Ostatnio u mnie ciągle Agora i Agora, ale to się bierze stąd, że przestudiowałam na stronie Biblioteki Kraków ten hasztag, zapodałam na wirtualną półkę całą masę tytułów i gdy szybciutko zamawiałam książki przed zamknięciem bibliotek, gęsto z tej półki korzystałam.
Jak już wspominałam, teraz tam nie mam nic (po wymianie dysku). No i dobrze. A wczoraj zastanawiałam się, co teraz wziąć do czytania, po Pilchu, którego skończyłam (bibliotecznych jest jeszcze DWADZIEŚCIA) i nagle pomyślałam o jednej swojej, zbiór opowiadań Gaddy, nazywa się to Pożar na ulicy Keplera. Super, to na pewno będzie coś fajnego! Ułożyłam się wygodnie, otwarłam tomik i... i poległam. No zupełnie mi nie szło, one wymagają takiego skupienia uwagi i rozszyfrowywania potrójnie złożonych zdań, że zrezygnowałam 😕
W rezultacie wzięłam na tapetę kolejną biblioteczną, a w dalszej (powiedzmy jutrzejszej) przyszłości zamierzam się na starą dobrą Doncową w oryginale, tylko nie udaje mi się ustalić, który to miałby być tom, straszny w tym jest bałagan, okazuje się, że nie zawsze zapisałam w książce datę przeczytania (ech, ten odwieczny brak systematyczności), nawet blog mi nie pomaga w kwestii co mam już za sobą...
Przypomniały mi się lektury sprzed lat - Szaman Morski i Znaczy Kapitan. Nie bez kozery, bo Borchardt właśnie o kapitanie Batorego pisał 😍 I tak się złożyło, że gdy robiłam te swoje Pierwszofalowe Koronawirusowe Porządki Biblioteczne, właśnie te dwie powieści wyciągnęłam z jakiegoś zakamarka i przeflancowałam je na przód półki, z myślą o rychłym powrocie. Czy on będzie taki rychły, to nie wiem, ale czekają - gdyby nie te 20 sztuk na krześle pod oknem i gdyby nie domowa Alchemia słowa, za którą chcę się KONIECZNIE zabrać i gdyby nie ta Doncowa, którą chcę przeczytać już zaraz, bo obejrzałam coś tam rosyjskiego i zatęskniło mi się za cyrylicą - więc gdyby nie to wszystko, Znaczy Kapitan już by leżał na kołdrze 😜
Początek: Koniec:
Wyd. Agora SA, Warszawa 2015, 323 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 24 listopada 2020 roku
Wczoraj rano jeszcze przed robotą pognałam do piekarni (niewidziane to dawniej rzeczy!). W kieszeni klucz od mieszkania i karta płatnicza, a w głowie po drodze myśl takowa - a co, gdyby nie można było zapłacić kartą z jakiegoś powodu? Musiałabym wracać biegusiem do domu po gotówkę, z powrotem lecieć i kto wie, spóźnić się może do pracy (nic by się nie stało, no ale nie lubię). Przychodzę i cóż widzę obok kasy? Kartkę AWARIA TERMINALA!
Słuchajcie, jeszcze nigdy, odkąd chodzę do tej właśnie piekarni (a uzależniłam się od chleba cygańskiego, który tam mają), nigdy - powtarzam - nie było takiej sytuacji. Wykrakałam, ściągnęłam czy co tam jeszcze.
A potem wracam z pracy, przejeżdżam obok magistratu i myślę o prezydencie Majchrowskim, który niedawno ogłosił, że jest pozytywny i udał się na izolację. Myślę mianowicie tak:
- A co by było, gdyby...
/to w kontekście zażartej walki z PIS-em podczas ostatnich wyborów samorządowych/
Wieczorem wiadomość - Majchrowski jest w szpitalu.
Córka mówi, żebym lepiej przestała myśleć!
Znaczy kapitan też czytany dawno temu I chyba z przyjemnością wrócę do niego Wspomnialas Monikę Zeromska, co przypomniało mi jej opinię o najsłynniejszej rodzinie naszego rodzinnego miasta. Sądzę, że wiesz o kim mówię.Nie wszystkie do końca pochlebne. Opisała to w swoich dziennikach Ja teraz mam na tapecie biografię Stachurskiego. Trochę dolujaca,ale ciekawa.T.
OdpowiedzUsuńW dziennikach prof. Estreichera też można to i owo przeczytać na temat ś.p. pana P. ;)
UsuńNo a teraz się skompromituję doszczętnie: kto to jest Stachurski?
No nie, czytam biografię Edwarda Stachury, nie Stachurskiego. Ja dziękuję za takie podpowiedzi.
OdpowiedzUsuńHa ha ha, dobre :) A już się przeraziłam, że mam straszne braki (które i tak mam)!
Usuń