAJNOWSZE NABYTKI
Wczoraj było fajnie, bo najpierw w drodze do pracy zajrzałam oddać książki na Królewskiej, a tam na stoliku do wzięcia leżał taki kryminał milicyjny, więc mocno zadowolona zabrałam. Następnie czekając na tramwaj przeglądałam zawartość kartonu OD 1 DO 5 ZŁ stojącego na chodniku przed księgarnią i wyciągnęłam tę bajeczkę do Pragi (za złotówencję właśnie) 😁 A po południu córka przyniosła z półki w Jordanówce Wiele dróg czyli opowiadania różnych znanych autorów z dawnych czasów - Niziurski, Siesicka, Ożogowska, Minkowski... I to w tej mojej ulubionej cieniowanej serii 😍
Ale dzisiaj już gorzej. Rano otwieram laptopa, a tu nie ma dźwięku. Jako że musiałam poświęcić się raczej gotowaniu, zostawiłam tylko córce karteczkę z pytaniem, co to się stało. Ani nie myślałam, że coś nieodwołalnego, raczej że coś w nocy kliknęła albo co 😉 A tu potem, już w pracy, dostaję od niej maila, że nie działa i ona tak miała na swoim laptopie i do tej pory tam dźwięku nie ma. No nie. Już zaczęłam kombinować, że może jutro zaniosę do panów na Bronowickiej - ale przecież nie mogę zostać na weekend bez komputera, bo muszę ciągle jeszcze ogarniać pracowniczo... za to nic się w weekend nie obejrzy...
Wracam więc do domu w nienajlepszym humorze, wchodzę, a córka poświęca się na klęczkach szorowaniu. Usłyszała z pokoju jakiś stuk, przyszła do kuchni, a tam...
KTOŚ PIZGNĄŁ JAJKIEM PRZEZ OTWARTE OKNO!!!!
Rozumiecie coś takiego?
Ona mówi, że to może jakiś prank, szedł gówniarz, zobaczył otwarte i wrzucił.
Taaa, ja też zawsze chodzę z jajkiem w kieszeni (zamiast szyszki albo kasztana)...
Więc tak: jajko najwyraźniej otarło się o szybę okienną i firankę, po czym wylądowało na stole. A więc obrus i firanka do uprania, okno do umycia, podłoga pod oknem tudzież oraz dywan pod stołem upizgany (nowy, wiecie, ten od Nowej Kuchni).
Fajnie, co?
Oczywiście mogło być gorzej. Na przykład? Na przykład pytanie, czy takie jajko może stłuc szybę, gdy okno jest zamknięte?
Ale najgorsze jest teraz to uczucie braku bezpieczeństwa (trzymać zamknięte okna?). Przecież równie dobrze mógł ktoś z nas siedzieć przy tym stole... Oraz kompletne niezrozumienie, dlaczego. Faktycznie głupi dowcip, niekoniecznie wymierzony w nas, czy też mamy wrogów?
Nie wiem, jak ja dzisiaj usnę.