piątek, 16 grudnia 2022

Shin Kyung-sook - Zaopiekuj się moją mamą

 

Pierwsze podejście do literatury koreańskiej. I nie żebym planowała jakieś kolejne, bo nie mam w sobie wielkiej ciekawości w tym kierunku (co innego filmy) - Zaopiekuj się moją mamą zgarnęłam z bibliotecznej półki jedynie ze względu na temat:

Nie zawiodła moich oczekiwań w sensie odniesień do moich własnych doświadczeń po stracie mamy i pod tym względem rozumiem międzynarodowy sukces czytelniczy tej powieści, bo wszyscy przecież musimy się wyrównać ze stratą rodziców, niezależnie od szerokości geograficznej, pod jaką żyjemy. Przepracować emocje, poradzić sobie z wyrzutami sumienia. Choć może są szczęśliwe osoby, które ich nigdy nie poczuły, które ich poczuć nie musiały. We mnie ta zadra, że nie rozumiałam, nie zdążyłam, czegoś nie zrobiłam, będzie już tkwiła do końca. O tym jest ta książka.


Początek:


Koniec:

Wyd. Kwiaty Orientu, Skarżysko-Kamienna 2020, 230 stron

Tytuł oryginalny: 엄마를 부탁해

Przełożyły: Marzena Stefańska-Adams i Anna Diniejko-Wąs

Z biblioteki

Przeczytałam 14 grudnia 2022 roku

 

Zły nastrój. Zmęczenie. Uczucie, że praca zabiera mi cały czas, jaki mam do dyspozycji, że go nie starcza już na nic innego, że ucieka w dramatycznym tempie i że nie tak miało wyglądać moje życie.

Ponieważ na Fabryce ciągle jest na tapecie temat obowiązku rotacji firm zewnętrznych, a moja umowa kończy się w lutym, wpadłam na pomysł, żeby znaleźć kogoś, kto by przejmował moje obowiązki na pół roku i tak byśmy się zmieniali, co dla mnie byłoby wystarczające finansowo i jednocześnie dawałoby mi ten upragniony odpoczynek i czas, a firmie zapewniało dupochron, że przecież rotacja jest. 

Przez kilka dni żyłam taką nadzieją, a potem się okazało, że nie widać nikogo w bliskim otoczeniu, kto mógłby i chciałby pracować tylko przez pół roku... To znaczy dwie osoby zaproponowałam, ale Fabryka powiedziała, że absolutnie nie życzy ich sobie. No i to mnie dość dobiło.

Bo możliwe, że będę musiała ciągnąć to dalej, na zasadzie, jak mi powiedziała księgowa, chcieliśmy robić rotację, ale nie zgłosiła się żadna firma gwarantująca prawidłowy przebieg etc. I strasznie, ale to strasznie mi się nie chce.Może jestem po prostu już za stara?

W domu dobijają mnie stosy książek, których nie mam gdzie dać, coś tam jeszcze się może upchnie, ale z częścią będę prawdopodobnie musiała się pożegnać, a tu nawet do porządków nie mam siły, a co dopiero do takich decyzji.

I jeszcze przyszedł ktoś tutaj i nawrzucał mi, że przez takie osoby jak ja internet jest ściekiem (z powodu, że napisałam kiedyś w początkach bloga o jakiejś książce jedno zdanie - a najwyraźniej według tej osoby powinnam całą recenzję - powinnam?). Dlaczego akurat do tej notki się przyczepił, gdy wówczas wszystkie były takie właśnie, jednozdaniowe, bo ja sobie po prostu notowałam, co przeczytałam? Czyżby autor 😕 

Z jednej strony powinnam to olać, bo - internet jest ściekiem i każdy może przyjść i napisać, co chce, ten pan też, może też miał gorszy dzień? Ale z drugiej, gdy się człowiek naraża na wyzwiska tylko dlatego, że coś tam sobie dłubie na blogu, to też nie halo i wiadomo, że będę dłubać dalej, ale może zamknąć dla czytelników i traktować tę pisaninę tutaj faktycznie już tylko jako pamiętnik dla siebie? W końcu taka możliwość na blogspocie jest.

60 komentarzy:

  1. Ależ mnie zdenerwowałaś tą końcówką. Ja się nie godzę na żaden pamiętnik dla siebie. W zeszycie se pisz dla siebie. Twój blog (i nieodżałowany blog Ady) to moje dwa najważniejsze miejsca w internecie. I jakie znajomości!!!!!!!!!!!!!!!!!!....!!! Jak ktoś mógł Ci zrobić taki zarzut??? Przepraszam za słownictwo, ale olać i tyle!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyłączam się! nie daj się!

      Usuń
    2. W zeszycie, w zeszycie... potem nie ma miejsca na te zeszyty 🤣
      Moniko, a czy blog Ady jeszcze istnieje w sieci czy skasowany? Bo oczywiście odnaleźć coś w linkach (jeśli to było w ogóle na tym laptopie, co mam teraz) to spore wyzwanie...

      Usuń
    3. Dziewczyny, w sobotni poranek, kiedy dzień jest dla mnie, a nie dla Fabryki - zupełnie inne samopoczucie 😁

      Usuń
    4. Wydaje mi się, że nie istnieje. Piszę wydaje mi się, gdyż ja na pewno nie mam do niego dostępu...ale może jakaś zamknięta formuła...choć nie przypuszczam. Powiem nieskromnie, że chyba Ada miała we mnie takiego odbiorcę (szczerego!) że chyba nie ukrywałaby się w sieci. Dla mnie to takie miejsce utracone, ważne, wciąż o nim i o jego autorce pamiętam. Także nie chciałabym, żebyś i Ty zniknęła. I to przez jakiegoś matołka.

      Usuń
    5. To jest właśnie okropne, że niektórzy - decydując się na koniec blogowania - likwidują to, co było. Dla mnie to jest niepojęte, żeby tak "zmarnować" kawałek swojego życia.
      A mówiłam Ci, że kiedyś spotkałam Adę na Kleparzu? No ale się wstydziłam... Wiadomo ☹

      Usuń
    6. Rozumiem. Ja ją kiedyś widziałam na dziedzińcu wawelskim i trema mnie zjadła. Nie podeszłam. Było mi wstyd (nie wiem, czy jej kiedyś do tego się przyznałam)...to było tyle lat temu. A ja wciąż się wstydzę.

      Usuń
    7. Ale wstydzisz się, że się wstydziłaś?
      😉

      Usuń
    8. Że nie podeszłam ;-)

      Usuń
    9. Czy ktoś mógłby mi coś więcej powiedzieć o tym "nieodżałowanym blogu Ady"-i dlaczego nagle zniknął?

      Usuń
    10. I może on nie zniknął tak całkiem i bez sladu. Na web.archiwe jest sporo zachowane, tylko trzeba stary adres mieć żeby to odszukać.

      Usuń
    11. To był blog fotograficzno-literacko-artystyczny o Krakowie, ale i o fascynacji literaturą francuską czy sztuką generalnie.
      Czy Ada go finalnie zamknęła czy tylko ukryła, nie wiem. Chyba było to spowodowane osobistymi problemami.

      Usuń
    12. Z innej beczki. Rok zaczynałam w klimatach czesko-praskich i podobnie kończę. I tak mi z tym dobrze. Czytam "Czechy. To nevymyslíš" Kaczorowskiego. Przytulam świątecznie!

      Usuń
  2. Monika mnie ubiegła z tym zeszytem, bo pomyślałem identycznie. Blog jest przede wszystkim dla autora, który może w nim pisać co chce, kiedy chce i jak chce. Jeśli się komuś treść nie podoba niech nie zagląda i nie czyta. Nieprzyjemny gość niech spada na szczaw (żeby nie powiedzieć czegoś mocniejszego). Zwłaszcza, że ocenę ma niesprawiedliwą i nietrafną, bo dzięki blogom takim jak twój Internet jest przyjemniejszym, przyjaźniejszym miejscem.

    Ten koreański tytuł jakiś mocno znajomy mi się wydaje. Ale nie wiem skąd, bo powieści na pewno nie czytałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że blog jest dla autora i tych, którzy mają chęć go czytać.
      Ale warte zastanowienia, czy faktycznie - jeśli każdy bloger może napisać cokolwiek - internet nie jest rodzajem ścieku. Na ile wolnoć Tomku w swoim domku, a na ile powinno się zważać na publikowane treści.

      Co do książki, skoro to jakiś bestseller, okazuje się, to mogło Ci się obić o uszy. Tym bardziej, że przeglądasz oferty literackie w sieci (bo ja już od dawna nie, na wszelki wypadek, żeby nie skusiło 🤣).

      Usuń
    2. Każdy może też powiedzieć cokolwiek. Z czego jedni korzystają skwapliwie, a inni wcale. Może w związku z tym należy przyjąć, że ogólnie ludzkie życie to ściek? :D
      Starasz się nie robić błędów ortograficznych i posługiwać poprawną polszczyzna. Nie zauważyłem, byś używała wulgaryzmów, więc nawet jeśli się gdzieś trafił, to na pewno z potrzeby, a nie że nadużywasz. Nie, zdecydowanie nie masz się co przejmować tym komentarzem :)

      Usuń
    3. Ach, minęły dwa dni i prawie o tym zapomniałam 😁

      Usuń
    4. I prawidłowo :D

      A na FB to jest dopiero śmietnik! Ludzie podpisani nazwiskiem i ze zdjęciem wypisują tam takie rzeczy, których ja, nawet jako prawie anonimowy Hebius bym w życiu nie napisał, bo bym się wstydził że przeczyta to ktoś, kto mnie zna :D

      Usuń
    5. To prawda z tym fejsem. Głowa mała, pod czym ludzie się podpisują (o kontach fejkowych nie wspominając). Jakby kompletnie zatracili poczucie wstydu i przyzwoitości. No cóż, wiemy, skąd przykład idzie...

      Usuń
    6. Na moje konto FB wchodzę zaledwie kilka razy do roku, po prostu nie lubię FB. Ale pamiętam, co ludzie, również podpisani nazwiskiem, wypisywali na Naszej Klasie.

      Usuń
  3. Nawet pisanie o zagranicznych, nieżyjących twórcach nie daje pewności, że ktoś nie wjedzie z japą. Ale większą (pewność, nie japę), niż pisanie o polskich, żyjących :P Olać! Robić swoje! Jednozdaniowe? Spójrz na motto mojego bloga (jeśli Ci się będzie chciało) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grubo! Noblistka!
      😂😂😂
      I oczywiście się z nią zgadzam!

      Usuń
    2. Ja też. Żebym miał jeszcze kapkę zapału, żeby się zastosować :P

      Usuń
    3. Bazyl: Spojrzałem na motto Twojego bloga oraz na kilkanaście ostatnich wpisów. Fajny blog, dużo komentarzy... tylko że niestety ja żadnej z tych książek nie przeczytałem, co najwyżej nazwiska niektórych autorów są mi znajome.

      Usuń
    4. @Jack Dzięki za dobre słowo :) Blog, jak widać po datach ostatnich wpisów, jest w stanie agonalnym. Ponieważ jednak mam grupkę znajomych, którzy nań jeszcze zaglądają, to od czasu do czasu go reanimuję wpisem. No i nie usuwam z tego samego powodu :)
      Ja większości książek opisywanych przez Gospodynię też nie czytałem, ale lubię czytać nie tylko książki, ale i o nich, więc jestem :)

      Usuń
    5. Sądzę, że niektóre blogi są ponadczasowe i chociaż nie są aktywne czy też regularnie aktualizowane, nic nie tracą z czasem. Sam myślę o założeniu bloga o książkach, bo czytam sporo, ale nie mam na to czasu, zresztą ledwie udaje mi się aktualizować swój blog turystyczny.

      Książek jest tak dużo, iż jest niemożliwością przeczytanie nawet odrobiny z nich. Zawsze lubię komentować na temat pozycji, które znam, ale ponieważ głównie czytam w języku angielskim, i w 80% "non-fiction", rzadko mogę takie książki spotkać na polskich blogach.

      I ja też lubię czytać o książkach!

      Usuń
    6. To chyba na polskich blogach, prowadzonych przez emigrantów 😁 Tam można znaleźć wpisy o książkach anglojęzycznych... Jeden taki nawet miałam kiedyś w linkach - weź i znajdź teraz, kurde. Moja wina, bo nigdy nie znalazłam czasu, żeby te linki umieścić tu na stronie, byłyby raz na zawsze, niezależnie od kaprysów komputera.
      Wczoraj czytałam jeden z Twoich postów o pobycie na Kubie i o coś Cię chciałam zapytać, ale oczywiście dziś już nie pamiętam, co to było, ech.

      Usuń
    7. O Kubie (i o zawartości blogów) zawsze z przyjemnością mogę napisać i odpowiedzieć na pytania. Jak pojedziesz na Kubę, to sobie na plaży przypomnisz pytanie!

      Usuń
    8. Taaaa, jak pojadę 😂😂😂

      Usuń
  4. A ja powtórzę za W. Młynarskim "róbmy swoje". Teresa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz prawo byc zmeczona - praca i remont, ciagle sprzatanie a takze przemysliwanie nad logistyka nowego urzadzenia sie, takze sytuacja z Tata. Dajesz sobie rade ale duzym kosztem bo przeciez oficjalnie jestes na emeryturze.
    dwa dni temu, czujac ze moj kregoslup nie zniosl by gimnastyki zwiazanej z osobistym zrobieniem sobie pedicure, poszlam skorzystac ze salonu. Tam, jak przewaznie, obsluga thailandzko-wietnamsko-koreanska. Mna zajal sie thailandczyk i opowiadal o swej Mamie nadal mieszkajacej w Thailandii - ma 79 lat czyli niewiele starsza ode mnie ale spracowana, zaniedbana - wiec troche byl zaskoczony moim podobnym wiekiem a odmienna kondycja i wygladem. Ona calkiem siwa, z katarakta ktora zrobila ja niemal niewidoma itp. Pytalam czy ma szanse ja tu sprowadzic by przynajmniej uratowac jej wzrok? - mowil ze stara sie ale to nie latwe. Bardzo mnie wzruszyl , dostal napiwek wiekszy niz zaplata za zabieg choc wiele mu to nie pomoze no bo biurokracji i przepisow nie da sie przeskoczyc. Calosc wzbudzila we mnie jakby poczucie winy, choc bez powodu - ze mam tak lekko i wygodnie a inni nie.
    Komentarzem bym sie nie przejmowala. moim zdaniem Twoj blog jest wspanialy, pisz co chcesz a ten ktoremu sie nie podoba nich nie czyta. O moim pewnie panuje opinia ze plytki, ze tylko o sobie ale mam to w nosie.
    Zanim wyjade umieszcze ogolne zyczenia ale przy okazji skladam Ci bardzo serdeczne dobrych, milych Swiat i samych udanych, zdrowych dni w Nowym Roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dobrze sobie czasem uświadomić, że inni mają gorzej. Nie żeby poprawić sobie samopoczucie, tylko zdać sobie sprawę, że kłopoty, którymi się przejmujemy - choć oczywiście dla nas ważne - mają się nijak do prawdziwych problemów. Ale poczucie winy z tego powodu - nie, daj spokój.

      Wczoraj na przystanku tramwajowym podsłuchałam rozmowę dwóch kobiet, jedna mówiła, że ma 76 lat, a druga, że 83 - i ta druga wyglądała na 65 maksymalnie. Może wygodne życie, może geny? Ale była uśmiechnięta i widać, że sympatyczna osoba.

      Usuń
  6. BBM: Nie zgadzam się na zamknięcie tego bloga. Zawsze zaglądam tu z dużą przyjemnością. A gęganiem jakichś tam patafianów wcale się nie przejmuj, nie dorastają do poziomu Twojego bloga!❣️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gęganie patafianów 🤣🤣🤣

      Usuń
    2. Właśnie "gęganie patafianów" 😁 Trafnie a kulturalnie 🤣🤣🤣

      Usuń
  7. Z opisu na okładce książka tez by mnie zainteresowała. Najlepszy tytuł w oryginale ;-)
    gdyby się przejmować tymi, co chcą nam nawtykać, to najlepiej zejść z oczu wszystkim lub z tego świata.
    No przestań i nawet o tym nie myśl!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I pomyśleć, że sporo ludzie uczy się koreańskiego, nie? Dla mnie te dalekowschodnie języki to czarna magia i w ogóle nie pojmuję, jak się tego można nauczyć.

      Usuń
    2. Przez pół roku miałem dziewczynę Wietnamkę i czasem próbowała mnie nauczyć kilku słów czy zwrotów w tym języku. Po prostu nie dało się! To język tonacyjny i ten sam wyraz może mieć 4 inne znaczenia, w zależności od tonacji. Szczególnie dla osób nieposiadających słuchu muzycznego (ja!) nauczenie się wietnamskiego po prostu byłoby niemożliwością.

      Również pomimo wielu prób, nie potrafiłem wymówić imienia mojej koleżanki Koreanki w oryginalnym języku koreańskim. Na szczęście używała też imienia angielskiego.

      Z drugiej strony moja partnerka czasem używa mojego polskiego imienia i nigdy nie potrafi go poprawnie wymówić. Dlatego od razu po przyjeździe go zmieniłem, bo wiedziałem, że nie-Polacy będą mieli z nim problemy.

      Usuń
    3. No, to już wszystko jasne - nie dla nas sznur samochodów 😁
      Mój poprzedni szef co prawda opanował wymawianie 'Małgosia', ale pisał zawsze 'Maugosha' 🤣🤣🤣

      Usuń
  8. Ależ mi klina zabiłaś!
    Czytałem dwie całkiem dobre książki o sensacyjnym podłożu, o tematyce koreańskiej , niestety zapamiętałem tytuł tylko jednej - The Boy who escaped Paradise - Jung Myung Lee - polecam.
    Jeśli chodzi o ataki na internecie to ze słyszenia wiem, że to jest chleb powszedni.
    Absolutnie się tym nie przejmuj, przy okazji wspomnienie z Campu Blogerow Bloxa - rok 2008.
    Ostatnie spotkanie to była godzina szczerości najpopularniejszych blogerów z naszego grona, nie przypadkiem były to same blogerki. Jedna z nich, ta najpopularniesza, pisała bardzo śmiało o raczej prywatnych wydarzeniach ze swojego małżeństwa, ale na godzinie szczerości wyznała, że prócz tego prowadzi w zupełnej tajemnicy jeszcze bardziej prywatny blog.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas wyszła jedna jego powieść - "Poeta, strażnik i więzień".
      Często spotykam się z tym, że blog okazuje się zamknięty. Na przykład u siebie widzę w statystykach, że ktoś wchodzi z jakiegoś bloga, ale gdy się kliknie na jego adres to nici z dostania się - trzeba wpisać hasło...

      Usuń
  9. dzień dobry, jakim przypadkiem trafiłam na Pani bloga nie pamiętam (pewnie szukając informacji o jakiejś książce) ale chyba już kilka lat jak oprócz poczty mailowej i wiadomości w Gazecie zawsze sprawdzam co nowego w To Przeczytałam . To ,że ktoś coś tam napisał to chyba jakiś przypadek, którym nie ma co zawracać sobie głowy. Powodzenia z remontem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, trzeba się wyżalić i pogrozić, żeby się czytelnicy odezwali 😂😂😂 Jest stały zestaw komentujących, a człowiek się potem dziwi, skąd w statystykach tyle wejść!
      Ale mam tak samo - są różne blogi, które czytam, a w życiu się tam nie odezwałam. No tak jakoś...

      Usuń
  10. Proszę nie zamykać bloga. Lubię tu zaglądać, lubię czytać, co Pani pisze - i o życiu i o literaturze. Wiem, że niełatwo przetrawić bezsensowny atak, ale nie można poddawać się terrorowi anonimowego frustrata. ConGame

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 😊
      Racja, że nie trzeba się przejmować anonimami...

      Usuń
  11. Mam nadzieję, że blog będzie kontynuowany!

    Ale faktem jest, że wiele blogów zaczyna umierać śmiercią naturalną, i to takich, w które twórcy zainwestowali dużo pracy (i pieniędzy), mając nadzieję na nich zarabiać—i rzeczywiście, były niezmiernie wypracowane i szczegółowe, zawierały tony interesujących i przydatnych informacji. Niektóre zniknęły, inne od lat nie były aktualizowane. Sądzę, że coraz więcej ludzi zamiast czytać, woli oglądać filmy i dlatego „vlogging” staje się coraz bardziej popularny, jak też Tik Tok. Sam oglądam kilka wideoblogów i jestem nimi zafascynowany, żadne inne filmy nie pokazały tego, co one! Ale nie każdy ma sprzęt, umiejętności, czas i zacięcie do robienia dobrych, oglądalnych filmików. Ja próbowałem robić, ale jest to dość czasochłonne zajęcie—a na wakacje nie jadę po to, aby zajmować się takimi rzeczami.

    Jak wiesz, ja też pisze blog podróżniczy, głównie robię to dla siebie i dla znajomych i nigdy nie myślałem o jakichkolwiek zarobkach z niego—po prostu jest dla mnie przyjemnością pisanie i wstawianie zdjęć. Ale sam widzę po statystykach, że coraz jest mniejsza oglądalność. Z drugiej strony ponad 10 lat temu w tygodniku „The Economist” był artykuł na temat blogów i w ogóle pisania na Internecie; autor zadał retoryczne pytanie: jeżeli każdy z nas będzie pisał, to kto będzie to czytał? Może po części miał rację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie dużą rolę odgrywa zmęczenie materiału, zwłaszcza gdy ktoś wkłada w blog naprawdę dużo pracy. Albo też nagle autor zaczyna wchodzić w inny temat, odkrywa nowe zainteresowania i już go prowadzenie starego bloga tak nie bawi.

      Vlogi na pewno są bardziej czasochłonne, wymagają też oczywiście coraz to nowszego sprzętu, a sama obróbka filmowego materiału na pewno zajmuje długie godziny, jak nie dni. Gdy ktoś zyskał masę widzów, to przynajmniej ma z tego jakiś zarobek - ale z drugiej strony po jakimś czasie przestaje się chcieć robić coś, co z przyjemności stało się obowiązkiem, prawda?

      Co do końcowego pytania: dokładnie tak samo jest z wydawaną literaturą (czy może należałoby napisać "literaturą"). Pisać każdy może, wydawać też, choćby na własny koszt 😂

      Usuń
  12. "...Ale z drugiej strony po jakimś czasie przestaje się chcieć robić coś, co z przyjemności stało się obowiązkiem, prawda?..."

    Idealnie! Zawsze obawiam się, aby moje hobby nie stało się obsesją, na którą spędzam tyle pracy, co... w pracy (!) i masę forsy. Mały przykład: Należałem przez 10 lat do klubu fotograficznego. Faktycznie, niektórzy członkowie tworzyli dzieła sztuki i w tym celu potrafili wyjeżdżać na parę tygodni w różne okolice, spędzając po 5-6 godzin robiąc zdjęcia, a potem tyle samo je obrabiając na komputerach. Czasem mówili, że na dane zdjęcie spędzili 2 tygodnie, pracując w programie "Photoshop". Mógłbym takich przykładów wziętych z życia przytoczyć więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei mam znajomą, która zrobiła z pasji fotograficznej sposób na zarabianie. Nie w sensie świadczenia takich usług, tylko sprzedawania zdjęć gdzieś tam na takich specjalnych portalach. Pamiętam, jak mi raz pokazała jakieś niby niepozorne zdjęcie z Indii, chyba to był ceramiczny kafelek. To zdjęcie sfinansowało cała jej indyjską podróż!

      Usuń
    2. Niektórzy robią różnorakie zdjęcia, zamieszczają na Internecie i sprzedają jako "stock photography"-jeżeli ktoś pisze książkę, artykuł, blog, etc. i akurat potrzebuje zdjęcie do zobrazowania tego, może za stosunkowo tanio go kupić. Kilkanaście moich zdjęć w ten sposób sprzedałem (a bardziej dałem bezpłatnie) do różnych publikacji i gazet. Ponad 10 lat temu prawie zawodowy fotograf miał pomysł na tego rodzaju zdjęcia: wynająć na weekend prawdziwe biuro, zatrudnić kilkanaście osób ubranych w garnitury i przez 2 dni robić setki/tysiące zdjęć dotyczące różnorakich sytuacji biurowych (ja miałem bezpłatnie asystować, a przy okazji czegoś się nauczyć). Niestety, ale przedsięwzięcie okazało się za bardzo skomplikowane i kosztowne i nigdy nie doszło do skutku.

      A co do Twojej znajomej, to rzeczywiście jej się udało, to musiał być unikalny kafelek! Mój kolega 20 lat temu zrobił parę zdjęć rannego policjanta w wyniku strzelaniny ulicznej w Toronto, które zostały opublikowane na pierwszej stronie czołowej gazety, otrzymał około $2.000. Najwyższe honorarium, jakie dostałem, to $50, zdjęcie miało ukazać się na okładce popularnych w Ontario map, ale nigdy się nie pojawiło... Ale ogólnie na robieniu zdjęć jest obecnie BARDZO TRUDNO zarobić, chyba że się pracuje jako fotoreporter dla gazet lub ma się renomowane studio. Spotkałem ludzi po ukończonych studiach fotograficznych i nigdy właściwie nie pracowali w swoim zawodzie.

      Usuń
    3. Kafelek wcale nie był unikalny, a zdjęcie można było kupić za centy dosłownie, ale było właśnie tak masowo kupowane (bo zdaje się typowe dla indyjskich klimatów), że z tych centów zrobiły się grube dolary 😁

      Usuń
    4. Jeszcze mówiąc o tym ceramicznym kafelku... Jakiś czas temu należałem do klubu fotograficznego i trzy razy w roku mieliśmy "zawody"-każdy mógł przedłożyć 5 zdjęć, które następnie były punktowane. Raz nie miałem czasu szukać lepszych zdjęć i dosłownie w kilka minut wybrałem prawie-że losowo co miałem pod ręką. Jedno z tych zdjęć przedstawiało patyczek, leżący na piaszczystej plaży jeziora Erie. O dziwo, to zdjęcie osiągnęło bardzo wysoką notę sędziów! Potem zastanawiałem się nad zrobieniem całej kolekcji p.t. "Patyczki na Plaży"...

      Usuń
    5. 🤣🤣🤣
      Fakt, że czasem nie dojdziesz, co takiego jest w tym zdjęciu, że się podoba...

      Usuń
  13. Zamknelam kiedys pierwszy blog po otrzymaniu dosyc chamskiego komentarza, ale wytrzymalam tylko ze trzy miesiace I wznowilam. Wyzwano mnie kiedys od sloneczka nie znajacego polskiej gramatyki, ale, ze powodem bylo niepoprawne uzycie odmiany rzeczownika krytyka byla uzasadniona wiec za bardzo sie nie przejelam. Mam nadzieje, ze mysli o zamknieciu minely. Wesolych swiat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od słoneczka? 🤣
      To w sumie ładnie!
      Bo mnie przy tym ścieku jeszcze obdarzono epitetem, ale złagodzonym: "p..." - tak że nie wiem do końca, czym/kim jestem na "p" 😂

      Usuń
  14. W końcu lat 90. XX w. nie było jeszcze blogów, ale były grupy dyskusyjne na różne tematy. Przez jakiś czas włączyłem się do dyskusji na grupie radioamatorów/krótkofalowców. Jako że każdy krótkofalowiec ma znak wywoławczy, po którym można dowiedzieć się o nim jego danych, większość z partycypantów nie była anonimowa. Pamiętam, że grasował tam okropny facet, który nie tylko że wszystkim ubliżał, ale udało mu się ustalić miejsca pracy (!) niektórych uczestników dyskusji i dzwonił do nich i do ich pracodawców, oczerniając ich na wszystkie sposoby. Nie pamiętam już na 100%, ale wydaje mi się, że nawet fizycznie odwiedził miejsce zatrudnienia takiej osoby i zrobił jej publiczną awanturę. Tak więc idiotów nie brakuje nigdzie—a niektórzy mogą być naprawdę niebezpieczni.

    Daleko nie trzeba szukać: W miejscowości na północ od Toronto, w budynku mieszkalnym „condominium”, przez 4 lata jeden z mieszkańców zawzięcie walczył z dyrektorami rady zarządu budynku (składającej się z współwłaścicieli mieszkań), ubliżał im, wysuwał pod ich adresem idiotyczne zarzuty i wszyscy mieli go dość—jednym słowem, facet miał problemy psychiczne, ale nic nie można było z nim zrobić.

    Dwa dni temu zastrzelił w tym budynku 5 osób (3 z nich to dyrektorowie), jedna kobieta przebywa w poważnym stanie w szpitalu, a on sam został zastrzelony przez przybyłych policjantów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, to osoby mocno zaburzone, które w jakimś momencie już "pękają" i dochodzi do tragedii.

      Usuń
  15. Ja po mojej zmarłej 3 lata temu mamie odziedziczyłam mnóstwo książek o zwierzętach i czasopism historycznych. Uwielbiała historię i zwierzaki. Z wykształcenia była zootechnikiem. Książka, którą przeczytałaś wydaje mi się ciekawa. Pomimo upływu czasu rana wciąż jest świeża. Wciąż mam wrażenie jakby odeszła wczoraj. Wspołczuję Ci straty.

    Kasia Dudziak

    OdpowiedzUsuń