Maaaaatko! Tak się najadłam, że siedzę przed laptopem kompletnie bez sił i nic mi się nie chce. Ale żeby nie mieszać jedzenia z książkami (bo się zatłuszczą), o obiedzie i kuchennych dylematach będzie później.
Tymczasem o zero waste. Kurde, czekałam w kolejce chyba kilka miesięcy na toto, ale zdaje się, że nie warto było 😂 No niby z każdego, nawet najgłupszego poradnika można coś wyciągnąć dla siebie, ale...
Spodziewałam się tu znaleźć jakieś dobre rady, jak MNIEJ MARNOWAĆ, ale same pierdoły znalazłam. Co ciekawe, to już kolejna książka traktująca o zmianie życiowej, o ekologicznym sposobie życia - gdzie autorka najpierw musi wpaść w czarną rozpacz i wielki dół (nie tylko psychiczny, ale i finansowy), musi zrezygnować z pracy i przewartościować wszystko, żeby dotrzeć czy to do minimalizmu czy wegetarianizmu czy zero waste. Dziwne. Nie da się bez tych tragedii? Nie można do tego po prostu dojrzeć? No nie wiem.
Więc ta Anita rzuca wysoko płatną robotę, bo nagle (w wieku bodaj 26 lat - ależ się długo naharowała, wcześniej przecież musiała skończyć te studia, którymi się chwali - inżynier aeronautyki) stwierdza, że przecież nie może tak spędzić całego życia. I nie, nie, że jednocześnie skłania się w kierunku ekologii, tylko zostają na jednej pensji męża, a mają kredyt, więc zaczyna się oszczędzanie.
A gdy już wpadnie na to, że na ekologii można zarabiać (patrz powyższy poradnik), co prawda dalej trzyma się pewnych oszczędnościowych zasad, ale z drugiej strony ciągle nawija o zakupach w ekologicznych sklepach (KUPUJ WYŁĄCZNIE EKOLOGICZNĄ ŻYWNOŚĆ)... tak tak, teraz sobie widać na to może pozwolić, nie?
Ta książka to zestaw paru faktów, takich chwytliwych (jak te poniżej) oraz kilkunastu rad, co robić, a tymi w większości można sobie śmiało podetrzeć... no, kosz na śmieci wyłożyć, tylko że kartki mają małe rozmiary, więc i do tego nie posłużą.
To mnie zdecydowanie zachwyciło. Dzisiaj to może już nie, ale jutro stanowczo ruszam do działania, obejdę wszystkie mieszkania w mojej klatce i pozbieram zgody mieszkańców na założenie hodowli dżdżownic 😂 Anita może w bloku, to i ja mogę!
To też jest świetny pomysł. W domu należy mieć po 2 sztuki różnych rzeczy na osobę, nie więcej. Dwa ręczniki. Dwa talerze. Proponuję też dwie pary majtek.
Już, zaraz zaczynam! Zdjęcia będę trzymać w chmurze, filmy oglądać na Netflixie (którego nie mam) (o czymś takim jak Spotify to nawet nie ma co wspominać, przecież nie mam też telefonu), dokumenty będę przechowywać w sieci, co tam jeszcze zostało? Na przykład taka propozycja: kompensacja emisji dwutlenku węgla. Nie chodzi o to, żeby nie latać po świecie jak opętani, tylko żeby w zamian dokonać wpłaty mającej na celu zrównoważenie emisji. Taka to i ekologia. Podróżuj z własnym jedzeniem - jeśli masz przed sobą długi lot, napisz do linii lotniczych i poinformuj, że nie będziesz korzystać z posiłków na pokładzie. A linie lotnicze na pewno z uśmiechem powitają twoją bułkę z jajkiem na twardo w bagażu podręcznym 😂 Do sklepu idź ze słoikami i pojemnikami, niech ci tam nasypią i naleją. I tak dalej.
Owszem, już w wielu supermarketach są towary sypkie luzem, ale i tak je sobie musisz nałożyć do reklamówki... Pewnie jednak w tych sklepikach ekologicznych można i do swojego słoika? Byłam w sumie ze dwa-trzy razy, ceny mnie powaliły na kolana - taka zabawa to dla bogatych, a zresztą my przecież wstajemy z kolan, więc.
Ciekawie wygląda lista priorytetów (w ramach niemarnowania pieniędzy mamy się nauczyć nimi zarządzać). Otóż należy ustalić sztywny budżet na:
1. Kredyt mieszkaniowy
2. Warzywa i owoce
3. Transport (także samochód)
4. Wydatki domowe
5. Spłatę kredytów
6. Oszczędności
7. Kieszonkowe
Pomijam już litościwie te wszystkie kredyty (ile ich jest i na co poszły). Moje pytanie: co wchodzi w zakres wydatków domowych? Bo jeśli rachunki i środki czystości, to czy jemy wyłącznie owoce i warzywa? Muszę się też zastanowić nad udzieleniem sobie kieszonkowego. I na co je będę przeznaczać. Na kino i książki to już wiemy, że nie, mamy Netflix i Kindla. Na kremy też nie, bo autorka podaje przepisy na własne wyroby. Nawet na pastę do zębów (z oleju kokosowego, sody oczyszczonej, olejki z mięty pieprzowej i stewii - jak chcecie proporcje to pytajcie szybko, bo zaraz oddam książkę). Aspiryna? Nie, jak prowadzisz takie zdrowe ekologiczne życie, to cię nic nie boli. O, wiem - na ubrania! Ale uwaga - tylko w second handach i zawsze stosując zasadę: jedno kupujemy, jedno wyrzucamy, tfu, przepraszam, wydajemy.
Dobra, już mi się nie chce pastwić nad tym dziełem. Zwłaszcza, że dzięki niemu wiem już o istnieniu fast fashion. Terminu nie znałam, ale ja mało czytam modowe blogi 😁
Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2020, 177 stron
Tytuł oryginału: A Zero Waste Life. In Thirty Days
Przełożył: Adrian Markowski
Z biblioteki
Przeczytałam 16 października 2021 roku
A wracając do obiadu. W ogóle nie był ekologiczny! Otóż HURRA HURRA otwarli Lidla! Życie wróciło do utartych kolein! No, a na promocji były spätzle - nigdy nie jadłam, chciałam spróbować - co prawda staram się nie kupować gotowców, ale od wielkiego dzwonu niech będzie 😂
No, a już moja córka, która ciągle się odgraża, że stanie mi za plecami podczas lekcji niemieckiego i uniesie rękę w wiadomym geście (nienawidzi Niemiec, Niemców i niemczyzny, oczywiście za II wojnę i nie pytajcie, skąd jej się to wzięło) - od razu powiedziała, że żadnych szwabskich klusek jeść nie będzie.
A ja miałam bitki w sosie z niedzieli (no tak, było mięso 👎) i ugotowałam te kluski do nich dzisiaj i co? I żarła jak opętana!
A spätzle były na promocji, że weź dwie - i jeszcze nnie wiem, z czym te drugie będziemy jeść. Za to wiem, że pół kilo klusek opędziłyśmy za jednym zamachem, a na opakowaniu napisane, że to są cztery porcje!
Teraz jeszcze jedna sprawa plus domofon i znikam. Ta jedna sprawa jest taka, że GUPI Filmweb (beznadziejny i bez tego) ni z gruchy ni z pietruchy skasował wewnętrzną pocztę (między użytkownikami). I to tak prawie z dnia na dzień. Zajrzałam tam, żeby zobaczyć, czy czegoś nie trzeba uratować. Ocaliłam kilka wiadomości od czytelniczki 😍 Jak przyjemnie wrócić do takich miłych słów sprzed lat...
Domofon jaki ciekawy (pod jednym numerem trzy różne nazwiska na przykład) i hasta la vista. Następnym razem muszę o jednym pomyśle do Pragi, żebym tylko nie zapomniała!
Uważam, że rady tej pani są bardzo mądre. Absolutnie powinnaś wziąć pod rozwagę przynajmniej część z nich. I jak już będziesz się pozbywała swoich płyt DVD to proszę pamiętać, że jestem pierwszy na liście chętnych do przygarnięcia tego plastiku i uwolnienia cię od nadmiaru materialnych marności :D
OdpowiedzUsuńA z córką wydajesz się być dość blisko, więc tam u was zamiast dwóch talerzy wystarczyłaby jedna głęboka miska :P
Ależ nie mogę wziąć na siebie takiej odpowiedzialności! Przerzucić na Ciebie całe zło świata! To już raczej sama będę je trzymać dalej...
UsuńMiska - racja. Po co w ogóle talerze? Do takiej miski można od razu wlać zupę i nałożyć drugie danie, to się ładnie wymiesza, nie trzeba czekać, aż się to stanie w żołądku.
😁😁😁
UsuńCo tam miska. Przecież można się podzielić jednym widelcem, raz ty raz córka.Ekologicznie,bo mniej zzużycia wody i sprawiedliwie, bo każda w Was zje tyle samo.
OdpowiedzUsuńJa tam bym mogła, ale moja córka jest strasznie obrzydliwa! Wczoraj na przykład chciałam sobie sięgnąć widelcem po korniszona ze słoika i mi nie dała! Że niby tym widelcem jadłam. Tak że raczej - ona widelcem, a ja palcami chyba?
UsuńNie, na to też nie pozwoli... to ja już nie wiem!
A może wprowadzić do użycia „słynną” sowiecką zastawę do jedzenia na 10 osób—jedna miska i 10 łyżek? Ba, ja posunąłbym się nawet dalej i wyeliminował 9 łyżek, przecież z powodzeniem jedna wystarczy…
OdpowiedzUsuńPatrz wyżej 🤣 Nie w każdej rodzinie najwyraźniej do zastosowania. Trzeba było przyuczać od maleńkości...
UsuńHistoria autentyczna: mój znajomy znalazł się w Chinach na delegacji w końcu lat sześćdziesiątych XX w. (Rewolucja Kulturalna, o ile się nie mylę), bo Polska Ludowa budowała tamże jakąś zaporę. Opowiadał niesamowite historyjki—ale przytoczę tą związaną z powyższym tematem.
OdpowiedzUsuńOtóż robotnicy pracowali 16 godzin na dobę i 8 godzin spali, 7 dni w tygodniu. A więc jaki z tego wniosek? Prosty: na 3000 robotników wystarczyło jedynie 1000 łóżek (w tym przypadku, prymitywnych mat) do spania, bo w każdym momencie 2 pracuje i tylko jeden śpi—fantastyczne, ekologiczne rozwiązanie! Zresztą ten rodzaj ‘oszczędności’ istnieje na łodziach podwodnych, gdzie łóżek jest o wiele mniej, niż członków załogi i jedynie kapitan i wyżsi rangą oficerowie posiadają swoje ‘stałe’ wyrka, a pozostali śpią w tych, które są akurat wolne.
Słuszną linię ma chińska władza!
UsuńZresztą - tak już serio - podobnie bywało np. w okresie międzywojennym w miastach, wielka bieda, a mnóstwo ludzi przyszło za pracą do Warszawy i tak się gnieździli po kilkanaście nieraz osób w jednej izbie, wymieniając łóżkami 😢
Blogspot odrzucił ten komentarz już 2 razy, do 3 razy sztuka.
OdpowiedzUsuńWrzuciłem w google "zero waste book"
Moją uwagę zwróciła pozycja - 17 best zero waste books.
Czyli takich książek napisano setki.
Czy to nie jest marnowanie papieru.... i czasu?
Wiadomo...
UsuńAle o marnowaniu papieru to już nawet nie ma co dyskutować. Pisać każdy może, wydać można wszystko - i tyle.
Natomiast na ile ekologiczne jest zużywanie energii choćby do trzymania zdjęć w chmurze?
Co też to ludziom przychodzi do głowy?!... Setnie się ubawiłam! Świetny dowcipny tekst, fajne komentarze.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Uśmiechnięty początek dnia! ;))
😂😂😂
UsuńZauważyłam, że przychodzisz zawsze rano 😀 Też zaczynam dzień od przeglądu sieci, tyle że ze względu na nową świecką tradycję oglądania czeskich Wiadomości z poprzedniego wieczora, już mi zostaje mało czasu na odwiedziny na blogach...
Podpisuję się w całości pod komentarzem BBM.Teresa.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia, Tereso 😍 Miłej środy!
UsuńTe niemieckie kluski uwielbiam, nie umiem takich robić, a są pyszne.
OdpowiedzUsuńKsiążka faktycznie tak odkrywcza, że nasze babcie to dawno wiedziały, może o zdobyczach techniki wiedziały mniej.
W życiu różnie bywa, wiec jeśli komuś kasa na drzewach nie rośnie to i tak stosuje zero waste.
Przy czym - niektóre "dobre rady" zakładają raczej sporo kasy na drzewie 😉
UsuńKluski fakt, bardzo smaczne. A takie świeże domowe to pewnie jeszcze lepsze. Lane kluski na mleku pamiętam z dzieciństwa 😍
Może ona jest sponsorowana przez spotify i netflixa? bo zapomniała o np. hbo 😁
OdpowiedzUsuńI jeszcze przez Kindla, bo też coś tam konkretnego wymieniała 🤣
UsuńMoja babcia (1898 rocznik) była mi wzorem od urodzenia (mojego) i odkąd tylko pamiętam stosowała stosowała zasady oszczędności w każdej dziedzinie. I ja to przyjęłam, a dodatkowo jeszcze zmodyfikować musiałam żyjąc w czasie pustych półek w sklepach i kartek na żywność Mając dziecko chore na celiakię). Dałam radę - to co teraz dla mnie za nowość? Tak samo z segregowaniem odpadów - babcia zawsze tak robiła, co na kompost, co do wyniesienia, co do oddania. Jako i ja czynię Ament 😁😁😁
OdpowiedzUsuńNajbardziej mi pomogła książka "Jak pozbyć się bałaganu ze swego życia" czy jakoś tak, o Feng Shui. Teraz nie sprawdzę, bo mam w sypialni (a MS śpi, wreszcie). Zrobię fotke i u siebie pokażę.
Domofony są ... po prostu fascynujące 🙂
Ha ha - zaraz poszukałam i jest w jednej filii, powiedzmy, że o rzut beretem 😁 tyle, że chwilowo w remoncie - ale nie pali się 😉
UsuńMyślę, że nasze mamy i babcie przede wszystkim uważały na to właśnie, żeby nic się nie marnowało. Z resztek zrobiły zapiekankę etc. Ja osobiście posiadam książeczkę pod tytułem "W mojej kuchni nic się nie marnuje", tylko nie pamiętam, czy coś z niej gotowałam 😂