wtorek, 10 czerwca 2025

Kazimierz Piechowski - Byłem numerem... historie z Auschwitz

Z knihobudki, ale zastanawiam się, czy zatrzymam. Niby nic nowego, to są tematy przecież opisane tyle razy... ale ciągle tak trudne, tak ciężkie... 

W tym przypadku nie wiem, dlaczego książka figuruje pod jednym nazwiskiem, skoro to wspomnienia trzech osób, trzech numerów. Druga to Eugenia Bożena Kaczyńska (nr 45887), a trzecia to Michał Ziółkowski (nr 1055). Ze wspomnień pani Kaczyńskiej interesujący jest opis wyjazdu po wyzwoleniu z Czerwonym Krzyżem do Szwecji: jak są witane, jak piją kakao z porcelanowych filiżanek, jak przed kąpielą (pierwszą prawdziwą kąpielą od lat) nie chcą oddać swych obozowych skarbów, brudnej szmaty, kromki suchego chleba. Jak dostają kieszonkowe i każda z nich idzie do sklepu kupić bochenek chleba, który potem schowa pod poduszkę.

Jakże to cudownie iść ulicą, nieść chleb i ukradkiem skubać jego pachnącą skórkę. 

Wcześniej byłe więźniarki dostały paczki żywnościowe i oczywiście nie umiały się powstrzymać przed zjedzeniem wszystkiego, co część z nich przypłaciła śmiercią.  

Kiedyś czytałam Leviego i przy tej okazji w komentarzach padło kilka innych propozycji lektur obozowych. Między innymi Moja winnica, którą mam i ciągle jeszcze nie czytałam. 


Początek: 

Koniec:

Wyd. Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa 2004, 286 stron

Przeczytałam 8 czerwca 2025 roku
 

 

Odchodząc od ciężkich tematów do lżejszych.

Oczywiście gdy zrobiłam PLAN, że obejrzę tych dwadzieścia parę filmów polecanych w książce Filmy na życie, zaraz zaczęło mnie gryźć, że dlaczego ja muszę, skoro chciałabym teraz coś innego zobaczyć 🤣 Na YT mam zapisanych trochę filmów radzieckich, które mi się przypadkowo (akurat!) wyświetliły, no i dawaj, ja chcę teraz ruskie. Sowieckie, konkretnie. No i dzień po dniu obejrzałam trzy filmy, które oczywiście mam na płytkach, ale kto się do nich dostanie w obecnej sytuacji? Mówię, że oczywiście, bo - wspominałam chyba kiedyś - miałam fazę i nazbierałam ich wtedy jakieś cztery i pół tysiąca 😂 

Gdybym kiedyś miała sporządzić listę powiedzmy stu najulubieńszych filmów, to myślę, że spory procent pochodziłby właśnie z ZSRR. Ale jak mówiłam ostatnio do Psiapsióły z Daleka - wielki kraj, to i wielką ilość filmów co roku produkował (zwłaszcza, że film najważniejszą ze sztuk), więc statystycznie było i więcej takich udanych, zapadających w serce. 

Psiapsióła zresztą guzik o tym wie, bo chyba jedyny film radziecki, jaki widziała, to "Moskwa nie wierzy łzom", zgwałciłam ją kiedyś, żebyśmy wspólnie obejrzały, co oczywiście było męką - tłumaczenie a' vista z jednego języka na drugi - ale czego się nie robi dla uświadomienia ludzi, że fajne 😉 

Więc najpierw Liubimaja żenszczina mechanika Gawriłowa, z fantastyczną Ludmiłą Gurczenko. Bohaterka wystrojona czeka z przyjaciółmi przed urzędem na Gawriłowa, za którego będzie wychodzić za mąż - wreszcie spotkała na swej drodze Człowieka. Ale Gawriłow się nie pojawia. Przyjaciele w końcu się rozchodzą, ale Rita nie daje za wygraną, ona przecież w Gawriłowa wierzy... 

 


Po siemiejnym obstajatielstwam (polski tytuł - Wojny domowe), tu z kolei główną bohaterkę gra Galina Polskich - córka wyszła za mąż, a zięć, z którym przyszło zamieszkać, niekoniecznie przypadł do gustu teściowej. Dopiero, gdy sama znajdzie się w podobnej sytuacji - zamieszka z nowym mężem i jego energiczną matką - zacznie chwytać, w czym rzecz. 

 

 

Trzeci film to Wremia dla razmyszlenij, z Oscarową parą: Władimir Mienszew i Wiera Alentowa. Ala rozwodzi się z mężem i planuje ślub z Igorem. Problemem wydaje się być synek Ali, który według tej histeryczki (absurdalnie zarzucającej rodzinie byłego męża próby odebrania dziecka matce) powinien zostać usynowiony przez nowego męża, a jego prawdziwy ojciec powinien się go zrzec. Jednakże Igor odkrywa, że poza charakterem Ali stoi coś jeszcze: ona chyba ciągle kocha byłego męża, w każdym razie jest o niego zazdrosna. Czy można zapomnieć o wspólnie spędzonych dziesięciu latach? Tytułowy czas na przemyślenie to miesiąc, który należy odczekać przed zawarciem ślubu po złożeniu w urzędzie papierów.

 


70 komentarzy:

  1. Czytałam tę książkę, ale bardzo dawno temu - jakieś 20 lat temu... Tak się składa, że tematyka jest mi bliska i często coś z niej czytam. Mam nawet bloga o literaturze obozowej, jak masz ochotę możesz zajrzeć. :)
    Levi czeka u mnie w kolejce, ale to już chyba po przeprowadzce (bo książka chyba jest schowana w takim wielkim kartonie). Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Lou 😁 Zajrzałam, zapisałam! Czeka Cię przeprowadzka? Oj, nie zazdroszczę. No, ale może pójdzie gładko 😀

      Usuń
    2. Ja tam się bardzo cieszę. :)

      Usuń
    3. Ach, rozumiem, bo doczytałam - na swoje 😍

      Usuń
  2. Fajnie, że dałaś linka do poprzedniego posta, bo z wpisu Jacka dowiedziałam się o nowym niecenzurowanym wydaniu Grzesiuka. Zaczytywałam się jego trylogią, chyba jeszcze w podstawówce. Literaturą obozową też, teraz już nie mam odwagi. Z tego typu książek przeczytałam w ostatnich latach tylko Calka Perechodnika i byłam wstrząśnięta.

    Mój dziadek był w obozie Sachsenhausen 5 lat, przeżył; trochę opowiadał, ale niewiele (i pewnie w wersji złagodzonej dla dziecka) . Był ofiarą eksperymentów pseudomedycznych i nawet dostał od Niemców jakieś śmieszne odszkodowanie. Po wojnie chyba obiecał sobie żyć na całego, bo był bardzo aktywny zawodowo, udzielał sie społecznie, podróżował, a na emeryturze nawet powtórnie się ożenił (babcia umarła w czasie wojny, kiedy go nie było). Był super ojcem i dziadkiem. Ze współwięźniami utrzymywał kontakt do końca życia, odwiedzali się i korespondowali. Kiedy więc czytam książki obozowe, to przeżywam je podwójnie mocno. Ale Leviego zapisuję w wirtualnym koszyku bibliotecznym, i "Moją winnicę".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Grzesiuk ciągle przede mną. Przy czym mam chyba tylko jednego.
      Historia dziadka... Jedni byli więźniowie koncentraków nadrabiali zaległości w życiu, inni jak wpadli w depresję, tak już z niej nie wyszli (Levi na przykład).
      Podobnie z kwestią wiary: jedni w obozie ją tracili bezpowrotnie, inni na odwrót, zyskiwali. Ja nie rozumiem, jak w ogóle można wierzyć w Boga po Auschwitzu.
      Ale czekaj, kto zajmował się dziećmi, gdy babcia umarła?

      Usuń
    2. Rodzina się zaopiekowała na szczęście. Mój dziadek był bardzo wierzący (ale nie narzucający, nigdy słowa nie powiedział, nie nawracał i nie komentował - a byłam dzieckiem nieochrzczonym i niechodzącym na religie). Chyba jedyna bliżej mi znana osoba, która autentycznie szczerze wierzyła, modliła się itp. Być może to mu pomogło przeżyć. Lub myśl o dzieciach? Co ciekawe, w pamiętnikach wspominał dobrze kilku Niemców, nie z obozu, ale np.z więzienia na lubelskim zamku, gdzie był przedtem (trafił za tajne nauczanie).

      Grzesiuka super się czyta, w każdym razie tak go wspominam, bo nie zaglądałam khem, te 40+ lat.

      Usuń
    3. Piszesz "w pamiętnikach" - zostawił więc takowe? W rękopisie czy opublikowane?
      W "Byłem numerem" też wspomina się dobrych Niemców. Nawet z obozu.

      Usuń
  3. "Gdybym kiedyś miała sporządzić listę powiedzmy stu najulubieńszych filmów, to myślę, że spory procent pochodziłby właśnie z ZSRR."

    Miałem okazję przeglądać listy filmów sprzed drugiej agresji rosji na Ukrainę. Nie wiem jak w ZSRR, ale rosyjskie filmy w około 1/3 to były filmy wojenne. Nic dziwnego. To jedyny kraj, gdzie odbywały się międzynarodowe zawody czołgów.

    Pozdrawiam, Nieryba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście tematyka wojenna była nadreprezentowana. I wtedy, i teraz jest. Ale to składowa część ogólnej polityki. Zresztą niektóre z tych filmów to też arcydzieła 😁

      Usuń
  4. Czyżbyś wszystkie czeskie już obejrzała?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha. Weź jednak pod uwagę, że szmergiel ruski był u mnie wcześniejszy od czeskiego. I filmów czeskich mam o wiele mniej zresztą.
      Po powrocie na razie widziałam tylko jeden z nabytych mini seriali, 4 odcinki zaledwie.

      Usuń
  5. Do pewnego czasu człowiek może czytać literaturę obozową jakoś ją znosząc. Potem nadchodzi czas, kiedy nie da się wytrzymać tego, co się czyta. Przynajmniej u mnie tak jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może wyobraźnia bardziej pracuje w "zaawansowanym" wieku?

      Usuń
    2. Na pewno. I jestem mniej odporna psychicznie.
      Ostatnio przyleciał mój brat i jakoś tak, rozmawiając o dupie Maryni, przypomnieliśmy sobie taki dawny serial "Chalupáři" ("Pod jednym dachem") i ryknęliśmy jednocześnie piosenką: "Když máš v chalupě orchestrion, nevadí že do ní fičí..." Uruchomiło to wspomnienia, a ja pomyślałam o Tobie. Ciekawe, dlaczego... 😅

      Usuń
    3. No ciekawe 😂
      No i masz - zachciało mi się znów obejrzeć 😁 Ja się pytam, skąd brać czas na wszystko!

      Usuń
  6. Jakieś rzeczy obozowe (na pewno Szmaglewską) i o powstaniu warszawskim czytałem w podstawówce, a później to już chyba tylko Borowskiego i więcej mnie do tego nie ciągnęło (pomijając oczywiście obozową gejowszczyznę, ale to już jako gejowszczyznę).

    Z radzieckich filmów może Konika Garbuska bym obejrzał, wersję aktorską z 2021.

    OdpowiedzUsuń
  7. Maja Berezowska też była więźniarką obozu i po wyzwoleniu pojechała do Szwecji. Pisała, że to szwedzkie Boże Narodzenie było najlepsze w jej życiu. Co wydało mi się smutne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to tak rozumiem, że to było zachłyśnięcie się życiem, bezpośrednio po przeżyciach obozowych. Potem już - kwestia przyzwyczajenia, już znormalniało, już nie miało tego niesamowitego uroku.

      Usuń
  8. Miałam fazę poznawania książek i filmów wojennych, w tym obozowych. Teraz- unikam, nie daję rady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nam się z wiekiem wrażliwość robi coraz większa...

      Usuń
  9. od wszystkiego co ruskie mnie odrzuca od wojny ...
    nawet Mistrza i Małgorzaty do ręki nie wziełam w tym czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wojny z Ukrainą oczywiście. literatury obozowej już nie tykam, po wchłonięciu wszystkiego...swego czasu, przez lata tym nasiąkałam. Wystarczy.

      Usuń
    2. Wiesz co, ja rozumiem, to taki pierwszy odruch - odrzucić wszystko, co związane z Rosją.

      Usuń
  10. Literatura obozowa.
    Po pierwsze, kolega w mojej pierwszej pracy był weteranem obozu Auschwitz.
    O życiu w obozie mówił mało a jeśli już to robił z tego żart.
    Poradził mi przeczytać Grzesiuka - 5 lat kacetu - zapewnił, że to bardzo rzetelna relacja.
    Bardzo poruszyły mnie opowiadania T. Borowskiego i Liście dzikiego wina - Barbary Umińskiej.
    Kilka lat temu sporą sensacją była książka australijskiej pisarki Heather Morris - Tattooist of Auschwitz. Dobrze napisana ale czytałem ją z pewnym niesmakiem. Muzeum Pamięci Auschwitz skrytykowało mocno tę książkę.
    Filmy radzieckie - fakt w latach 1950 było ich sporo i raczej czekałem na filmy włoskie czy francuskie, ale te radzieckie, które obejrzałem, całkiem mi się podobały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Tatuażysta z Auschwitz" nie jest dobrą książką i muzeum słusznie ją skrytykowało. Historycy między sobą nazywają taką literaturę pogardliwie holo-polo.

      Usuń
    2. => Lech
      O "Liściach dzikiego wina" nie słyszałam. "Tatuażysty..." nigdy nie brałam pod uwagę w planach lekturowych, generalnie jak widzę coś, co wyszło niedawno i ma w tytule Auschwitz, a nie jest książką historyczną czy naukową, to od razu zakładam, że pisane dla kasy.
      Ja w czasach szkolnych, gdy film radziecki królował na ekranach, też miałam takie podejście 😉 Wiadomo, że czekało się na filmy zachodnie, bardziej atrakcyjne i to pod wieloma względami.

      Usuń
    3. => Lou Fontaine
      Holo-polo, fajna nazwa 😂

      Usuń
  11. Czytałem dużo książek na temat obozów, to było piekło i ci, co przeżyli, często nie chcieli o nich mówić. Spotkałem w Polsce kilka osób z wytatuowanymi numerami, jeden z nich był w 5 (!) obozach, ale nie za bardzo chcieli o nich mówić. W 2005 roku zjawił się u mnie w biurze starszy facet, Żyd. Spostrzegłem na jego ręku numer—opowiadał, jak wywieziono go wraz z rodziną do Auschwitz, stanął przed samym doktorem Mengele, który skierował go na stronę życia…

    Agata: Grzesiuka czytałem wielokrotnie, wszystkie jego 3 książki—absolutnie warto przeczytać te nowe, poszerzone wydania. Jednak muszę przyznać, że o samym autorze, jako człowieku, mam raczej kiepską opinię. Pomijając już jego często wypaczoną filozofię, on był po prostu głupi: pojechawszy na roboty, mógł albo przeżyć tam spokojne wojnę, albo uciec w bardziej przemyślany sposób. Jednak on musiał żyć „boso, ale w ostrogach”.

    W Kanadzie też poznałem kilka osób, które były w obozach koncentracyjnych, jak też ich dzieci. Co ciekawe, gdy mówili to Kanadyjczykom, praktycznie każdy z nich sądził, że są Żydami (bo mało który słyszał o Polakach w obozach), a gdy powiedzieli, że są Polakami, to niekiedy Kanadyjczycy sądzili, że oni w tych obozach pracowali jako wartownicy lub funkcyjni. Cóż, zawszę twierdziłem, że historię Polski (dla ‘zagranicznych’) piszą nie-Polacy.

    Filmów radzieckich nie znosiłem i nawet gdy w najlepszym warszawskim kinie „Relax” grali słynny film „Dersu Uzala” (w reżyserii Akira Kurosawa, zdobył Oskara), nawet przez moment nie pomyślałem, aby go zobaczyć. Dopiero obejrzałem do w Kanadzie—przepiękny! Ale muszę przyznać, że oglądałem kilka filmów rosyjskich, szczególnie science-fiction, i były dobre. Wojenne jednak nadal pomniejszają wiele faktów i nadal gloryfikują do przesady Armię Radziecką.

    Lech: Książkę „The Tattooist of Auschwitz” posiadam, ale nie wiem, czy przeczytam. Pamiętam film „Life is Beautiful” i byłem zaszokowany przedstawieniem kompletnie wypaczonego obrazu obozu koncentracyjnego. Pewny jestem, że gdyby film ten zrobiła Polska, byłby on strasznie potępiony i skrytykowany (tak, jak skrytykowano ostatnią scenę z filmu Wajdy „Korczak”). Nic zresztą dziwnego—według izraelskiego ministra spraw zagranicznych Yisrael Katz i premiera Yitzak Shamir, „Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jacek, dla mnie szokujące było u Grzesiuka (w "Na marginesie życia"), że on ostro pił alkohol mając gruźlicę, nawet wymykał się z sanatorium do knajpek. Z jednej strony był osobą kochającą życie, z drugiej autodestrukcyjną. Ciekawa jestem, jak po latach odbiorę jego wspomnienia i co tam mu cenzura wykreśliła.

      Co do reakcji na wspomnienia wojenne (kojarzenie wszelkich zbrodni tylko z Żydami) też się z tym zetknęłam i to w Niemczech (!). Również powstanie warszawskie jest tożsame na świecie z powstaniem w getcie (w którym zabito 12 Niemców), a Auschwitz z (tylko i wyłącznie) Holocaustem. Wielokrotnie widziałam artykuły (także po polsku), gdzie Żydzi "licytowali sie" na liczbę ofiar, jakby lekceważąc nasze straty. Niestety, PR szczególnie za oceanem mają dużo lepszy, wpływy też.

      Film "Życie jest piękne" bardzo mi się podobał, obejrzałam go już kilka razy z dużą przyjemnością. Piękne - nomen omen - zdjęcia, fantastycznie zagrany, cudowna muzyka. Zawsze się splaczę jak bóbr, choć ogólnie jest to apoteoza życia. W wydaniu polskim "La vita è bella" sobie nie wyobrażam, to tylko Włoch mógł nakręcić😉 - my jesteśmy specjalistami od martyrologii.

      Natomiast cała ta literatura z dopiskiem "z Auschwitz" (jest tego mnóstwo, ciągle mi gdzieś migają nowe tytuły, a to skrzypaczka, a to położna, nawet bibliotekarka???) ma niski poziom i szkoda na to czasu. Jedynie "Chłopiec w pasiastej piżamie" mi się podobał w wersji filmowej (ale w ramach oglądania z dziećmi kilka lat temu, jak byli dziećmi😉), książka nieźle napisana, ale jest to dość naiwna literatura dla młodzieży (niestety bez wyjaśnienia, że to totalna fikcja i sam punkt wyjścia akcji był niemożliwy: syn komendanta obozu nie wie o co chodzi).

      Usuń
    2. => Jack
      Wiadomo, jakie było podejście publiczności do filmów radzieckich, narzucanych nachalnie 😁
      Do dziś wspominam, jak to ze szkołą poszliśmy na "Step", część uczniów zwiała, no bo co będzie się nudzić na radzieckim filmie... tymczasem taśmy nie dowieźli i w zamian wyświetlili nam włoski film z akcją w burdelu 🤣 To sobie pluli w brodę ci, co dali dyla!

      Usuń
    3. => Agata
      Rano zahaczyłam o budkę przed pójściem do Lidla i akurat jakaś kobieta przyniosła torbę książek, bo - jak powiedziała - książki muszą krążyć 😁 I z tych książek zabrałam "Los utracony", ale z myślą, żeby sprawdzić - nie pamiętam, czy czytałam, ale sam Imre Kertesz mi się kojarzy.

      Usuń
    4. Taa, żebyż one krązyly. Ja wezNę, ale oddać to niechętnie😆

      Imre wydaje mi się, że coś stało na rodziców półkach, ske oatrzac po tytułach niczego nie kojarzę...

      Usuń
    5. Nie chciałam tego głośno mówić 😂
      Sprawdziłam Węgra - czytałam w przedblogowych czasach, ale z biblioteki.

      Usuń
    6. »»»»» Agata:
      „Kochać życie” to również oznacza korzystać z niego w postaci (nad)używania alkoholu, palenia, nadmiernego jedzenia, zażywania narkotyków, itp. Ale faktem jest, że niektórzy opisani przez Grzesiuka pacjenci chorzy na gruźlicę kompletnie ignorowali jakiekolwiek zalecenia lekarzy, a nawet sprzedawali swoje leki, aby uzyskać pieniądze na… alkohol! To już trochę przesada…
      Trzeba też pamiętać, że palenie i picie są tak strasznymi uzależnieniami, że znałem ludzi, którzy dostali raka, wycieli im część gardła i nadal palili, wciągając dym przez otwór w gardle—jak też tych, co po operacjach i leczeniach wątroby, zniszczonej alkoholem, nie potrafili przestać pić. Spotkałem 2 matki, na których rękach zmarli ich synowie z powodu alkoholizmu—ich wszystkie próby przestania picia nie powiodły się.

      W 1994 roku obchodziliśmy 50-tą rocznice wybuchu Powstania Warszawskiego. Ileż to wtedy pojawiło się „niezwykłych” informacji w mass media o „obchodach 50-tej rocznicy wybuchu Powstania w Getcie Warszawskim!” W jednej gazecie polonijnej nawet ktoś zrobił zestawienie takich rewelacyjnych „wiadomości”.

      Natomiast jednemu polskiemu dziennikarzowi dobrze się dostało od amerykańskiej dziennikarki (czy też historyczki), mocno wzburzonej i zbulwersowanej, iż nie wspomniał ani słowa o Żydach, pisząc o 50-tej rocznicy Powstania w Getcie Warszawskim (oczywiście, on pisał o Powstaniu WARSZAWSKIM). Gwoli sprawiedliwości muszę dodać, że bardzo zawstydzona kobieta przeprosiła go, widząc swój definitywny błąd.

      Ciąg dalszy poniżej...

      Usuń
    7. Ciąg dalszy:

      I jeszcze historia, jaka mi się przydarzyła w 1994 r. Jadąc samochodem, słuchałem torontońską stację radiową głównie nadającą wiadomości i powtarzając je co jakiś czas. Właśnie wypowiadał się historyk, doktor lub profesor, ze słynnego Smithsonian Institution w USA, że w tym roku [tzn. 1994] obchodzimy bardzo dużo doniosłych 50-tych rocznic—Lądowania w Normandii, wyzwolenia Paryża, Ofensywy w Ardenach (Battle of the Bulge) oraz… POWSTANIA W GETCIE WARSZAWSKIM!

      Jako że telefony komórkowe mało kto wówczas posiadał, zatrzymałem się przy budce telefonicznej, wyszukałem w książce telefonicznej numer stacji radiowej i zadzwoniłem do niej informując, że ów „historyk” NIE miał racji i się pomylił, bo Powstanie w Getcie Warszawskim miało miejsce rok przedtem, w 1943 roku. Raczej z niedowierzaniem i dużym sceptycyzmem przyjęto moje wyjaśnienie—z pewnością nie mogli uwierzyć, iż znany historyk i naukowiec prestiżowej instytucji mógł popełnić tak skandaliczny błąd. Przez następne kilka godzin słuchałem tej stacji radiowej—jedynie, co wskórałem, to usunęli jego błędną wypowiedź, ale NIE skorygowali jej. Jaki historyk, taka historia...

      Mogę jeszcze dodać, że rzadko kiedy w USA czy Kanadzie słyszy się słowo "Niemiec" w odniesieniu do hitlerowców. Zostało ono zastąpione przez neutralne słowo Nazista (Nazi), które dla wielu jest pewnie niezmiernie enigmatyczne (szczególnie po użyciu go parę lat temu przez przywódcę Rosji). Dlatego nie raz otrzymywałem pytania na temat drugiej wojny i pytające się osoby nie bardzo wiedziały nawet, po której stronie walczyli Polacy. Poza tym stosunkowo często spotykałem się ze stwierdzeniami, że „Polacy prześladowali/zabijali Żydów” (a więc zapewne byli „Nazis”)-i niekiedy to była JEDYNA wiedza, jaką te osoby posiadały o Polsce okresu wojennego.

      Ale czy się dziwić? Jakby nie było, 2 najsłynniejsze filmy na temat Holocaustu, które razem zdobyły ogromną ilość nagród (m. in. 10 Oskarów i Złotą Palmę) ukazują NIEMIECKIEGO oficera Wehrmachtu oraz NIEMIECKIEGO przedsiębiorcę ratującego Żydów. A więc jasne jest, kto pomagał Żydom, prawda?

      Film „Życie jest Piękne” też bardzo mi się podobał i oglądałem go dwukrotnie. Tylko że obóz koncentracyjny był przedstawiony w kompletnie nierealistyczny sposób.

      Dawno już nie czytałem książki o obozach, ale oglądałem film o Auschwitz, który był makabrycznie zrobiony i kompletnie wypaczał warunki panujące w obozie (na szczęście w tym przypadku to nie była jedynie moja opinia).
      Zresztą zrobienie realistycznego filmu o obozach koncentracyjnych jest niezmiernie trudnym, a wręcz niemożliwym przedsięwzięciem—chociażby z tego powodu, że niemożliwością byłoby znalezienie aktorów/statystów wychudzonych i przypominających kościotrupy. Może niedługo AI potrafi takich wykreować.

      Usuń
    8. »»»»» To przeczytałam:
      Pamiętam tę historię, wspominałaś o niej, fajna! Niestety, my takiego szczęścia nie mieliśmy—chyba w siódmej klasie zapędzili nas do Kina Aurora w Warszawie, należącego do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, na ruski film w wersji oryginalnej (!), bo pewnie tak postanowiło ministerstwo edukacji.
      Cóż to był za tragicznie nudny film!!! Żadnej akcji, gra aktorska beznadziejna, fabuła nieistniejąca (gdybyśmy nawet rozumieli ten język, to i tak nic by to nie dało)—mogę stwierdzić z czystym sumieniem, że z moim zerowym doświadczeniem kinematograficznym potrafiłbym nakręcić lepszy obraz! Po kilkunastu minutach nikt nie interesował się tym, co pojawiało się na ekranie, wdaliśmy się w rozmowy, rzucaliśmy różnymi przedmiotami i biegaliśmy po sali kinowej—a towarzyszące nam nauczycielki milczały jak zaklęte, ani razu nie zwróciły nam uwagi, bo same były zażenowane i wręcz zawstydzone tym pokazem, na który nas przyprowadziły.
      I jak mieliśmy lubić radzieckie filmy???

      Usuń
    9. Powiem Ci, że aż mnie skręca, że nie pamiętasz, co to był za film, bo z samej ciekawości bym obejrzała 🤣 Coś podejrzewam, że skoro Wam go pokazywali w wersji oryginalnej, to musiała być jakaś chała, której nawet polska dystrybucja nie zakupiła i dlatego 😂

      Usuń
    10. => Jack
      Bardzo interesujące są Twoje komentarze i wspomnienia! Podziwiam przy tym Twoja pamięć!

      Usuń
    11. Ja jestem kilka lat młodsza i już nas na rosyjskie filmy nie ganiano, oglądałam je DOBROWOLNIE w telewizji😅 Z dzieciństwa pamiętam "Świat się śmieje" (zostałam fanką Lubow Orłowej) i - chlip, chlip - "Biały Bim, czarne ucho ". W kinie TPPR (o ile chodzi o kino blisko placu Dzierżyńskiego) byliśmy na filmikach 3d w specjalnych okularach, ale to była atrakcja i radość.

      Usuń
    12. »»»»» To przeczytałam: Wierz mi, tego filmu naprawdę nie lubiłabyś! Pamiętam, że chodziło o jakieś małżeństwo i ich nastoletniego syna, który miał jakieś problemy w szkole. Oni byli cały czas bardzo nachmurzenie, żadnego uśmiechu, żadnej spontaniczności. Była też scena, gdy są w piżamach—zaczęliśmy głośno komentować coś w rodzaju „patrzcie, sceny erotyczne w wydaniu radzieckim!” Polska dystrybucja z pewnością nie zakupiła go—w kinach publiczność musiała składać się z minimum 5 czy 7 widzów, aby wyświetlić film i przypuszczam, że mieliby problemy ze znalezieniem nawet takiej garstki masochistów.
      Dziękuję za miłe słowa—czasami pamiętam, czasami nie…

      »»»»» Agata: „Świat się Śmieje” też oglądałem w telewizji w PRL. Biorąc pod uwagę, że został zrobiony w 1934 roku, to podczas gdy ludzie oglądali go w kinach, wielu obywateli ZSRS z pewnością się nie śmiało podczas fali ogromnych stalinowskich czystek! Fanką Orłowej zostało wiele kobiet.
      Również kojarzy mi się ona z wycieczkowym statkiem „MV Lyubov Orlova”, specjalizującym się w wycieczkach na Antarktykę—jedna z członkiń mojego klubu fotograficznego odbyła nim wyprawę na początku XXI wieku (zrobiła fenomenalne zdjęcia) i podczas prezentacji fotograficznej ktoś się zapytał, kto to była Lyubov Orlova—byłem jedyną osobą, która potrafiła na to pytanie odpowiedzieć. Ostatnie lata tego statku były dość burzliwe—pusta łajba samotnie dryfowała po międzynarodowych wodach i najprawdopodobniej zatonęła.

      Kino „Aurora”, do którego nas zapędzono, było na ul. Kredytowej 7. Dopiero później zbudowano budynek wraz z kinem blisko Placu Dzierżyńskiego, w którym znajdowało się Towarzystwo Przyjaźni Polsko Radzieckiej i też pamiętam, że trójwymiarowe filmy, oglądane w okularach, na początku przyciągały publikę—włącznie ze mną. Szczególnie robiły wrażenie na dzieciach, które wymachiwały rękami i starały złapać się latające ptaki i owady. Jednak nie zrobiło to na mnie specjalnego wrażenia, zresztą tego rodzaju filmy jakoś się nie przyjęły.

      Usuń
    13. Ja pamiętam krzyki i piski (też własne🤣) na widok pociągu pędzącego wprost na widownię. Na filmie 3d byłam z córką, kiedy miała z 6 lat, był to "Dzwoneczek" (animowana bajka Disneya) I bawiłam się dobrze. Też były okularki

      Usuń
    14. Gdy na początku XX wieku pojawiły się pierwsze kina i puszczano zwykłe, czarno-bałe i nieme filmy, to widzowie też panikowali na widok pociągu, pędzącego wprost na widownię...

      Usuń
    15. O tym minimum 5 osób w kinie pamiętam... Nieraz się zdarzyło, że siedziałam na schodkach przed kinem (w Dżendżejowie czyli w szkolnych czasach albo może studenckich, gdy przyjeżdżałam na wakacje) i czekałam, modląc się, żeby ktoś jeszcze przyszedł 😂

      Usuń
    16. Ja kiedyś w Kazimierzu (było tam takie fajne małe kino w dawnej bożnicy) kupowałam z zapoznanymi w pensjonacie paniami dodatkowe bilety, żeby nam puścili film. Byłyśmy 3, a właśnie musialo być pięć osób😁

      Usuń
    17. Kiedyś poszliśmy na wagary, a że pogoda była bardzo nieprzyjemna, postanowiliśmy szukać schronienia na sali filmowej. Niestety, byliśmy jedynymi potencjalnymi widzami i było nas 3 lub 4, toteż filmu nie puścili. Ale bileterka okazała się na tyle uprzejma, że pozwoliła nam spędzić czas w środku, chyba znajdowała się tam nawet jakaś skromna kawiarenka.

      I chciałbym tu jeszcze wspomnieć tytuł tego filmu, którego nie miałem (niestety, a może na szczęście) obejrzeć: radziecki, pod tytułem „Syn Partii”!

      Usuń
    18. AI nie dało rady "Synowi partii" i proponuje film "Soldier boy" 😁 Ale ja to znajdę!

      Usuń
    19. Też wybrałam się raz na wagary w paskudną pogodę, więc schroniłam się na dworcu kolejowym, ale cały czas trzęsłam portkami, że mnie zobaczy jakaś znajoma mamy i doniesie 🤣

      Usuń
    20. => Agata
      Kino w dawnej bożnicy... toż to idealny klimat małomiasteczkowy 😍

      Usuń
  12. Jacek, strasznie to przykre, zawsze mnie smucą i oburzają takie sytuacje i myślę, że przynajmniej część to wcale nie są pomyłki. Narracja żydowska jest w tej chwili taka, że bardziej skupiają się na polskich szmalcownikach niż na Niemcach, bo im bardziej zależy na dobrych kontaktach z nimi. Jak ich traktowali w czasie wojny np. Francuzi w ogóle nie ma mowy, to nam doczepili łatkę antysemitów. Niemcom oczywiście to w graj, sami piszą "naziści", a nie "my".
    Obawiam się, że za 2-3 pokolenia rozmyje się, która był katem, a kto ofiarą. Dlatego dobrze, że za każdym razem nasza dyplomacja protestuje, gdy ktoś pisze o "polskich obozach".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. »»»»» Agata: To jest rozległy i często b. kontrowersyjny temat. Niezależnie od wszystkiego, ja mam odczucie, że Polska stała się przysłowiowym „chłopcem do bicia” i swego czasu pojawiało się dużo artykułów o polskim antysemityzmie; niektóre fakty były po prostu śmieszne! Czasami uważam, że ostatnimi laty z powodu różnych ekscesów antysemickich w Europie i w USA, szczególnie po inwazji Hamasu 7 października 2023 roku uwaga światowa na szczęście odwróciła się od polskiego antysemityzmu. Tylko na jak długo?

      A o „polskich obozach” to nawet nie chcę zaczynać pisać! To była kiedyś normalka, nawet w artykułach i gazetach przychylnych Polsce tak pisano (bo się przyjęło). Organizacje polonijne i polskie misje dyplomatyczne często interweniowały, ja też kilka razy dzwoniłem/pisałem do gazet.

      „Obawiam się, że za 2-3 pokolenia rozmyje się, która był katem, a kto ofiarą.”

      Już się rozmywa. Poza tym, Niemcy zapłaciły Izraelowi ok. $100 miliardów za Holocaust (trudno było mi znaleźć dokładną kwotę). Może więc nie wypada ich tak bardzo krytykować?

      Zachęcam do przeczytania książki Calela Perechodnika „Czy Ja Jestem Mordercą?”, który był policjantem żydowskim w getcie w Otwocku i własnoręcznie załadował swoją żonę i córeczkę do wagonu pociągu, zmierzającego do Treblinki. Mówi się, że tej książki nie bardzo chciano wydrukować ani w Polsce, ani w Izraelu, bo pokazuje wiele niewygodnych faktów dla tych krajów. Sam autor zmarł podczas Powstania Warszawskiego.

      Usuń
    2. Czytałam, nawet napisałam wyżej w komentarzu. Bardzo wstrząsająca książka. Całek dużo złego pisze i o Niemcach, i o Polakach (tu nie ma zdziwienia), ale i o Żydach, z sobą włącznie.

      Usuń
    3. Calek (głupi słownik)

      Usuń
    4. Faktycznie, przeoczyłem to. Rzeczywiście, Żydzi są przedstawieni przez Perechodnika w niezwykle negatywnym świetle. Ale coś takiego działo się także w innych gettach.

      Niedawno przeczytałem książkę "Lódź Ghetto: Inside a Community Under Siege" edytowaną przez Alan Adelson i Robert Lapides, składającą się m. in. z fragmentów pamiętników mieszkańców getta łódzkiego. Po raz pierwszy miałem okazję zapoznać się bliżej z działalnością Chaima Mordechaja Rumkowskiego, „szefa” getta łódzkiego, który bez oporów wykonywał rozkazy Niemców i wysyłał na zagładę Żydów, włącznie z dziećmi (wygłosił do ludności getta wstrząsające przemówienie „Oddajcie mi swoje dzieci…”). Niemniej jednak ma swoich obrońców i gdyby przeżył wojnę, to niewykluczone, że zostałby "rozgrzeszony", szczególnie poza Polską.

      Również czytałem—kilka razy—"Dziennik getta warszawskiego. 6 IX 1939 – 23 VII 1942" Adama Czerniakowa, w latach 1939–1942, przewodniczącego warszawskiego Judenratu w getcie (mieszkał on jakiś czas w zapewne znanej Tobie, do dzisiaj istniejącej Kamienicy pod Zegarem przy ul. Chłodnej 20). Chociaż Czerniakowa też oskarżano o kolaborowanie z Niemcami, to różnica pomiędzy nim a Rumkowskim jest nieporównywalna—i szczególnie sposób, w jaki zakończyli swój ziemski żywot.

      Usuń
    5. Trzeba trafu - wczoraj przyniosłam książkę "Król żydowski" Leslie Epsteina, bo na okładce napisano, że jest to "historia polskiego getta", z tym, że nie konkretnego. Ponoć weszła do kanonu literatury holokaustu.

      Usuń
    6. Nie dopisałam - wiele szczegółów wskazuje na getto w Łodzi, a główny bohater przypomina Rumkowskiego.

      Usuń
  13. Małgosiu, ja dziś z knihobudki przyniosłam Fleszarową-Muskat, wymieniam sobie zaczytane swoje na ładniejsze 😅

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko, a co ja naprzynosiłam! Chyba zrobię zdjęcie i dam w następnym poście! Jest też coś na wymianę właśnie 😂

      Usuń
  14. > tymczasem taśmy nie dowieźli i w zamian wyświetlili nam włoski film z akcją w burdelu
    :-D Oj, na pewno sobie pluli w brodę ci co zwiali!

    Jedynym radzieckim filmem w kinie, na który się załapałam, a jednocześnie pierwszym filmie na którym byłam ze szkołą był "Błękitny ptak". Bardzo mi się podobał, byłam wręcz oczarowana.
    A niedawno obejrzałam sobie radziecką komedię "Biurowy romans" ale taka raczej gorzka ta komedia...

    A propos historii i cudzoziemców to w komentarzach pod jakimś filmem na YT o zaborach była taka dyskusja: Austriak twierdził, że oni nie chcieli rozbiorów Polski ale Austria nie miała wtedy nic do gadania. Niemiec twierdził, że też właściwie to Niemiec wtedy nie było tylko Prusy. A Rosjanin twierdził, że Rosja też nie chciała rozbiorów, tylko caryca Katarzyna, która była Niemką. Tak więc winnych nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Tak więc winnych nie ma.”

      To i tak dobrze, iż nie doszli do wniosku, że Polska była sama sobie winna. Zresztą już taki jeden stwierdził, iż to Polska była odpowiedzialna za rozpoczęcie II Wojny Światowej...

      Przypomina mi się autentyczna historia z początku lat 70. XX wieku, jaka miała miejsce w Arabii Saudyjskiej. Na dworcu lotniczym wsiadł do taksówki europejski biznesmen i kazał się zawieźć do hotelu. W czasie jazdy taksówka uległa wypadkowi w wyniku kolizji z innym samochodem. Sprawa trafiła do sądu, wówczas kierującego się ściśle bardzo specyficznymi zasadami, opartymi na Koranie i prawie muzułmańskim, Sharia (obecnie system się pewnie trochę zmienił, ale nadal bazuje na tych samych podstawach).
      A więc kogo sędzia uznał za winnego—kierowcę taksówki czy też kierowcę samochodu zamieszanego w wypadek? Ani jednego z nich. Winnym został uznany—PASAŻER TAKSÓWKI—„bo gdyby nie zamówił taksówki, to wypadek nie wydarzyłby się.”

      Usuń
    2. => Józefina
      Ten "Błękitny ptak" to czytam koprodukcja ZSRR-USA, ale chyba jednak bardziej amerykański niż radziecki. Same ichnie nazwiska widzę w obsadzie. Film chwalony 😀
      A gdzie widziałaś "Biurowy romans"? Bo ja od lat szukam (no, szukałam) polskiej wersji, ale nigdy nie trafiłam. Po rosyjsku oglądałam wielekroć i chętnie bym się dowiedziała na przykład, jaki to epitet po polsku "mymra" 🤣 Sam film bardzo lubię, choć oczywiście masz rację, że gorzka to komedia. Co ciekawe, wśród rosyjskich komentatorów istnieje podział na tych, którzy potępiają Samochwałowa i tych, którzy uznają jego racje...

      Usuń
    3. => Jack
      Salomonowy wyrok 🤣

      Usuń
    4. "Biurowy romans" jest na cda.pl :-)

      Usuń
    5. O, dzięki, kto wie, czy sobie nie sieknę, chyba się rozchorowałam, więc może tak w łóżeczku 🤣

      Usuń
  15. Koprodukcja USA i ZSRR to musi być ciekawe 🤡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istnieje też film produkcji radziecko-kubańskiej, może kiedyś o nim coś napiszę.

      Czasami zastanawiam się, czy nie powinienem zacząć prowadzić swojego blogu (ten, co posiadam, jest podróżniczy), gdzie byłbym bardziej dogłębnie komentować różne tematy.

      Usuń
    2. Radziecko-kubański film, coś mi się plącze po głowie...

      Uważam, że jak najbardziej powinieneś! Jeśli tylko znajdziesz na to KUPĘ czasu 😂

      Usuń