Jadąc do Dżendżejowa miałam zapisane w kapowniku, żeby poszukać Pana Tadeusza i przywieźć. Bo ten, który mam u siebie i który zawsze czytam, to takie zwykłe wydanie pochodzące z Dzieł, ale w domu było porządniejsze. Ja nawet myślałam, że to jakieś jubileuszowe, ale okazało się, że nie, bo z 1950 roku, a nie z 1955 (kiedy było stulecie śmierci Mickiewicza).
Książkę odnalazłam nawet bez problemu, tyle że w kiepskim stanie. Nie pamiętałam jej takiej i nie rozumiem, jak i dlaczego - kto się nad nią tak znęcał? Ponadrywany grzbiet i u góry i u dołu. Córka zeznała, że owszem, bywając u dziadków w dziecięctwie, wertowała ją, ale żadnych szkód ponoć nie poczyniła.
Na okrasę okładka jeszcze mocno przybrudzona jest i nawet myślałam, że zejdzie ta szarość, gdy użyję gumki do ścierania - ale nie, niestety. Mam plan, żeby ją zawieźć do introligatora i zapytać, czy może coś z tym zrobić. Czy da się podkleić ten grzbiet bez rozbierania go, no i jakoś wyczyścić. Szmatką na mokro się bałam, naturalnie.
Zależy mi na tym wydaniu bardzo - jest to praktycznie jedyna książkowa pamiątka po mamie (poza kucharskimi). Dostała ją na imieniny (Jadwiga!) pracując w szkolnictwie na Białostocczyźnie, z przydziału oczywiście, po ukończeniu Studium Nauczycielskiego w Ełku.
Jednocześnie jest to jedna z najbardziej przeze mnie pamiętanych książek z dzieciństwa, kiedy jeszcze nie czytałam sama, ale przeglądałam pilnie wszystko, co miało obrazki :)
A tych obrazków jest tu bez liku, bo wiele stron jest ozdobionych mniejszymi ilustracjami, a oprócz tego każda księga ma jedną kolorową rozkładówkę.
To naprawdę MA ZNACZENIE przy lekturze!
Już od dłuższego czasu chciałam wrócić do Pana Tadeusza (ostatni raz przed 6 laty), ale właśnie tego ładnego. I miałam rację, bo choć to nasze narodowe poema jest zawsze piękne, czytane w takim wielkim formacie, z dużą czcionką i pełne ilustracji - jest jeszcze piękniejsze!
Uświadomiłam sobie nawet, że moje upodobanie do baroku prawdopodobnie wywodzi się z tego dziecięcego oglądania rozkładówek...
No a tu widać dokładnie, co się biedakowi stało...
Teraz trzeba mu znaleźć miejsce, co ze względu na rozmiary nie jest prostą sprawą. Jest jednak taka wysoka półka, gdzie stoją stare winylowe płyty, może tam się jakoś upchnie?
405 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 24 sierpnia 2020 roku
Kocham Pana Tadeusza! (Dziady też!)
OdpowiedzUsuńZachwycające to Twoje wydanie. Chyba poszukam na Allegro...choć sama mam dwa, w tym jedno z ilustracjami Szancera.
Oj, przebijać się na allegro przez wszystkie Pana Tadeusze świata, żeby znaleźć to akurat wydanie, to bym nie chciała :) Wkurza mnie maksymalnie szukanie tam czegokolwiek - w życiu nie dostaniesz dokładnych wyników. Na szczęście niczego już w sumie nie potrzebuję - szczęśliwy człowiek ze mnie, ha ha.
UsuńJa sobie dopisałam ilustratora, więc w tym zawężeniu znalazłam nawet przyzwoite wydanie w przyzwoitej cenie. Ale...jeszcze pomyślę. Naprawdę twardo się trzymam. Czytam tylko swoje i prawie nie kupuję.
UsuńAle przy takim zawężeniu jesteś zależna z kolei od sprzedawcy, który albo ilustratora wpisze albo nie, prawda? Mam na myśli, że być może kto inny sprzedaje to np. taniej czy z innych względów wygodniej (z odbiorem własnym), ale tej dodatkowej info nie zawarł i Ci się nie wyświetla...
UsuńTo mi przypomina, że gdzieś kiedyś - być może w jakimś antykwariacie (czyli w odległych już czasach, bo nie zaglądam) - widziałam tego PT w idealnym stanie i taki jaśniutki był, widać, że nie tylko nieużywany :) ale możliwe, że przeleżał całe życie w jakiejś szufladzie czy na dnie szafy.
A ja jak zwykle - przeglądam ofertę Ulubionego Praskiego Antykwariatu. Na razie tylko przeglądam, bo przecież w sierpniu już robiłam zakup :) Ale za tydzień będzie już kolejny miesiąc, kto wie, czy wytrzymam, mam w koszyku kilka pozycji :)
Aaa, właśnie, przypomniało mi się - a miejsce na tego PT masz?
Miejsce mam. Na podłodze;) Żart oczywiście, bo Adama i Tadeusza szanuję ogromnie:)
UsuńZ innej beczki. Kupiłam bilet do teatru...
Ha ha! No widzisz! Nie da się wytrzymać zbyt długo! Jak z moimi praskimi książkami :)
UsuńOpen House w Pradze z maja przeniesiono mi na wrzesień. Ta moja zaprzyjaźniona starsza pani zaproponowała, żebym u niej się zatrzymała. Nie nie nie. Wszystko mówi mi nie (poza tęsknotą za Pragą). Raz podróż, jeszcze jej co przywlokę. Dwa sama impreza, toż to tłumy ludzi. Ojej, no można bez tego żyć - przez chwilę oczywiście :)
Żeby mi całkiem smutno nie było (w sensie przez porównanie wagi problemu), od rana sobie wyobrażam, że znalazłam się na wózku. I jak próbuję funkcjonować. Wczoraj pochowano sąsiada właśnie na wózku będącego od dosyć dawna, nigdy nie widziałam, żeby na jakiś spacer "szedł" i teraz się zastanawiam, dlaczego spółdzielnia nie zrobiła jakiegoś podjazdu, może nikt nie wnioskował... Z drugiej strony w innej klatce chłopakowi z parteru zrobiono przed laty wyjście i podjazd bezpośrednio z pokoju na trawnik, więc albo na klatce nie ma na to miejsca albo może dla niepełnoletnich są/były jakieś porządne dofinansowania do takich prac. No, ja jestem właśnie na parterze...
Takie to mam wesołe rozmyślania po dniu i nocy globusowej :)