Wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 1987 (wydanie IV)
Ilustracje: Hanna Czyżewska
Seria: Poczytaj mi mamo
Przeczytałam 20 maja 2023 roku
Praga, dzień trzeci
Ranysiu, ja naprawdę nie wiem, czy żyję. Wyszłam z domu o 9.00, wróciłam o 19.30. To nie jest normalne, nikt mi tego nie wmówi. Byłabym już w piżamie, ale waham się, czy nie iść do kuchni po piwo, no a w piżamie w moim wieku to się po korytarzach nie gania. Ech, jak człowiek był młody, to się w akademiku latało pół nago 😁 A teraz się zdziwiłam, bo w kuchni, gdzie sobie grzałam mleko, była starsza pani w samym tiszercie, niżej miała po prostu gołe nogi... ale łatwiej z gołymi nogami, niż w piżamie, co nie?
Więc tak, jakimsiś zbiegiem okoliczności cały boży dzień łaziłam po schodach. Tak się zaczęło i tak skończyło. Wiem, że są krokomierze, ale czy istnieją schodomierze? Dziś by się idealnie wpasowały. Najpierw byłam w Instytucie Informatyki, Robotyki i Cybernetyki, gdzie oprowadzał nas pan z Wiednia. Aha, bo na festiwalu głównie działają wolontariusze - ale jakie związki z Czechami miał nasz pan wiedeńczyk, który co prawda robił błędy, ale jednak po czesku mówił, tego nie zdradził. Potem zwiedzałam Instytut Chemii Organicznej i Biochemii z laboratoriami, pracowniami i oczywiście technicznym zapleczem - ale najbardziej mnie zainteresowały wieszaki w sali wykładowej - bo mam w domu takie same 😂 Tam myślałam, ze jajo zniosę, bowiem do oprowadzania dorwała się dziewucha, która nigdy w życiu nie powinna tego robić. No nie każdy się do tego nadaje - mamrotała pod nosem, ba, nawet nie to że z głowy, tylko czytała z kartek bez żadnej intonacji kompletne pierdoły, nikogo nie interesujące poza fachowcami, przepisane żywcem z jakichś informatorów naukowych. Ja bym już stamtąd uciekła, rezygnując nawet z dostania się na dach, co zazwyczaj jest główną atrakcją takich zwiedzań, ale nie było jak.
Na pocieszenie wzięłam z knihobudki w miasteczku studenckim kryminał 😂 ale nie że go będę wiozła do domu, tak tylko, na wypadek, gdyby gdzieś trzeba było czekać w kolejce. Co się nie stało.
Pojechałam do krematorium i to było zdecydowanie najciekawsze. Tak sobie myślę, że napiszę posta na praskiego bloga o tym 😁 Tymczasem wrzucam tylko parę zdjęć - czekajcie, nie wytrzymam, idę po to piwo.
No więc tak: to jest już od tyłu. Z przodu jest katafalk z trumną, elegancki, a gdy się ceremonia skończy, trumna wyjeżdża na to cosik, a potem zjeżdża piętro niżej.
Popatrzcie, jak przyjemnie wygląda to miejsce z piecami (są dwa, zapierniczają równo, nieraz i 30 spaleń dziennie). Zatrudnione tam osoby mają i lodówkę i telewizor, praca jak każda inna, no 😁
Już naszykowane garnki na poniedziałek, mają numerki i nigdy się nie mylą.
Gdy pan oprowadzający (tym razem pracownik) mówił o tym, że nie wszystkie elementy ulegają spaleniu i jak gdyby nigdy nic sięgnął ręką do pojemnika, z wrażenia i napięcia, żeby koniecznie sfotografować to, co wyjmie, aż nie słuchałam co mówił 😅 Zdaje się, że chodziło o różne części wstawiane operacyjnie, implanty i tego typu...
Nie zniechęciło mnie to w żaden sposób do obiadu, nie myślcie sobie. Ale jechałam w nerwach, bo plan był, że posilę się pełnym obiadem dla seniorów, a tam czynne do 15.00. Zajechałam na pół godziny przed zamknięciem, w strachu, że zostaną jedynie knedliki o tej porze, a UWAGA knedlika już w życiu nie tknę. Ale mi się poszczęściło, bo był jeszcze gulasz na papryce z makaronem 😍
Najedzona po kokardę ruszyłam szukać plynojemu. Nawet nie wiem, jak to się po polsku nazywa - gazometr? Taki wielki zbiornik gazu. Ja mam z nim złe doświadczenia, bo już go przed laty szukałam (tak sobie, dla sztuki)... i nie znalazłam. Dopóki byłam trochę dalej, to go widziałam, jak tylko podeszłam bliżej, znikał za drzewami. I żadnej prowadzącej do niego drogi. Tym razem zawzięłam się, skoro było zwiedzanie. Ale wykończyło mnie to. Polazłam na górę, błąd, zlazłam na dół, znowu w górę, tylko w innym miejscu... gdy w końcu tam dotarłam, myślałam, że padnę na trawę i już się nie ruszę. W dodatku nie było warto.
Bo tam teraz jest jakiś lotniczy instytut badawczy czy cóś i zrobili pod nim tunel aerodynamiczny do badania wielkich prędkości, więc cóż tam było do oglądania? Ciekawi wsadzali łeb do tunelu i tyle.
A na koniec udało się zdążyć na oprowadzanie po arcydziele architektury brutalistycznej w wykonaniu dwóch panów: jeden ma stronę internetową o sztuce socjalistycznej w przestrzeni publicznej i jest jej zagorzałym wielbicielem, a drugi był przez wiele lat dyrektorem technicznym tej budowli. Znowuśmy byli i w podziemiach i na dachu, obejrzeliśmy oryginalne plany wyciągnięte z archiwów i dostaliśmy nawet... puzzle z tym budynkiem 😁
Niemniej jednak nie wiem, czy jeszcze żyję, więc może by tak spróbować na przyszłość raczej gangsterki niż turystyki?
Wrażeń moc. Jestem pełna podziwu dla Twojej kondycji. Ja, cóż, z trawy bym nie wstała.
OdpowiedzUsuńJak chodzi o krematorium, to uczestniczyłam w takiej ceremonii. I powiem, że jest bardziej podniosła, niż msza w kościele. A może to tylko moje odczucie, nie wiem.
Życzę zdrowia i kondycji na następne dni.
Teresa.
Tereso, gdybym poszła za głosem (nie)rozsądku i faktycznie na tę trawę się uwaliła, to też bym nie wstała 😁 dlatego zostałam w pionie 😂
UsuńJa nie miałam okazji w takiej ceremonii uczestniczyć. Ale powiem Ci, że sobie tak pomyślałam, iż - jeśli kiedykolwiek w Pradze będę cierpieć na nadmiar czasu, to się wybiorę na randomowe pożegnanie (rozloučení). W sumie to nawet sfociłam rozpiskę na poniedziałek i mogłabym już sobie kogoś wybrać (wedle wieku na przykład), ale to chyba nie wyrobię 😉
Ja chyba czytałem tę Chotomską o bałwankach. Albo mama mi czytała :D
OdpowiedzUsuńTakie techniczne same dzisiaj, nic by mnie chyba nie zainteresowało w piątkowym zwiedzaniu.
W sobotnim 😁
UsuńAle masz rację, faktycznie jakoś tak technicznie wyszło. Nie wybrałam sobie żadnego zabytkowego zabytku do zwiedzania i dzisiaj też tak będzie, bo wybieram się na przystań i do fabryki, może też do piwowaru, a na koniec do teatru, ale kto wie, czy też nie będziemy oglądać jakiegoś technicznego zaplecza 😁
Matko jedyna, do browaru, browaru, nie piwowaru 🤣
Dziesięć bałwanków?
OdpowiedzUsuńCzy to nie jest poprawna politycznie modyfikacja piosenki - Dziesięciu murzynków?
Jak to było w końcu w tej kuchni?
Miałaś iść na piwo a skończyło się na mleku??
Jestem pod wrażeniem obiektów, które zwiedzałaś - strasznie ambitne.
Życzę kondycji na dalsze dni.
Coś w tym guście - bałwanki kolejno znikają 😁
UsuńVěra mi przywiozła słoik dżemu własnej roboty, więc go zjadam na kolację z gorącym mlekiem 😂 Piwo wypiłam potem, a teraz się zastanawiam, czy to lekkie (na razie) ćmienie we łbie przejdzie samo czy też powinnam coś zażyć...
Jejku, ale masz napięty plan! Wynajdujesz świetne miejsca do zwiedzania, sama bym chętnie do nich zajrzała. Najciekawsze chyba było to arcydzieło brutalistyczne ze względu na osoby oprowadzające - najwięcej informacji i różnych ciekawostek można usłyszeć.
OdpowiedzUsuńA czy gdzieś można przeczytać o Twoich przykrych (tak wnioskuję) doświadczeniach z knedlikami? ;-) Sama nie jestem ich fanką.
Podobnie jak Lech, życzę Ci kondycji na dalsze dni i dodatkowo ładnej pogody - takiej odpowiedniej na zwiedzanie.
To przez ten festiwal. Pobyty majowe są okropne, bo raz że krótsze od sierpniowych, a dwa, że dwa dni przez festiwal kompletnie wyjęte z życiorysu. Całe szczęście, że to tylko raz w roku jest!
UsuńZ knedlikami, Polacy, nic się nie stało 🤣 Ja ich po prostu nie lubię.. Na początku moich praskich pobytów jadałam dosyć często, no bo wiadomo, tutaj to standard. Ale w pewnym momencie powiedziałam sobie DOSYĆ, nigdy więcej. Nie smakuje mi to, sto razy bardziej wolę zwykłe pyry do obiadu.
Właśnie, idę sprawdzić pogodę na dziś 😀
A ja lubię knedliki, aha. Ty te codzienne relacje stukasz na smartfonie czy wzięłaś lapka? Wpadłam na pomysł samotnej wycieczki do Pragi gdzieś we wrześniu i czytam sobie WSZYSTKIE Twoje relacje. Nie byłam tam, bagatela, 39 lat. Czyli id liceum. Zastanawiam się, jak tam dojechać z Warszawy, bo busem chyba nie wysiedzę, z Krakowa jednak bliżej...
OdpowiedzUsuńNa czym? Na smartfonie??? Toż ja nie posiadam...
Usuń😂
Laptok... co się też przykłada do wagi kufra 😂
Z Krakowa i Katowic jeździ pociąg chyba nocny Leo Express, co oczywiście będzie o wiele tańsze niż polskie koleje... z Warszawy to nie mam pojęcia...
Powrót po 39 latach może być szokiem 😉 mnie trochę żal, że nie znam Pragi z tamtych czasów...
Kurde, nie zalogowało mnie...
UsuńWtedy spędziłam w Pradze aż miesiąc, więc dobrze ją pamiętam (i flirty z Czechami hihi), wciąż mam w głowie komunikaty z metra: "priszli stanice I.P. Pavlova, priszli stanice Prażskhego Povstani"... W porównaniu z Polską Czechoslowacja była wtedy bardzo "komunistyczna". Muszę obczaić połączenia i noclegi, nie ma to tamto, Ty możesz, to i ja dam radę, nawet bez znajomości czeskiego!
UsuńI.P.Pavlova czyli Ipak 😂 Oni z każdego placu robią -aka: Vaclavak, Staromak, Mirak, Jiřák etc.
UsuńMiesiąc w Pradze, wow. No, dziś to bym już nie wytrzymała tyle czasu poza domem, ale gdyby się trafiło w młodzieńczych latach, to by było fajnie...
Wiadomo, że obczaisz 😁
Oesu, jakie straszne rury! Boję się rur.
OdpowiedzUsuń🤣🤣🤣
UsuńBoisz się rur???
Ja tam się boję pająków 😂
Znowu gniję w spamie :-(
OdpowiedzUsuńJuż nie, ale dobrze, że zgłaszasz, bo nie sprawdzam na co dzień zawartości spamu...
UsuńKrokomierze maja wady, liczą kroki po płaskim, po górach i schodach nie doliczają wysiłku, a kalorii spalonych powinno być więcej, do tego plecak przecież, a gdy na spacerze z wnukiem powiesiłam plecak na poręczy wózka, to mi skubany kroków nie liczył!
OdpowiedzUsuńjotka
Ale dlaczego nie liczył, co miał do tego plecak?
UsuńW plecaku telefon z krokomierzem, a gdy plecak wisiał na poręczy wózka, krokomierz zasnął, jak mój wnuk...
Usuńjotka
Ach, o to chodzi 😀
Usuń