Nie, no niby żartuję, ale wypisałam sobie ponad 20 przepisów do sfotografowania przed oddaniem książki i teraz się zastanawiam, czy to ma sens, czy raczej jednak kupić sobie własny egzemplarz...
Ale to by oznaczało złamanie danej sobie obietnicy (że nic poza czeskimi już nie kupuję), a więc precedens... wiadomo, jak to potem łatwo idzie z kolejnymi nabytkami...
Zastanawiam się, czy to nie jest pierwsza książka stricte kucharska, którą tu opisuję - w sensie, że ją przeczytałam od deski do deski. Bo tak - przeczytałam każdziusieńki przepis, nawet jeśli od razu wiedziałam, że go nie będę robić 😂 Ale też trzeba wziąć pod uwagę, że szukałam tu również wtrętów kulturowych...
Wychodzi mi, że do tej pory wypróbowałam dwa przepisy od Wioli (jeszcze z You Tube'a), a to omurice i ziemniaki w sosie sojowym. Omurice nawet będzie znów dzisiaj, bo córka się od dawna domaga, a skoro mam wolny dzień (tak, siedzę dzisiaj w domu, hura!), to mogę się poświęcić 😏 A właśnie, trzeba by iść ryż nastawić...
Ale ale. Od dłuższego czasu chodzi za mną pomysł, żeby nabyć drogą kupna taką specjalną prostokątną patelenkę do smażenia teriyaki. Coś w tym stylu:
Wtedy bym mogła doskonalić się w tej sztuce 😂 Smażenie tego rodzaju zwijanego omletu widuję ciągle na azjatyckich vlogach i nabrałam chęci. Ale wiecie co - oglądałam już egzemplarze na allegro czy w azjatyckim sklepie, kiedy kolega z pracy mnie wprost przeciwnie - zniechęcił. Że on sobie kupił kiedyś tam, użył parę razy i od tej pory patelnia leży zapomniana. Hm. Może faktycznie byłoby tak samo ze mną? Bo ten omlet, prawdę powiedziawszy, stosuje się bardziej do lunchboxów albo do zabrania na piknik, niż w codziennej domowej kuchni. Więc tak, na razie zrezygnowałam z zakupu, podobnie zresztą jak z tego bambusowego parowaru, do którego też się przymierzałam. I też kolega mówi, że mu leży gdzieś na pawlaczu, bo w sumie nie używa.
Ale przepis na zwijany omlet w książce Wioli jest i ona twierdzi, że na zwykłej patelni też niby można.
Wyd. Znak Horyzont, Kraków 2021, 342 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 16 kwietnia 2023 roku
Tymczasem będąc w Dżendżejowie przeczytałam, a' propos posiadania dużej ilości książek, taką oto wiadomość:
Rozwiązanie problemu pomieszczenia książek ustawiając je ściśle jedna przy drugiej wydaje mi się innowacyjne 😅😅😅 Zaraz się za to zabieram u siebie (bo do tej pory robiłam między jedną książką a drugą tak co najmniej pół metra przerwy) i zyskam mnóstwo miejsca!
Tośmy się ubawili, ale potem ucieszyli (mówię za siebie) odebrawszy wyniki badania histopatologicznego mojej Skrobanki Głowowej.
Przynajmniej to z głowy (również w sensie dosłownym).
Wracając do wolnego dnia dzisiaj. Planowałam sobie skok po nowy szlafrok, oczywiście z majowych pieniędzy, bo - jak to już mam w zwyczaju, odkąd zaliczam się między emeryty - w ostatnim tygodniu miesiąca jadę na oparach. Ale pada, więc się w sumie ucieszyłam, że nigdzie nie muszę - i nie umyłam głowy (znowu ta głowa). A teraz złośliwie się przejaśnia. A tam, pies drapał szlafrok, 2 czerwca też będę miała wolne 😁 Na dziś i bez tego mam długą listę rzeczy do zrobienia. Między innymi chciałam posiać łąkę kwietną w doniczkach na parapecie zewnętrznym i nawet wczoraj przydźwigałam opakowanie ziemi 20 litrów - bo po co by sprzedawać mniejsze o połowę, prawda? - ale niby zapowiadają wielkie ochłodzenie i przymrozki i nie wiem, co robić, może to zostawię na długi weekend? Tyle że mi ta ziemia w przedpokoju przeszkadza...
A teraz przejdźmy do rzeczy czyli do Ojczastego. Otóż jak był w katastrofalnym stanie na jesieni, tak pomysł przeniesienia się do Krakowa rozważał. Teraz poczuł się trochę lepiej i kozaczy. Że nie potrzeba. Że starych drzew się nie przesadza (to mi nowina). Że on nie chce być ciężarem.
I nie rozumie, że właśnie teraz JEST ogromnym ciężarem, dla kilku osób, i że chodzi o wyprostowanie sytuacji.
Jak usłyszałam, że wszystko jest świetnie urządzone (i że on ma luksusowo), to zrozumiałam, po kim jestem egoistką, bo na pewno nie po mamie. Cały tatuńcio. Niech cały świat tańczy koło mnie. Do gościa codziennie muszą przyjść trzy osoby i to jest świetne urządzenie.
Brat i tak twierdzi, że on go przeniesie i żadnych dyskusji nie będzie. Ja oczywiście chcę po dobroci, wypisałam mu pro, żeby się porządnie zastanowił, nie można przecież za kogoś decydować i nie chodzi mi przecież o to, żeby tu dziadek skisł w łóżku. Kuszę go spacerami (że się kupi jakiś składany wózek i będzie zażywał świeżego powietrza), że nawet do biblioteki podjedziemy i sobie sam wybierze coś z półek (tych niżej 😂), że poziom higieny jakiś będzie utrzymany, że gazetki z kiosku mu będzie córka donosić. Wiecie, od października przecież jest więźniem mieszkania (bo to drugie piętro bez windy) ani się nie kąpał (bo tam jest tylko wanna; dawniej brat go zabierał pod prysznic do siebie, ale teraz nie zejdzie po tylu schodach).
Wracałam zrozpaczona jego postawą, bo już się zdążyłam nakręcić, że jestem tam przedostatni raz, że jeszcze pojadę za 2 tygodnie, potem Praga, a na początku czerwca brat by go przywiózł, żebyśmy wszyscy, cała trójka zdołali się zaaklimatyzować przez dwa miesiące i żebym ja w sierpniu mogła spokojnie zostawić go z córką i znów pojechać do Pragi. A tymczasem NIE.
Nienawidzę tych jazd, nienawidzę pobytu w tym zapyziałym mieszkaniu z jego smrodkiem, bo wiecie, jest tam mnóstwo rzeczy, które należy po prostu wyrzucić, nienawidzę niemożności umycia się, gdy tam śpię (ot, takie opłukanie się nad wanną). Wszystko to oczywiście są moje dyskomforty, ale te też się powinny liczyć, o samych podróżach nie wspominając (ostatni weekend to normalnie szwejkowska anabaza) i o dźwiganiu torby od stacji, czego absolutnie nie powinnam robić ze względu na mój kręgosłup. A do tego dochodzi dyskomfort mojego brata, uwiązanego jak pies, dyskomfort sąsiadki, która nie wiadomo z jakiej paki musi codziennie wieczorem się zameldować, żeby mu podać kolację. I sam fakt, że i tak cały czas jest sam.
Matko, niechże ten chłop to przemyśli!...
Dobra, koniec lamentów, teraz You Tube. Miał być kolejny vlog japoński, no ale skoro jesteśmy przy koreańskich klimatach, to będzie koreański.
Cafe709 - to jest gospodyni domowa (bezdzietne małżeństwo) i wszystko się tam kręci wokół gotowania i jedzenia, ale mam sentyment do niego, bo to był chyba pierwszy profil koreański, jaki znalazłam, w dodatku rajcuje mnie widok z dużego pokoju (na balkon i niebo) oraz szafa z małymi szufladkami, jaką tam mają 😂
To idę gotować ten ryż i zerknąć na resztę listy na dziś. I odhaczyć punkt napisać post na książkowego 😁
Apdejt
Taaa. Jednym z zadań na dziś było przelać fiskusowi. I teraz powiedzcie mi, że to jest normalne. Wpłynęły mi na konto pieniądze z Fabryki - 3995 zł. Po zapłaceniu zdrowotnego i podatków zostało mi 1226,84 zł. No ja pierd...
Wciaz podziwiam Twoj talent do ukladania tekstow w sposob chronologiczny, logiczny, szczegolowy i z doza humoru. A przeciez tyle w nich wydarzen roznej masci!
OdpowiedzUsuńJa tak nie potrafie mimo iz jestem oczytana czyli powinnam umiec wzorujac sie na ksiazkach.
Dlaczego myjesz sie nad wanna zamiast we wannie?
Lubie jesc ale nie lubie gotowac. Obecnie mam od tego ulge bo jest nas dwoje ale gdy mialam dzieci w domu i pracowalam to musialam, w dodatku urozmaicajac i wedlug zyczen - sama siebie podziwiam ze dawalam rade.
Mam kilka ksiazek kucharskich, w tym polskich a z nich taka tuz powojenna czyli bardzo stara, dawna wlasnosc Mamy, jest najlepsza, kazda potrawa wedlug niej zrobiona udaje sie i co najwazniejsze jest scisle tradycyjna, bez obecnych "ulepszen" ktore tylko zmieniaja smak.
Oprocz pierogow ruskich, sklepowych ale bardzo smacznych, jadam u chinczykow tez, z kapusta - sa bardzo pyszne, w dodatku podsmazane. U nich sie je systemem bufetowym czyli naklada na talerze co chcesz i ile chcesz - nie zaluje sobie tych pierogow, o nie, az mi czasem wstyd ze tyle zjadam. Troche pociesza mnie fakt ze maz, gdy ich odwiedzi skuszony tymi pierogami, mowi mi ze tez sobie nie zaluje.
Zycze rozwiazania problemu Ojca - wygodnego dla wszystkich.
Myję się nad wanną, ponieważ ta jest dość "zachodzowana" (jak się u nas w domu mawiało), brzydzę się normalnie 🤨
UsuńCo sobie będziesz żałować pierogów, skoro Ci smakują 😁 Na pewno mają to dobrze skalkulowane i wiedzą, że jest pewien pułap, którego największy żarłok nie przeskoczy, więc wstydzić się nie ma co 🤣
Co do książek kucharskich, to pewnie u mnie dałoby się zrobić trochę miejsca, usuwając większość z nich, bo są trzy bite półki. Ale ja żyję już kilkadziesiąt lat w przekonaniu, że nadejdzie ten dzień, gdy z KAŻDEJ skorzystam 😁
Nie ma mowy, żebym wzięła do otworu gębowego jakąś "chińszczyznę", czyli dalekowschodniznę. Wybitnie mi te smaki nie podchodzą.
OdpowiedzUsuńMoże odstrasza Cię wszechobecny sos sojowy...
UsuńJa się z góry nie odżegnuję tak od wszystkiego en masse 😁 ale gdy widzę, jak gotują zupy na tych vlogach, to one akurat mnie nie przekonują (tyle że nie próbowałam).
Odstrasza mnie ryż, wodorosty, dziwne mięsa, słodko-kwaśność i w zasadzie wszystko.
UsuńNawet ryż 😁
UsuńWidziałem gdzieś filmik o tym kłopocie, jaki gminie zafundował niemiecki emeryt (bo gmina odziedziczyła te książki) - gość mieszkał w domu jednorodzinnym, więc z tym brakiem miejsca bym jednak nie przesadzał.
OdpowiedzUsuńOooo... Masz to tutaj:
https://booklips.pl/newsy/88-latek-pozostawil-po-sobie-prawdopodobnie-najwieksza-prywatna-biblioteke-w-niemczech-w-zbiorach-posiadal-70-tysiecy-ksiazek/
Mimo tak ogromnej biblioteki gość miał w domu całkiem sporo wolnej przestrzeni.
Dzięki za linka, faktycznie - nie miał tego tak okropnie upchanego. I sprytny patent na skośne ściany 😀
UsuńWydaje mi się, że - przynajmniej w niektórych miejscach - miał jednak podwójne rzędy. No, ale piszą, że wszystko skatalogowane w komputerze, to się orientował, gdzie co.
Moja rówieśniczka kuzynka miała w swoim pokoju inaczej. Wujek też miał masę książek i większość z nich umieścił właśnie tam, więc były regały dwustronne stojące również na środku pokoju. Jak sobie to przypomnę, to zaczyna mi się wydawać, że u mnie nie jest jeszcze tak źle 😁
Przede wszystkim gratuluję pozytywnego wyniku badania. (Sama nie wiem, może powinnam napisać negatywnego wyniku? No, ale wiadomo o co chodzi :))
OdpowiedzUsuńMoże ten kolega mógłby Ci sprezentować, albo przynajmniej pożyczyć tę patelnię i parowar skoro sam nie używa, a Ty mogłabyś wypróbować ;). Miałam kiedyś taką patelnię (do smażenia tamagoyaki, nie teriyaki), ale widocznie za mało praktykowałam, bo niezbyt ładne mi te omlety wychodziły. W Japonii takie omlety stosuje się też w codziennej domowej kuchni. Tak jak pisze Wiola na zwykłej patelni też da radę usmażyć, a kształt można potem poprawić zawijając omlet np. w ściereczkę i formując delikatnie ręcznie.
Dzięki za gratulacje. Teraz tylko trzymać kciuki, by nie wracało, bo chirurg mówił, że lubi.
UsuńKolega owszem, zaoferował się, że może pożyczyć, ale szczerze mówiąc nie lubię, bo złośliwość losu powoduje, że zawsze wtedy coś się zepsuje 🤣
Tamagoyaki, racja, oczywiście, znów poplątałam nazwy 😁 Fakt, że nie jest to takie prościutkie, ładnie wygląda tylko na filmiku czy zdjęciu...
kimchi robię sam... to naprawdę bardzo proste, a do tego szerokie pole do eksperymentowania... czasem w tych eksperymentach ponosi mnie tak daleko, że pewnie Koreańczycy złapali by się za głowy, ale to mnie wcale nie przeraża...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Właściwie nabrałam chęci i na to sławetne kimchi, ale nie posiadam ceramicznego czy szklanego pojemnika ze szczelną pokrywką, w którym ono ma się kisić i dlatego nie planuję w najbliższym czasie eksperymentu 😂
UsuńAle zewsząd słyszę właśnie, że ludzie robią, więc kimchi najwyraźniej robi światową karierę!
Robisz zbyt duże odstępy między książkami?
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale zdjęcie które zdobi Twój blog pokazuje ustawienie, którego nie powstydziłby się niemiecki bibliofil.
Nie no, żartowałam, Lechu 😁
UsuńNawiasem mówiąc, zdjęcie dawno nieaktualne (jeszcze na nim telewizor z "dupą"), ale na samą myśl, że mam je podmienić, słabo mi się robi. Wszelkie próby zmian na blogu źle mi się kończą 😂
Miałam kiedyś mnóstwo książek kucharskich, jakiś segregator, ale gotowałam wciąż to samo, z małymi wyjątkami, więc książki rozdałam.
OdpowiedzUsuńOpieka nad rodzicem w tym stanie nie jest łatwa ani dojazdowo, ani na miejscu, bo to nie tylko logistyka, ale i siły są potrzebne.
jotka
I u mnie tak najczęściej jest, ale jednak od czasu do czasu chce się wyszukać coś nowego 😉
UsuńW stanie, w jakim jest Ojczasty, to siły na razie nie potrzeba zbyt wiele... owszem, jest przez większość dnia leżący, bo chodzenie go męczy (ból kręgosłupa), ale spacer do kopca po mieszkaniu przy pomocy chodzika (dla bezpieczeństwa) odwala 😁 Natomiast u siebie nie może wyjść na dwór, bo nie pokona dwóch pięter, bardzo by go to wymordowało. U nas na parterze liczę, że wzięty pod ramię zejdzie te parę schodków, a potem usiądzie na wózku i hajda trojka 😂
A rozważaliście zakład opieki? Piszesz, że córka ma się poświęcić opiece nad dziadkiem - ona nie uczy się, nie studiuje, nie podróżuje? Jest gotowa na to?
OdpowiedzUsuńOpcji ciągle przybywa, ale tej absolutnie nie - przynajmniej w tym momencie. Mam na myśli zakład opieki. By tam skapcaniał...
UsuńA córka nie to, że ma się poświęcić, bo ta opieka na razie specjalnych poświęceń nie wymaga: tu chodzi o podanie posiłków, asekurowanie, gdy idzie do łazienki.
Nasze poświęcenie to bardziej lokalowe jest - bo jeśli zostaniemy tu, gdzie mieszkam, to będę dzielić pokój z córką, a to jej się głównie nie widzi. Ale życie to również obowiązki, prawda?
/żeby nie powiedzieć głównie/