niedziela, 2 sierpnia 2020

Zdeněk Svěrák - Povídky

Jak mówią hasztagi z prawej strony, to moja 43-a książka przeczytana po czesku. Trochę na wyrost, te książki, bo na samym początku, z tego, co pamiętam, były to pojedyncze rozdziały-opowiadania :) Będę w przyszłości miała okazję do nich wrócić, gdy zdecyduję się przeczytać całość grubej knihy. Na razie jednak wybieram raczej mniejsze formy, żeby się za bardzo nie umęczyć, w końcu to ma być przyjemność, a przyjemności najlepsze są krótkie :)
Niedzielne popołudnie, siedzę na fotelu przy otwartym oknie, przede mną stolik z laptopem (jak dobrze, że kiedyś ten składany stoliczek kupiłam w Józku, przydaje się bardzo tu w sypialni, gdzie słońce zagląda po południu, a popołudnie to ta lepsza pora dnia (jeśli nie planuje się żadnego wyjścia), jest już dawno po obiedzie, o niczym więcej nie trzeba myśleć :) Biurko jest od północnej strony mieszkania, a chce się tego słońca nałapać na całą wstrętną zimę.
Na parapecie stoi mały odtwarzacz, dziś umilam sąsiadom życie Okudżawą. Wczoraj był Grechuta z pieśniami według Nowaka, ale to się musiałam tradycyjnie popłakać. No, Okudżawa też się do tego doskonale nadaje... Opowiadania Svěráka także mogłyby doprowadzić do łez, choć oczywiście pełne są humoru i takiego czeskiego spojrzenia na ludzi i życie, jakkolwiek to brzmi dość stereotypowo.
Przeczytało mi się to szybko, co mnie utwierdza w przekonaniu, że jest coraz lepiej. Jeszcze pół roku temu oglądałam w oryginale tylko te filmy, które sobie przywiozłam - oryginalne wydania zaopatrzone w czeskie napisy dla niesłyszących. Dziś już nie obawiam się filmów bez napisów :) Faktem jest, że przez te pół roku, przesiedziane prawie w całości w domu, było więcej czasu na rozwój. Dawno temu odkryłam na stronie czeskiej telewizji serial Vyprávěj, tam też są napisy dla niesłyszących, ale nie lubię oglądać filmów na komputerze. Teraz nie przeszkadza mi już brak napisów, więc mam za sobą 40 odcinków na dużym ekranie :) A przed sobą jeszcze 70 - to taka saga rodzinna na tle historii Czechosłowacji od lat 60-tych. To święta prawda, że gdy uczysz się języka, trzeba dużo słuchać i oglądać.



Jedno z opowiadań jest o polskim księdzu w jakiejś wiejskiej parafii, któremu miejscowy emerytowany nauczyciel pomaga pisać kazania i wystąpienia na śluby i pogrzeby, bo Zbyszek Pszontek ciągle zmaga się z językiem. Nie trzeba chyba dodawać, że nauczyciel jest ateistą :) Taka sytuacja to dla mnie kwintesencja Czech.


Początek:
Koniec:

W bonusie dostałam wycinek z gazety. W sensie w książce był. Od razu pomyślałam o moim tacie, który mnie wkurza, bo niejedną mu dałam zakładkę (jedną nawet, taką trójwymiarową, specjalnie przywiozłam z obserwatorium astronomicznego w Pradze, co wydało mi się ekstrawagancją), a on ich wcale nie używa, tylko wiecznie właśnie kawałki gazet - kiedyś, teraz kupuje tylko piątkowe wydanie, które po przeczytaniu oddaje sąsiadowi - więc co? więc KAWAŁKI PAPIERU TOALETOWEGO służą mu za zakładkę!
No ale dobrze, więc znalazłam ten kawałek, okazało się, że nie byle jak wyrwany, ale starannie wycięty - z reklamą... Za darmo 10 piw do każdych zakupionych męskich spodni! Ciekawe, czy poprzedni właściciel książki skorzystał z tej oferty :)

Na półce nie do końca widać, jaki misz-masz panuje wśród moich czeskich książek. Nie mam tak z żadną inną obcojęzyczną literaturą, co chyba świadczy o intensywności tej mojej ostatniej (?) miłości :) Chciałabym wszystko!

Wyd. Fragment, Praha 2009, 106 stron
Z własnej półki (kupione 19 grudnia 2017 roku w Ulubionym Antykwariacie online za 66 koron)
Przeczytałam 1 sierpnia 2020 roku

Czas płynie niesamowicie leniwie. Zawieszenie.
Pod wieczór może na rower.
Jak ja uwielbiam lato. Szkoda tylko, że ono już nigdy nie będzie związane z takimi oczekiwaniami, jak w szkole :)
Staram się nie myśleć o tym, że dziś byłby mój drugi dzień w Pradze...
Poświęcam się prostym rozrywkom. Dokładam kolejne punkty do listy rzeczy do zrobienia.
Odkrywam tradycyjną polską kuchnię. Wczoraj odważyłam się wyprodukować knedle ze śliwkami. Okazało się proste i szybkie. Tyle że strasznie takie knedle zapychają :) Pyzy mnie jeszcze kuszą, ale pyzy to powinny być z mięsem, a na to nie mam ochoty...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz