Dawne ogłoszenia prasowe na wyklejce. Okazuje się, że i bez komórek istniała możliwość zliczania swych kroków. Śmierć od zatwardzenia poniosło już wielu ludzi, a przecież mogli się uratować pijąc morawską wodę!
Chyba zrozumiałe 😄
A oto, kto był przede mną właścicielem tego egzemplarza! Martin Nechvátal, proszę państwa, był/jest przewodniczącym Bytové družstvo "U tří růží", mówią internety. to jakby rodzaj spółdzielni mieszkaniowej, czy teraz to się nazywa jakoś inaczej, gdy właściciele mieszkań w danym budynku sami się rządzą... Kondominium? zapomniałam tej nazwy 😒
Dom Pod trzema różami jest zabytkiem pochodzącym z gotyku, a tu jest jego opis. Tyle mówi szybkie śledztwo, na tym dość. Być może będąc w Pradze udam się pod ten adres i podziekuję panu Martinowi za to, że miałam możliwość zapoznać się z książką 😁 W ramach serendypności, naturalnie. Oczywiście, jeśli jeszcze żyje, bo przecież biblioteki zazwyczaj sprzedają do antykwariatów spadkobiercy...
Półka! Zapomniałabym o półce!
Wyd. Východočeské nakladatelství, Hradec Králové 1966, 162 strony
Z własnej półki (kupione 14 stycznia 2020 roku w antykwariacie online za 19 koron -11%)
Przeczytałam 12 stycznia 2021 roku
NAJNOWSZE NABYTKI
Dobrze, a teraz donoszę (choć najchętniej bym się nie przyznawała głośno), że znowu coś kupiłam w Ulubionym Praskim Antykwariacie. Ale tym razem - po raz pierwszy - dotrzymałam słowa, że nie będę dopełniać zamówienia kilkunastoma innymi książkami 😋 Dzielna ja! Zobaczyłam tę pomarańczową książkę z samego dołu, a to pierwszy tom cyklu o znanych prażanach i ich mieszkaniach/domach, mam dwa kolejne, więc... i nic innego nie wyszukiwałam, tylko wzięłam trzy inne, które już były od jakiegoś czasu w koszyku. Same pragensie. Ta bez napisu na grzbiecie to powieść dla dziewcząt rozgrywająca się na praskim Petřínie, rok wydania 1941. Niestety z charakterystycznym zapaszkiem...
A teraz taka sprawa. Wiadoma to rzecz, że zajęcie sobie zawsze znajdę, nawet specjalnie nie szukając. Nie wyobrażam sobie, nawiasem mówiąc, że mogłabym kiedyś powiedzieć nudzę się, nie wiem, co robić. No nie do pomyślenia.
/chyba że na oddziale covidowym, bez książki, bez niczego/
No i skoro już przy czeszczyźnie jesteśmy, wsiąkłam w czeskie radio. Nie od dziś, ale widzę, że przybiera to straszne rozmiary. Bo z ich strony można rozmaite audycje ściągać (są tam też jakieś podcasty, ale ja nie wiem, o co biega). I ja tak ściągam, ściągam, nagrywam na płytki, żeby było pod ręką koło łóżka i żeby sobie móc w dowolnej chwili wybrać coś ciekawego i odsłuchać. Płytki się gromadzą, a ja zaczynam dostawać szmergla. Czasu jest ograniczona podaż, prawda? Praca, dom, zakupy, film, czytanie, internet... i teraz jeszcze to radio! Z czego zrezygnować? A teraz jeszcze odkryłam, że mają tam mnóstwo słuchowisk, które można odsłuchać tylko na stronie i często z krótką datą przydatności do spożycia, na przykład jeszcze 4 dni. Niech to licho! Człowiek by chciał zbyt wiele! A to jeszcze nie koniec tego, co mi się zwaliło na głowę (na własne życzenie). Ale o tym następnym razem.
A teraz jeszcze przeczytałam, że jest film według Vše pro firmu! Nosz ja się potnę (mydłem w płynie)! Kiedy ja to mam wszystko zdążyć???
Oj, to prawda, doba krótka jest i skąd na wszystko mieć czas?
OdpowiedzUsuńTrudny czasem wybór, a gdy jeszcze wiosna przyjdzie, to doba jeszcze mniej ma godzin, bo natura wzywa do lasu:-)
Jasną jest rzeczą, że należy dokonywać ostrożnych wyborów. Ale chciałoby się przecież wszystko! Umiejętność rezygnacji się kłania...
Usuń.... I ja tak ściągam, ściągam, nagrywam na płytki, żeby było pod ręką koło łóżka i żeby sobie móc w dowolnej chwili wybrać coś ciekawego i odsłuchać. Płytki się gromadzą....
OdpowiedzUsuńKiedyś nagrywałem wszystko na płyty CD (a nawet DVD), lecz lata temu zaniechałem tego. Obecnie nagrywam w formacie MP3 i trzymam to wszystko albo na pamięci USB (pendrive-nawet 128 G są b. tanie) lub też na zewnętrznym dysku twardym. Poza tym mój malutki odtwarzacz MP3 ma ogromną kartę pamięci i na nim mieści się masa książek, podcasty, muzyka.
Już dość dawno temu stwierdziłem, że na tym świecie nie będzie się wiecznie (jak to się myślało, będąc młodszym) i że trzeba być niezmierni wybiórczym w swoich zainteresowaniach, bo wszystkiego nigdy nie da się poznać. Jak się patrzę na moje posiadane książki, to byłbym szczęśliwy, aby 1/3 z nich przeczytać, zresztą jeżeli książka mi się nie podoba, nie czytam jej dalej. Również posiadam dużo różnych nagrań (książki, wykłady, dokumentalne opowieści, itp.) i głównie ich słucham podczas ćwiczeń gimnastycznych lub jadąc samochodem na dalekie trasy (tą ostatnią aktywność znacznie zredukowałem z powodu COVID-19).
Przypomina mi się dowcip, jeszcze z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku: pewien pracownik zaczął się nie tylko notorycznie spóźniać do pracy, ale non-stop wyglądał na zmęczonego i nieraz przy biurku zdarzyło mu się zasnąć. Szef wezwał go do gabinetu na rozmowę, aby wyjaśnić, co jest przyczyną tego stanu rzeczy.
- Uwielbiam oglądać dobre filmy – powiedział – ale większość z nich idzie w telewizji po północy i kończą się nieraz o trzeciej nad ranem i przez to chodzę tak późno spać.
Ponieważ ogólnie był dobrym pracownikiem, szef postanowił sprawić mu w prezencie odtwarzacz na kasety wideo, aby mógł nagrywać te nocne filmy. Faktycznie, decyzja okazała się trafna—od tego czasu pracownik nigdy się nie spóźniał i był pełen energii. Po roku pojawił się w gabinecie szefa, prosząc go o... trzy miesiące wakacji.
- Trzy miesiące! – wykrzyknął zdumiony szef – ale w jakim celu?
- Bo tyle czasu potrzebuję, aby wreszcie obejrzeć te wszystkie filmy, które przez ostatni rok nagrałem na kasety!
Myślałam już nad tym, bo i te płytki zajmują za dużo miejsca. Teraz nawet policzyłam - powiedzmy, że na pendrive 128 GB zmieszczę zawartość około 180 płytek CD. Pendrive = 70 zł, płytki = 180 zł. No, opłaca się i z punktu widzenia miejsca i kosztu.
UsuńAle!
Na płytkę CD nagram około 20-30 takich programów z radia - i wydrukowawszy sobie ich spis, naklejam go na kopertkę, co widać na zdjęciu (jeśli jest długi, to na obie strony). I dzięki temu, gdy wieczorem, już w łóżku, stwierdzam, że mam jeszcze kwadrans przed zaśnięciem, patrzę na spis i wybieram sobie coś na interesujący mnie aktualnie temat.
Tego z pendrivem nie będę miała :(
Główne założenie jest bowiem takie, żeby jak najmniej przed kompem siedzieć, prawda? Po to w końcu ściągam.
Jeśli podłączę pendrive do odtwarzacza CD/DVD, widzę tylko kilka początkowych znaków z nazwy pliku, to za mało.
Ot, i problemik :)
Gdybym zaś zaczęła używać do tych plików mp3 płytek DVD, zredukowałabym ich ilość o 6/7, ale dalej pozostawałby ten problem spisu treści.
Jednak będę jeszcze o tym myśleć, jak to rozwiązać, bo stanowczo TRZEBA!
Dowcip - niestety - idealnie leży... Przy czym ja bym musiała dostać już grubo więcej niż trzy miesiące urlopu. To się nazywa, że na emeryturze obejrzę te filmy, wysłucham tych programów. O książkach nawet nie mówię. Jasne... jak dożyję. W dodatku ciągle straszą, że za chwilę płyt nie będzie na czym odtwarzać.
Składować nagrania można na pendrive lub na komputerze—ale to bardziej jako zapasowa kopia („back-up”). Mój odtwarzacz MP3 ma ‘wejście’ („slot”) na „mini SD card”, bodajże do 128 GB. Tak więc właściwie wszystkie nagrania można trzymać na odtwarzaczu, w różnych ‘folders’, według kategorii—np. muzyka, książki, podcasts, etc. Gdy chcę przesłuchać książkę, od razu widzę jej tytuł i autora (zależy, co wpisałem, przy konwersji na MP3), jak też po kolei CD 1, 2, 3, itd. Tak więc NIGDY nie mam problemów ze znalezieniem tego, co chcę posłuchać, a przy komputerze siedzę TYLKO po to, aby przetransferować ‘files’ z komputera lub pendrive na odtwarzacz MP3. Nota bene, jest to raczej tani odtwarzacz, nie ma za dużo bajerów, ale od lat go używam bez problemu—zaletą jest jego wielkość, mieści się w mojej dłoni.
UsuńRównież lubię słuchać nagrania wieczorem, przed (i w czasie) snem i zajmuje mi kilkanaście sekund, aby wybrać to, co chcę posłuchać. Tak więc jestem pewny, że polubiłabyś szybko używanie odtwarzacza MP3!
Kupiłam raz na allegro odtwarzacz MP3 - cieszyłam się nim jeden dzień ;) potem nie działał, oddałam i zraziłam się. Ale to jakiś tani badziew był, z tego co pamiętam. Szczerze to nie mam ochoty na kolejne urządzenie... myślę jeszcze nad pendrivem i sposobem jego "inwentaryzacji"... Przypominam sobie, że jest na odtwarzaczu CD jakieś ograniczenie ilości folderów i poszczególnych plików na dołączonym pendrivie - gdy jest więcej, przestaje go widzieć. To by znaczyło, że nie może być 128 GB...
UsuńTymczasem właśnie nagrałam kolejną płytkę ze słuchowiskami, ech ;)
Faktycznie, kiedy z tym wszystkim zdążysz? Wiele zamierzeń odkładałem na czas emeryckiej wolności od pracy zawodowej i... dalej nie "zdążam". A propos zatwardzeń, ogłoszenie: "Przeczyszcza nie przerywając snu".
OdpowiedzUsuńWszyscy znajomi emeryci mi to mówią - że będzie może nawet jeszcze gorzej z czasem :)
UsuńTekst tego ogłoszenia czasem cytuję córce, nieodmiennie się z tego zaśmiewa. Nie pamiętam, czy to Tuwim i Słonimski? A córka mi w odwecie opowiada o dialogu jakichś starszych babek z amerykańskiego serialu, jedna się skarży, że musi wstawać w nocy do toalety, druga oznajmia z dumą, że nie ma z tym problemów, zawsze robi siku o siódmej rano... i dodaje "no, a wstaję zawsze o ósmej" ;)
W czerwcu 2019 roku byłem w Cieszynie z okazji festiwalu Bez Granic na poruszającym spektaklu „Anna Frank” (historia holenderskiej Żydówki). Niesamowite przeżycie, bo widownia mieściła się na scenie (raczej kameralna atmosfera). I powiem tak, wydawało mi się, że ten czeski nie może być tak obcy jak inne języki. A jednak bez polskich napisów, niewiele bym zrozumiał, co w odbiorze sztuki byłoby straszliwym utrudnieniem.
OdpowiedzUsuńZa trzecim pobytem w Pradze odważyłam się kupić bilet do teatru. Jeszcze wtedy nie uczęszczałam na kurs, miałam tylko jakieś czeskie fiszki i sobie coś tam z nich powtarzałam. Wybrałam monodram, wychodząc z założenia, że łatwiej będzie po kilkunastu minutach przyzwyczaić się do jednego głosu i sposobu mówienia. To do pewnego stopnia zdało egzamin - ale były momenty, że nie wiedziałam, z czego się publiczność śmieje :)
UsuńPodobno słowacki jest o wiele podobniejszy do polskiego i bardziej dla nas zrozumiały. Tak czy siak, to mit, że jak język słowiański, to sobie z nim damy radę. Mam znajome, które kiedyś tam w szkole uczyły się rosyjskiego, dziś już nic nie pamiętają i za diabła by filmu w oryginale nie obejrzały.
Jak już kiedyś napisałem, po 9 latach nauki rosyjskiego, nie potrafiłem w tym języku powiedzieć, że go nie umiem...
UsuńFaktycznie to jest mit, że czeski (lub słowacki) są bardzo podobne po polskiego. Oglądając filmy czeskie/słowackie, coś tam się rozumie, ale mało. Rozmawiając bezpośrednio z Czechami/Słowakami było już łatwiej--mówiliśmy wolniej, używaliśmy alternatywnych wyrazów i pomagaliśmy sobie 'mową ciała'--ale był to też powolny i czasochłonny proces. Jeżeli jest to możliwe to komunikujemy się w języku angielskim.
Czas się zrobił wyjątkowo wredny i pędzi bez opamiętania coraz szybciej! Dzień za dniem umyka i nie dam rady zrobić tego, co bym chciała wrrr... Ciekawe, że za czasów szkolnych wlókł się niemiłosiernie od wakacji do wakacji, za to w czasie wakacji przyspieszał! Na tej samej zasadzie pewnie przyspieszył na emeryturze, nie podoba mi się to, ja się już nigdzie nie chcę spieszyć...
OdpowiedzUsuńIm jesteśmy starsi, tym szybciej życie mija, prawda?
UsuńCzytając weekendowe (16-17/01/2021) wydanie „The Wall Street Journal”, natknąłem się na artykuł pt. „Roboty kończą 100 lat - i nadal nas zachwycają” („Robots Turn 100— And Still Enthrall Us”). Ponieważ interesujesz się Czechami oraz czeskim pisarzami, przytaczam krótki fragmencik artykułu:
OdpowiedzUsuń„W 2021 roku robotami mogą być wózki widłowe lub obrabiarki, narzędzia chirurgiczne lub rozbrajacze bomb. Ale kiedy czeski pisarz Karel Capek wymyślił słowo „robot” w swojej sztuce „RUR”, która zadebiutowała w Pradze 100 lat temu w tym miesiącu, miał na myśli coś znacznie wspanialszego: nowy, stworzony przez człowieka gatunek, zdolny nie tylko do niestrudzonej pracy, ale także potrafiący kochać, marzyć i być zdolnym do poświęceń”.
(...)
„W sztuce Capka „R.U.R.” to skrót od „Rossum’s Universal Robots”, firmy, która je produkuje. Capek przypisuje swojemu bratu słowo „robot” ze starego czeskiego terminu „robota”, czyli służba robotnicza narzucona chłopom przez królów feudalnych.”
Sądzę, że jest to najpopularniejsze słowo czeskie, jakie weszło w powszechne użycie w języku angielskim (i nie tylko). A więc—„Happy Birthday, Mr. Robot!”
To rzecz znana czechofilom, choć sama sztuka może już mniej ;) Nie wiedziałam, że była taka okrągła rocznica!
Usuń