Takie coś. Z budki oczywiście. Trochę się obawiałam, że będzie to a' la Nienacki i Pan Samochodzik, ale tytuł mnie jednak zachęcił. Wuj Antoni jest dziennikarzem wyspecjalizowanym w reportażach interwencyjnych i właśnie rusza w długą trasę swą niezawodną Syrenką 103. Siostrzeniec, pasjonat zamków (a zwłaszcza zamieszkujących je duchów, o których ciągle pisze Przekrój), postanawia mu towarzyszyć, skoro są wakacje. Po drodze do zespołu dołącza Barbara, która nie lubi konwencjonalnie spędzanych wakacji i liczy na niesamowite przygody.
Nazwisko autora wydawało mi się znajome, ale jako twórcy w kompletnie innym gatunku; okazało się, że pomyliłam ze Stanisławem Wasylewskim, którego mam książkę Klasztor i kobieta. Właśnie, może by tak przeczytać? Ale się teraz nie dostanę do niej, zbyt dużo wysiłku trzeba w to włożyć 😉 Więc przed wyjazdem przeczytam jeszcze jeden kryminał i szlus.
Natomiast Stanisław Kowalewski pisał dla młodzieży - i to duuużo. Książka kończy się tak dziwnie i nie wiadomo, czy ma nastąpić ciąg dalszy czy co? A teraz czytam na Wikipedii, że miał w dorobku również tytuł Strach ma wielkie oczy i Zaufajcie wujowi Antoniemu, co miałoby stanowić trylogię. No to chwilowo kryzys, chyba że gdzieś kiedyś jeszcze się trafią. Szkoda.
Książka była nagrodą na koniec roku i tym razem myślę, że dobrze wybraną: wakacje, przygody, wędrówka po kraju, pierwsza miłość.
Początek:
Koniec:
Wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 1977, 197 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 10 maja 2025 roku
Po drodze z ZUS-u... Nie wiem, czy to może trzymadło na doniczkę, bo w rękach żaba koronowana ma jakąś obręcz?
Na osiedlu i koło osiedla ruch. Wyburzono starą pocztę i przedszkole, będą stawiać nowe, zdaje się, że żłobek i nie wiem, co jeszcze. Ciężarówki z gruzem kursowały nieustannie, teraz wożą materiały budowlane i obserwuję, jak wąską osiedlową uliczką wycofuje długaśna platforma, kierowca, drugi człowiek przed pojazdem, trzeci z tyłu i dyrygują. Ciekawe, czy do tej pory udało im się nigdy nie zawadzić o któryś z parkujących samochodów.
A obok osiedla rośnie apartamentowiec, ale to jeszcze nic - ktoś (nie wiadomo, czy deweloper, ale takie chodzą słuchy) wykupił większość działek tam w głębi ulicy, całą pierzeję praktycznie, i trwa wyburzanie. Ostały się dwa domki: właściciel jednego uparł się, że nie sprzeda, a drugi domek ma jakieś skomplikowane stosunki własnościowe. Ciekawe, czy ten starszy pan, który nie chce sprzedać - w ogródku uprawia warzywa, a głównie kwiaty i sprzedaje pod sklepem - nie złamie się w końcu.
Tak czy siak, jeśli powstaną tam kolejne bloki mieszkalne (a wszystko na to wskazuje), to jakość życia nam się tu znacznie pogorszy: setki nowych samochodów, tłok w Lidlu, tłok w tramwaju, tłok na poczcie, tłok w przychodni, o szkołach nie ma co wspominać. Mało tego, chodzą plotki, że pobliska giełda też zostanie zlikwidowana i zabudowana. Tysiące nowych mieszkańców. Ale cóż, inni też chcą gdzieś mieszkać...
W tym NOHO, które jest na zdjęciu, mówił mi młody człowiek, który rozglądał się za większym mieszkaniem, że był dopytać i takie ok. 60 metrów kosztuje 1400 tys. W rezultacie kupił 55 metrów na wtórnym rynku niedaleko i zapłacił 950 tys. Matko jedyna. W tym 600 tys. wziął za swoje poprzednie 35 metrów, a na 350 tys. kredyt na 30 lat, spłacają ok. 2400 zł miesięcznie. KREDYT NA 30 LAT na jedną trzecią mieszkania!
A z tym domkiem na rogu nikt nie wie, co się stanie. Teraz tam urzęduje biuro.
Z tym burzeniem i budowaniem to chyba wszędzie tak samo. Nasze osiedle bylo po środku gospodarstw, a teraz z kazdej strony nowe, niestety osiedla bloków a nie domków. Jak na razie nie widać nowych sklepów więc pewnie zaczną się tłoki. Obecnie jako turystka podziwiam stare budownictwo.
OdpowiedzUsuńPo drugiej stronie ulicy jest niski ciąg garaży i to potrójny, a dopiero w głębi nasze osiedlowe bloki, więc w ogóle się zastanawiam, jak to jest, że ten apartamentowiec dostał wuzetkę. Gdzie zasada dobrego sąsiedztwa? Teraz następni dostosują się już do niego i pozamiatane.
UsuńW parterach pewnie powstaną sklepy, ale jak to ostatnio modne - piekarnia rzemieślnicza, barber shop, salon paznokci 🤣
Córka ma nadzieję na Biedrę, ale nie sądzę - chyba potrzebny jest wtedy parking dodatkowy.
Stare budownictwo też kocham oglądać :)
Książek Stanisława Kowalewskiego nigdy nie czytałem. Ale lubię pozycję z takimi dedykacjami. Raz widziałem w „moim antykwariacie” bardzo ciekawą książkę, z licznymi dedykacjami uczniów i nauczycieli na zakończenie szkoły średniej. Ciekawe, dlaczego właściciel się jej pozbył? Bo to była naprawdę piękna pamiątka.
OdpowiedzUsuńA będąc przy temacie książek—to muszę wspomnieć, że kilka miesięcy temu zapisałem się do „Bookcrossing” (dziękuję za polecenie tej organizacji!) i już „wydałem” trochę książek, jak też jestem w trakcie robienia porządków i pozbywania się następnych (na razie mam 2 pudełka). Parę tygodni temu uczestniczyłem w spotkaniu „Bookcrossing” w kawiarni, bardzo przyjemni ludzie, spędziliśmy 2 godziny wymieniając książki i rozmawiając na ich tematy. Jedna z kobiet jest związana z „Bookcrossing” od ponad 20 lat i regularnie uczestniczy we wszystkich konwencjach dookoła świata. Już planujemy zrobić następne spotkanie, może nawet i ja coś zorganizuje u siebie w ogródku.
W Toronto ceny domów i w blokach też zawrotne. Nie wiem, jak młodzi ludzi mogą pozwolić sobie na kupno i ich spłacanie-muszą oboje posiadać bardzo dobre prace. Co najgorsze, centrum Toronto robi się coraz bardziej nieciekawe, toteż wychodząc na ulicę ze swojego milionowego „condominium” trzeba się liczyć, że zaraz ktoś poprosi o pieniądze, że trzeba będzie minąć bezdomnych lub narkomanów śpiących na ulicy i uważać na podobne indywidua. O wszechobecnym zapachu marihuany nawet nie wspominam.
Takie domki-plomby też się i u nas widuje. Często właściciele nie chcieli ich sprzedać, błędnie sądząc, że przez to deweloper nie będzie w stanie nich wybudować. Omylili się i teraz muszą mieszkać otoczeni blokami. Gdy kupowałem obecny dom, deweloper już się interesował domkami i nawet złożył ofertę o 10% wyższą na kupno domu-pod warunkiem, że pozostali 3 właściciele sprzedadzą. Nie sprzedali i dlatego udało mi się go kupić. Obawiam się jednak, że wcześniej czy później powstanie tutaj rząd domków szeregowych (townhouse).
Czytałem o takim domku w Toronto ponad 60 lat temu. Chcieli postawić bardzo wysoki budynek mieszkalne, ale właściciel nie zgadzał się, był strasznie uparty, chociaż proponowano mu wysoką cenę. Budowniczy zmienił więc plany budynku mieszkalnego i jednak go wybudował. Nic nie pomogło odwoływanie się właściciela do sądu. Budynek nadal stoi, kompletnie nie pasując do otaczających go wysokościowców (https://nationalpost.com/posted-toronto/semi-detached-series-new-world-laundry). Dlatego często warto sprzedać, jak kupują, a nie walczyć z wiatrakami.
Fajne te spotkania bookcrossingowców 😍 Jeśli zdecydujesz się takie urządzić u siebie, koniecznie opisz!
UsuńKsiążka z dedykacją może trafiła do obiegu po śmierci właściciela?
Myślę, że oferowano duże odstępne - na rogu ulicy był piętrowy dom i tam właściciele wynajmowali cały parter na różne biznesy, więc można zakładać, że z tego żyli. Jeśli zgodzili się wyprowadzić, to musieli dostać kupę kasy. Pan od ogródka mówi - na moje "teraz ten budynek obok zabierze słońce roślinom" - że właśnie dobrze, bo w południe trzeba było je osłaniać 😁 Jak przyjdzie budowa z drugiej strony, to mu się odechce... i możliwe, że również od tyłu, jeśli faktycznie giełdę też zlikwidują.
Kojarzę tego autora, czytałam kiedyś jego "Czarne okna". Była to powieść dla młodzieży, bardzo ciekawa, a jednocześnie bardzo pesymistyczna. Podobno była kiedyś lekturą szkolną, co mnie dziwi, bo nie rozumiem, po co nastolatkom wpychać takie smutne książki. :)
OdpowiedzUsuńA właśnie mam te "Czarne okna", z tym, że jeszcze nie czytałam. Jako lektury szkolnej kompletnie nie kojarzę, ale może to było nie w moich czasach 😉
UsuńOj, deweloperzy nie przegapią żadnej okazji, skoro mieszkania tak drogie, to i tak nie wiem, skąd ludzi stać na nie, bo z drugiej strony mówią, że mało kto kredyt dostaje...
OdpowiedzUsuńMieszkania tak zdrożały, że gdybym chciała sprzedać moje 60 m, nie stać by mnie było na 20 w nowym bloku z windą!
Mnie ta cena 600 tys. za 35 metrów zbulwersowała. Tyle to jeszcze niedawno moje mieszkanie by kosztowało...
UsuńCi państwo, którzy sprzedali mojemu znajomemu mieszkanie, kupili sobie właśnie w NOHO (i teraz czekają, widać mieli gdzie się podziać w międzyczasie), pewnie mniejsze, ale winda myślę jest decydująca na starość. Teraz zdaje się jest przepis, że nawet w niskich budynkach winda musi być. I słusznie, ale to pewnie dodatkowo podraża koszty.
Sądzę, że w Toronto cena podobnego mieszkania-jeden pokój (tzw. "bachelor") wynosiłaby dwa razy więcej, jak też spory miesięczny koszt utrzymania, "maintenance". Mój kolega mieszka w Toronto w budynku nad samym jeziorem Ontario (zazwyczaj widoczny na wszystkich zdjęciach czy filmach kręconych w tym mieście), posiada kawalerkę, "bachelor" i w/g niego cena po remoncie byłaby powyżej półtora miliona zł. Z tym, że budynek ma ochronę, "concierge", portiera, płatny bar, salę do "party", taras na grilla, basen, salę gimnastyczną oraz bezpłatny autobus, który robi co jakiś czas rundki po mieście. A widok jest albo na jezioro/wyspy torontońskie/lotnisko na wyspie albo na centrum miasta. Lokacja super, ale parę lat temu, jak poziom wody w jeziorze się podwyższył, to im zalało parking podziemny. A 100 lat temu tam, gdzie stoi jego blok, było jezioro!
UsuńOsiedla ogrodzone, z ochroną i dodatkowymi udogodnieniami, to jeszcze większe koszty, bo wiadomo.
UsuńNie kupiłabym mieszkania w bloku, który stoi na terenie jeziora!
jotka
=> Jack
UsuńW tym NOHO też mają być różne udogodnienia, ale widok to będą mieli na przystanek autobusowy przy ruchliwej ulicy albo na Lidla albo z trzeciej strony na teren handlowy (tzw. giełda, jeśli się utrzyma) 🤣 Na osiedlu mamy przynajmniej zieleń.
=> Jotka
UsuńNieraz kupując mieszkanie nie masz pojęcia, co tam kiedyś było (na przykład cmentarz) albo co powstanie obok w przyszłości...
Jotka: Piękny budynek Toronto Harbour Commission Building z 1917 roku był położony nad samym jeziorem, a w zatokach, którymi był otoczony, cumowały statki i jachty. Dzisiaj pomiędzy nim a jeziorem jest odległość 400 metrów, a na odzyskanych obszarach stoją jedne z najdroższych budynków w mieście.
UsuńHistoryczny torontoński Fort York, zbudowany w latach 1813-15, znajdował się nad samym jeziorem Ontario i jego zadaniem była obrona torontońskiego portu. Obecnie jest oddalony od jeziora 900 metrów!
W Toronto totalnie zostało „dodane” ponad 365 hektarów ziemi w miejscu, gdzie nie tak dawno jeszcze znajdowało się jezioro Ontario. Mieszkanie w blokach położonych na terenie jeziora nie jest ryzykowne i nigdy nie słyszałem o jakichkolwiek problemach z tego powodu. A zalanie parkingu było wynikiem bliskości jeziora i wysokiego poziomu wody-zresztą zdarza się i w środku miasta przy ulewnych deszczach. Osobiście też nie kupiłbym mieszkania/domku blisko jeziora lub szczególnie rzeki z powodu powodzi, które zawsze się mogą zdarzyć.
Co do tego domku z ostatniej fotki - na pewno na jego miejscu nie da się wcisnąć kolejnego wieżowca, więc jeśli go wyburzą, to najwyżej pod parking.
OdpowiedzUsuńTak by mogło być. Chyba, że właściciel też nie zgodził się sprzedać 😁 Tam odkąd pamiętam nikt nie mieszkał, kiedyś był burdel 😕 a potem biuro. Widziałam wchodzących tam pracowników z budowy, więc może teraz jest biuro budowy właśnie, wynajęte na ten czas?
UsuńCeny mieszkań to jakieś szaleństwo!!
OdpowiedzUsuńOtóż to.
UsuńI trudno liczyć na pomoc.
W Krakowie w momencie zmiany ustrojowej było ponad 60 tys. mieszkań komunalnych. Teraz jest ich 14 tys. Miasto, żeby się pozbyć kłopotu, wyprzedawało je z bonifikatami 90%.
No jak przeczytałam, że słynny pan Jerzy wykupił (kawalerkę, ale jednak) za 12 tysi, to mi szczęka opadła. Te mieszkania komunalne powinny wracać do miasta
UsuńAgata
Wrócić już nie da się... jeśli wykupione. Można powiedzieć, że miasto ponosi koszty złej decyzji. Ale to nie miasto ponosi te koszty, ale niezamożni ludzie, czekający w wieloletnich kolejkach na przydział 😢
Usuń♥️♥️♥️
OdpowiedzUsuń