Więc człowiek po to rano myje głowę z planem na przedwieczorny sierpniowy niedzielny spacer, żeby się nagle wzięło i ściemniło, rozegrzmiało, rozpadało? Kurde.
Nawiasem mówiąc słów wzięło i zrobiło użyłam specjalnie, mam sentyment do tej językowej niezręczności od lat, gdy kiedyś słuchając Psiapsióły z Daleka odkryłam, że to nie tylko po polsku tak się używa, a ona się strasznie zawstydziła :)
No to myślę - wykorzystam tę godzinkę na pościk na książkowego. Skoro mam dwa blogi, musiałam je sobie ponazywać - jest książkowy i jest praski. Gdy tutaj szykowałam zdjęcia, uświadomiłam sobie, że o tej książce i filmie mogę też machnąć posta na praskiego, ale to już nie zdążę teraz, bo za chwilę kino.
No właśnie, zaczęło się od filmu. Oglądałam jakiś dokument o praskich tramwajach, a tam wspomniano o tej Bajce o starym tramwaju, znalazłam więc i obejrzałam z dość dużą przyjemnością...
A potem odkryłam, że jest książka i w dodatku była w ofercie Ulubionego Antykwariatu, gdy robiłam ostatnie zakupy! Autora już znam, bo czytałam jego Pana Tau (o obejrzeniu serialu nie wspominając), a potem Chobotnice z Čertovky. I jeszcze coś tam mam w zanadrzu.
To historia małego Frantíka, który przyjeżdża do Pragi z wioski, spotyka miejscowego łobuziaka, odkrywa stary tramwaj Terezkę (po czesku tramwaj jest rodzaju żeńskiego), który rdzewieje gdzieś sobie bezużytecznie i postanawia go pięknie odmalować. A wtedy wdzięczna Terezka zaczyna go wozić po całej Pradze. Ale łobuziak Pepík czyha...
Pojeździłam razem z Frantíkiem, ze wzruszeniem patrzyłam na znaną mi stację Praha-Vršovice (której zdjęć będę musiała poszukać do postu na tamtym blogu), a wzruszenie to wynika z faktu, że mieszkałam kilkakrotnie niedaleko, ale cóż, to se nevrátí.
A wspominana niżej stacja Praha střed już nie istnieje... to znaczy nazywa się inaczej, wróciła do poprzedniej nazwy Masarykovo nádraží.
Dzięki książce zrozumiałam, dlaczego bohater jadł obiad w jakimś przedszkolu, z młodszymi dziećmi, z filmu tego nie załapałam. Jak widać - rozwija wszystko :) Może gdybym znów film obejrzała, coś by mi się jeszcze rozjaśniło... ale chcę się dziś poświęcić kinu radzieckiemu, które leży odłogiem co najmniej od miesiąca, jak nie dłużej.
Początek:
Koniec:
Nie ma zdjęcia półki, bo jest taka sprawa... to aktualnie JEDYNA moja książka bez stałego przydziału miejsca ;) Cały ostatni zakup rozdysponowałam i tylko to zostało - ze względu na format, bowiem jest dość szeroka, a nowe czeskie stanęły na półkach, gdzie upchnięte są dwa rzędy, ale obliczone na "normalne" gabaryty. Ta po prostu sporo wystaje, no a mój drobnomieszczański zmysł do porządku nie pozwala na takie fanaberie. Czyli muszę jeszcze nad tym pomyśleć, rozwiązanie się znajdzie - wystarczy z tylnego rzędu usunąć (upchnąć gdzie indziej) jedną książkę o tej samej grubości :)
Wyd. Albatros Praha 1979, 158 stron (pierwsze wydanie w 1961 roku)
Z własnej półki (kupione 6 sierpnia 2020 roku za 55 koron)
Przeczytałam 14 sierpnia 2020 roku - czterdziesta i czwarta po czesku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz