Chyba jednak czytałam nieuważnie, bo autor skupiał się na różnicy między pojęciami komfortu i wygody, a ja na końcu ciągle jej dobrze nie pojmuję 😏 Nie o to jednak chodzi, tylko bardziej o zaskoczenie, gdy w pierwszym rozdziale Rybczyński opowiada o jakimsiś dyktatorze mody i nagle zaczynam się zastanawiać, kiedy ta książka została napisana. Halo, w 1986 roku! A wydana u nas w 2015. Dziwne, bo jest jakby nieaktualna - no po 30 latach? To znaczy oczywiście rozważania na temat historii prywatności i domowości na przestrzeni wieków - OK, ale jednak brak mi tu refleksji nad ostatnim przełomem wieków, w momencie, gdy tyle miejsca poświęca się modom w wyposażeniu domów w latach 70-tych czy 80-tych.
No nic, książka jest w każdym razie czytable, najbardziej interesujące były rozdziały o XVII-wiecznej Holandii, a wcześniej o średniowieczu, gdzie mówi się o tym na przykład, że tak naprawdę dzieci w ubogich rodzinach (a takich było 99%) nie znały właściwie pojęcia domu czy rodziny, szły szybko na służbę albo do terminu i bardzo wcześnie rozstawały się z rodzicami (zresztą potomkowie klas wyższych też w wieku 7 lat byli wysyłani na dwory, gdzie służyli jako paziowie - to załatwiało sprawę edukacji). Czy o tym, że człowiek średniowieczny nie wiedział, co to intymność. Na przykład jakiś rzemieślnik, posiadający własny warsztat, a więc i pracowników, terminatorów, służbę domową - a dom i warsztat stanowiły jedność - plus żonę i dzieci, co w sumie czasem dawało ponad dwadzieścia osób, więc: oni wszyscy żyli (i spali) w jednej izbie. Najwyżej dwóch.
Ludność uboga żyła w okropnych warunkach. Brakowało jej wody i urządzeń sanitarnych; prawie nie posiadała mebli i bardzo mało osobistych rzeczy. I teraz clou:
Ta sytuacja, w każdym razie w Europie, trwała aż do początków XX wieku.
Przypadkiem tak się złożyło, że jednocześnie pożyczyłam Życie w średniowiecznym mieście, więc pewnie dowiem się wielu ciekawostek.
Wyd. Karakter, Kraków 2015, 347 stron
Tytuł oryginalny: Home. A Short History of an Idea
Przełożyła: Krystyna Husarska
Z biblioteki
Przeczytałam 15 lipca 2022 roku
W skrzynce na listy znalazłam niespodziankę od Moniki 😍 Dziękuję Ci bardzo, kochana!!!
Cóż, na razie rozkoszuję się bardziej widokiem za oknem niż jakimkolwiek innym, bo przez tę maść na pysku nie mogę wychodzić na słońce - ale dziś już ostatni dzień!
Cieszenie się życiem nie jest takie łatwe, jak by się wydawało, powiem Wam. To znaczy najtrudniejsze jest to zawieszenie teraz, że do końca nie wiem, czy faktycznie jestem już wolna od wszystkiego czy jednak nie. Jest teraz trzeci tydzień, odkąd nie pracuję i jeszcze do mnie nie dociera powaga sytuacji 😂 Czy rzeczywiście niczego już nie muszę? Czy można tak żyć? Że niby z dnia na dzień? Bez planu? Czy też raczej zrobić PLAN?
Na przykład widzę, że odkąd przestałam chodzić na kurs czeskiego - a obiecywałam sobie, że codziennie coś nowego zrobię, choćby jedno słówko czy wyrażenie - postępów nie widać. No owszem, oglądam codziennie rano wiadomości, jakieś tam filmiki na YT czy prawdziwe filmy od czasu do czasu, czytam książki, ale systematyczności w tym żadnej. A czy jej potrzebuję? Czy spocząć na laurach czy jednak ambicjonalnie piąć się do przodu? Nie żeby Uniwersytet Trzeciego Wieku, o Boże, co to to nie 😄 ale coś tam dłubać jednak?
Myślę, że gdybym zamknęła w pierony działalność, to mogłabym zacząć inaczej myśleć o przyszłości, a na razie to takie ni to ni sio ni owo.
Tymczasem.
Sięgnęłam do samej głębi szafki kuchennej - i obym tego nie robiła była! Znów znalazłam przeterminowane puszki! A wydawało mi się, że całkiem niedawno tam porządki robiłam... Cztery zupy, kupione zapewne na jakimś azjatyckim tygodniu w Lidlu, z ciekawości i dla spróbowania. No to spróbowałam 😒 Do 2019 roku były, a ta z łosia nawet do 2018... Niby jest tam napisane najlepiej spożyć przed, a nie spożyć do, ale chyba już nie za bardzo jednak?
A tak by się akuratnie przydały dla uzupełnienia diety... Na razie kupiłam jedynie mleko, więc zostało mi 40, 87 zł, prąpaństwa. Kibicujecie?
Dalej. Przypomniało mi się dziś rano, że może trzeba by na nowo odkurzyć książki. Więc jedną półkę wysztrychowałam. Pajączek przemknął z tyłu do sąsiedniej półki... A potem sobie uświadomiłam, że przecież kuchnię mam robić i nakurzy się przy tym cholernie, więc bez sensu pomysł, trzeba go zostawić na potem.
Na kiedy? No, jeszcze nie wiadomo. Odezwał się gość, który był kiedyś wymierzać wszystko i przedstawił kosztorys - 15,5 tys. Moim zdaniem dość akceptowalny. Ale co z tego, skoro on tylko zrobi meble i je zamontuje - a kto mi wszystko wcześniej przygotuje? I to tak, żeby zgrać w czasie?
Skontaktowałam się więc z panią, która mi ogarniała remont łazienek przed laty. Z pytaniem, czy nie ma czasem ekipy do kuchni. Takiej, która zrobi wszystko od a do zet, jak wtedy.
I MA 😍
Tyle, że na razie ma u siebie remont. Obiecała, że jeszcze w lipcu podskoczy, żeby wszystko obejrzeć, a potem wyjeżdża na urlop (no, ja też), więc w sierpniu będziemy dogrywać sprawy. Znaczy ustalać, co, kiedy i za ile. Ha ha, wcale mi się nie spieszy, jak pomyślę o tym bajzlu, no ale łazienki też mi się nie chciało robić, a jak potem byłam zadowolona!
❤️🍀❤️
OdpowiedzUsuń👏❤❤💚💙💜💛
UsuńO, to ciekawe, klikam na czerwone, a jest czarne serce 😁
Ale u mnie dwa czerwone i inne piękne kolory 😀
UsuńHm. Rozumiem, że w telefonie 😉
UsuńTa jest 😁
UsuńUniwersytet Trzeciego Wieku to wcale nie jest głupi pomysł. Moja mama już 5 lat studiuje język niemiecki.
OdpowiedzUsuńNo dobrze dobrze, jak ktoś chce, to proszę bardzo - ale nie po to się pozbywam roboty, żeby znowu coś MUSIEĆ, na przykład chodzić na zajęcia 😜
UsuńA, co to, to nie. Żadne musieć. Znam ten ból, bo wciąż muszę, a nie cierpię tego!
UsuńWłaśnie się zastanawiam, kto powiedział, że MUSI być obiad 😂
UsuńNie musi. U mnie często nie ma. Żyjemy mimo to.
UsuńNo właśnie 😁
UsuńPuszki trzy lata po terminie to nie wiem, czy bym się odważył. Z wiekowym ryżem czy kaszami to od razu widać po braku robaków i innych takich, że się nadają do spożycia :D
OdpowiedzUsuńWydawało mi się, że komfort to synonim wygody. Jedyna różnica jaka mi przychodzi do głowy, to brak luksusu.
Powiadasz? A te konserwy wojskowe, co to z wojny jeszcze, a dobre?
UsuńMoże i dobre, ale bym nie ryzykował.
UsuńNo to mnie zasmuciłeś. Bo te puszki ciągle stoją na blacie - w oczekiwaniu, że ktoś mi powie "śmiało, zmieścisz się"... 😂😂😂
UsuńA ja spaceruję sobie po Pradze. Z tym że nie na żywca.
OdpowiedzUsuńCzytam biografię A. Holland, w której mówi o swoich studiach na FAMU i pobycie w Pradze.
Czy jadłaś veprenky? Były to pyszne kanapki sprzedawane w barze Koruna. Baru już nie ma, może choć kanapki się ostały. Teresa.
Od razu się rzuciłam do poszukiwań, a cały internet mówił, że vepřenky to kotleciki z mięsa mielonego. Coś w rodzaju rumsztyków chyba, tyle że z wieprzowiny. Ale znalazłam też książkę o Holland i ten passus. To skrót myślowy, nie kanapki się nazywały tak, ale właśnie kotleciki, tyle że wkładano je tam między kromki żytniego chleba czyli powstawały kanapki.
UsuńA może za dawnych czasów vepřenkami nazywano też kanapki? Zapytałabym Věry, ale już za późno na telefon do niej 😀
W maju byłam właśnie na takim komentowanym spacerze po praskich pasażach (po niektórych praskich pasażach, bo są ich dziesiątki) i w Korunie też byliśmy. Tamtejszy bar nazywał się Automat Koruna i był absolutnie kultowy. Oglądałam kiedyś reportaż o nim. Niektórzy uczestnicy spaceru wspominali, co tam jedli, a najwięcej jahodový koktejl (czyli OCZYWIŚCIE truskawkowy, a nie jagodowy).
Parę pobytów temu kupiłam na spróbę coś w garmażerce, co było bardzo dobre, też jadłam z chlebem - ale za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, jak się to nazywało.
Znalazłam ten program, co kiedyś oglądałam i zaraz go sobie przypomnę znowu 😍 od 16. minuty: https://www.ceskatelevize.cz/porady/10116288835-z-metropole/221411058230010/
UsuńA ja bardzo polecam tę biografię Holland.
UsuńNo masz! Wspominają tam te vepřenky, że to nie do końca tak jak teraz hamburger: kawałek upieczonego mięsa wieprzowego, na to musztarda, cebula i chleb 😊 Koniecznie się muszę rozejrzeć, czy w garmażerkach takie sprzedają jeszcze!
Usuń=> Monika
UsuńZorientuję się, czy mają w biblio (pewnie mają, no bo jak).
Mają, zamówiłam od razu, może jeszcze zdążę machnąć przed Pragą 😁
UsuńKaroliny Pasternak, tak? Bo było jeszcze coś starszego. A ta biografia Pasternak podobała mi się ogromnie i to tak powiedziałabym bezinteresownie, bo Holland to nie jest szczególnie bliska mi reżyserka. Ale jej biografia - bardzo ciekawa.
UsuńTak, ta najnowsza, tegoroczna. Ale, matko, jaka gruba 😁
UsuńO matko! Gruba! Ja też gruba i co zrobić?😜to znaczy teraz już nie jem (minister Czarnek-mój idol), zbieram chrust (też chudnę przy wysiłku fizycznym) i w ogóle...zaciskam zęby...czy pasa...bo już mi się z głodu myli. O czym to ja...? A Holland. W mojej opinii świetna 😁
UsuńTo o której wstajesz? Bo duża konkurencja z tym chrustem. Trzeba zaczynać jeszcze po ciemku!
UsuńNo właśnie. Wciąż za późno, niestety...
UsuńTo się przynajmniej zabierz za ocieplanie domu, póki czas!
UsuńJa to się mam, bo znam adres strony internetowej, gdzie jest mapa wszystkich miejsc w Pradze, gdzie można zbierać za darmo owoce! Tak że tym razem chyba muszę wieźć w tamtą stronę puste słoiki, ale za to będę wracać z pełnymi!!!
/tylko że jeszcze nigdy w życiu nie robiłam żadnych przetworów/
Waham się jaki dać emotikon... 😂czy 😋czy 😭
UsuńOj tam. Po prostu: 🍇🥝🍉🍊🍋🍈🍌🍍🥭🍎🍏🍐🍑🍒🍓
UsuńI teraz jasne 😂😂😂
UsuńZastanowiła mnie informacja, że książka jest tłumaczeniem.
OdpowiedzUsuńOkazało się że W Rybczyński to amerykańsko-kanadyjski architekt, urodzony z polskich rodziców w Edynburgu.
To może tłumaczyć wydanie tej książki w Polsce tak późno.
Ja też byłam zaskoczona, gdy na karcie tytułowej zobaczyłam "przełożyła Krystyna Husarska". Jak to, myślę. Co jest grane.
Usuń😁
Nawiasem mówiąc, tłumaczenie mi się momentami wydawało niezgrabne.
Gdy korzystałam z osiedlowej biblioteki zawsze najpierw zaglądałam na półkę/stolik ze zwrotami.
OdpowiedzUsuńNiebawem tez zaczniemy się cisnąć w jednej izbie, by było cieplej...
Kartka bardzo dowcipna, ja dostałam dwie szczególne, jedna ze zdjęciami koleżanek, drugą z wierszem od bratowej.
Trzymam kciuki za wszystko, a najbardziej za bałagan, z początkiem pandemii 2 tygodnie koczowaliśmy w małym pokoju, bo pan (a miała być firma) nie spieszył się, stres straszliwy, bo terminy nagliły. Niestety, sprzątałam sama...
jotka
To my chyba zimą będziemy musiały się cisnąć w łazience, bo to jedyne pomieszczenie z drzwiami 😁 tyle, że ciasno jak cholera!
UsuńCo do remontu, to poza kwestią skucia kafelków plus 2-cm warstwy cementu spod nich (!!!!!!!), będą jeszcze rury, elektryka, gaz (ale gaz to chyba nie w ścianie idzie) - a cała kuchnia musi wyemigrować w tym czasie do pokoju, luzem. I zawartość trzech regałów z książkami. Normalnie nie wyobrażam sobie tego. No ale cóż.
Wszystko da się przeżyć, pytanie tylko, w jakim stanie psychicznym!
UsuńZimą nagrzeje mi słonce, bo pokoje od południa, zresztą przyzwyczaiłam się do zimnego chowu, podobno zdrowiej:-)
Zdrowiej... zwłaszcza, gdy z wyboru, a nie konieczności 😉
UsuńDawno już tutaj nie wchodziłem, toteż dopiero teraz dowiedziałem się, że przeszłaś na emeryturę-gratuluję! Jak wczoraj pamiętam, gdy staliśmy przed ogólniakiem po rozdaniu matur... a niedawno otrzymałem list z rządu, że mogę się już starać o wcześniejszą emeryturę... nieprawdopodobne! Chociaż na razie z propozycji rządowej nie zamierzam skorzystać, to przypuszczalnie też przestanę niebawem pracować, 40 lat wystarczy, a różnego rodzaju projektów na celowniku mam sporo, głównie związanych z ‘self-improvement’ w sensie fizycznym i intelektualnym, jak też chętnie spędziłbym więcej czasu podróżując. I kto wie, może też będę pracować, ale z pewnością na ‘part-time’ i na luzie.
OdpowiedzUsuńWitold Rybczyński swego czasu był całkiem znaną postacią, o jego książkach sporo się mówiło, jak też często pojawiały się w różnych gazetach i magazynach artykuły jego autorstwa na temat architektury. Jednakże nie czytałem żadnych z jego publikacji, bo temat architektury specjalnie mnie nie interesuje.
Jacku, jak to się stało??? Nie mogę w to uwierzyć 😁 Mianowicie byłam dzisiaj u Ciebie (tylko nie zostawiłam śladu), czytałam o tym małżeństwie kajakarzy i potem szukałam w internecie informacji na ten temat - ich strona i blog już nie istnieją - a teraz Ty się tu pojawiłeś 😍 Telepatia?
UsuńPrzy okazji naszły mnie smutne myśli na temat niepewnej przyszłości naszych blogowych wypocin, jakie one są nietrwałe - nagle właściciel platformy decyduje o jej zamknięciu i znika - na zawsze - wszystko...
Z perspektywy moich 20 dni na emeryturze mogę powiedzieć, że - to genialna sprawa. Jest wreszcie czas na to, na co go wcześniej nie starczało. Nie mówię, że na wszystko, o nie, ale nie pracując możesz sobie pozwolić na beztroskę i żywiołowość, na niezaplanowane działania i nawet na szaleństwa (w rodzaju wyjścia o drugiej w nocy na spacer, co u mnie wcześniej absolutnie nie było możliwe 😂). Mam już trzy tygodnie wrażenie, że jest cały czas niedziela!
A Ty, który tak uwielbiasz podróże, na pewno będziesz miał co robić. Zwłaszcza nie będąc polskim emerytem 😉
Faktycznie, blogi to rzecz nietrwała, a szkoda! Dobrze, iż udało mi się zachować parę zdjęć z blogów Celiny i Jarka, które mogłem następnie zamieścić na moich blogach, gdy odwiedzałem te same miejsca. A takie ‘telepatyczne’ przypadki to zdarzają się, i nawet stosunkowo często.
OdpowiedzUsuńNa razie jeszcze pracuję, ale już pojawiło się światełko w tunelu… Osobiście znam ludzi, którzy mając 70+, a nawet 80+ lat, nadal pracują. Niektórzy muszą, inni lubią, a jeszcze inni po prostu boją się, że jak przestaną pracować, to szybko odejdą z tego świata (i poniekąd mają rację, szczególnie, gdy nagle na emeryturze następuje ‘rozprężenie’, brak ruchu, więcej jedzenia, alkoholu itp. rzeczy—sporo ludzi zmarło w ciągu 6-12 miesięcy, zwłaszcza tych, co mieli przez ostatnie kilkadziesiąt lat stresowe zawody) albo też po prostu nie mają pojęcia—są wręcz przerażeni—co będą robili z wolnym czasem, nie posiadając właściwie żadnych hobby i zainteresowań. Niemniej jednak jest takie powiedzenie, że chyba nikt na łożu śmierci nie wyraził żalu, iż nie pracował dodatkowo 10 lat!
Poważnie myślę o przeprowadzce w bardziej spokojne miejsce (i tańsze), bo nie ma sensu mieszkać w okolicach Toronto, gdzie ceny nieruchomości biją rekordy i coraz więcej czasu spędza się w korkach ulicznych czy też tkwić na autostradach (te ostatnie częściej przypominają parkingi, niż drogi szybkiego ruchu). I bardzo chciałbym wybywać stąd na kilka zimowych miesięcy, bo zimna i śniegu nie lubię!
A co do bycia ‘polskim emerytem’, to realiów za bardzo nie znam… jednakże coraz więcej Polaków (o to nie tylko emerytów) powraca do Polski, gdzie chyba finansowo nie będzie im najgorzej.
Będzie im nie najgorzej... z zagranicznymi emeryturami 😁 Sama znam kilku cudzoziemców, którzy się tu przenieśli na emeryckie lata, oczywiście związani z Polkami. Ale policzyli sobie wszystko i wyszło im, że tu będzie taniej. Oczywiście coś za coś, bo klimat jaki mamy, wiadomo.
UsuńW takim przypadku jak Twój najlepiej byłoby zamieniać się na mieszkania z kimś, kto wręcz przeciwnie - zimno i śnieg uwielbia (są przecież takie dziwne osoby 🤣), no ale weź i znajdź!
Mąż Serpentyny jest właśnie takim emerytem, który po krótkim pauzowaniu wrócił do pracy, którą po prostu lubi. Są też ci, co muszą - i tu mi się przypomina ten film o ludziach mieszkających w kamperach i podróżujących po Stanach za pracą, często już wiekowych.