czwartek, 22 maja 2025

Brigitte Noder (wg braci Grimm) - Jaś i Małgosia + PRAGA drugi czwartek

Chrup chrup chrup!

Tutaj mieszka sknera!

A któż to mi się do domku dobiera?

Wyd. Egmont Polska, Warszawa 1993, 16 stron

Przełożył: Janusz Rajchman

Ilustracje: Gisela Gottschlich

Przeczytałam 22 maja 2025 roku
 

Praga, dzień dziewiąty

Karuzela z pogodą, dziś znów zimno, rano padało, po południu znowu i teraz kropi. Ale między 9.00 a 14.00 się zlitowało.

Znów skromny plan (bo na 12.00 obiad, a na 15.00 do kina) zakładał na początek pobranie gazetki dzielnicowej w urzędzie na tzw. Strossmayeraku oraz zdeponowanie książeczek dla dzieci w tamtejszej budce 😉 Następnie zlokalizowanie kamienicy, gdzie tutejsza esbecja miała garderobę, w sensie składu ubrań, żeby je mogli często zmieniać przy śledzeniu "obiektu" i w ten sposób mniej rzucać się w oczy. Mam taki pomysł, żeby zrobić cykl z różnymi miejscami wykorzystywanymi przez esbeków (na praskim blogu oczywiście, nie tutaj). Pomysłów mam zresztą więcej i gdybym znalazłam na to czas i chęci to mogłabym wykorzystując zrobione teraz zdjęcia co tydzień pisać o czymś - przez co najmniej rok 😉

Wracając do poranka: z tramwaju zobaczyłam znajomą z internetu sylwetkę Pawilonu Brukselskiego, więc tam też postanowiłam dotrzeć. Niespodzianka na dziś, bo tego nie było na liście 😍

Po drodze zobaczyłam nowy mural. Znaczy tak mi się wydaje, że on jest właśnie w trakcie powstawania.  To hołd dla Milady Horákovej

Gdy wracałam artystka Toy Box (jak informują internety) już przystąpiła do roboty i cosik mazała po czole.


Expo 58 czyli Pawilon Brukselski - prezentował na wystawie powojenne życie w Czechosłowacji. Dostał Złotą Gwiazdę za najlepszy pawilon i wielkie międzynarodowe uznanie. Zachował się jedynie zaokrąglony budynek restauracji, który został przeniesiony do Pragi.



 

Przed nim nówka nieśmigana taras widokowy, szkoda, że warunki pogodowe panoramom Pragi nie sprzyjały.


Dalszy cel wycieczki - szukać żółwi. Pisali w Metrze, że w parku przed szkołą w ul. Tusarovej zorganizowano wybieg dla żółwi. Szukam i szukam, już się zaczynam obawiać, że ktoś mnie weźmie za pedofila, że tak oglądam place zabaw...

 

No tak, minęłam, nie zauważyłam. Gorsza jednak historia, że żółwie (7 sztuk, mniej więcej 11-letnich) najwyraźniej nie lubią zimna i zamiast buszować w trawie, żebym je mogła zobaczyć, siedziały w swoim domku (siedziały albo spały, ja też bym spała). Jedynie jeden ciekawski wyjrzał na świat, ale zaraz uciekł. Zoomowałam, jak mogłam, zza ogrodzenia, a i tak ledwo go widać.


 

To jest taka nieprzyjemna ciekawostka: biblioteka miejska w Pradze jest płatna. Dlatego tu nie zamieszkam - chyba, że po siedemdziesiątce 😂

 

Z cyklu Doskonałości języka czeskiego 😁

 

Z cyklu Znalezione na rynnie.

 

Idę, patrzę, a tu słynny antykwariat nadal działa! Słynny z tego, że nie można do niego wejść. Prowadzi go starszy pan, który w nocy zamiast spać (skoro już o spaniu mowa) pracuje jeszcze gdzieś na recepcji, żeby móc zapłacić wynajem lokalu.


Jedni twierdzą, że pan sam nie wie, co tam ma, inni, że wręcz przeciwnie, zna zasoby na pamięć. Czekałam i czekałam, żeby pan się choć na chwilę odwrócił tyłem - właśnie wykładał co nieco na parapety - żeby cyknąć do środka, tak że widzicie, jak to wygląda 😉 Pan twierdzi, że gdyby wpuszczał ludzi do środka, to by mu wyjęli książkę z półki czy skąd tam i odłożyli gdzie indziej, przez co już by jej nie odnalazł. Ocenia, że ma ich w środku około 100 tysięcy. I jeśli wiesz, czego szukasz, a on wie, że to ma, to po kilku minutach już wychodzi z żądaną pozycją w ręku. Pan oczywiście zapytał, skoro stałam przed jedną z wystaw, czego sobie życzę, ale nie życzyłam sobie niczego (poza zrobieniem zdjęcia) 😎


A poniżej jest mój aktualny sąsiad, opróżniony i aktualnie wybebeszany w środku. Był tam cały kompleks budynków z tajemnym przejściem (kto znał, ten znał i używał), świetnie skracającym drogę z głównej ulicy. Niestety trwa demolka, powstanie tam hotel.

 

Tak to wygląda od strony naszego podwórka. Jestem ciekawa, jak to będzie wyglądać, gdy (jeśli) będę tu znów mieszkać w maju przyszłego roku; czy już wybudują. Tak czy siak przejścia szkoda, a już zwłaszcza, gdy tu mieszkam. Do mojej dietetycznej stołówki miałabym parę kroków 😁


 

Film okazał się taką więcej komedią romantyczną duszoszczipatelną (a nie czeską komedią w dawnym stylu, ach, już takich nie robią), ale i tak byłam szczęśliwa, a kino zapchane do granic, miałam nosa, że w poniedziałek kupiłam bilet. Zauważyłam, że sporo starszych pań (bo to seans dla seniorów, z tym, że może przyjść każdy) miało w ręku kartki A4, najwyraźniej bilety kupowały przez internet, ale jednak nie pokazywały ich w telefonie. No, jak ktoś ma drukarkę w domu...

 

A na koniec wyprawa z Věrą do lokalu U prezydentów. Parę migawek 😁

 

Przystanek: Autobus jeździ jedynie w deszczu! W dni powszednie. W autobusie się pali.


 Nasi tu byli!


Jeśli nie chcecie zostać obsłużeni, głosujcie na Babisza.


 

W takich okolicznościach przyrody musiałam to jedno piwko strzelić, na pożegnanie... Mam nadzieję, że tego nie odpokutuję 😂   Wyjdzie na badaniach w przyszłym tygodniu?

 

12.477 kroków - 8,8 km

21 komentarzy:

  1. Ciekawe, ile się płaci za ten dostęp do biblioteki. I dlaczego wprowadzili opłaty. U nas by to był dobry sposób na dobicie czytelnictwa :D

    Ten słynny antykwariat to wygląda bardziej jak jakiś skup makulatury. Gość ma stronę internetową czy sprzedaje tak dziwnie jedynie stacjonarnie?

    Gazetki dzielnicowe będziesz jeszcze miała gdzie upchać w bagażu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 60 koron rocznie + 20 za legitymację
      Nie jest to dużo, ale dlaczego w ogóle jest? Hm.

      Ma też stronę ten pan z antykwariatu, ale jeszcze nie patrzyłam, jak to wygląda. Kobieta mieszkająca niedaleko zorganizowała tez zbiórkę pieniężną, że ratować biznes i wpadło trochę kasy na wynajem lokalu, który jest całkiem spory, facet ma chyba 5 czy 6 witryn. Wszystkie tak samo zawalone towarem 😁

      Na gazetki mam od lat upatrzone miejsce w walizce 🤣 One oczywiście są dostępne online, ale myślisz, że mi się chce czytać na laptopie? Jednakże zawsze sobie obiecuję, że na bieżąco będę każdy nowy numer przeglądać, a jakże!

      Usuń
  2. „już się zaczynam obawiać, że ktoś mnie weźmie za pedofila, że tak oglądam place zabaw…”

    Ha, ha, ja czasem też mam podobne obawy, bo często szukam placów zabaw i zwykle je odwiedzam. Ale powód jest znaczniej prozaiczny—uwielbiam się po prostu porozciągać na różnych drabinkach i innych urządzeniach, a szczególnie podciągnąć się na drążku lub powiesić za ręce. Po paru minutach przybywa mi przynajmniej 2 cm wzrostu! Na szczęście do tej pory moje zachowanie nie wzbudziło żadnych podejrzeń.

    Nie wyobrażam sobie antykwariatu, do którego NIE można wejść. Niezmiernie rzadko—a właściwie nigdy—nie wiem, jaką książkę chciałbym kupić; po to wchodzę, aby po paru godzinach wyjść z kilkoma (lub więcej) książkami, o których istnieniu jeszcze parę godzin nie miałem zielonego pojęcia!

    Najlepszy do tej pory antykwariat znalazłem w turystycznym mieście Parry Sound w Ontario nad zatoką Georgian Bay (45°20'34.7"N 80°02'02.0"W), ok. 230 km na północ od Toronto, położonym przy głównej autostradzie nr 400. Zazwyczaj zatrzymujemy się w tym miasteczku udając się na wakacje na północ lub do USA (oraz w drodze powrotnej do domu), tradycyjnie spożywamy lunch na opuszczonym doku (koło którego są napisy, „Zakaz Wstępu”), pod prawie 120-to letnim wiaduktem kolejowym, a potem spacerkiem idziemy do antykwariatu, zwanego „Bearly Used Books” (http://www.bearlyusedbooks.ca/2009/08/welcome-to-bearly-used-books-only-place.html)—pierwsze słowo nazwy sklepu NIE jest niepoprawne!

    W mojej recenzji na TripAdvisor zatytułowanej „Najlepszy antykwariat pomiędzy Toronto, Vancouver, Alaską i Wyspą Ellesmere!” m. in napisałem, „Wizyta w Parry Sound nigdy nie jest kompletna bez odwiedzenia „Bearly Used Books”. Czasami boję się do niego wejść, bo będąc w środku, poczucie czasu wydaje się całkowicie zanikać.”

    I chyba to prawda, bo będąc ostatnio w tym mieście, z trudem powstrzymałem się od odwiedzenia tego domu książki, w którym znajdują się dziesiątki tysięcy fascynujących pozycji!

    Jak czytam te opisy po czesku, to ani w ząb nic nie rozumiem! Myślałem, że ten język jest bardziej podobny do polskiego.

    Co do restauracji „U Prezydentów”, bo może jest ona TROCHĘ podobna do słynnej warszawskiej restauracji „Pod Czerwonym Wieprzem”? Oczywiście, nigdy w niej nie byłem, ale dużo czytałem i słyszałem, jak też pośrednio jest mi znajoma: za czasów PRL mieszkałem parę minut od budynku, w którym się znajduje i często zaglądałem do istniejącego wówczas w nim baru mlecznego „Magda”, gdzie można było za przystępne ceny kupić całkiem dobre dania. Zresztą na jakimś blogu opisałem śmieszną historię, jaka mi się w tym establishmencie przydarzyła—typowy obrazek z PRL-u!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malgosiu, to miałaś wczoraj dwa małe polskie akcenty😁 trochę mi juz dziwnie, bo pobyt w Pradze nieuchronnie zmierza do końca. Mam nadzieję, że faktycznie odkurzysz bloga praskiego, bo ostatni wpis chyba dorzed roku albo i starszy.

      Jacku, Twoj ulubiony antykwariat brzmi jak raj. Pamiętam "Magdę", Prawie-Sąsiedzie, choć chyba nigdy nie byłam ("mój" bar mleczny był przy Hali Mirowskiej, czasem wstepowałysmy tam z mamą po drodze z przedszkola). Wydaje mi sie, że na pierwszym piętrze nad "Magdą" byli dentyści.
      W "Czerwonym Wieprzu" nie byłam, choć pojawił się kiedyś pomysł zrobienia tam spotkania mojej klasy z podstawówki.
      Agata

      Usuń
    2. => Jack
      Pomyśleć, że miałam moment, gdy chodziłam pod wieczór na osiedlową siłownię na powietrzu... Od tej pory jest ich więcej, tylko mnie tam mniej ☹ właściwie też bym się chętnie powiesiła!

      W antykwariacie jest fajne właśnie to, że grzebiesz wśród książek i coś tam nowego wygrzebiesz. No, ale to w przypadku pana Novaka odpada. Zresztą on tam ma jedynie takie wąskie ścieżki między stosami i regałami 🤣

      O Czerwonym Wieprzu nie słyszałam. Warszawa, nie moje rejony 😉

      Usuń
    3. => Agata
      Mnie też jest dziwnie, i bardzo niepokojąco przed podróżą 😂 Dopóki nie spakuję laptopa (co czas najwyższy uczynić) - nie będę wiedziała, ile knig dam do walizki, a ile mi zostanie...

      Usuń
    4. Agata: Ten antykwariat to rzeczywiście jest raj… albo piekło, bo autentycznie boję się do niego wstępować. W ogóle ostatnio unikam tego rodzaju sklepów, a książek pozbywam się.

      Baru mlecznego koło Hali Mirowskiej nie kojarzę. Często natomiast chodziłem do „Grubej Kaśki”—pamiętam wspaniałe danie składające się z ziemniaków z masłem i zsiadłego mleka. Do dzisiaj uwielbiam to!

      Masz dobrą pamięć—na pierwszym piętrze urzędowali lekarze i dentyście oraz dużymi literami było napisane „Zespół Adwokacki”. Na drugim rogu znajduje się znany z wielu zdjęć z getta warszawskiego półokrągły budynek (kamienica Ignacego Partowicza), jako że koło niego przebiegała słynna kładka dla pieszych, łącząca małe i duże getto.

      Do „Magdy” w latach siedemdziesiątych chodziłem na posiłki—zupa pomidorowa kosztowała 3 zł. 10 groszy, a naleśniki od ok. 7 do ponad 11 złoty, w zależności, czym były w środku nadziane.

      Kiedyś zamówiłem te najtańsze—bar był pełen ludzi i minęło trochę czasu, zanim je otrzymałem. Gdy zacząłem ich konsumpcję, okazało się, że pomyłkowo dano mi porcję droższych naleśników z ‘premiowanym’ nadzieniem—i na rezultaty nie trzeba było długo czekać. Niebawem usłyszałem podniesiony głos klienta, kłócącego się z kucharką, że przecież zamówił te lepsze i droższe naleśniki, a nie te, co otrzymał! Oczywiście obsługa baru nie była absolutnie skłonna przyznać mu racji i wywiązała się ostra pyskówka.

      W razie czego pośpiesznie skończyłem spożywanie mojego dania, aby jak najprędzej pozbyć się dowodu „przestępstwa”, bo w tamtych czasach było możliwe, że pracownicy zaczną podchodzić do stolików i zaglądać konsumentom w talerze!

      Usuń
    5. Dobrze, że szybko zjadłes, nie daj Boże by zarekwirowali😂

      Tak! Pamiętam ten napis Zespół adwokacki! Przy tym budynku na rogu Chłodnej jest teraz na chodniku obrys mieszczącej się tam tzw. Nordwache, posterunku żandarmów. Natomiast w instalacji upamietniającej kładkę jest coś w rodzaju fotoplastykonu ze zdjęciami z okupacji. Jak tylko mam okazję przespacerować się po Mirowie to sprawią mi to dużą przyjemność, tyle wspomnień! Czasem tam bywam, bo w Browarach Warszawskich (w miejscu browarów Haberbusch i Schiele, za naszych czasów tam chyba byky tylko ruiny) są różne fajne kawiarnie, bary, gdzie można się umówić że znajomymi.
      Agata

      Usuń
    6. Widziałem na "Google Street View" zarys Nordwache, a na starszych zdjęciach sam obiekt (przetrwał wojnę, szkoda, że go nie pozostawili). Również czytałem (i widziałem) upamiętnienie kładki - nie podoba mi się. Kładkę można zobaczyć m.in. w dokumentalnym filmie „Niedokończony Film”. O Browarach Warszawskich nigdy nie słyszałem.

      Nota bene, ze starych zdjęć lotniczych i okupacyjnych map wywnioskowałem, że granica getta przebiegała w połowie mojego budynku (wybudowanego w 1969 roku).

      A w ogóle „za moich czasów” na ul. Żelaznej stały jeszcze przedwojenne budynki lub ich ruiny, często po nich szperaliśmy i znajdowaliśmy różne ciekawe przedmioty. Raz wszedłem przez okienko do piwnic, tam było masę rupieci, ale nie miałem latarki—i aż strach było się poruszać. Zauważyłem wtedy nieznane mi przedmioty—dopiero będąc w Kanadzie, wysnułem przypuszczenia, iż mogły być to żydowskie zwoje Tory (ale nie jestem na 100% pewien, bo wszystko było pokryte grubą warstwą kurzu).

      A propos… czy znasz cukiernię na rogu ul. Żelaznej i Krochmalnej, właściciel Zosicz? Jeszcze pamiętam, jak znajdowała się w przedwojennym domu w Al. Świerczewskiego, kilkadziesiąt metrów na zachód od ul. Żelaznej, rzut kamieniem z mojego bloku. Na początku lat 70. XX wieku budynek zburzono i cukiernia przeprowadziła się w obecne miejsce. W 1969/70 roku ciastka (pączki, rurki z kremem) kosztowały 2 złote, a tzw. „kartofelek”, robiony ze starych ciastek, można było nabyć za jedyną złotówkę.

      Usuń
    7. Oczywiście, że pamiętam! To Holandia "moja" cukiernia i lody też byly pyszne. Pan Zosicz kilka lat temu umarł, ale chyba nadal rodzina to prowadzi. Nie wiem jak teraz, ale z 10 lat temu smak był taki jak dawniej, te same ciastka nawet.
      Te stare domy pamiętam, mieszkała tam babcia mojego brata ciotecznego (chyba prawidłowo stryjecznego, ale mówiło się u mnie cioteczny, syn brata mojego taty) I byłam tam kilka razy. Jeden dom jeszcze ocalał, jest z tyłu tych brzydkich bloków, które tam teraz stoją. Browary są między Krochmalną, Wronią i Grzybowską, budynki są trochę stylizowane na dawne. Podobnie zresztą zrobiono z Norblinem. Tak że teraz bywa tam dużo hipsterów i to modna okolica. Bardzo się tam wszystko zmienia, np. mennicę na Pereca (do której nas w szkole prowadzano na zwiedzanie) zburzono i przeniesiono na Grzybowską, po czym tą nową też zburzono i teraz są tam bloki mieszkalne. A mennica gdzieś na skraju Warszawy teraz. Trudno nadążyć 😅
      Agata

      Usuń
    8. Nie Holandia, tylko "była"

      Usuń
    9. Ja pamiętam jeszcze panią Zosicz.

      Pomijając, że ul. Żelazna była niezmiernie blisko mojego bloku, przez cztery lata jeździłem (a czasami chodziłem) przez całą jej długość do ogólniaka koło Dworca Ochota, toteż wizualnie świetnie znałem prawie każdy budynek. Obecnie z trudem ją poznaję.

      Norblina pamiętam, ale wtedy był albo zamknięty, albo działały w nim inne zakłady.

      Wiem, że budynek mennicy zburzono; nie wiedziałem, że nowy również! Nie tak dawno znalazłem zdjęcie z rozbiórki hotelu „Mercure Fryderyk Chopin” przy ulicy Jana Pawła II (dawniej Marchlewskiego). Kompletnie nie mogłem sobie przypomnieć ani hotelu, ani nawet jego nazwy, a przecież w tych okolicach bywałem. Dopiero zajrzenie do innych źródeł wyjaśniło sprawę: hotel był wybudowany w 1992 roku, a rozebrany w 2012 r. Nie spodziewałem się, że jego żywot był tak krótki!

      Usuń
  3. Kufel słusznych rozmiarów:-)
    Dla mnie najciekawsze jest, jak wynajdujesz te wszystkie ciekawostki przed podróżą, a czas chyba rozciąga ci się na życzenie?
    Antykwariat masakra!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och nie, no coś Ty, to było MAŁE piwo 😂
      Książki o Pradze to jedno, ale teraz bardziej na FB w różnych praskich grupach. No, a jak doświadczenie z tego pobytu wskazuje - również powiększając mapę w telefonie 🤣

      Usuń
  4. Płatne biblioteki, nic dziwnego, że Praga jest dopiero 153 na liście Happy miast. Pan nie musiałby pracować gdyby miał klientów. Nasz świat pełen jest kontrastów jedni walczą z nadmiarem turystów inni budują hotele, u nas coraz powstaje nowy i kto tam mieszka? Chyba, że to money laundering, teraz wszystko jest legalne nawet Trumpa cripto valuta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę ma takie dalekie miejsce? Niesamowite... Z drugiej strony przecież Czesi mają bardzo wysoką lokatę, jeśli chodzi o czytelnictwo - czytają o wiele więcej od nas. Więc albo bez problemu wydają pieniądze na kupno książek albo ta opłata za korzystanie z biblioteki, niska przecież, nie jest w jakimś stopniu decydująca.
      Nadmierna ilość turystów staje się coraz większym problemem w wielu miastach, również z powodu plagi mieszkań na krótkoterminowy wynajem. Czyli patrząc z tego punktu - budowanie hoteli jest dobre. Ale pytanie, czy ci, którzy dziś korzystają z wynajmu mieszkań, przerzucą się na (droższy) hotel?

      Usuń
  5. Przyglądnąłem się jednej z fotografii z U prezydentów i wnika z niej, że niejaki/a Cara systematycznie odwiedzał/a trzy lata z rzędu to miejsce. Zazdroszczę systematyczności ;-).

    I oczywiście zgadzam się z wpisem: "There is no place like Nebraska". Jest "Nebeska Laska", film "Nebraska", nic innego nie przychodzi mi do głowy ;-) .

    I oczywiście jest trzech najsłynniejszych hokeistów czeskich: Berno Holik, Laszlo Holik i Alko Holik (suchar, ale nie mogłem się powstrzymać).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze w tej samej dacie, to o czymś świadczy 😂

      Kurczę, nie widziałam filmu Nebraska i chyba chcę zobaczyć 😁 Wpisuję do kajeciku!

      A to nie powinni być Węgrzy?

      Usuń
  6. Wychowałam się na braciach Grimm. Kochałam te baśnie. I nie lubiłam Andersena, był nieznośnie ckliwy. Wolałam siekiery latające w powietrzu, to przynajmniej było ciekawe. Cóż, może te upodobania tłumaczą mój charakter 😅

    OdpowiedzUsuń