niedziela, 3 sierpnia 2025

Karolina Skrzyniarz - Wesoły zwierzyniec: Żółwie tempo + PRAGA niedziela

Dariusz będzie zachwycony 😂 I treścią i ilustracjami!

Co sądzicie o słowie ciapcia? Niby się tak mówi do dzieci - "aleś się uciapciał". Chociaż mama do nas mówiła raczej "aleście się usmotruchali" 😁

Wyd. SKRZAT 2000, Kraków

Ilustracje: Kazimierz Wasilewski

Przeczytałam 3 sierpnia 2025 roku

 

Praga, dzień pierwszy
Ach, jestem jakaś nie wiem - rozczarowana? A może tylko zmęczona? Na podróż właściwie nie mogę narzekać, pan kierowca z autobusu na moje pytanie, czy wszystkie miejsca będą zajęte (bo wczoraj zajrzałam na stronę Regiojetu i było wyprzedane), zdziwił się - nie, w Pyrzowicach wsiądzie 6 osób, a tak to ze mną z Krakowa jechała jedna dziewczyna 😂 Chyba chodziło o to, że wpisałam w wyszukiwarkę całą trasę, a dalej już w pociągu rzeczywiście miejsc wolnych nie było. Miły pan wręcz zaproponował, żebym usiadła na innym miejscu, z wygodnym stolikiem, bo nikogo tam nie będzie. Coż uczyniłam i zaraz rozłożyłam bulwarową prasę dostępną na pokładzie 😂 Sama z siebie nigdy bym takiego miejsca nie kupiła, bo nie cierpię gapienia się na kogoś naprzeciwko...

Pociąg oczywiście miał spóźnienie (półgodzinne), ja nie wiem, co oni na tej trasie wyprawiają, ale chyba jeszcze nigdy nie przyjechaliśmy punktualnie. Trochę nerwy, bo w niedzielę jest tu nieczynna recepcja i byłam umówiona z dziewczyną, że będzie na mnie czekać między 17.00 a 18.00, zależało mi, żeby nie przeciągać. 

No i tak - rozpakować się, wypić herbatkę, zjeść jedną z miliona bułek, w które się zaopatrzyłam na drogę (jeszcze mam na jutro na śniadanie 😂) - no co, jak się tak siedzi i nic nie robi tyle godzin, to tylko o jedzeniu człowiek myśli - a jeszcze Wam powiem, że przeczytałam w zabranej ze sobą gazecie rozmowę z jakimsiś profesorem na temat niealkoholowej marskości wątroby i normalnie źle się poczułam przez chwilę (w końcu ciągle jeszcze nie jestem zdiagnozowana), miałam wrażenie, że słabo mi, no bo wiadomo, dopasowałam sobie objawy... 

Ale wróćmy do Pragi, już 18.00 dochodziła i plan był taki, żeby przynajmniej pojechać do Ogrodu Botanicznego z powodu, że mają tam knihobudkę (w maju trzy książki chapsnęłam) - no bo jak to, przyjeżdżam i żadnej książki nie kupię, głupia niedziela! Już się tak nie dam nabrać, żeby w niedzielę wyruszać, to przez mojego brata 😢

Poszłam na przystanek, a tam dwa razy szersza wysepka tramwajowa: czytałam o tym na FB, że robią, że poszerzają, zabierając kawałek jezdni i że jest to wielkie osiągnięcie i od lat się o tym mówiło. Widać z tego powodu zostawili na pamiątkę ten pas pośrodku 🤣 Fakt, że było tam trochę niebezpiecznie, bo dużo turystów w tym miejscu, a jak ktoś stał z walizką, to praktycznie nie można go było wyminąć nie schodząc na jezdnię.


W knihobudce było tylko kilka książek, a przecież uparłam się, że COŚ muszę dziś mieć, ale zadowolona specjalnie nie jestem, bo nie przepadam za tymi średniowiecznymi kryminałami, jednak jako że czeska i z akcją w Pradze, no to... Było tam też coś o młodzieży autorstwa jakiejś Galiny, tłumaczenie z rosyjskiego, ale że trochę zszargana obwoluta, to jednak wybrałam tę nówkę nieśmiganą. I teraz pluję sobie w brodę 🤣 Bo chętniej bym poczytała do poduszki tę młodzieżową. Głupia ja. Poduszkę (znaczy jaśka) przywiozłam!

 

W altance, gdzie knihobudka, miejscowa młodzież raczyła się fajką wodną, po wymianie uprzejmości pożegnaliśmy się 😉 i poszłam jeszcze przejść się chwilę po ogrodzie. Co to jest, doprawdy nie wiem. Czy to się je?

 

Przechadzce towarzyszyły okropne wrzaski dobiegające od strony szklarni, aż poszłam sprawdzić, kto się tak wydziera - a to cztery papugi. Na rekonwalescencji? Noooo, siły na darcie mordy - znaczy dzioba - to miały ile bądź. 


I teraz wyjaśniam, dlaczegom jakaś niezadowolona. Bo zaraz zaczęło (znowu) padać, zrobiło się pochmurno i zimno i nie było sensu już nigdzie jeździć. Taki pierwszy praski dzień na niczym 😭 Właściwie wieczór. Więc jeszcze tylko zrobiłam zakupy spożywcze, kupiłam bilet do kina na czwartek, przy okazji dowiadując się, że wychodzi nowy film (w czwartek idę na inny), sprawdzam teraz, co to ma być, a piszą, że czeska adaptacja duńskiego filmu Na rauszu - co ja tak będę tylko alkoholizmem się katować 🤣

 

Obejrzałam jeszcze wystawę księgarni - nie, nie kupię tej książki i to w takiej cenie, ale sfotografowałam, bo może u nas też wyjdzie? Wysoki Zamek powinien się zainteresować.


No i tyle wszystkiego by było, straszny niedosyt, co gorsza dziewczyna z recepcji mówiła, że ponoć do środy ma być taka popieprzona pogoda, więc kompletnie nie wiem, na co się jutro rano szykować. Idę przeglądać zeszycik w poszukiwaniu inspiracji. 

Ach, jeszcze jedna fotka! W tym oto miejscu przez lata całe, odkąd mieszkam u dominikanów i tędy chodzę, wisiała skrzynka pocztowa - kiedyś się zastanawiałam, czy ktoś z niej wybiera korespondencję (mocno była zdewastowana bazgrołami) i chyba tu pisałam, że mam zrobić eksperyment 😁 No to już nie zrobię! To się nadaje do książki Szczygła Nie ma 🤣

I nie życzę już sobie więcej takich widoków!


 Przy okazji nowość - półeczka w hallu nad kanapą. Ale raczej knihobudką tego nie nazwę, bo zawartość to 28 numerów periodyku o teologii i życiu duchowym...

sobota, 2 sierpnia 2025

Ladislav Pecháček - Dobří holubi se vracejí

Myślałam, że zdążę przeczytać w lipcu i będą dwie książki po czesku w miesiącu, jak sobie obiecywałam, ale takie proste to nie było. Mam masę powieści po czesku, za które się zabiorę nie wiem, kiedy, bo jednak nie wszystkie są łatwe językowo. Tak to jest, jak się przerwie naukę i polega tylko na tym, co się przeczyta czy obejrzy czy usłyszy... 

I do tej powieści myślę wrócić za parę lat, z nadzieją, że w międzyczasie mój poziom czeskiego wzrośnie (ciekawe, w jaki sposób). Powieść była sfilmowana i kiedyś ten film widziałam, ale już nie pamiętam 😉 Tytuł brzmi Dobre gołębie wracają, a treść? Cóż, závislost na alkoholu. Dobrzy pacjenci wracają na odwyk. Bohater Lexa co prawda kiedyś zaczął studia, ale ich nie skończył i pracuje jako palacz. Na przykład w teatrze, ale jako palacz. Jego miłość ze szkolnych lat w tym samym teatrze śpiewa...

Eksperymentalny sposób leczenia przymusza pacjentów do pisania dziennika - aby mogli poznać siebie samych i w ten sposób zrozumieć, czemu piją. A to już pół drogi do wyzdrowienia. Lexa odkrywa w sobie chęć (i talent) do pisania, ale czy to go wyprowadzi na drogę trzeźwości? 

Jak napisał w liście pożegnalnym jeden z pacjentów po powrocie do domu: Wybaczcie mi wszyscy, ale nie znam innego sposobu, nie mogę równo stać, będę przynajmniej równo wisieć. 

Powieść bardzo mi się podobała i uważam, że nie byłoby od rzeczy wydać ją w Polsce, z wiadomych względów.

Początek: 

Koniec:

Wyd. Melantrich, Praha 1988, 231 stron

Z własnej półki (kupione online 23 grudnia 2020 roku za 19 koron w Ulubionym Antykwariacie, większy zakup w ramach pocieszenia pandemijnego) - to już 5 lat od korony, patrzcie się!

Przeczytałam 1 sierpnia 2025 roku
 

Ponieważ zdjęcie najnowszych nabytków z knihobudki dołączyłam po fakcie w poprzednim poście - a wiem, że często zaglądając na blogi ponownie czyta się jedynie komentarze, a nie patrzy już na post - daję je jeszcze raz, na wieczną rzeczy pamiątkę. No i dlatego, że się cieszę 😁

Od dłuższego czasu chodzi za mną marzenie, żeby mieć regalik, gdzie zgromadzę wszystkie kryminały - no żeby były pod ręką, bo teraz większość gdzieś pochowana w drugich rzędach. Ale wiadomo, nie mam miejsca na nowy mebelek...
 

Strach ma wielkie oczy czyli córka dała radę i przywróciła internet w moim laptopie. Z tym, że już sama nie wie, jak ani co to było, długo nad tym siedziała i nagle JEST 😂 Powiem Wam, że chyba zaczynam przyjmować rozmaite katastrofy domowe z pewnym takim spokojem... jedyne, co mnie zdenerwowało, to że miałam właśnie zamówić książki z Ulubionego Antykwariatu, do odbioru w Pradze. Miałam ich tam w koszyku ponad 30 i stał przede mną wybór maksymalnie dziesięciu - ale koszyk pamięta mój laptop, a telefon nie. Więc pierwsze, co zrobiłam, gdy internet wrócił, to zamówionko dziewięciu sztuk, a wieczorem, gdy skończyłam czytać Pecháčka, domówiłam jeszcze jedną, jego autorstwa. Odbiór we wtorek, a jutro po przyjeździe planuję skoczyć do knihobudki w Ogrodzie Botanicznym czynnym do 19.00 - żeby tradycji stało się zadość i już w pierwszym dniu coś chapsnąć 🤣

A właśnie, taka ciekawostka. Wyruszam godzinę później niż do tej pory, a przybywam dwie godziny później 😲 Ciężko zrozumieć, nie? To opóźnienie następuje w pierwszej fazie podróży, tej autobusowej. Dotychczas jechaliśmy prosto: Kraków - Ostrava Svinov. Teraz najwyraźniej będziemy zajeżdżać po drodze na lotnisko w Pyrzowicach. Niech ich trzaśnie!

Niech też trzaśnie wszystkie remonty. Moja stacja metra jest nieczynna, bo jakieś mendy podpaliły schody ruchome. A od dziś kolejny remont unieruchomił znaczną część jednej linii - niby tam jest autobusowa komunikacja zastępcza (która jeździ co 2-3 minuty), ale umówmy się: ile jedzie metro, a ile autobus 🤔

Nic to, przeżyjemy. I mam nadzieję, że pogodę również. Věra donosi, że jest jak na huśtawce, co trochę spada deszcz. Nie cieszy... ale ruszam 😎



PS. A gdyby ktoś był ciekawy, to już dziś mam Reisefieber... co za ustrój, ech.

wtorek, 29 lipca 2025

Joanna Chmielewska - Nawiedzony dom

To jest taka seria Joanna Chmielewska - UTWORY ZEBRANE. Wypisali ich tam 17, a Nawiedzony dom jest pozycją nr 12 - po niej Wielkie zasługi, Skarby, Zwyczajne życieWiększy kawałek świata i Duch - to są chyba wszystkie o Pawełku i Janeczce. Nie czytałam ich w odpowiednim czasie 😁 dopiero jako dorosła, a i to nie jestem pewna, czy w ogóle wszystkie zaliczyłam.

Nawiedzony dom to historia spadku po krewnym z Argentyny - warunkiem przejęcia domu z ogrodem jest zamieszkanie w nim całej rodziny czyli Janeczki i Pawełka z rodzicami, babci i dziadka oraz cioci z synem i narzeczonym. Najpierw należy wyprowadzić powojennych lokatorów z kwaterunku, na to są osobno pieniądze, a potem przeprowadzić remont. Oczywiście już mieszkając, jak to u nas bywa. Są dwa duże problemy: wstrętna baba, która się nie chce nigdzie przenieść oraz przedwojenna armatura, do której potrzebne są reduktorki, nie do znalezienia w Polsce Ludowej. W Pewexie mówią, że mogliby sprowadzić z zagranicy, ale trzeba im podać producenta, a skąd człowiek ma go znać? Janeczka i Pawełek w międzyczasie penetrują strych, na którym ponoć nikt nie był od pół wieku, usiłują wypłoszyć wstrętną babę za pomocą straszliwych dźwięków produkowanych w nocy oraz odkrywają przestępcze działania, współpracując - jak to u Chmielewskiej - z dzielną, inteligentną i kumatą w kwestii czego nie wolno wygadać rodzicom milicją.

Początek: 


Koniec:

Wyd. INTERART, Warszawa 1991, 202 strony

Z własnej półki

Przeczytałam 26 lipca 2025 roku

 

Z pomocą czytelników znanej nam strony na FB uzupełniłam swoją listę wakacyjnych lektur - będzie na wiele lat 😂 Nawiedzonego domu tu nie ma, bo akcja zaczyna się już po wakacjach. Czy wszystkie pozostałe spełniają ten warunek - oczywiście nie wiem, okaże się w praniu.





Jest jeszcze zaczęta piąta strona 😁

 

Jak dobrze wstać... bez globusa! Bo ostatnio się nie darzyło pod tym względem, ale trudno się dziwić w tak pięknych (obesranych) okolicznościach przyrody. Wczoraj niby miałam lecieć do Spółdzielni z pyskiem, ale leciałam jedynie do kuchni i z powrotem do łóżka. Tak że - dziś?  Akurat jest dyżur członków zarządu od 14.30 do 16.30...

Sąsiad z V piętra przychodził, myślał, że może byłam i chciał wiedzieć, co powiedzieli (a juści, od razu coś powiedzą), bo pranie im się zbiera, a boi się. Uspokoiłam go, że ociec prać, nikt się przecież nie zastanawia w całym pionie, czy się może wykąpać, każdy normalnie funkcjonuje - dopóki znowu się nie przytka. No, a jako że kropla drąży skałę, to w niedzielę ujrzałyśmy, że wybrzuszyły się futryny zarówno w ubikacji jak i w łazience. Ha ha ha. Pocieszam się po polsku czyli tym, że sąsiad z IV ma gorzej, bo wybrzuszyły mu się panele na podłodze w przedpokoju i będzie musiał wymieniać.

 

Czwartek rano

Ach ach ach. Wczoraj wieczorem poszłam do knihobudki uporządkować nędzne resztki, a tam ktoś przyniósł cztery półki rozmaitości, w tym KRYMINAŁY 😂 Wracałam z takim naręczem opartym na brzuchu 😍


sobota, 26 lipca 2025

Helena Bobińska - Lipniacy

Książka z listy wakacyjnej, nieznana mi do tej pory, musiałam ją zamówić z magazynu bibliotecznego (ciekawe, gdzie mają ten magazyn). 

Książka rzeczywiście piękna i wzruszająca, ale ciekawe, czy faktycznie potrafi jeszcze przemówić do dzisiejszych dzieci. Jeśli ją wydają, bo ten egzemplarz jest z 1983 roku.  

Początek: 


Koniec:

Wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 1983, 109 stron

Ilustracje: Bogdan Zieleniec 

Z biblioteki

Przeczytałam 24 lipca 2025 roku
 

W książce znalazłam taką karteczkę:

 

No ciekawe, jak mu poszło ze zbiraniem piątek i prezentów... I jaka historia stoi za tymi przekreśleniami i dopiskami.

Przy okazji prezentuję dwa inne artefakty: 


Czy madame Bryniarska zaszczyciła przyjęcie? Pewnie nie, bo wypadało zaproszenie potwierdzić i odesłać. Olała Towarzystwo Metalurgiczne, kurka wodna.


Mnie z kolei olal sąsiad.

O w pół do pierwszej w nocy zobaczyłam w WC świeżutką mokrą plamę na suficie i stróżki wody lejące się z góry. Kontrola u sąsiadki na I piętrze - ma gorzej, leje jej się również w przedpokoju z sufitu. Biegiem na II piętro - nikt nie otwiera. Na III nikt nie mieszka. Na IV obudzony Pan od Piwnicy stwierdza, że u nich sucho. Wracam na II piętro, dalej nikt nie otwiera. Sąsiadka z I mówi, że przecież są w pracy (wynajmuje to mieszkanie od niedawna pewien właściciel burdelu, znaczy chciałam powiedzieć klubu nocnego). Dzwonimy na Awarie hydrauliczne. Pan będzie za pół godziny. 

I nawet był, ale wiadomo, co mógł zrobić, skoro nie można się dostać do mieszkania zalewającego. Spisać protokół. I zakręcić w piwnicy wodę. 

Przykleiłam do drzwi na II piętrze kartkę z informacją, że nas zalewa, że woda zakręcona, że ma dzwonić na Awarie.

Być może chwilę przysnęłam, bo nie słyszałam, jak wracali (pewności nie mam). Ale o wpół do czwartej usłyszałam wodę kapiącą w pokoju u Ojczastego. A chwilę wcześniej jak by ktoś spuszczał wodę w ubikacji. No jak to, skoro zakręcona. Biegiem do piwnicy - odkręcona! Biegiem na II piętro - otwiera, niby że zaspany i że u niego w tej chwili nic się nie dzieje...Ale widzę, że ma ślady jakieś na podłodze w toalecie.

Sąsiadka z I decyduje się dzwonić ponownie na Awarie. Pan przyjechał dopiero o 6.00. Udrożnił - tak, tam na II piętrze. Wycieramy, oddychamy z ulgą choć na chwilę. 

To, co w zeszłym tygodniu - ten zator - zostało przepchane niżej, utkwiło między II a I piętrze. Jestem bardzo ciekawa, gdzie znajduje się teraz i kiedy znów wybije. W poniedziałek trzeba z mordą do Spółdzielni. 

Ale powiedzcie mi, jak można być takim skurkowańcem, jak ten z II od burdelu! Wiedział z mojej kartki, że nas zalewa i mimo to polazł do piwnicy odkręcić wodę, żeby się mogli umyć po robocie... To na 100% on, nikt inny by tam po 3.00 nad ranem nie łaził, ludzie tu śpią. A gdy go zapytałam, czy odkręcał wodę:

- Jaaaa? Nieeee. A gdzie to się robi?

I tym durnym pytaniem zdradził się dokumentnie. Ten gość jest z sąsiedniej klatki, całe życie tu mieszka i takie rzeczy wie doskonale. Co za uj obesrany! Raz zrobić karygodną rzecz sąsiadom, dwa nie mieć na tyle odwagi, żeby się przyznać.  

Córka miała radochę, gdy o 6.09 wyszłam w szlafroku przed blok zapytać pana z Awarii, na czym stoimy, a potem rozmawiałam poniekąd na migi z sąsiadem z V piętra - przez okno - który pytał, czemu wody nie ma 😂 

Tak czy siak, jestem dziś nieprzytomna. O 7.00 się położyłam, że na godzinkę może (przecież dziś komisja do Ojczastego), ale o 7.05 wstałam i poszłam się myć, wiedziałam, że i tak nic z tego spania już nie będzie. U Ojczastego sprzątnęłam miskę z brudną wodą, która kapała z sufitu, ale etażerka z jego ciuchami ciągle stoi na środku, a ściana schnie.

Jak nie wymienią w cholerę całego pionu, to się tak będziemy bawić... Córka się teraz boi zostać sama, gdy ja pojadę do Pragi. Upoważniłam ją do wyrzucenia wszystkich dywanów, gdyby wybiło na mieszkanie 😉

A komisja przyszła koło 10.00. Dwie panie zadały milion pytań, jedna pisała w notebooku, druga ręcznie na jakimś formularzu, a na końcu poszły do Ojczastego na konwersację.

- Dzień dobry panu.

- Jak pan ma na imię?

Z moich zeznań wiedziały, że głuchy i nie ma z nim kontaktu, ale pewnie musiały to skontrolować. Ojczasty wytrzeszczał oczy i pewnie coś tam w głowie próbował wykombinować, kto to może być, ale bez rezultatu. 

Decyzja zostanie podjęta w ciągu 4 tygodni.

Poszły, a ja wskoczyłam z powrotem w koszulę nocną i do łóżka. I tak z przerwą na obiad ciągle tu jestem. Wykończona. Nie w moim wieku zarywanie całych nocy. Żebym to jeszcze umiała w dzień odespać, ale nie.

No nic, jutro będzie lepiej.

/o ile znów coś gdzie nie.../ 

środa, 23 lipca 2025

Tadeusz Lewandowski - Chmielewska dla zaawansowanych. Psychobiografia gadana

Ten wywiad-rzekę z Chmielewską przyniosłam sobie, zadowolona jak nie wiem co, z tych bibliotecznych stosów z powyrywanymi nogami kartkami, a teraz - zadowolona jeszcze bardziej (że się pozbywam) - wyniosę do knihobudki. Może nie jestem dostatecznie zaawansowana 😂 ale mnie ta książka mocno wynudziła, a momentami miałam też uczucie niesmaku.

Powyżej charakterystyczna próbka stylu, który znamy, ale już nam się znudził 🤣

Rzecz w tym, że po pierwsze pan Tadeusz jak najbardziej się starał i wywiadował pisarkę na klęczkach i komplementując ją naprawdę PONAD miarę (żenujące), a po drugie nie "wyszła" mu koszmarna baba, tylko się objawiła w całej krasie... Osoba bardzo zadufana, egocentryczna, najmądrzejsza w całej szkole i z bardzo dziwnymi poglądami na różne sprawy*. Daje przy tym dużo dobrych rad w wielu kwestiach. Czasami, wiecie, lepiej się nie odzywać niż pieprzyć trzy po trzy.

*Tak tylko wspomnę, że jest na przykład za karą śmierci.

Nie zniechęci mnie to do powrotów - Wszystko czerwone zawsze będzie rządzić, ale tę lekturę wyrzucam z pamięci natychmiast. Całe szczęście, że mam ją taką słabą, tę pamięć 😉

 


Wydawnictwo i rok nieznane z racji wyrwanej kartki, ale za to stron 377

Przeczytałam 20 lipca 2025 roku

 

Po tym niepowodzeniu czytelniczym miałam w planie taką lekturę:

To było z ostatnich stosów Szyszkodarowych. Nie żeby mnie Chicago jakoś specjalnie interesowało, ale chciałam uwiecznić na blogu dedykację 😁



Jednak ledwo rzuciłam okiem na wstęp - no po angielsku, no - zatrzasnęłam album z powrotem 😂 Przerósł mnie. Nie dość, że drobne literki, to jakieś dziwne słownictwo 😂 A przecież już podtytułu nie zrozumiałam! To znaczy każde słowo z osobna tak, ale całości nie! Co to ma być to remember her by??? Kim jest she??? Okazuje się, że to cała seria jest - Travel Series A Picture Book to Remember Her By. No to niech sobie będzie beze mnie! Do budy!

Znaczy do budki...

Co poza tym. Wspominałam po przyjeździe z Pragi, że przyszło pismo, iż 26 lipca w godzinach od 8.00 do 20.00 nawiedzi nas komisja (czy jak to tam nazwać) i oceni stan Ojczastego w odniesieniu do ewentualnego świadczenia pieniężnego. 

Gdy składałam wniosek, Ojczasty jeszcze nie miał orzeczenia o niepełnosprawności, a to podstawa. Pan wówczas powiedział, że gdy już je będziemy mieli, trzeba je dołączyć do dokumentacji.

No to dzwonię do nich (znaczy na infolinię), żeby się dowiedzieć, czy oni już wiedzą, że orzeczenie jest czy też muszę z nim jechać do urzędu.

- Jesteś dwudziesty w kolejce. Czas oczekiwania 15 minut.

Spoko, wytrzymam, zwłaszcza skoro tak szybko petentów załatwiają 😉 

Miły to był dzionek, taki telefoniczny.

Zostałam połączona po... cóż, trzy i pół godziny minęło 😂 I tak byłam zadowolona, bo spodziewałam się już, że za chwilę mnie rozłączy, bo koniec urzędowania!

- Niby to widzimy, że jest orzeczenie, ale trzeba je dostarczyć.

- Nie, komisji nie można go dać, bo to nie są nasi pracownicy. 

Cóż więc było robić? Zebrałam się w sobie w zeszły piątek (po telefonie do Spółdzielni w celu upewnienia się, że w kwestii gówien nic się dziać nie będzie), ogarnęłam logistycznie - to wyprawa na 4 godziny, a z domu, gdzie Ojczasty, nie wychodzi się ot tak,  jak wiadomo - i fru. Miła pani:

-  Nie, nie trzeba, ja tu widzę, że orzeczenie jest. 

Kurtyna!

 

niedziela, 20 lipca 2025

Rex Stout - Rozbitá váza

Nowinka dla mnie, bo tym razem bohaterem kryminału detektywistycznego Rexa Stouta nie jest sławetny Nero Wolf, ale niejaki Tecumseh Fox, też detektyw zresztą. O ile seria o pierwszym z detektywów liczyła sobie kilka dziesiątek powieści, o tyle ta druga już tylko kilka. Czesi wydali w sumie trzy, u nas nic. Fox jest nieco sympatyczniejszy od Wolfa i jest w jego życiu jakaś mroczna tajemnica - jeżeli uda mi się znaleźć w Pradze pozostałe dwa tomy, może się ona wyświetli.

Historia stłuczonej wazy (wazonu?) z kolekcji chińskiej ceramiki pozwoliła wyświetlić sprawę trzech morderstw. Wszystko zaczęło się nieudanym koncertem debiutanta Jana Tusara, któremu ktoś nalał laku do skrzypiec, w związku z czym instrument brzmiał kompletnie głucho. Tusar popełnił samobójstwo w przerwie koncertu, wiedząc, że kariery już nie zrobi.

Trochę się gubiłam w dużej ilości nazwisk, wszyscy jakoś zamieszani w sprawę - czasem dobrze jest sobie robić notatki przy czytaniu, ale jak rany, to przecież tylko rozrywka 😂

Początek: 


Koniec:

Wyd. BB 1995, 144 strony

Tytuł oryginalny: The Broken Vase

Przełożył z angielskiego na czeski: Michal Strenk

Z własnej półki (kupione 9 sierpnia 2024 roku w Ulubionym Antykwariacie za 9 koron! tak, w zeszłym roku tak było - niestety już nie jest)

Przeczytałam 16 lipca 2025 roku
 

Skoro o czeskim mowa - sukces, bo przygotowałam już dziesięć książeczek na Pragę, tak że relacje będą 😉 Wczoraj w knihobudce odkryłam z uciechą czeską książkę, taką wielgachną, dla dzieci, Wielkie labirynty się nazywała. 

Zaglądam do środka, a tu zonk: same obrazki 😂 Uratowało mnie to przed przywleczeniem do domu 🤣

Ale labirynt zwierciadlany jest na Petrzinie i ja do tej pory tam nie byłam, więc może skoczę? I się zgubię wśród dziesiątek grubych bab?

Oglądałam w czeskiej tv jakiś program i nagle zastrzygłam uszami - w drugą sobotę każdego miesiąca jest otwarte dla publiczności prywatne muzeum lotnicze na południu Pragi. Akuratnie w drugą sobotę sierpnia będę! Nie ma tam bezpośredniego dojazdu i trzeba się od autobusu jakąś leśną dróżką toczyć, więc zapytałam Věrę, czy chętna na wycieczkę - ona zawsze 😁 Tak że mam rozplanowane jedno sobotnie popołudnie. Następnie również z inspiracji tv planuję wyprawę do osady trampów, jedynej na terenie Pragi. Po części zbudowanej ze starych autobusów. Ja wiem, że mam ją dobrze opisaną w jednej książce, ale ta książka jest aktualnie trudno dostępna i codziennie sobie mówię, że jutro to już na pewno zabierzemy się za odsuwanie bambetli, żeby się do niej dostać. Bo to robota dla 2 osób. Na razie więc tylko sprawdziłam, jak tam dojechać (z trzema przesiadkami...).

Rozpisałam też wyprawę na miejsce największej katastrofy lotniczej w historii Czechosłowacji (jako pretekst do zobaczenia okolicy, bo w miejscu wypadku jest jedynie mała tablica). 

No, to zaczynam się już cieszyć 😁 Za dwa tygodnie o tej porze będę wyglądać przez okno autokaru (choć nie ma na co patrzeć, jazda autostradą jest okropnie nudna).
 

Tymczasem w domu 

Trzy szuflady zamrażarki załadowane są po kokardę. Wyciągnęłam ostatnio każdą z nich i spisałam zawartość (przerażona - trzeba to wszystko zużyć jak najprędzej, a niektóre mięsa są z gatunku do smażenia, czyli na razie nie mogę). Dziś rano potrzebuję coś wyjąć do obiadu, chcę sprawdzić na kartce, w której szufladzie mam grzebać - kartki nie ma. Nigdzie. 

To znaczy ona na pewno gdzieś jest, ale GDZIE?

A założenie było, że ją przykleję na wewnętrznej stronie drzwiczek jednej z wiszących szafek... czego się nie zrobi od razu... 

I co z tego, że człowiek stara się jakoś wszystko ogarniać, jak zawsze czegoś nie dopilnuje 😢

Druga sprawa kuchenna z ostatnich dni. Zaparłam się, że jednak spróbuję usmażyć sobie omlet chociaż. Znaczy, że na parze. Internety powiedziały, żeby położyć miskę z jajkami na garnku z gotującą wodą i niech się paruje jakiś kwadrans. OK, wstawione. Na spróbę jedno jajko.


Po piętnastu minutach...


... wygrzebałam łyżką zawartość miski... a samą miskę zalałam wodą i po 24 godzinach doskrobałam nożem, bo inaczej dalej nie szło 🤣

Chwilowo rezygnuję z omletów. 


PS. W sprawie gównianej na razie cisza. Ponoć coś mają robić po niedzieli.

czwartek, 17 lipca 2025

Krystyna Boglar - Każdy pies ma dwa końce

No takie se. Sam pomysł, żeby wybrać się na wakacje w ciemno pożyczonym maluchem, bez żadnych rezerwacji noclegowych z dwójką małych dzieci - no cóż. Pozazdrościć fantazji 😂

Jedyne, co mam do dodania, to że wczoraj wieczorem objawiłam w knihobudce czyste (bez tych okropnych foliowych okładek) egzemplarze obu powieści o rodzince Leśniewskich - co za przypadek? - ale tym razem nie miałam najmniejszej pokusy. Do knihobudki wynoszę już ostatnie książki ze stosów i zastanawiałam się, czy domagać się od Szyszkodara nowej dostawy, ale w obecnych okolicznościach (patrz niżej) i w obliczu zbliżającej się Pragi chyba zrezygnuję.

Ciekawostka obyczajowa 😁 


No co, to było normalne!

Początek: 

Koniec:

Wyd. Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1978, 157 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 12 lipca 2025 roku
 

Gówniane to życie. 

Będąc wczoraj o 4.30 w toalecie zauważyłam na suficie (trudno było nie zauważyć) świeżą mokrą plamę. Ale co można zrobić o tej porze? Wróciłam do łóżka. Godzinę później już brałam Magiczną Tabletkę, bo z nerwów naturalnie objawił się globus. W końcu wstałam i stwierdziłam przy kolejnym sikaniu 😁 brak zimnej wody, niezbędnej do spłukania. Weszłam na stronę spółdzielni, czy jest jakiś komunikat o awarii. Nie było. Zadzwoniłam więc. Tak, było zalanie na II piętrze, dlatego zimna woda zakręcona (żeby nie można było spłukiwać toalety). Nie można się dostać do mieszkania na III piętrze. 

Mieszkanie na III piętrze jest po nieboszczce, namawiałam brata w zeszłym roku, żeby je kupił i by się tam Ojczastego przeflancowało, ale nic z tego nie wyszło. Stoi puste, słyszałam jednak plotki, że kupili je sąsiedzi z naprzeciwka dla syna. Poszłam więc do nich, nic o zalaniu nie wiedzieli, ale wzięli klucze i poszliśmy - istotnie, woda nie tylko w WC, ale i w przedpokoju i w dużym pokoju. Zabrali się za sprzątanie, a ja wróciłam znów dzwonić do spółdzielni. Przysłali dwóch panów. Okrutne dźwięki zaczęły dochodzić z pionu kanalizacyjnego, ale o 9.00 woda wróciła, wszystko wydawało się OK.

W porze obiadowej znów usłyszałam to okropne coś z pionu - a także zobaczyłam, że plama na suficie w WC ogarnęła już całą głębokość. Tym razem ponoć zalało/wylało na VII piętrze. Taaa.

Ale po południu niby w porządku, nawet wybrałam się do miasta załatwić zaległe sprawy. Wracam około 18.00 zadowolona jak nigdy, bo wszystko załatwiłam, kupiłam też comiesięczne tysiąc koron 😎 więc i to z głowy i już w tramwaju obiecywałam sobie, że w nagrodę obejrzę kolejny odcinek Skradzionego dziecka, bo się wciągnęłam ostatnio.

A tu najpierw mi córka mówi, że z balkonów wyżej leje się woda, a potem zaglądam do łazienki.. 

 

Chryste panie, tego jeszcze nie grali. Pędem po schodach gdzieś na górę, bo słyszałam męskie głosy. Sąsiad z V piętra z  hydraulikiem. Zeszli do piwnicy i facet udrażniał rurę, a my z córką usiłowałyśmy zbierać do miski tę "wodę" u nas. Wtedy zrozumiałam, skąd woda lejąca się z balkonów - sąsiedzi też u siebie zbierali. My, nie mając balkonu, przez okno. Hydraulik w końcu udrożnił, woda spod prysznica zeszła, zostało bagno. I ogromny strach. Bo o co chodzi?

Przedwczoraj wylało na V. Przyszedł gość i przepchnął - ale ten cały czop po prostu zszedł niżej, stąd późniejsze wylania na niższych piętrach. A kręcąc tą żmiją z samej góry poruszyli pokłady kamienia zalegające od 50 lat w rurze i one schodziły niżej i niżej i coraz niżej blokowały światło rury. Gdy ja wróciłam z miasta, pod prysznicem stała woda, a w czasie gdy szukałam hydraulika, ktoś spuścił wodę czy odkręcił kran i proszę, zaczęło już spływać na cała łazienkę i do przedpokoju. Takie to atrakcje, jak się mieszka najniżej. 

Rura ta pod ziemią ma oczywiście większy przekrój, ale diabli wiedzą, czy te "kamienie" też nie zapchają wylotu - czyli w każdej chwili mogę mieć powtórkę z rozrywki. Tyle mojego, że widziałam, gdzie się zakręca i zimną i ciepłą wodę w piwnicy i zapowiedziałam, że jeśli tylko u mnie coś, natychmiast lecę pociągnąć za wajchę. Cztery wajchy w sumie. Sąsiad z siódmego co chwilę przychodził dopytać o sytuację, że jak by co to on powiadomi innych, dlaczego znowu nie ma wody 😉 

Mam też w pokoju naszykowane trzy ręczniki do tamowania potopu (wczorajszy, jedyny, który był pod ręką, bo córka ma na nim fizjo, musiał biedak iść do śmieci). 

Dobra wiadomość w tym wszystkim, a' propos fizjo, jest taka, że wczorajsza godzina była przedostatnią, pan Staszek orzekł, że jeszcze jedna i szlus, że jest dobrze. Noooo, to ja będę znów bogata 🤣 

Tymczasem jest już po 10.00, a ja boję się iść myć... 

Wiecie, to cudem jakimś nie było gówno jako takie, tylko ścieki, no... nawet nie śmierdziało... widać ostatnie, co ktoś używał, może w kuchni albo co... lepiej o tym nie myśleć, ale nie da się... co za obrzydliwość... w dodatku w tej wodzie pływały takie małe robaczki, wijące się... późnym wieczorem jeszcze dwa na podłodze znalazłam... fuj!

Sąsiad z V chce wystosować petycję do spółdzielni o wymianę tego pionu. Niby się kiedyś już o tym mówiło, ale do niczego nie doszło. O to też strach się bać, jak to może wyglądać i co się może wydarzyć. 

Żyjemy na bombie. Epidemiologicznej również.