poniedziałek, 6 stycznia 2025

Wisława Szymborska, Czesław Miłosz - Pod dyskretną opieką Wielkich Mocy. Listy i nie tylko


Taki drobiażdżek. W godzinę do ogarnięcia, i to przy dokładnym wpatrywaniu się 😉 Miłe, bo Szymborska z tymi wyklejankami była sympatyczna. Miłosz natomiast to sztywniak i choć próbował wejść w poetykę, nie mogło mu się to udać. 

Nie widzę powodu, żeby cokolwiek tu jeszcze dodawać. Rzecz na raz. Jeśli ktoś chce mieć na półce, bo Miłosz, bo Szymborska, to proszę bardzo 😁




 



 



Wyd. Znak, Kraków 2024, 258 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 2 stycznia 2025 roku


Ponieważ przewijał się tam stary adres Szymborskiej - ul. Chocimska 19/39 - wybrałam się na rekonesans. Ale cóż to? Blok się ogrodził! No i przez to nie mogłam stwierdzić, które to jej mieszkanie było - wszystkich jest 40, więc jej na ostatnim piętrze, ale od której strony liczone? To są mieszkania od ulicy:


A to od drugiej strony, gdzie też jest wejście.

I bądź tu mądry, człowieku.

Pozdrawiamy!


 

No więc tak:

1/ laptop

Ten stary, córki, pół godziny się włącza i od jakiegoś czasu mówię, że przydałby się nowy. A ta, że nieeee, a po co... W rezultacie bijemy się o złotą patelnię, która z nas teraz potrzebuje siedzieć na kompie. Aż tu nagle, bodajże w poniedziałek 30 grudnia, ta ciumra mówi a może byśmy kupiły, teraz jest wietrzenie magazynów... Moim zdaniem to magazyny już przed świętami zostały wywietrzone, ale przeglądamy internety i w końcu decydujemy się wziąć jakowyś chromebook za tysiaka, nie wiemy, czym to się je, no ale głównie do internetu potrzebny, to niech będzie. Życzyłam sobie z odbiorem w sklepie, żeby zapłacić gotówką i niby tak strona zapewniała, ale jak przyszło co do czego, to nieeeeee tylko kartą, więc zmieniłam na kuriera, bo co będę jeździć jak ta głupia. W czwartek kurier przywiózł i córka spędziła upojne dwie godziny próbując ogarnąć ustrojstwo, po czym cichutko zapytała, czy możemy to oddać. Bo niczego tam nie ma, nawet folderu nie można stworzyć. No i co było robić - wycieczka do sklepu jednak mnie czekała... Zwrot nastąpił bez problemu, piniondze mają oddać w przeciągu 2 tygodni, ale nie w tym rzecz, tylko w tym, że był to zakup grudniowy, ja już sobie nie tylko grudzień, ale cały zeszły rok podliczyłam - i co teraz??? Nie zgadza mi się księgowość! 🤣

Przy okazji przeszłam się po sklepie i najtańszy laptop (nie żaden chromebook) był za 1700 zł, ale reszta co najmniej od 2 tysięcy z hakiem. No to nie zaoszczędzimy... choć na razie w tej kwestii panuje w domu milczenie...

2/ lampki choinkowe

Były kupione w kwietniu 2023 roku (za Chiny nie pamiętam, dlaczego? na Wielkanoc czy co?) czyli posłużyły na Boże Narodzenie 2023, a w 2024 po paru dniach powiedziały, że basta. Kurna, chińskie dziadostwo - ale żeby na jeden sezon? Wyszło na to, że chyba musimy choinkę już rozebrać, bo nawet gdyby kupić nowe, to jak zdjąć stare, najpierw trzeba przecież wszystkie bombki, zwane bańkami i inne dekoracje pościągać! No, ale tak przykro jakoś, a z drugiej strony choinka bez światełek to jakiś ciemny dziad w kącie. Wobec tego kupimy. Przeglądamy allegro: ona chce zimne. Dobrze, niech będą zimne, ja zgodna jestem. Tamtych było 300, ale jakoś tak mizernie wyglądały, więc weźmiemy 500. Zanim przyszły, córka zdołała stare ściągnąć, twierdzi, że żadna bombka się przy tym nie stłukła, nie wiem, bo mnie nie było w domu. Powiesiła nowe tak po wierzchu, podłączyła do kontaktu... no cóż, powiedzieć, że teraz oświetlamy drogę do bloku, to nic nie powiedzieć 🤣 Ciekawe, ile pożyją. I OCZYWIŚCIE muszą mieć osiem trybów i OCZYWIŚCIE ten stały, bez durnego mrugania, musi być ostatni. 

3/ konsul meksykański

Z konsulem było tak, że na pobliskim osiedlu domków zamieszkiwał, był konsulem honorowym, z tego, co pamiętam, bodajże inżynierem z zawodu, który tam w Meksyku pracował niegdyś. Jak córka była mała i siedziałam z nią w domu, bywało, że dorabiałam sobie a to pilnowaniem synków Makłowicza, gdy starzy wychodzili na imprę 😂 a to sprzątaniem właśnie u konsula raz w tygodniu pięć godzinek. Ten dom rozpoznawałam zawsze po fladze. No, a teraz, gdy chodzę na przebieżki, bywam i tam i nie mogłam sobie przypomnieć, który to był dokładnie, bo flagi dawno już nie ma. A chodziło mi o to, że chciałabym wiedzieć, czy żyją ci państwo jeszcze - oni wtedy już chyba byli oboje na emeryturze. Ostatnio jednak znalazłam w papierach artykuł z gazety, gdzie był podany numer domu, więc na ostatnim spacerze przyglądałam się i zobaczyłam, że w kuchni jest uchylone okno - ale to oczywiście o niczym nie świadczyło, mógł tam już mieszkać kto inny. Jakiś starszy pan otwierał furtkę w bocznej uliczce i ja za nim pognałam, żeby zapytać. Pan mi bardzo chętnie udzielił informacji: oboje państwo żyją, pan eks-konsul napisał jakieś wspomnienia (spytałam, czy tylko napisał, czy też wydał - wydał, ale to wspomnienia z wojennych czasów), tyle że teraz już ma kłopoty z pamięcią, wiadomo, co to oznacza. Zamieszkał z nimi brat żony, tak że jakoś w trójkę przędą. Ucieszyłam się, bo raczej byłam skłonna przypuszczać, że nie ma ich już na tym świecie (a drugi, jak wiadomo, nie istnieje).

4/ pani z kiosku

Pani z kiosku, gdy jej poszłam złożyć noworoczne życzenia, jak zwykle powiedziała, że nikt nic nie kupuje. 

- A niech to pani zamknie w cholerę!

E nie, bo co ja będę robić, nikt mnie do pracy nie weźmie (osiemdziesiątka na karku), będę tylko leżeć na kanapie i tak umrę.

Proponuję to i owo, różne zajęcia outdoorowe (że tak to nazwę), no bo chodzi w końcu o ruch, ale nie, nic jej nie odpowiada. Jak nie musi, to nie wyjdzie z domu. Z Uniwersytetu Trzeciego Wieku zgodnie zrezygnowałyśmy, komu by się chciało 😉 Mówię, żeby na początek wyrzuciła telewizor. To nic nie zmieni, bo ma bogatą bibliotekę, więc będzie czytać.

Więc oto wołam o ratunek dla pani z kiosku: weźcie coś wymyślcie, jak ją z domu wyciągnąć, co zaproponować. 

5/ kino

Zgodnie z planem poszłam do kina w Sylwestra i okazało się, że tam wszystko jest inaczej, normalna sala kinowa z fotelami i ciepło, a nie tak, jak zapamiętałam sprzed lat 🤣 A że bilet dla seniora kosztuje... 12 zł, to będę uczęszczać. Tylko jest jedno ale (zawsze musi być jakieś ale): czekam w korytarzu studiując jakieś pismo, wychodzą ludzie z poprzedniego seansu i nagle! rany boskie! pani Marysia! 

Pani Marysia to zmora wszelkich instytucji kultury w Krakowie. Moja też, wiecznie mnie nachodziła i truła. Pani Marysia bowiem ma ambicję zaliczyć wszystko, tylko dobrze byłoby za darmo, no bo ma ograniczone fundusze. Co ja się nasłuchałam, jak to nasza sekretarka nigdy jej nie dała biletu na Opera Rara, a sama tam ze znajomymi chodziła, ona widziała 🤣 Bo pani Marysia tak czy siak dopnie swego i się wślizgnie, a to zapłaci wejściówkę, a to jakoś inaczej... a to ewentualnie uprosi biletera, żeby ją wpuścić 😁 Znają ją we wszystkich kinach na mieście i myślę, że dla świętego spokoju nieraz wpuszczają. 

Więc jak zobaczyłam panią Marysię, to w trymiga zasłoniłam się tą gazetą. Boże, zdążyłam zapomnieć o jej istnieniu na tej emeryturze! Ale nie był to koniec, bo potem, gdy już siedziałam na sali, słyszę, że pM mówi do biletera, że ona teraz by weszła tylko na początek filmu, bo coś tam. Bo pewnie była poprzedniego dnia, ale spóźniona - to też dla niej charakterystyczne, bo się nie wyrabia ze wszystkimi kulturalnymi ofertami 🤣 Znowu się zakryłam... Usiadła na szczęście gdzieś z przodu i faktycznie po kwadransie może wyszła. 

W każdym razie zdałam sobie sprawę, że pani Marysi nie uniknę i czeka mnie prędzej czy później czarująca rozmowa. No, ale trudno. Może udam, że jej nie poznaję, że mam demencję? Albo że ja to nie ja? 🤣

Natomiast jeśli chodzi o sam film czyli W pokoju obok, to niestety - nie. Poszłam na Almodovara, a Almodovar to hiszpański i hiszpańskość. Zostały z niego tylko kolory, tego nie neguję, ale całej reszty nie ma. Obie aktorki, gwiazdy takie, drewniane, dialogi drętwe, film się dłuży i mało nie zasnęłam (ale weźcie poprawkę na mój deficyt snu). No nuda, bo sam temat to za mało, w końcu to nic nowego i odkrywczego, dyskurs o prawie do godnej śmierci, do wyboru. Ale wszystko tak bezsensownie pozszywane i jeszcze ni z gruchy ni z pietruchy ten ich dawny kochanek ze swoimi wykładami o kończącym się świecie... Oczywiście każdy, kto Almodovara lubi, będzie chciał film zobaczyć, tak jak ja, więc nie odradzam, tylko raczej uprzedzam - chcecie się wynudzić przez prawie dwie godziny, idźcie 😁

A ja się teraz muszę poważnie zastanowić, na co iść w styczniu, żeby być bardziej usatysfakcjonowaną. Tymczasem może sobie obejrzę w domu Kikę albo co 😁

 

Następnym razem o ewentualnej tragedii praskiej (nie sztokholmskiej), Śmieciarce i bibliotekach.

 

Sobota 4 stycznia: 11.819 kroków - 7,7 km

Niedziela 5 stycznia: 7.637 kroków - 5,4 km

Dziś nie piszę, bo jeszcze wyskoczę do budki, ktoś tam przyniósł masę książek i muszę ponownie skontrolować i poukładać, wszak minęły już dwie godziny od poprzednich porządków 😂



52 komentarze:

  1. Szymborska z Miłoszem faktycznie dużo do siebie nie popisali, ale w sumie nie dziwota - jak już mieli oboje po Noblu, mieszkali przecież w jednym mieście.

    U mnie tego nowego Almodovara w kinie nie będą grali, więc sobie kiedyś w tv film pewnie obejrzę, albo w necie.

    Swoich choinkowych lampek już drugi rok nawet nie wyciągałem z pudla na strychu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wyciągałeś, bo nie ubierałeś choinki?
      Pamiętam z dzieciństwa lampki z kolorowymi żaróweczkami, Jak się któraś spaliła, to wszystkie przestawały świecić, trzeba było mieć zapasowe. Ciekawe swoją drogą, co się z nimi stało, muszę zapytać brata, czy je zabrał.

      Usuń
    2. Nie ubierałem, bo nie mam sztucznej. Na świętach byłem na wsi, więc nie było sensu kupować żywej.

      Usuń
  2. powiedziec, ze pamietam to byloby za duzo, ale ogladalam kiedys wywiad Anny Dymnej (mlodej i pieknej) w mieszkaniu Szymborskiej; bylam pewna, ze mieszkala w kamienicy, chociaz ten blok calkiem ladny. Przydalaby mi sie ta ksiazka do kolekcji, zbieram tego typu graficzne ksiazki. Choinki nigdy w Stanach nie mialam, chociaz bombki kiedys kupilam w lutym czy marcu po przecenie, wciaz trwaja no, ale caly czas w pudelku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale że to był wywiad z Dymną w mieszkaniu Szymborskiej? Ja z kolei byłam święcie przekonana, że noblistka (przed Noblem) mieszkała na Królewskiej, nie wiem, skąd mi się to wzięło...

      Usuń
    2. Dymna przyszla do Szymborskiej na herbate I rozmawialy o teatrze I pewnie o czyms innym tez.

      Usuń
    3. A teraz wyobraźmy sobie, że Dymna przychodzi do Miłosza na herbatę 😂

      Usuń
  3. Miłosz i Szymborska - ciekawe zestawienie - oboje mieli randkę z komuną - Wisława twierdziła, że to był impuls młodości, Czesław nic nie twierdził, ale trochę skorzystał ze statusu dyplomaty.
    Z twórczości Miłosza cenię wysoko Umysł zniewolony, poezja Szymborskiej podoba mi się dużo bardziej.
    Wymiana laptopa - mój stary Windows dostał podobnej zadyszki, według mnie przyłożył się do tego antyvirus Norton, który bez chwili dobijał się, żebym dokupił kolejny moduł, to doda mi skrzydeł.
    W rezultacie Nortona wyrzuciłem, laptopowi niewiele to pomogło, stoi nieużywany.
    Syn dał mi 2 lata temu laptop Mac i tu wszystko jest w porządku chociaż wolę nawigację Microsoftu.
    Już na kilku blogach czytałem relacje ile to roboty uruchomić laptopa i wyznam, że nie pojmuję w czym rzecz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo dostajesz ten sprzęt goły w sumie i dopiero musisz wszystko sobie pościągać (począwszy od przeglądarki), więc roboty trochę jest. Tu od córki zażądało adresu na gmailu, a ona nie mogła sobie przypomnieć hasła, więc nawet to zakładała nowe.

      Miłosz to koturny, Szymborska bardziej trafia do zwykłego człowieka, co nie znaczy, że jej poezja jest prosta...

      Usuń
  4. Czytam właśnie o Miłoszu. Talent niesamowity, ale charakter trochę wredny... A Szymborską lekceważył, szczególnie jak otrzymała Nobla.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, pan CzM bardzo siebie cenił 😁 I widać z tej tutaj korespondencji, jak niby próbuje się zniżyć do poziomu WS z jej zabawnymi wyklejankami... Ona do niego na kolanach, on dobrotliwie i pobłażliwie spogląda z góry.

      Usuń
  5. Gdybym byla tworca budki ksiazkowej tez bym latala do niej co pare godzin by uporzadkowac, z pewnoscia raz dziennie.
    Niedlugo przed swietami kupilam 3 laptopy jako ze kazdy z naszej trojki potrzebowal nowego. Corka, bedaca w naszej rodzince specem od elektroniki, musiala kazdy jeden ustawiac. Moj obecny jest wiec doskonaly ale wcale a wcale go nie lubie bo oprocz stalych, codziennie odwiedzanych miejsc nie poruszam sie na nim tak swobodnie jak na starym - ciagle musze sie zastanawiac gdzie czego szukac, jak dotrzec do potrzebnego bo wszystko ma inaczej ulozone. Mam wiec sytuacje zupelnie podobna jak z tymi starymi, rozciapanymi pantoflami, wygladajacymi ubogo a tak wygodnymi........

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmiana komputera zawsze jest stresująca, bo wchodzi nowa wersja systemu etc. Dziwnym trafem ulepszenia pogarszają obsługę 🤣

      Usuń
  6. Jeżeli chodzi o książkę
    Jak dla mnie niestety za mało treści

    OdpowiedzUsuń
  7. U nas jest taki fajny punkt, gdzie sprzedają używane laptopy ale nie byle jakie i sprawdzone, za 1400 kupisz super model że wszystkim, no może teraz ciut drożej.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że u nas o takim nie wiem... co nie znaczy, że ich nie ma.
      Kurczę, rozpadało się i dosłownie NIC MI SIĘ NIE CHCE. Ale wytypowałam znów parę książek do wydania, co uznaję za Sukces Dnia (i może na tym poprzestanę).

      Usuń
  8. Na rogu Czarnowiejskiej i Miechowskiej, w AMSO, sprzedają poleasingowe laptopy, w swietnym stanie, no i mozna sobie skonfigurowac wedle potrzeb; w 2018 kupilam della i do tej pory mi służy, polecam, warto się zainteresować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, muszę dodać 😉 ja chrombooki uwielbiam, (mam, ale oddałam wnukowi), one działają jak przeglądarka plus aplikacje na androida.

      Usuń
    2. Świetnie, dzięki za namiar 😁 w sumie nie myślałam o używanym, ale w gruncie rzeczy jakie to ma znaczenie...

      Usuń
    3. Też nie myślałam, aż kupilam 😁 jeśli nic się nie zmieniło, to mają bardzo dobry sprzęt za małe pieniądze. Warto zapytać.

      Usuń
  9. ano właśnie muszę zacząć tłustą biografię Miłosza, Franaszka. bo jakoś tak nie znam faceta;-)
    ze zdziwieniem czytam o pani Marysi :-0 że co?? że istnieją takie osoby. zdumiona jestem. ale rozumiem że to stan umysłu a nie portfela...
    no i dawno w kinie nie byłam ale to chyba nadrobię we ferie. teraz nie mam czasu.
    i to chyba na Almodovara właśnie, bo zarówno Tildę jak i Moore uwielbiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani nie zamierzam się rzucać na takie tomiszcza... w tym roku przynajmniej 😁
      Myślałam, że akurat Ty będziesz zaznajomiona z podobnymi osobami. Generalnie nazywa się je beretkami, to bywalczynie wernisaży wszelakich. Wszystko OK, tylko często najbardziej interesuje je... bufet. Pani Marysia co prawda zawsze podkreśla, że ona nie z tych, ale jakoś też zawsze dopytuje, czy będzie poczęstunek, gdy zasięga informacji o planowanej imprezie 🤣
      Mieliśmy w Krakowie słynną panią Irenkę, ale to był zupełnie inny kaliber. Ją bufety nie interesowały, tylko jakość wydarzenia, nawet ogólnie panowała opinia, że jeśli pani Irenka przyszła, to koncert/wykład/wystawa na poziomie.

      Usuń
  10. Gdzieś widziałam recenzję i właśnie ta osoba napisała, że tych listów niedużo i objętość sztucznie nadmuchana. Lubię Szymborską jako poetkę i też wydawala się fajną osobą. Te lepieje, limeryki, kolaże🥰 Znasz "Pamiątkowe rupiecie, przyjaciele i sny" Bikontowej i Szczęsnej?

    O Miłoszu jakoś nie mam zdania. O nim jako czlowieku wiem tylko cośkolwiek z grubsza, biografia mnie nie nęci. Kupiłam nawet ostatnio zbiórek jego wierszy, ale jeszcze n ie zaglądałam. Tylko "Dolinę Issy" pamiętam, jak przez mgłę. Natomiast chętnie przeczytałabym o jego skomplikowanej relacji z moim ukochanym Iwaszkiewiczem, jest o tym książka.
    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że już nie pamiętam książek Jarosława Iwaszkiewicza—zapewne musieliśmy je czytać w szkole jako lektury, ale jak to bywa, to co narzucali nauczyciele, staraliśmy się unikać. Natomiast natknąłem się na zbiór jego poezji i podobały mi się. Również kilkadziesiąt lat temu znalazłem wiersz Iwaszkiewicza „List do Prezydenta”—wydrukowany w „Trybunie Ludu” na 60-te urodziny Bolesława Bieruta. Super!

      Gdy w połowie lat 70. XX w. poprosiłem Iwaszkiewicza o autograf w mojej książeczce do autografów, odrzucił ją, mówiąc, że „świstków papieru nie podpisuje”. Ciekawe, czy podpisałby owe wydanie „Trybuny Ludu” z jego panegirykiem sławiącym ówczesnego prezydenta PRL?

      Usuń
    2. => Agata
      Czytałam Rupiecie, ale z biblioteki. Jeśli ktoś niespełna rozumu zostawi w knihobudce, zgarnę natychmiast 😂
      O relacji Miłosza z Iwaszkiewiczem nie wiedziałam. Miłosz mnie w żaden sposób nie interesuje jakoś...

      Usuń
    3. = Jack
      Wiesz, że nie pamiętam, czy Iwaszkiewicz występował jako lektura szkolna? Jeśli tak, to co konkretnie?
      Świstków papieru nie podpisuje 🤣 Ach, może bał się, że mu podsuwasz jakiś czek in blanco?

      Usuń
    4. „...czy Iwaszkiewicz występował jako lektura szkolna…”

      Zerknąłem na jego książki i przypomniało mi się—musieliśmy przeczytać „Panny z Wilka”. Może to był jedynie wymóg nauczycielki z języka polskiego, była dość wymagająca. Rzecz jasna, nie przeczytałem.

      Usuń
    5. Na pewno i ja przerabialam w szkole, i moje dzieci opowiadanie "Ikar".
      Agata

      Usuń
    6. Fajnie mieć pamięć jak ja mam, taką nie za dobrą 🤣

      Usuń
    7. Agata: "Ikar" pamiętam, o aresztowaniu jakiegoś chłopca na ulicy podczas okupacji-i że nikt tego nie zauważył. A co do "Panny z Wilka", to sądzę, że książkę musieliśmy przeczytać z okazji tego, że właśnie zrobiono film pod tym samym tytułem i też trzeba było go zobaczyć w ramach zajęć szkolnych, nawet w nim epizodycznie pokazano Iwaszkiewicza, który siedzi w odjeżdżającym pociągu. To było symboliczne "pożegnanie" Iwaszkiewicza-i rzeczywiście na drugi rok "odjechał" (pamiętam ten dzień: przed nadaniem wieczornego dziennika TV, o jego śmierci poinformowała widzów bardzo smutna Irena Dziedzic). Zmarł w marcu 1980 roku - wiedział, kiedy odejść!

      Usuń
  11. „...Ten stary [laptop], córki, pół godziny się włącza…”

    W życiu miałem 2 laptopy i czym były starsze, tym wolniej chodziły; ten najstarszy, ponad dziesięcioletni, podarowałem koledze-donosił mi, że włączanie jego zajmowało ponad 30 minut. Dlatego parę lat temu kupiłem Chromebook (w przeliczeniu na złotówki—oryginalna cena 1200 zł, był na przecenie, poza tym jeszcze otrzymałem kilka zniżek i zapłaciłem 450 zł), świetnie mi służy, bateria starcza na wiele godzin, lekki i włącza się z ciągu kilkunastu/kilkudziesięciu sekund. Tu muszę dodać, że laptop byłbym mi kompletnie zbędny—Chromebook w podróży wykonuje 100% tego, co potrzebuję—a w domu mam 4 desktopy i normalnie ich używam.

    „...Więc oto wołam o ratunek dla pani z kiosku: weźcie coś wymyślcie, jak ją z domu wyciągnąć, co zaproponować…”

    W wieku 79 lat pani Hazel McCallion po raz któryś stanęła do wyborów na burmistrzynię miasta Mississauga w Kanadzie (będąc już nią przez 22 lata); wybory wygrała i kontynuowała piastowanie tego urzędu przez następne 12 lat, aby dopiero przejść na emeryturę w 2014 roku, w wieku 93 lat. Może jej tą historię przekażesz i podbudujesz na duchu?

    „...Pani Marysia…”

    Na szczęście u mnie w życiu nie ma jednej „pani Marysi”, ale za to niedawno będąc w polskim sklepie, spotkałem moich 2 klientów (a raczej byłych klientów). Po paru słowach przywitania od razu oboje wykorzystali sytuację i przeszli do rzeczy: zaczęli mi przedstawiać swoją sytuację i zadawać pytania finansowo-podatkowe i wypytywać się, jakie powinni poczynić dalsze posunięcia w pewnych sprawach. Coś takiego mi się już zdarzyło nie pierwszy raz, toteż nie było to dla mnie zaskoczeniem… Następnym razem będę musiał bardziej się maskować w takich miejscach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W podróży może tak, ale córka gromadzi różne materiały 😉 a tych się tam nie dało zapisać. Mógłby służyć faktycznie WYŁĄCZNIE do internetu. Komputera stacjonarnego już dawno nie mamy, ani nawet miejsca dla niego. Mogłam taki wziąć z pracy, z tych przeznaczonych do utylizacji, no ale żywcem nie miałby gdzie stanąć. Teraz. Bo POTEM owszem, widziałabym dla niego jedno miejsce 😁

      O tej burmistrzyni pamiętam, że kiedyś wspominałeś, miała bodajże polskie korzenie?

      Są takie osoby. Bez skrępowania opisują objawy chorobowe spotkanemu sąsiadowi-lekarzowi na przykład. U mnie w klatce mieszka fryzjerka - może powinnam chodzić z nożyczkami i jak ją spotkam przed drzwiami poprosić o podcięcie grzywki 🤣

      Usuń
    2. Jak nie posiadacie desktop, to oczywiście, potrzebny jest „normalny” komputer, Chromebook ma wiele ograniczeń.

      „...Komputera stacjonarnego już dawno nie mamy, ani nawet miejsca dla niego…”

      W to wierzę w stu procentach ! I podziwiam, że jeszcze macie miejsce dla laptopa!

      „...O tej burmistrzyni pamiętam, że kiedyś wspominałeś, miała bodajże polskie korzenie?…”

      Faktycznie, wspominałem, niekiedy się powtarzam. Polskie korzenie mają jej dwie następczynie, oryginalnie się nazywały Bonnie Sawarna i (obecna burmistrzyni) Karolina Janozeski. A swoją drogą—od 1978 roku pod rząd mieliśmy trzy burmistrzynie-kobiety, jak też burmistrzyni Toronto jest kobietą, a na dodatek urodzoną i wychowaną w Hong Kongu! Do tego obecnie Bonnie Sawarna jest przywódczynią Partii Liberalnej w Ontario i jeżeli jej partia wygra w następnych wyborach (czego jej nie życzę), ona stanie się Premierem Prowincji Ontario. I jak można mówić o dyskryminacji kobiet? 😜 Mężczyźni wszystkich miast, łączcie się!

      Usuń
    3. Jacku, a co powiesz na pomysł przyłączenia was do USA?🤪 Ciekawa jestem, jak te teksty Trumpa (I Muska) zostały odebrane w Kanadzie?
      Agata

      Usuń
    4. Jak to? Przyłączenia Kanady? Ale jestem opóźniona w rozwoju, słyszałam tylko o Grenlandii 😁

      Usuń
    5. Agata: Sporo się o tym mówi, nawet wczoraj premier Ontario Ford wystąpił w telewizji amerykańskiej (Fox Network) i powiedział, że Kanada NIE jest na sprzedaż. Ale Trump nadal nazywa premiera Kanady "Gubernatorem". Kanada stara się nie krytykować tego człowieka i bardzo ostrożnie i dyplomatycznie manewrować. Trump nazywa Kanadę "pięćdziesiątym pierwszym stanem USA". To rzeczywiście byłby ogromny stan, większy, niż wszystkie pozostałe! A może po prostu każdą istniejącą prowincję kanadyjską uznałby jako nowy stan USA? Dla ciekawości: obecna prowincja Kanady Newfoundland (Nowa Fundlandia i Labrador) dopiero w 1949 roku stała się częścią Kanady (przedtem była kolonią brytyjską)--w referendum mieszkańcy postanowili przyłączyć się do Kanady, ale mogli też głosować za przyłączeniem się do USA.

      Na razie martwimy się innym problemem-Trump powiedział, że nałoży taryfy na kanadyjskie produkty eksportowane z Kanady do USA, 25%, i zrobi to w pierwszym dniu urzędowania. Już obecnie dolar kanadyjski spadł poniżej 70 centów USA. Kanada rozważa, co może zrobić-nałożyć też pewne taryfy na produkty amerykańskie. A jeszcze do tego premier Kanady w poniedziałek ogłosił, że zrezygnuje, rządzący Liberałowie zawiesili Parlament i do marca będą musieli wybrać nowego przywódcę-a w marcu najprawdopodobniej pierwszego dnia obrad Parlamentu upadnie ich bardzo niepopularny mniejszościowy rząd i będą wybory, które chyba wygrają konserwatyści. Niestety nasz premier powinien zrezygnować o wiele wcześniej, wybrał bardzo niefortunny czas, bo właściwie właśnie tera potrzeba mocnego premiera do negocjacji z Trumpem, a takiego nie będzie.

      Trump jest człowiekiem nieobliczalnym. Ale gdy się patrzę na Bidena, który jakoby do tej pory żałuje, że zrezygnował i łudzi się, że wygrałby wybory, to wcale się nie dziwię, że ludzie głosowali na Trumpa-alternatywa wyglądała żałośnie!

      Usuń
    6. No współczułam Anerykanom wyboru. Ale u nas w maju nie będzie lepiej...
      Z tym gubernatorem to straszne chamstwo. Nie wiem o co mu tak naprawdę chodzi z Grenlandią i Kanadą, tak jakby testował, na ile sobie może pozwolić
      Agata

      Usuń
  12. Dostałam od rodziny nowego laptopa i takie to cudo skomplikowane, że podchodzę jak pies do jeża. Ogólnie do nowego (każdego) to się ciężko przyzwyczajam (Byki zmian nie znoszą) i trochę to jeszcze potrwa. Poza tym tak się wciągnęłam w Sagę o Ludziach Lodu, że nic nie robię tylko czytam. Audiobook nagrany tylko do 17-go tomu to się cieszyłam, że mogę coś robić i słuchać, ale się skończyło 😢 No to muszę doczytać, bo nie wytrzymam. Zawsze tak miałam, jak zaczęłam jakąkolwiek książkę to musiałam ją skończyć, choćby do rana, a tu jest 47 tomów, ja dopiero w 29-tym...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo generalnie opanowanie każdego nowego sprzętu jest trudne 😁 Weź na przykład mój nowy telefon stacjonarny - do tej pory nic nie umiem, poza odebraniem połączenia. Ale założyłam, że w nowym 2025 roku przeczytam instrukcje, podobnie jak tę do piekarnika elektrycznego i mini-wieży i radia w kuchni 🤣🤣🤣

      Usuń
    2. Anka: Każdy nowy komputer wymaga sporo nauki. Dlatego ja byłem niezmiernie uradowany, gdy Chromebook zacząłem używać prawie-że od razu.
      A co do audiobooków, to niedawno "odkryłem" stronę Wolne Lektury (https://wolnelektury.pl/) zawierającą nie tylko bardzo dużo bezpłatnych książek do czytania w formacie pdf i epub, ale też do słuchania, w formacie mp3! Już w ten sposób wysłuchałem kilku opowiadań Bruno Schulz, kończę "Wyspę Skarbów" i zacznę Kiplinga, Dickensa, Twaina lub Conrada.

      Usuń
    3. O rany, jak ją uwielbiałam tę Sagę! Kiedy wychodzila byłam gdzieś za granicą i mama mi dosyłala kolejne tomy. A na stronie wydawcy zamówiłem wisiorek z mandragorą, jeszcze gdzieś go mam🫣
      Agata

      Usuń
  13. Ja kupiłam laptop Asus w zeszłym roku na promocji w jakimś sklepie online za 1000 zł. Nie jest jakiś super (ale używam głównie edytora tekstu), biorę go ze sobą do czytelnika czy kawiarni popracować i w tej roli jest ok. W domu wolę pracować/pisać na stacjonarnym, a wszystko poza tym robię na telefonie 😉
    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *do czytelni

      Usuń
    2. Ten nasz tym bardziej nie ma być super, nie mamy takich potrzeb. Ale sytuacja się rozwija w niewłaściwym kierunku, o czym będzie w następnym poście 😉

      /na telefonie niewiele umiem zrobić/

      Usuń
    3. Agata: Ja właściwie całe życie pracowałem na komputerach stacjonarnych, z dużymi monitorami i dlatego nie lubię pracować na laptopach, a szczególnie na telefonie (za mały ekran). Niemniej jednak laptop (w moim przypadku Chromebook) jest super rzeczą w czasie wyjazdów czy, jak w Twoim przypadku, w czytelni lub kawiarni. Nawet gdy podróżuję i nie mam dostępu do Wifi, to czasem wpadam do biblioteki (lub do restauracji czy sklepu), podłączam się i ściągam gazety, które potem na spokojnie czytam na biwakach. Kilka razy, używając mojego telefonu komórkowego, użyłem "hot spot" i w ten sposób na odludziu mój Chromebook miał połączenie z Internetem (niestety moja komórka nie działa w USA, toteż to jest możliwe jedynie w Kanadzie-i tylko na terenach, gdzie jest zasięg komórkowy, a często go nie ma albo jest słabiutki).

      Usuń
    4. Ja do laptopa muszę mieć myszkę bezprzewodową. W domu sobie nie wyobrażam korzystać, choć mój pierwszy komputer domowy to był właśnie laptop, a raczej notebook, nawet napisałam na nim pracę dyplomową studiach podyplomowych (bo na magisterskich to jeszcze na maszynie do pisania)
      Agata

      Usuń
    5. Ja do laptopa MUSZĘ mieć myszkę i KLAWIATURĘ bezprzewodową, bo na tych wbudowanych nie potrafię działać. Komputer zacząłem używać w 1987 roku, a po raz pierwszy kupiłem w 1989 r., stacjonarny. W ciągu 3 tygodni opanowałem kilka programów (Dos, Windows 2.0, Lotus 123, Word Processor i kilka innych), siedząc przy komputerze po 20 godzin dziennie-ale opłacało się! Przedtem posiadałem maszynę do pisania, elektroniczną, za $500 (w 1983 r.), to tak, jak dzisiaj $1500! Na niej pisałem prace w szkole średniej i na studiach licencjackich.

      Usuń
    6. U mnie w domu była zwykła maszynka, taka z taśmą. Na początku studiów skończyłam nawet kurs maszynopisania metodą bezwzrokową, namówiła mnie koleżanka😁
      Agata

      Usuń
    7. W końcu lat 70. XX w. w PRL kupiłem małą, przenośną maszynę do pisania, też taką z taśmą. Pisałem dwoma palcami-trochę trzeba było włożyć wysiłku w naciskanie klawiszy. Ta następna, elektroniczna maszyna, była super, wystarczyło tylko lekko dotknąć klawisz-a do tego można było poprawić ostatnie 16 znaków. Akurat moja mama robiła kurs biurowy i dała mi książkę o bezwzrokowym pisaniu. Momentalnie zacząłem się tego samemu uczyć i po 2 (!) tygodniach potrafiłem już pisać bez patrzenia na klawiaturę-chociaż początkowo robiłem to strasznie wolno. Zdolność bezwzrokowego pisana okazała się niezmiernie przydatna nie tylko na studiach, ale w licznych późniejszych pracach i oczywiście w moim biznesie, była to jedna z najlepszych inwestycji "w siebie", jakich dokonałem w życiu.

      Usuń