piątek, 17 lipca 2020
Adam Bahdaj - Wakacje z duchami
Podczas odkurzania pomyślałam, żeby z okazji wakacji wrócić do Bahdaja i jego Wakacji z duchami. Okazuje się, że ostatni raz czytałam tego autora przed DZIESIĘCIU laty (a człowiek myśli, że często wraca...), był to Kapelusz za sto tysięcy i muszę powiedzieć, że chyba wolę. Kapelusz znaczy. Trochę mnie te duchy znudziły, a że przy okazji zabrałam się też za serial, to już byłam podziemiami zamku kompletnie znużona. Nie miało to dziś tego uroku, co 50 lat temu :) Tak że na Filmwebie wystawiłam serialowi ocenę 7/10, a potem trochę pożałowałam, że to niesprawiedliwe dosyć, bo w swoim czasie oceniało się film na 10/10, a że teraz już się jest za starym na to? Nie wiem, niektóre filmy dziecięco-młodzieżowe podobają mi się do tej pory. Może mi poszło o te zmiany względem pierwowzoru literackiego, nawet przezwisk. No, ale tak naprawdę serial jest na motywach.
Kiedyś robiłam zdjęcie półki, na której dana książka u mnie stoi i postanowiłam wrócić do tego zwyczaju (w miarę możności i o ile będę pamiętać). Więc seria zwana przeze mnie całe życie "cieniowaną", choć jej nazwa oficjalna jest inna, ale nie mogę jej zapamiętać, może Książki Polski Ludowej albo co? A na końcu stoi reszta Bahdaja, poza serią.
Piszą tu o czterech serialach. Dobrze, Do przerwy 0:1 + Wakacje z duchami + Podróż za jeden uśmiech, a jaki czwarty?
Sprawdziłam, bo mnie to gryzło :) Czwarty to Stawiam na Tolka Banana.
Od jakiegoś czasu wyszukiwarka działa u mnie po czesku (sama z siebie?), to znaczy najpierw się wyświetlają wyniki z czeskiego internetu, więc kliknęłam na czeską Wiki i po pierwsze dowiedziałam się, że pisał (pod pseudonimem) kryminały, a po drugie właśnie Czesi je tłumaczyli. Wakacji z duchami u siebie nie wydali, ale Klobouk za půl miliónu jest. Co za dewaluacja, swoją drogą :)
Ilustrował niezapomniany Bohdan Butenko (Butenko pinxit). Już sam początek jest genialny - czyli ta mapka miejsca akcji, jak ja takie sprawy uwielbiałam. Do dziś mam w oczach podręcznik do geografii, to był pierwszy, nie pamiętam, kiedy się geografia zaczynała, w czwartej czy w piątej klasie, miał seledynową okładkę - były tam mapki i objaśnienia, bo mieliśmy się nauczyć znaków, jakimi na mapach są oznaczane rozmaite zamki, rzeki, mosty, lasy etc.
Coraz bardziej sentymentalna się robię, bo wczoraj z kolei oglądałam czeski stary film o dziewczynce, która właśnie idzie do pierwszej klasy i jak tam dukają z elementarza. Prawie miałam łzy w oczach na wspomnienie. Nie tylko elementarza, ale w ogóle podręczników do szkoły. Gdy kończyły się wakacje i kompletowało się tornister... zapach tych nowiutkich podręczników... ciekawość, ile wiedzy przyniosą...
Chyba mi to trochę zostało. Gdy przychodzą nowe książki o Pradze i przeglądam z myślą, że kiedyś dokładnie je przestudiuję i tyle się dowiem.
A tymczasem dni i tygodnie biegną i nic się nie dzieje. Hm.
Początek:
Koniec:
Wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 1975, 301 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 14 lipca 2020 roku
Jak zapowiedziałam poprzednim razem, tak uczyniłam i pojechałam rowerem przez cały Kraków, żeby oddać książki w Nowej Hucie. Wyszłam z domu o 15.05, a wróciłam o 18.40. Przed biblioteką byłam o 16.44 czyli dojazd w jedną stronę zabrał mi ponad półtorej godziny. Powrót potrwał nawet nieco dłużej, ale to dlatego, że w mieście zajechałam jeszcze po zapas płytek i zatrzymałam się na pogaduchy z panem sprzedawcą. Umęczyłam się, ale nie śmiertelnie :) Dobrze, że wodę wzięłam.
Praktycznie od ronda Mogilskiego jedzie się ścieżką rowerową, tyle, że często-gęsto przerywaną światłami i dużo czasu spędziłam stojąc i czekając na zielone. Tak że - do przeżycia, ale jakoś powtarzać na razie nie zamierzam :) Myślałam, że będę miała jakieś straszliwe zakwasy, ale nic z tych rzeczy.
Owszem, czeka mnie jeszcze wyprawa do biblioteki na Królowej Jadwigi, ale to już pestka, do Błoń i kawałek stamtąd. Na razie zresztą jeszcze tej książki do oddania nie przeczytałam.
Zaczynam się przyzwyczajać do myśli, żeby na jesieni dalej jeździć do pracy rowerem... tym bardziej, że dziś wyczytałam, iż przymierzają się do podwyżek biletów i karta miesięczna ma podrożeć o prawie 30 zł. Tyle, że nie wiem, jak się zabezpieczyć przed deszczem przy takim sposobie podróżowania. Kolega mi mówił o jakichś pelerynach, ale mnie to nie przekonuje, boję się, że to się może wkręcić albo co :)
A w bibliotece była wystawa - paczpan, czeskiego autora :) Jedna jego książka też mi wpadła w ręce podczas odkurzania i sobie zanotowałam, żeby ją przeczytać niedługo, bo cudna graficznie :)
A ja sobie właśnie kilka dni temu w pracy (zgroza!) przeczytałam "Oto jest Rzym" i "Oto jest Wenecja" (nie tracę nadziei na Rzym;)). Ależ to było urocze! A ta seria to Biblioteka Młodych:)
OdpowiedzUsuńJa mam "Oto jest Paryż" :) i też myślę, że będzie urocze. Ciekawa jestem, czy moja córka się skusi, gdy zobaczy, że to czytam - ostatnimi czasy siedzi w Paryżu właśnie (wirtualnie oczywiście)...
UsuńW pracy bywa(ło), że można było poczytać (czasowo), ale nie potrafię się tam skupić, więc raczej wtedy siedzę w internetach. Tak że zazdroszczę możliwości skoncentrowania się!
Biblioteka Młodych... e tam, dla mnie zostanie już na zawsze cieniowaną serią. Howgh!
Fajne sa takie powroty do lektur z mlodosci, tez czytalam te ksiazki i zazdroszcze, ze masz je w swojej biblioteczce. Podziwiam za taka wyprawe rowerowa. U mnie teraz takie upaly, ze nie ma takiej opcji, jedyne co robie to rankiem kwiaty podlewam, zeby mi nie padly. Byle do jesieni;) Pozdrawiam i zycze mielgo weekendu :)
OdpowiedzUsuńTo są plusy nie-emigracji :) Masz tu wszystkie książki z dzieciństwa pod ręką, dostępne w każdej chwili, choćby na allegro. O minusach nie-emigracji pisać nie będę, co się od rana mam denerwować.
UsuńDo jesieni nie tęsknię, w końcu czeka się na to lato cały rok. Tym bardziej, że upałów u nas chwilowo nie ma, więc nie możemy narzekać. Dbaj o swój piękny ogród!
"Wakacje ..." tylko trochę Cię znudziły?! Szacunek! Ja odpadłem po kilkudziesięciu stronach ale w końcu "Biblioteka młodych", jak sama nazwa wskazuje, adresowana jest do innej grupy targetowej niż czytelnicy niegdyś młodzi.
OdpowiedzUsuńMarlow! Wieki! Ale widziałam, że wróciłeś na łono blogspotu, co mnie bardzo ucieszyło.
UsuńA co do znudzenia, to - chyba serial oglądałam z większą dozą tegoż :)
Tak, tak i jeszcze raz tak. Zdaje się, że przewaga seriali nad książkami to ogólniejsza prawidłowość (przynajmniej w odniesieniu do prlowskiej literatury młodzieżowej), bo i "Gruby", i "Samochodzik i templariusze" i "Stawiam na..." i "Podróż za..." wygrywają (moim zdaniem) z książkami.
UsuńMam pytanie z zupełnie innej beczki - czy jeździ Pani do Pragi Leo Expressem, czy udało się znaleźć coś lepszego? Ten wyjazd z Krakowa 4.15 trochę przerażający... W zeszłym roku jechałam chyba FlixBusem, który co prawda wyjeżdżał chyba o 6 czy 7, ale potem wlókł się przez caaaaaaaaaaaaaaaały Dolny Śląsk, z postojami w milionie miejscowości. Tak źle i tak niedobrze. A może ktoś już stworzył ekspresowe połączenie Kraków-Praga bez postojów po drodze, i tylko ja o nim nie wiem? :)
OdpowiedzUsuńJeżdżę Leo Expressem, ale broń Boże nie tym o 4.15! Dla mnie to połączenie kolejowe jest bez sensu, zarówno w tamtą stronę, kiedy przyjeżdżasz do Pragi do południa i nie masz co ze sobą zrobić, bo do hotelu jeszcze za wcześnie, jak i powrotne, kiedy musisz się z kolei wymeldować o 10 czy 11, a pociąg jest po południu.
UsuńJeżdżę połączeniem autobusowo-kolejowym. Czyli najpierw autobus do Bohumina, a stamtąd za pół godziny lub mniej pociąg do Pragi. To wszystko na jednym bilecie. Fakt, że sobie rozprostuję kości przy okazji tej przesiadki, jest dodatkowym plusem, a autobus staje przed samym dworcem.
Kiedyś jeździłam takim porannym, coś koło 7 chyba, ale dwa lata temu przydarzyło się tak, że przyjechał spóźniony o PIĘĆ GODZIN! Przez które ja kiblowałam na dworcu autobusowym... Bowiem ten akurat autobus jechał ze Lwowa bodajże i stali na granicy.
Od tej pory jeżdżę później, o 9.55 (w Pradze jesteśmy o 16.23), ale za to on startuje z Krakowa, więc tego rodzaju niespodzianki już mi nie grożą. Po drodze staje w Katowicach. Wracam takim samym połączeniem zawsze około południa z Pragi.
Bilety, gdy kupowałam na maj tego roku, kosztowały 29 i 45 zł.
Mam na myśli, że przyjechał wtedy spóźniony o 5 godzin do Krakowa czyli na samym moim starcie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za tak szybką i tak obszerną odpowiedź! To jest chyba najlepsze rozwiązanie. Mama (bo z nią chcę się wybrać) doceni możliwość rozprostowania nóg po drodze; będzie co prawda marudzić, że trzeba prawie cały dzień poświęcić na dojazd, ale wytłumaczę jej, że wstając na autobus o 4.15 i tak byłoby się potem nie do użytku. A po południu wystarczy czasu na maleńką przechadzkę i równie maleńkie piwko :)
OdpowiedzUsuńPewnie, że wystarczy! Ja zawsze mam już na to popołudnie/wieczór coś zaplanowane, szybka herbatka i kanapka jeszcze z drogi w hotelu i ruszam :) To niewiarygodne, jakiego szwungu się nabiera, gdy się już wreszcie dotrze.
UsuńPrzy okazji - w autobusie dają butelkę wody plus można sobie brać kawę czy herbatę w ilościach dowolnych. Tak że można się nie obciążać piciem na drogę. Natomiast w pociągu wodę też dają (ale tylko tym, którzy kupili bilet jako zarejestrowani), a reszta - do nabycia. Można też kupić jakiś gorący posiłek, no ale wiadomo jaki, pociągowy :) Wagonu restauracyjnego jako takiego nie ma, obsługa przynosi na stoliczek przed siedzeniem, płaci się koronami lub euro.
Co do drogi powrotnej, ten pociąg do Bohumina (to znaczy on jedzie dalej, ale nie pamiętam, gdzie) rusza z pierwszego peronu. Zawsze jest tak, że skład już stoi, ale do środka nie wpuszczają, bo jest sprzątanie i czyszczenie. To wkurza na maksa, bo skoro już dotarłaś na dworze, chcesz wreszcie wsiąść i się umościć, a tu guzik :) Otwierają drzwi w ostatniej chwili. Ja zawsze, niestety, pcham się do przodu, żeby dać walizkę na to miejsce bagażowe przy wejściu (póki jeszcze jest wolne), a nie musieć prosić kogoś o władowanie jej na górę :)
Aha, w pociągu jest zestaw gazet do pobrania i lektury. A na dworcu w Bohuminie są półki z książkami na podróż do zabrania :)
Toalety są dwojakiego rodzaju, lepiej poszukać tej obszernej, wygodnej.
Zastanawiam się, co jeszcze dodać... jak mi coś przyjdzie do głowy, to dopiszę :)
Przy okazji - czekając na dworcu na otwarcie drzwi pociągu :) można zrobić spacerek po tym samym pierwszym peronie, tylko na drugi koniec w celu obejrzenia pomnika Nicholasa Wintona https://praskiefascynacje.blogspot.com/2018/06/pomnik-sir-nicholasa-wintona-na-dworcu.html
UsuńZobaczywszy okładkę "Wakacji z Duchami" prawie-że poczułem łezkę w oku... doskonale pamiętam, że posiadałem to samo wydanie i zapewne wielokrotnie go czytałem, wspaniała książka dla młodzieży. Ciekawy jestem, jak odebrałbym ją obecnie? Film zrobiony na jej podstawie był też niezły. A mapka rewelacyjna ;)!
OdpowiedzUsuńOczywiście, czytałem jeszcze inne jego książki--"Podróż za Jeden Uśmiech" (i niezapomniany film z Henrykiem Gołębiowskim i Filipem Łobodzińskim), "Do Przerwy 0-1" i wiele innych. Do tej pory wspominam, jakim przeżyciem dla mnie było spotkanie się z Adamem Bahdajem na Kiermaszu książek w Warszawie i uzyskanie od niego autografu.
Pomysł robienia zdjęć półek z książkami jest DOSKONAŁY! Może i ja powinienem był to robić--piszę w czasie przeszłym, bo co jakiś czas nawet do 10 pudeł książek oddaję do sklepów z używanymi rzeczami (gdzie można też nabyć książki-i to często unikaty), inaczej zawaliłoby mi się mieszkanie (a swoją drogą, to pewnie mieszkasz w solidnym przedwojennym budownictwie...;).
Tyle książek bym w życiu nie oddała!!! Wynosiłam w trakcie pandemicznych porządków, ale sztukami raczej, a już na pewno nie pudłami :)
UsuńMieszkam, oczywiście, w bloku - i jedyne, co mnie jakoś pociesza, to że na parterze, jak się już zawalimy, to droga w dół będzie krótka, tylko do piwnicy. Ale zdarza mi się myśleć o tym zawaleniu, żebyś wiedział! Znajomy z fejsbuka mówił, że komuś tam naprawdę się zawaliła podłoga...