Coś mam wrażenie, że Wielkie Koronawirusowe Czytanie na wielkie wcale się nie zapowiada.
Jestem mistrzem marnowania czasu, to raz. A że mi go schodzi dużo na opędzaniu domu, to dwa.
Wstaję, zjadam śniadanie, chwilkę oblecę internety. Wstaje Ojczasty. Sprzątam łazienkę po jego ablucjach. Robię mu śniadanie, sprzątam (hm) po śniadaniu. Dwie godziny później robię mu kawę z przyległościami. Sprzątam po kawie. Czas zabierać się za obiad. Obiad. Zmywa na szczęście córka. Chwila dla siebie. Podwieczorek dla Ojczastego, sprzątanie po podwieczorku. Za chwilę wypada mój podwieczorek. Chwila przerwy. Kolacja. Sprzątanie po kolacji.
Nosz!!!
Przecież ja tak długo nie pociągnę!
/i faktycznie, zaczęłam się już alkoholizować/
No a staram się każdego dnia zrobić coś pożytecznego - raz zaplanowałam przesadzanie kwiatków, ale skończyło się na jednym, bo na pawlaczu były same małe doniczki :) Potem postanowiłam odkurzyć półki z filmami. Zrobiłam pięć i już mi było niedobrze normalnie :) OK, następnego dnia kolejne pięć. Potem znowu odkurzyłam dwie półki z książkami. No, to jest poważna sprawa, bo gdyby tylko chodziło o odkurzenie... ale pracuję nad katalogiem i tu schodzi trochę czasu. Wczoraj odkurzyłam kolejne trzy, ale książki ustawiłam z powrotem tylko na jednej, bo tyle zdołałam wpisać do tego katalogu nieszczęsnego - ale on jest moją jedyną nadzieją, wpisuję teraz dokładną lokalizację każdej pozycji, więc - jeśli skończę - bez problemu każdą książkę odnajdę, czego o dniu dzisiejszym powiedzieć nie można.
Przedwczoraj się zawzięłam - dosyć tego, muszę wreszcie jakiś film obejrzeć. Nawet nie film, drugi odcinek starego radzieckiego serialu (jeszcze czarno-białego), pierwszy obejrzałam jeszcze przed Siedzeniem w Domu. Może godzinę i kwadrans trwa. Ledwo wygospodarowałam czas. Wczoraj trzeci odcinek. Chyba jest ich siedem.
No i gdzie tu czas na czytanie?
Machnęłam te Absurdy PRL-u, bo to akurat było łatwe i przyjemnie :) Nawet Ojczasty po mnie machnął też.
Najciekawsza chyba była historia chłopaka, który postanowił pojechać do Związku Radzieckiego odszukać i sprowadzić ojca, wywiezionego na zesłanie do Republiki Komi. W 1945 go wywieźli, a chłopak w 1956 wyruszył z ogromnej tęsknoty za ojcem, jak mówi, w tę podróż, która naprawdę mogła skończyć się tragicznie - a jednak udalo się!
Początek:
Koniec:
Wyd. PWN Warszawa 2014, 307 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 17 marca 2020 roku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz