Życie kierowców ciężarówek nigdy mnie specjalnie nie interesowało, sama nie wiem, czemu to wzięłam (było wśród nowości), może dlatego, że dziewczyna, w końcu to rzadko spotykane jednak i chciałam się dowiedzieć, jak ona sobie radzi z szeregiem problemów, jakie generuje tego typu praca.
Oczywiście jest pasjonatką, w takich wypadkach problemy maleją 😁 ale ciągle są:
- kwestia bezpieczeństwa (głównie na parkingach i, co ciekawe, bardziej na południu Europy, na północy jest bezpieczniej; chodzi nie tylko o napady rabunkowe na przewożony towar, ale również o przedostawanie się do naczep nielegalnych imigrantów)
- kwestie toaletowe (nie jest z tym najlepiej; prysznice, jeśli są, nie porażają czystością, o innych urządzeniach sanitarnych nie wspominając - wyjątkiem są Stany Zjednoczone; kierowcy załatwiają się nieraz do butelek i wyłożonych plastikowymi torbami wiaderek, czasem kupują sobie toalety chemiczne, choć to spory wydatek)
- życie w drodze jest bardzo trudne, jeśli chodzi o pogodzenie go z życiem rodzinnym; autorka jest póki co bezdzietną singielką, ale co, gdy zapragnie to zmienić?
- trudności związane z samym przebiegiem pracy, z cięciem wszelkich kosztów przez firmy przewozowe, w praktyce przerzucaniem ich na barki kierowców
Początek:
Autorka od jakiegoś czasu wozi gabaryty czyli realizuje nietypowe zlecenia, na przykład przewozi śmigła od wiatraków, i to jej daje największą satysfakcję - wyzwania zamiast codziennej rutyny.
Koniec:
Nigdy wcześniej nie natknęłam się na Trucking Girl, nie oglądałam jej nagrań na YT. I to się myślę nie zmieni, nie moje klimaty, choć podziwiam jej determinację w dążeniu do celu. Tyle trudności musiała pokonać, tyle przezwyciężyć uprzedzeń - dziewczyna za kółkiem wielkiej ciężarówki!
Wyd. MUZA SA, Warszawa 2020, 319 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 27 lipca 2024 roku
Nieszczęsny You Tube... To jeden z projektów na emerycką zimę: chcę przejrzeć wszystkie swoje subskrypcje i powyrzucać niepotrzebne. A będzie z tym huk roboty, bo się ich nazbierało 581! Z profilami na YT jak z książkami czy filmami: zbieram na przyszłość, na wszelki wypadek, bo kto wie, czy mi się nie przyda, etc. Nie wiecie przypadkiem, czy można tam sobie poukładać subskrypcje tematycznie (Japonia, kuchnia, muzyka, film, Polacy za granicą, Praga, języki, dokumenty)? Ileż razy szukałam czegoś nie pamiętając nazwy profilu... i jak tu znaleźć wśród setek innych?
A' propos, trafiłam ostatnio na ten filmik. I okazało się, że to mieszkanie ma wielkość mojego - a wygląda na tak przestronne!
Niestety nie ma napisów w żadnym zrozumiałym języku 🤣
Dawno już zrezygnowałam z praktyki ściągania filmików na pendrive'a, żeby je sobie obejrzeć na telewizorze (za dużo z tym roboty). Najpierw wyszukiwałam bezpośrednio na tv. Tymczasem telewizor głupi z niewiadomego powodu przestał w którymś momencie widzieć routera - bardzo prawdopodobne, że wymaga jakichś uaktualnień sterowników, ale jak mam je ściągnąć z internetu, skoro go nie odbiera? Zdaje się, że jest jeszcze na gwarancji, kupowałam go bezpośrednio przed remontem kuchni, ale przecież nie zabiorę go pod pachę do serwisu. Radzę sobie na razie tak, że podłączam do niego laptop kablem USB, jednak denerwuje mnie, że dwa urządzenia muszą być włączone.
Bardzo ciekawa ta praca na Tirach, trzeba odwagi i determinacji żeby dać radę.
OdpowiedzUsuńNie korzystam aż tyle z YouTube, więc raczej marny że mnie doradca.
jotka
Odwaga i determinacja to podstawa. Myślę też, że dobre zdrowie.
UsuńNie wiem, chyba by mi musieli zapłacić, żebym przeczytał tę pozycje.
OdpowiedzUsuńCiekawe do czego właścicielce mieszkania taki kawał pustej podłogi. Tańce urządza w mieszkaniu?
Znajdź głupiego, który Ci zapłaci i negocjuj warunki 🤣🤣🤣
UsuńJa uwielbiam pustą przestrzeń. Tańce? Czemu nie?
Pusta podłoga...
UsuńMoje doświadczenie z pobytu w Japonii - znajomy zaprosił mnie na kilka dni do swojego domku wakacyjnego. Jeden spory pokój, żadnego mebla.
Pora posiłku - gospodarz wyciąga z szafy stół na króciutkich nożkach i maty na których będziemy siedzieć.
Pora spania - gospodarz wyciąga z szafy materace i koce.
A przez resztę dnia można tańczyć :)
Wszystko tradycyjnie 😁 Zażyłeś na własnej skórze.
UsuńInna sprawa, że u siebie wolałabym mieć łóżko do dyspozycji w każdej chwili, bez żadnego wyciągania z szafy czy choćby rozkładania kanapy. Jako migreniczka nieraz wracałam z pracy i od razu właziłam pod kołdrę 😉
Mnie też by musieli słono zapłacić za a) bycie (hmm tirówką nie, więc jaka jest żeńska firma tirowca?😁), b) przeczytanie tej książki i c) obserwowawanie tej pani. Jako za młodu zamiłowana podróżniczka autostopem po Europie najeździłam się tirami i nagadałam z ich kierowcami. Oczywiście nie sama jeździłam, tylko z chłopakiem lub koleżanką.
OdpowiedzUsuńFilmiku obejrzałam kawałek i nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, ale ona chyba z całego tego mieszkania zrobiła jeden pokój? Dziwnie ten pusty środek wygląda, no i chyba tam sama jedna mieszka? Ja takie wnętrza nazywam instagramowymi = do pokazywania, nie do życia.
Czytam o księżniczkach Romanowych, to już któraś książka w ciągu ostatnich miesięcy o rodzinie ostatniego cara.
Agata
Też pamiętam tiry z autostopu 😁 Ale nigdy mnie to nie fascynowało. Samą książkę czytało się w miarę dobrze, choć pod koniec już byłam nieco znużona tematyką.
UsuńMokuren niżej wszystko świetnie wyjaśniła!
a ja uwielbiam mieć dużo miejsca na podłodze. Im więcej tym lepiej. Jak tylko mogę rozstawiam wszystko tak pod ścianami żeby mieć wolność poruszania. mMa
OdpowiedzUsuńPrzybij piątkę!
UsuńPS. Ten brak podłogi aktualnie, w sytuacji z Ojczastym, jest na pewno jedną z ważniejszych przyczyn mojej depresyjki. Bardzo mi to doskwiera i marzę sobie, jak to kiedyś będzie z powrotem...
Podłogę w sypialni zajmuje kanapa przeniesiona tam, żeby zrobić miejsce na rehabilitacyjne łóżko, obok stoliki do kanapy "przynadleżące" i jeszcze ta półka na kółkach an telewizor. Generalnie jak w slumsach. Albo mi się przypomina jakaś latynoska telenowela, Zbuntowany anioł. Służące bodajże mieszkały w pięć w jednym pokoju, całym zastawionym łóżkami.
A ja bym tę książkę z chęcią przeczytała. W ramach poszerzania horyzontów. Ale tylko książkę, kanałen na YT nie jestem zainteresowana.
OdpowiedzUsuńA propos filmiku. Na tym kanale przedstawiają mieszkania po remoncie/renowacji. W tym konkretnym filmiku pokazano przebudowane 44-letnie mieszkanie o pow.55 m2. Właścicielka prowadzi w liceum zajęcia ze sztuki (plastyki?). Mieszkanie ma przypominać bibliotekę z uniwersytetu sztuk pięknych, który właścicielka ukończyła. Mieszka sama. Tak wynika z opisu.
W Japonii w latach 60. ubiegłego wieku zaczęły powstawać osiedla bloków mieszkalnych, tzw. danchi. W owych czasach mieszkanie w takim bloku to był luksus i marzenie wielu Japończyków. Obecnie jest moda/trend na remontowanie i przerabianie mieszkań w danchi, które już się zestarzały. I z kilku pokoi robi się zazwyczaj otwarte mieszkanie. Bo dawne mieszkania były ciemne, miały dużo małych pomieszczeń, no i te w środkowej części mieszkania były bez okien, oświetlane tylko lampą. Pod koniec filmiku, na planie mieszkania przed remontem (wersja before) widać, że kuchnia i jadalnia (kitchen, dining) nie mają dostępu do światła naturalnego.
A propos pustej podłogi ;-) Ja też mam podobnie w mieszkaniu ;-) U każdego będzie inny powód. Ktoś mieszkał w małym, zagraconym mieszkaniu, więc chce poczuć przestrzeń. Komuś łatwiej się sprząta pustą przestrzeń. Ja akurat nie lubię mieć dużo mebli, a to głównie ze względu na bezpieczeństwo w przypadku trzęsienia ziemi.
Acha, właścicielka mieszkania z filmiku wspomina, że zajmuje się twórczością (nie wiem czego) i roślinnością, pokazany jest kącik z różnymi przyborami/narzędziami, więc może potrzebuje trochę wolnej przestrzeni...
No genialnie, że to wszystko objaśniłaś 😍😍😍 Jak nie ma napisów choćby angielskich, to można tylko popatrzeć na obrazki. A Ty jeszcze podałaś kontekst, czyli te danchi.
UsuńObejrzę sobie jeszcze raz, wiedząc teraz więcej.
W dawnych czasach obiecywałam sobie, że u mnie w mieszkaniu będzie właśnie pusto. I to była reakcja na dwa pokoje w czwórkę w rodzinnym domu, siłą rzeczy dość zagracone. Nic więc dziwnego, że zaraz po tym, jak kupiliśmy ze Ślubnym nasze własne cztery kąty, rozwaliłam ścianę między kuchnią a małym pokojem. W poszukiwaniu tej przestrzeni, której całe życie brakowało (jeszcze trzeba wspomnieć o latach w akademiku).
Niestety zbieractwo książek spowodowało, że pustych ścian brak. To też boli, ze tak wszędzie te regały stoją. No ale cóż 🤣
Japończycy mają /mieli jeszcze ten sprytny pomysł chowania łóżek, a właściwie pościeli, do ściennych szaf. Gdybyśmy my, w naszej kulturze, umieli spać na podłodze - ileż by to miejsca w ciągu dnia zaoszczędziło, prawda?
"Japończycy mają /mieli jeszcze ten sprytny pomysł chowania łóżek, a właściwie pościeli, do ściennych szaf. Gdybyśmy my, w naszej kulturze, umieli spać na podłodze - ileż by to miejsca w ciągu dnia zaoszczędziło, prawda?"
UsuńW Polsce w 1969 roku mój znajomy zrobił dla mnie tzw. "tapczan półkę". Było to składane łóżko, w czasie dnia nie zajmowało miejsca. Znalazłem zdjęcie czegoś trochę podobnego (https://sprzedajemy.pl/tapczan-polka-z-prl-1962-rok-wloclawek-design-389-koscian-4-a1d299-nr54855323), ale moja była o niebo ładniejsza i lepiej wykonana, a poza tym nóżki były wykonane o stokroć estetyczniej. Na górze miała dwie szafki oraz oszkloną półkę, jak też półkę na książki, a do tego spód łóżka był pięknie wykończony i posiadał dwie fikcyjne drzwiczki z rączkami. Dlatego większość ludzi, patrząc na złożone łóżko, nie domyślała się, że to jest łóżko-sądziłą, że to po prostu zamknięta szafka.
To się nazywało półkotapczan i było dość popularne za PRL-u, głównie ze względu na ciasnotę mieszkań. Zaczęło się chyba od gomułkowskich bloków ze ślepymi kuchniami...
UsuńU nas w domu były wersalki, ale widywałam takie meble u koleżanek.
Widzę w internecie, że nadal są produkowane, tylko unowocześnione. Ceny zaczynają się od 3,5 tys. 😁
BBM: Kiedyś oglądałam reportaż o dziewczynie z niepelnosprawoscią /ręce, żeby było dziwniej!/ - kierowcy olbrzymiego tira. W głowie się nie mieści ludzka odporność, pomysłowość, odwaga…
OdpowiedzUsuńRyzykowna sprawa... ale skoro tak pracuje, to znaczy, że jest w stanie sobie poradzić w każdej sytuacji. A bycie kierowcą tira to nie tylko siedzenie za kółkiem, to ciężka fizyczna praca przy załadunku i wyładunku etc.
UsuńZawód „trakowca” jest w Kanadzie popularny i stosunkowo dużo Polaków go wykonuje, istnieją nawet dwa polskojęzyczne magazyny dla kierowców. Swego czasu Marcin Baraniecki (który był naczelnym redaktorem jednego z magazynów) napisał książkę o tym zawodzie, „Książęta highwayu”. Osobiście znam sporo osób parających się tą profesją, w tym jedną kobietę. Raz opowiedziała mi fajną historię, która się jej przydarzyła na postoju dla ciężarówek, bo nikt nie przypuszczał, iż to właśnie ona jest kierowcą wielkiej ciężarówki.
OdpowiedzUsuńWiele ludzi decyduje z powodu stosunkowej łatwości uzyskania prawa jazdy i nie najgorszych zarobków—również to, iż boss non-stop nie stoi nad nimi, jest ważnym czynnikiem, szczególnie, gdy przez jakiś czas pracowali w fabrykach. Niektórzy lubią tego rodzaju pracę i często przez kilka tygodni są w drodze, objeżdżając w tym czasie wzdłuż i wszerz Kanadę i USA. Dużo ludzi wykonuje ten zawód, bo musi i jak sami mówią, „niedobrze im się robi, gdy wchodzą do ciężarówki.” Jest to praca bardzo ciężka, stresowa i wyczerpująca. Również pracuje się samotnie i po czasie może to prowadzić do problemów psychologicznych i rodzinnych.
Ja NIGDY nie nadawałbym się na kierowcę ciężarówek—ogólnie uważam prowadzenie samochodu (nie mówiąc o ciężarówkach) za niezmiernie nudne i monotonne zajęcie; nierzadko morzy mnie sen i muszę na poboczu uciąć krótką drzemkę.
Corocznie jeżdżę samochodem do mojej znajomej w USA, ok. 1700 km; chociaż normalnie taką trasę pokonuje się w 2 dni i jedną noc, mi to zajmuje 4 dni i 3 noce (biwakuję w parkach/lasach), jak też wybieram drugorzędne drogi (a nie autostrady) i staram się przy okazji jak najwięcej zobaczyć i poznać nowych ludzi. Mimo wszystko nie uważam takiej przejażdżki za przyjemność (nota bene, lot samolotem, chociaż wynosi poniżej 2 godzin, też nie należy do przyjemności, ale to już oddzielna sprawa).
Autorka pisze, że Polska jest największym przewoźnikiem w Europie, a ona sama jeździła również w Kanadzie po lodowych szlakach. W USA infrastruktura była genialna, w przeciwieństwie do Europy, tylko musiała tam pozdawać na nowo egzaminy i dorobić dodatkowe kursy. O problemach wynikających z samotności też wspomina.
OdpowiedzUsuńNie dziwię Ci się, że wybierasz 'boczne drogi', bo jazda autostradą jest rzeczywiście przeraźliwie nudna. Odczuwam to wyraźnie, choć nie jako kierowca, tylko pasażer, gdy jadę autobusem do Czech. No nie ma na czym oka zawiesić 😒
"... a ona sama jeździła również w Kanadzie po lodowych szlakach."
OdpowiedzUsuńW Kanadzie istnieje wiele "ice roads", dróg, które ciągną się po lądzie i po lodzie w zimę, po których ciężarówki dowożą różne towary do odległych, północnych miasteczek. To jest najbardziej ekonomiczny sposób, bo w lato pozostaje jedynie niezmiernie drogi transport powietrzny. Z powodu coraz bardziej ciepłych zim, coraz częściej okres przewozu takim drogami staje się (za) krótki. Wbrew pozorom, ten rodzaj transportu jest bezpieczny. Nawet gdy sporadycznie pod ciężarówką załamie się lód, kierowca ma dużo czasu na jej opuszczenie. Kierowcy zwykle mają puchowe śpiwory i w razie zawiei śnieżnych po prostu parkują i czekają, aż pogoda się polepszy i pługi oczyszczą drogę.
Swego czasu czytałem ciekawą historię o turystach z Europy, którzy w lato podróżowali (może na kanu) po północnych terenach Kanady. Będąc w całkowitej, bezludnej dziczy, nagle natrafili na lądzie na drogę! Przekonani, że ich zaprowadzi do "cywilizacji", przez jakiś czas nią szli. Byli niezmiernie zdumieni, gdy droga się nagle skończyła w jeziorze!
"... jazda autostradą jest rzeczywiście przeraźliwie nudna."
Najdłużej jechałem autostradami jednego dnia z Toronto do Chicago i z Toronto do Danbury, Connecticut. Obie trasy 800 km. Strasznie nudno. Ale to jeszcze nic: gdy jechaliśmy w Montanie (USA) lub przez kanadyjskie prowincje Saskatchewan i Manitoba, to dopiero było okropne! Ani jednej górki, kompletnie płasko i monotonnie. A do tego w Montanie często na drodze stoją krzyże-ich ilość oznacza, ile w tym miejscu zginęło ludzi w wypadkach samochodowych. Raz naliczyłem ich dziewięć... W każdym razie po przejechaniu paruset km byliśmy kompletnie "zahipnotyzowani" i śpiący. Nie wiem, jak sobie radzą kierowcy ciężarówek, którzy regularnie pokonują tą trasę.
I jeszcze jedno. W 1995 roku kilka razy jeździłem z Toronto na Florydę i do Missouri z klubem kanu. Nie zapomnę jednego "truck stop". Gdy się do niego wjeżdżało, stała spora przyczepa kempingowa z ogromnym napisem "Masaż"--można się domyślać, jakiego rodzaju. Przy wyjeździe stała następna przyczepa kempingowa, w której znajdował się... kościół. A na samym "truck stopie" można było m. in. zakupić specjalne preparaty, pozwalające kierowcom kontynuować jazdę bez potrzeby snu [to było przed 'wynalezieniem' kofeinowych napoi (izotonicznych) i komputerowych kart drogowych pojazdów, toteż kierowcy znajdowali wiele sposobów na ich fałszowanie].
Innymi słowy, można było na takim postoju wszystko załatwić: przyjemnie zgrzeszyć i się zrelaksować, zażyć coś na podniesienie energii, następnie otrzymać chrześcijańskie wsparcie wraz z rozgrzeszeniem-i wyruszyć w dalszą drogę!
Tego już nawet nie można nazwać "dwa w jednym" 🤣 co najmniej pięć!
UsuńIleż to ciekawostek człek znajdzie u Małgosi :)
OdpowiedzUsuńPrzychodzę tu dla wpisów, ale nie będę ukrywał, że chyba na równi z sekcją komentarzy. Fajna społeczność się tu wytworzyła, nie mówiąc już o tym z jak różnorodnym i ciekawym zasobem wiedzy. I życiowych anegdot :D
UsuńTe życiowe anegdoty najciekawsze!!!
Usuń