Mikołajek zawsze jest fajny, wiadomo. To jakiś dodatek do gazety z trzema opowiadaniami, w tym Jedziemy na wakacje (hm hm, coś o pakowaniu, nie będę komentować). Zaplanowano takich wydawnictw sześć, ja znalazłam kiedyś jedno.
Początek:
Koniec:
Wyd. Axel Springer Polska Sp. z o.o., Warszawa, oczywiście bez daty
Przeczytałam 18 maja 2024 roku
Praga, dzień trzeci
Najpierw rozwiązanie wczorajszej zagadki.
Z boku są drzwiczki i tymi drzwiczkami właziliśmy po kolei do głowy Kafki. Bo miejsca tam jest na jedną-dwie osoby, zwłaszcza, że trzeba uważać, żeby czegoś niechcący nie nacisnąć 😁 Głowa ma 10,5 metra wysokości, jest tam kilometr przewodów i 42 obracające się, niezależnie od siebie, panele. Maksymalna szybkość obrotów - sześć na minutę. W zeszłym roku rzeźba przeszła generalną rekonstrukcję i znów się kręci.
A teraz SKOŃCZYŁO SIĘ BABCI SRANIE czyli SPRAWA SIĘ RYPŁA.
Tak, prąpaństwa.
Wychodząc rano z łazienki, już w kurtce (13 stopni) gotowa do wyjścia, usłyszałam brzdęk, coś poleciało na podłogę. A cóż to było, zapytacie? A wyświetlacz aparatu się urwał 😟
Aparat wisiał mi na ręce, nie wiem, jakim cudem zawadziłam o komodę.
Zostać w Pradze bez aparatu to taki koszmar senny był. No i się zrealizował.
Tysiąc myśli przeleciało mi przez głowę. Rzucić wszystko i jechać w Bieszczady. Szukać naprawy - gdzie, kiedy. Po niedzieli? Kupić nowy. Jeszcze gorzej, bo raz, że być może mi to połączenie przywrócą w Krakowie, a dwa, że przecież nie mam żadnej koncepcji, jaki to aparat miałby być i co tak na łapu capu.
Mimo wszystko pojechałam na pierwsze zwiedzanie (plan był na sześć miejsc dzisiaj). I robiłam zdjęcia. No bo myślę sobie, że muszę tak w ogóle sprawdzić, czy aparat działa. Przywitał nas minister (bo to ministerstwo było) i włóczył się z nami, widać nic do roboty nie ma 😁
No bo nie wiem, czy się jasno wyraziłam: można focić - tyle że na ślepo 🤣 Dajcie niewidomemu aparat, będzie podobny rezultat. Tu u góry chciałam na wieczną rzeczy pamiątkę sfocić pocztę pneumatyczną, która działała w ministerstwie do wielkiej powodzi w 2002 roku. A tu niżej, już w drugim ministerstwie, celowałam w lampę. Całą lampę 🤣
Powoli zaczęłam się oswajać z myślą, że aparatu póki co nie ma i trzeba sobie jakoś ułożyć czas inaczej, bo jechać specjalnie gdzieś na sesję natürlich nie ma sensu. Człowiek jest silna bestia i wszystko zniesie i sobie nawet potem zracjonalizuje.
Obejrzałam to drugie ministerstwo, poszłam na obiad i wymyśliłam, że wobec tego na kolejne zwiedzanie udam się do garaży, gdzie jest zakaz fotografowania, ot tak, dla czystej rozrywki. Z tym, że jak czegoś nie wyfocę, to potem nic nie pamiętam - no ale co na to poradzę.
Jadę tramwajem i czuję się jednak taka osłabiona, że chyba najpierw wpadnę do domu na herbatkę. A tu się okazuje, że w prawo tramwaj nie skręca. Bez dania racji. Trzeba przejść jeden przystanek piechty. Idę i myślę, że siła złego na jednego - aż dochodzę tam, gdzie miałam dojechać - i zachłystuję się z emocji 😁 Tramwaj dzisiaj nie jeździ koło mnie, bo montują motyle!
/znów fota na chybił trafił 😂/
Wczoraj narzekałam, że remontują dom handlowy MAJ i nie ma Tesco. Wiedziałam, że na obu fasadach mają zawisnąć ruchome motyle od Davida Černýho, mnóstwo kontrowersji wzbudził ten projekt (jak zresztą każde jego dzieło) i nawet sfotografowałam w czwartek przygotowane dla nich miejsce - ale nie miałam pojęcia, że to już!
David Černý oczywiście ten na czarno.
---------------------------------------
Apdejt poranno-niedzielny
Skoro udało się jednak zrzucić zdjęcia z telefonu, dodaję artystę en face 😉
---------------------------------------
Od rana trwają prace i oczywiście gromadzą tłumy gapiów.
Z tych emocji, że oto jestem świadkiem historycznego momentu - gdy w 2014 roku instalowano głowę Kafki, jeszcze mi się Praga nie śniła - wyciągnęłam nawet telefon, żeby widzieć, który fragment motyla obejmuję 😁
W domu podłączyłam po raz pierwszy w życiu telefon do laptopa i udało się nawet to zdjęcie zmniejszyć i zapisać. Pojechałam do garaży z początku lat 30-tych (było wtedy w Pradze 5,5 tysiąca aut), stamtąd poszłam obejrzeć kubistyczną willę i znów wróciłam do motyli. Przez pół godziny gapiłam się z wielkim strachem na montaż. Zdjęcia w telefonie, cała dokumentacja. Ach, myślę, nie jest tak źle, nie opuszczę Was jeszcze 😁
Przychodzę do domu - nie mogę się dostać do zdjęć. Znaczy widzę miniaturki na ekranie laptopa, ale nie mogę ich skopiować ani nawet otworzyć. Mówi mi, że jest w użytkowaniu. Nie mam pojęcia, o co kaman i dlaczego wcześniej pozwoliło mi to zdjęcie z góry zapisać.
Tak że teges - nie wiem, co będzie.
Na pociechę kupiłam sobie taką mianowicie książkę za 10 koron. Bo wyniosła panienka jest oszukistka: co prawda nie ma faktycznie pudeł na podłodze, ale na tym regaliku przy wejściu dokładają na bieżąco, żeby był zawsze pełen. No to sobie wygrzebałam 😜 Nie mam pojęcia, co to są za głupoty, ale jest mi już WSZYSTKO JEDNO.
O wpół do dziewiątej poszłam raz jeszcze zobaczyć, jak wygląda sytuacja, motyla noga: pierwszy wielki motyl jest już na ścianie, trzech gości wiszących na linach ciągle coś przy nich majstruje. Drugiego, mniejszego, będą pewnie montować jutro, a dziś w nocy pilnować całego majdanu. Jeden z panów od montażu mówił mi (bo poszłam zagadać), że są w pracy od wpół do trzeciej rano. A przygotowania trwały trzy lata.
Jutro, choćby bez zdjęć, ciąg dalszy nastąpi...