czwartek, 30 maja 2024

Elżbieta Jackiewiczowa - Nocny koncert

Jackiewiczowa to literatura kobieca. Albo wręcz dziewczęca 😀 Najpierw mnie trochę wkurzało, że narratorka, matka i babcia, z dużym doświadczeniem życiowym, nie potrafi dostrzec tego, co uderza po oczach - że małżeństwo jej córki się rozpada. Ale postanowiłam być wyrozumiała, w końcu zawsze najciemniej pod latarnią. Potem irytowały wtręty chwalące nowy ustrój, ale i tu trzeba wziąć poprawkę na ewidentne plusy tegoż (dostęp do edukacji, emancypacja kobiet etc.). Niech będzie.

Aczkolwiek czytam teraz, że z tego względu autorka nie jest wznawiana w nowych czasach 😉

Generalnie jednak powieść mi się spodobała i Jackiewiczowej nie odrzucam. Mam jeszcze (ale chyba dotąd nie czytane) Pokolenie TeresyWczorajsza młodość.

Trzeci zarzut jakiejś takiej nierealności dotyczy... kuchni w domu tej rodziny. Dobrze, mają gosposię (babcia już nie pracuje, ale przecież nie jest powiedziane, że musi stać przy garach, jeśli córkę i zięcia stać na pomoc domową, to proszę bardzo), ale te potrawy, te produkty - jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. Pewnie, że lata 70-te to były lata dobrobytu (na kredyt), ale czy rzeczywiście można sobie było pozwolić na wyrafinowaną kuchnię? Tym bardziej, że pani Pelasia wspomina w którymś momencie o staniu w kolejkach. A tu ni z tego ni z owego polędwice, forszmaki, devolaje, szczupaki zapiekane w słonince, suchy kompot z jabłek i pomarańczów, można do tego orzechy i bita śmietana z wanilią na deser. Inaczej wspominam PRL 😉


 Początek:


 Koniec:


Wyd. Czytelnik, Warszawa 1977, 199 stron

Seria z kotem

Przypuszczam, że coś z tej serii powinnam w domu jeszcze mieć...

Z własnej półki (przyniesiona z knihobudki albo z półki w Jordanówce?)

Przeczytałam 29 maja 2024 roku 

 

Ciągle jestem zdumiona, jak wyrosły te petunie na przestrzeni niecałego miesiąca!


 

NAJNOWSZE NABYTKI

Wypakowałam wreszcie książki. Okazało się, że przywiozłam ich 25 sztuk. Ja chyba za każdym razem biję rekord 😂 Ale trzeba wziąć pod uwagę, że tym razem nie były to ciężkie i grube knigi o Pradze, te przecież kupiłam wysyłkowo przed wyjazdem 😂 Kryminały tyle nie ważą! Generalnie moja łowicka torba z książkami i filmami ważyła 8 kg. A największy i najcięższy był przewodnik po serialu Ally McBeal, albumowe wydanie - prezent dla córki, która jest wielką fanką i gdy go zobaczyłam na regaliku ZA 5 KORON (czyli za 88 groszy!) wiedziałam, że trzeba go jej zawieźć 😍 Tak, po czesku, ale co z tego. Przecież oglądałyśmy już wspólnie tyle odcinków Chirurgów z czeskimi napisami 🤣


 

Zwróćcie też uwagę na powieść Magdy Szabo - nie była tłumaczona na polski, więc gdy ją przeczytam, będę mocno do przodu 😎 Mówiłam właśnie córce - to są, dziecko, zalety znajomości języków, masz o wiele szerszy dostęp do kultury światowej 😉

Jedyną pozycją kosztowniejszą był przewodnik po ulicach Pragi 10 - za 80 koron w antykwariacie - i Po śladach czeskich filmów za 60 koron. Reszta naprawdę po 10 i 5 koron albo za darmo z knihobudki 😂 W sumie na książki wydałam 333 korony (58 zł). A ogólnie 580 zł przez cały pobyt - to chyba nie jest dużo, co? 😎 

Bo nie zapominajmy też o filmach! 16 sztuk z drugiej ręki + trzy seriale nowiuśki koszuli. Chciałabym dziś coś z tego obejrzeć, bo się lepiej czuję.

Znaczy jestem chora oczywiście, kaszlę jak gruźlik i leje mi się z nosa, ale dziś po raz pierwszy od przyjazdu wstałam bez migreny, więc od razu inaczej. Wczoraj wieczorem w pracy ktoś mi powiedział, że przecież mogłabym pojechać od razu na opiekę nocną i świąteczną i nawet się nastawiłam na taki włajaż włajaż... żeby sobie w ostatniej chwili uświadomić, że przecież jestem w sukience.

No dajcie spokój, co innego zdjąć jedynie bluzkę dla osłuchania warkotów w piersi, a co innego dokonać takiego striptizu totalnego starej baby, zostać w samych majtkach!  Fuj!

Bo przedwczoraj miałam gryplan, że córka po szóstej rano pójdzie w kolejkę pod przychodnię, a ja dojdę przed otwarciem o siódmej i w ten sposób może załapię się na numerek do pani doktor - ale gdy mnie córka obudziła, stwierdziłam, że nie jestem w stanie nigdzie iść, na samą myśl, że miałabym się umyć, trzepało mnie z zimna i łeb pękał tak w ogóle.

Ojczasty się od wczoraj domaga obcięcia paznokci, przychodził w tej sprawie już cztery razy - i faktycznie zauważyłyśmy przy obiedzie, że szpony ma jak ta lala - no ale jak mu wytłumaczysz, że nie chcę siadać naprzeciw niego i zarazkami na niego walić, jak mu w ogóle powiedzieć, że chora jestem? Skończy się, że dla świętego spokoju je mu dziś obetnę, a co będzie to będzie... 

 

A' propos pracy jeszcze. To się chyba nigdy nie skończy. Jakiś czas temu poszedł szum, że góra da zgodę na konkurs na tymczasowego pracownika na 6 miesięcy z możliwością przedłużenia na kolejnych 6, więc była nadzieja. Tymczasem okazało się, że to był fejk i żadnego konkursu nie będzie i ja zostanę poproszona o przyjście na miesiąc we wrześniu, na miesiąc w lutym, na kolejny miesiąc w kolejnym wrześniu. I tak do usranej śmierci? Kurna bela!

Nie wiem, czy z tej okazji, ale Derechcja kupiła mi nowy komputer (a może jednak zostaniesz?) z dwa razy większym monitorem i o ile na początku sobie pomyślałam wow, o tyle po czterech godzinach miałam zmęczone oczy od latania z lewa na prawo 😁 Pewnie też kwestia przyzwyczajenia...


wtorek, 28 maja 2024

Erle Stanley Gardner - Případ křivopřísežného papouška


Mam się średnio na jeża, żeby nie powiedzieć źle. Wczoraj przed pracą zaszłam do przychodni zapytać, jakie są możliwości zapisania się do mojej lekarki. Na 10 czerwca... Zakładam, że do tej pory albo będę martwa albo zdrowa 😉 A wcześniej? Wcześniej trzeba przyjść rano w kolejkę, wtedy rozdają numerki na dany dzień. Nawet zaplanowałam tę akcję na dzisiaj, córka miała pójść po 6.00, a ja dojść przed 7.00, kiedy otwierają. Cóż, kiedy nie byłam w stanie. Na samą myśl, że mam iść pod prysznic, otrzepuje mnie.

No więc nic. W tym wszystkim - jak zawsze - najgorszy jest ból głowy, resztę (czyli katar i kaszel) można znieść. Z czego wnoszę, że to jednak będzie zwykłe przeziębienie. Derechcja mi wczoraj proponowała test na covid, bo ma wolny w domu, ale jakoś nie chciałam. Wszedł do mnie, a gdy tylko usłyszał, żem chora natychmiast odskoczył z powrotem na próg 😂

Wieczorem myślałam skończyć Gardnera, zostało mi ledwie parę stron, ale nie dałam rady. Dopiero dziś po śniadaniu. Jeszcze miałam świetny pomysł, żeby kupić kapustę i teraz ją muszę zrobić, bo odmroziłam kiełbasę... W zlewie gromadzą się kolejne łyżeczki, no bo jak próbuję, czy już miękka, to nie chcę tam swoich zarazków wmieszać, więc za każdym razem biorę nowy sztuciec 😂

Słuchajcie, ten nowy Gardner spodobał mi się bardzo, pełen zwrotów akcji i z kompletnie zaskakującym rozwiązaniem. Zdaje się, że nie był tłumaczony na polski, więc przynajmniej w pełni uzasadniony jest ten zakup w Pradze. Albo nie, chyba nie zakup, tylko łup z knihobudki 😂 Bo przecież gdybym nawet zdobyła oryginał, to nie dałabym rady przeczytać.

 Początek:


 

Koniec:


Wyd. Mladá fronta, Praha 1970, 147 stron

Tytuł oryginalny: The Case of the Perjured Parrot

Przełożyła z angielskiego na czeski: Olga Fialová

Z własnej półki

Przeczytałam 28 maja 2024 roku


 

Po powrocie do domu czekały mnie niespodzianki: kwiaty za oknami wybujały, toteż mówię córce, że od tej pory ona je będzie podlewać, skoro tak dobrze jej idzie. Na Dzień Matki kupiła mi nową portmonetkę - w starej była dziura w przegródce na monety, kaletnik zażądał bodajże 25 zł za zszycie, więc niech się wali 😂 Oprócz tego nabyła WÓZEK NA ZAKUPY. No i tu się krzywiłam, bo taki najzwyklejszy, a ja chciałam WYBITNY - miałam kiedyś taki, ale urwało się kółko i nikt nie umiał naprawić. Przy czym wybitne najwyraźniej aktualnie nie egzystują w przyrodzie, bo już kiedyś przekopywałam internety. Ale po wczorajszych zakupach w Lidlu uznałam, że trudno, grunt, że nic nie musimy już dźwigać.


 

W Jordanówce zgarnęłam z półki siedem książeczek na Pragę, tak że uzupełniam zapasy nadwątlone majowym wyjazdem 😁


 

 Potem to już prosto do łóżka. I tak patrzyłam na półkę naprzeciwko, gdzie są zbiory miesięcznika ALMA MATER i się zastanawiałam, czy ich nie wydać (mam jeszcze pół innej półki z nimi). Niegdyś, gdy moją pasją były cracoviana, gromadziłam je zawzięcie. Od lat już do nich nie zaglądam. Ale jakoś mi szkoda - może kiedyś będę chciała? Jednak gdzieś te nowe czeskie trzeba będzie upchnąć, prawda? Ciągle ich nie wyjęłam z torby, nie mam siły się nimi cieszyć ani tym bardziej ich "obrobić": wpisać do katalogu, wpisać do listy, którą drukuję i wklejam do zeszytu przed każdym wyjazdem, sfotografować wreszcie w całości. Papouška miałam w torebce, bo czytałam go już w Pradze i założyłam, że poświęcę mu się również w podróży - ale już byłam nieswoja...


 

sobota, 25 maja 2024

Jan Brzechwa - Stonoga + PRAGA druga sobota

Początek:


Koniec:

Wyd. SARA

Ilustracje: Renata Krześniak

Seria: BIBLIOTECZKA NIEDŹWIADKA

Przeczytałam 25 maja 2024 roku


Praga, dzień dziesiąty

Ach. Jaka jestem zmęczona.

Mówiłam już, że nie lubię podróży? Mówiłam, mówiłam, nie raz mówiłam. Zawsze nerwy, zawsze węgiel 🤣, zawsze boląca prawa ręka w kolejne dni. Dzisiaj to jeszcze nic nie czuję, ale wiem, że jutro przy myciu głowy ledwo ją podniosę.

Oczywiście w nocy przed wyjazdem nie mogłam zasnąć, wychylałam się przez okno robiąc zdjęcia 😉 



Viera, kochana dziewczyna, wita mnie i żegna, dzielnie taszczy przy tej ostatniej okazji moją łowicką torbę z książkami - to już nasza tradycja, jak jej się kiedyś urwą uszy (torbie, nie Vierze), muszę znaleźć taką samą!

Na dworcu od dawna już jest atrakcja w postaci jego modelu wykonanego z klocków Lego. Ciekawe, czy po przebudowie uaktualnią.


Bilet miałam na wagon Low Cost i cóż, lepszy od tego całego RELAXU, mnóstwo miejsca na nogi, gdybym nie znalazła miejsca na walizkę, to i ona by się tam zmieściła. No, ale niestety na sierpień nie ma już w tym wagonie miejsc i muszę pozostać przy Relaxie.

Moje biuro rozłożone 😁 Ale Bogiem a prawdą już się nie umiałam na niczym dłużej skupić, myśli krążyły wokół domu i pracy.


W Ostrawie-Svinov przesiadka do autobusu i jeszcze wytrzymać te ostatnie 2,5 godziny do Krakowa. Żeby zabić czas gapiłam się na filmy na wyświetlaczu w oparciu fotela, przerzucając się z jednego na drugi: Gran Torino, Kursk, Boska Florence. Tyle że nie miałam słuchawek, więc tylko czytałam czeskie napisy 🤣



Taka jestem osłabiona - ale wiem, dlaczego, choróbsko mnie chyta, boli mnie gardło i kaszlę już od wczoraj - że ani nie rozpakowałam walizki ani nie wyjęłam książek (a przez te ostatnie zakupy nawet nie wiem, ile ich w sumie przywiozłam, podliczenia będą w następnym poście).  

Walnęłam się do łóżka z syropkiem i likarstwem zaordynowanym przez córkę i obejrzałyśmy sobie kolejny odcinek Chirurgów. Wszystko wraca na swoje tory... całe szczęście jednak, że brat przywiezie Ojczastego dopiero jutro. Teraz trochę poczytać i lulu.

Następny wyjazd za 75 dni!

piątek, 24 maja 2024

Kraina lodu: Audiencja u Anny + PRAGA drugi piątek

Początek:

Koniec:

Wyd. EGMONT 2018

Seria: NAKLEJKOWE SZALEŃSTWO

Przeczytałam 24 maja 2024 roku


Praga, dzień dziewiąty

Mówiłam dwa dni temu, że coś mnie pobolewa przy chodzeniu prawa stopa (pod piętą). Ale że jedna, to nie było jakieś bardzo dolegliwe. Dzisiaj wstaję, a lewa melduje to samo. Normalnie zacznę chyba chodzić na palcach. Moja córka w podstawówce miała takiego kolegę, chodził jakby tańczył. Potem mu chyba przeszło. 

Uświadomiłam sobie straszną rzecz - że nie byłam na żadnym cmentarzu. Pojechałam więc na Olszany, bo chciałam wyfocić jeden z najbardziej znanych tamtejszych pomników nagrobnych - rodziny Hrdličków. Ich syn zmarł jako 20-letni słuchacz austriackiej akademii dla przyszłych dyplomatów i rodzice zamówili gigantyczny pomnik, gdzie zmarły jest przedstawiony w mundurze szkolnym, a niżej rozpaczają rodzice.

Chodzę i chodzę, pamiętałam, że jest przy bramie - ale nie przy której - aż tu z daleka ujrzałam stojącą jakąś oprowadzaną grupę, było jasne, że przy tym grobie 😂 Mogłam się nawet przyłączyć, ale na samą myśl, że znów mam łazić za przewodnikiem... brrrr!

Samodzielnie znalazłam grób sióstr Klenkovych. Legenda głosi, że dziewczynki zginęły tragicznie, gdy ciężki powóz przejechał im nogi. To jeden z najczęściej odwiedzanych grobów na tym cmentarzu.

 

O architektce, która spoczywa pod tym nagrobkiem, nigdy nie słyszałam, ale na cmentarzu jest dużo tablic informacyjnych, więc przeczytałam, iż zmarła na raka zaledwie kilka dni po urodzeniu syna. Jest to pierwszy nagrobek zaprojektowany na cmentarzu Olszańskim przez wybitnego czeskiego architekta Josefa Pleskota. Nowy prezydent Czech planuje zaprosić go do współpracy przy rozwoju praskiego hradu. A' propos, Viera mówiła, że słyszała rano w radiu, iż prezydent Pavel miał wypadek na motocyklu i jest w szpitalu.


 

Przystanek na Żiżkowie. Reklama jakiegoś serialu na Netflixie - kto zna, niech się zgłosi w komentarzach.


 

Nie mówcie, że można przejść obojętnie obok takiego regaliku. Kupiłam trzy książki, co wedle aktualnego kursu wyniosło 2,62 zł 😂

 

Obok było coś o nazwie Bazar, więc wstąpiłam, że może znajdę jakieś pamiątki dla koleżeństwa z pracy. Jednak wbrew nazwie ceny nie były bazarowe. Tak że tego najmniejszego rewolweru na świecie nie nabyłam.


 

Film. Film niestety przypomniał mi o tym, co mnie czeka w domu i że znów będą nieprzespane noce 😢 Syn musi zaopiekować się matką, u której stwierdzono Alzheimera.


Przy wyjściu z kina czekała na mnie Viera, żeby mi zdać relację z teatru, bo ja miałam na dzisiejsze dopołudnie bilet na próbę generalną, ale gdy zobaczyłam, że będzie w kinie Tancuj Matyldo (który bardzo chciałam zobaczyć) wcisnęłam ten bilet jej 😁 Mówi, że znowu były tam gołe zadki i kopulacje, to wiele nie straciłam 🤣

Wybrałyśmy się na spacer na Hrad - ile ja już tam czasu nie byłam - po porannym zachmurzeniu znów wyszło słońce, ta Praga wie, jak się zrehabilitować.


 Trafiłyśmy na zmianę warty i dopiero gdy wartownik wyszedł z budki i odwrócił się tyłem zobaczyłam, że to dziewczyna (po włosach zebranych w kok) 😁 Ja bym nie ustała tak nieruchomo ani pięć minut!

 

Na Hradzie jest nowy Starbucks, ta dobudowa wydaje mi się całkiem całkiem. A teraz wyobraźcie sobie, że coś takiego postawią na Wawelu 😄


Nie będę urządzać zagadki i nie zapytam, gdzie to może być, powiem od razu - w kościele pod chórem 😂 Nie na Hradzie, ale na Hradczanach. Można sobie usiąść i Biblię poczytać. Nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła, czy żarówka świeci. Otóż nie, spalona, proszę wymienić!


 

I wreszcie zasłużony odpoczynek dla moich nóg!


 Państwo chcą jeszcze jakiś chodnik? Proszę bardzo, oto GWIAZDY.



czwartek, 23 maja 2024

Wiesław Drabik - Z tatą w ZOO + PRAGA drugi czwartek

Początek:


 

Koniec:


 

Wyd. Księgarnia Wydawnictwo Skrzat Stanisław Porębski, Kraków

Ilustracje: Marek Szal

Przeczytałam 23 maja 2024 roku


Praga, dzień ósmy

Dzień poszukiwań z listy. Zlokalizowałam najwęższy współczesny dom w Pradze. Ja wiem, co chwila jakiś najwęższy dom: a to najstarszy najwęższy, a to najwęższy hotel... O tym przeczytałam niedawno u Zdeńka Lukeša. Szerokość: 420 cm.

Żeby to było lepiej widać:


Tego nie było na liście - otwarta brama naprzeciw przystanku tramwajowego, w głębi podwórza zauważyłam jakiś tam kościół ewangelicki, więc weszłam, a po odwróceniu się zobaczyłam to cudo. Kamienica z zewnątrz kompletnie bez wyrazu, ani pięć groszy za nią nie dalibyście.



Co też nie wymyślą, żeby przyciągnąć klienta do kawiarni!

Albo do optyka...

Garnki lutuję, garnki!


 

O poranku nikt nie wystaje z piwem, choć widziałam na FB zdjęcie z jednego supermarketu z regałem pod hasłem ZDROWE I POŻYWNE ŚNIADANIE czy coś w ten deseń - na półkach same piwa 😁

 

Poranne pucowanie chodników.


Czekamy na tramwaj. Ona i ja.


 

Drugi punkt programu to miało być jakieś wielkie PSSSST wywieszone przy ulicy z mnóstwem barów i klubów, coby ich klienci nie hałasowali po nocy. Ledwom znalazła, bo ani takie wielkie ani rzucające się w oczy 🤣


Punkt trzeci to KOSMONAUCI. W tym celu trzeba było udać się na końcową stację metra linii B o nazwie Haje. To znaczy teraz się tak nazywa, bo w czasach słusznie minionych była to właśnie stacja Kosmonautów. Tacy dwaj weseli przystojniacy stoją nieopodal.


Przy stacjach metra poza ścisłym centrum zazwyczaj powstają sklepy i sklepiki, tutaj znalazłam nawet coś takiego, kompletnie bez nazwy i bez szyldu 😀 To mi się wybitnie kojarzy z kryminałami Doncowej, gdzie zawsze koło metra bohaterka robi zakupy.


Wokół rozciąga się osiedle, niedawno wybudowano tam centrum im. Matki Teresy (lepszego patrona trudno znaleźć, co?), podeszłam bliżej, bo czytałam, że dzwonnica nie ma drzwi, tylko podziemne przejście. Fakt, żadnych drzwiczek nie stwierdzono, ale i tak nie rozumiem, jak w środku którejś z tych dwóch kolumn mogą się zmieścić schody.

Nie wiem, co to jest poniżej, wygląda jak blok mieszkalny, ale ma ZEGAR, co by wskazywało raczej na instytucję. W każdym razie dzielnie podtrzymuje praską tradycję zegarów w przestrzeni publicznej.
 


 

W kinie byłam tym razem na dokumencie Tady Havel, slyšíte mě?, smutny obraz starości i odchodzenia, ale nie o tym, nie o tym - tylko raczej o dbaniu o wygodę widza 😍


 

Po południu pojechałyśmy z Vierą na koniec świata odnaleźć Orloj. Punkt czwarty skreślony.

Pan Havlíček chciał na rogu swej posiadłości postawić kapliczkę, ale koledzy ze stowarzyszenia zegarmistrzowskiego namówili go na wykonanie zegara 😁 Wszystko pokazuje: która godzina, jaki dziś dzień (znaczy datę), wschód i zachód słońca, znak Zodiaku...


 

Całkiem przypadkowo odkryłyśmy jeszcze jedną lokalną ciekawostkę - rzeźby Moai z Wysp Wielkanocnych 🤣 Coś wystawało zza płotu, podeszłyśmy rozmawiając, a tam akurat pan coś podlewał, usłyszał nas, otworzył furtkę i spytał, czy chcemy zobaczyć. Czy chcemy? Co za pytanie 😁

Sam wykonał (druga jest w ogrodzie), z zawodu był konserwatorem, pokazał nam też barokowe aniołki, którym dorobił skrzydła, bo były w kiepskim stanie. Swoimi rzeźbami nigdzie się nie chwalił, tak że raczej o nich nie przeczytacie w internecie. Chyba. Ludzie mają fantazję 😍