Oczywiście planuję już resztę - triumfalnie donoszę, że z bibliotek mam w domu już tylko siedem, w tym jedną przeczytaną (Mrożek, o którym będzie następnym razem) i jedną, którą oddam bez czytania (a co!). Więc powolutku się wygrzebuję i BĘDĘ CZYTAĆ SWOJE 💪💪💪
Oprócz takiego charakterystycznego klimatu chandlerowskich kryminałów - wiecie, prywatny detektyw ze stawką dzienną 20 dolarów, czarne charaktery, piękne blondynki o zimnym sercu, małe pistoleciki o rękojeści wykładanej macicą perłową w każdej torebce, biura pełne spluwaczek, rozklekotane otwarte kabiny wind (uwielbiam gatunek film noir, jakby się ktoś pytał) - to, co mi się bardzo podoba to kompletny brak poprawności. Murzyn jest tam ciągle Murzynem (i zazwyczaj parkingowym)!
Na Spring Street widać było, że zbliża się godzina zamykania biur. Puste taksówki krążyły blisko krawężników, stenotypistki ukończywszy wcześniej pracę szły już do domów, tramwaje tłoczyły się jeden za drugim, a policjanci drogowi usiłowali rozładować korki tworzące się na skrzyżowaniach ulic. Budynek Quorna miał wąską fasadę koloru wyschniętej musztardy; tuż obok wejścia wisiała duża gablota pełna sztucznych zębów.Pewnie przez tę miłość do gatunku prawie oniemiałam, gdy zobaczyłam w Pradze po raz pierwszy w życiu na żywo paternoster!
Tytuły opowiadań:
Wyd. Czytelnik, Warszawa 1977, 299 stron
Tytuł oryginalny: Trouble is my business
Przełożył: Michał Ronikier
Seria z jamnikiem
Z własnej półki
Przeczytałam 16 stycznia 2021 roku
Przeglądałam ostatnio krakowskie nekrologi i znalazłam taki, który może nie że chwycił od razu za serce, ale - spodobał się (o co w nekrologach trudno). Od razu zrobiłam zrzut ekranu, żeby tu pokazać.
A potem pokazałam córce, ona pyta, ile miał lat pan matematyk, wrzucam w internety i co się okazuje? Że ten nekrolog już zdążył zrobić furorę w sieci (na przykład klik), tak że - znowu się spóźniłam, ale liczę na to, żeście jednak nie widzieli...
Na koniec może jednak lepiej o żywych (a przynajmniej mam nadzieję, film jest sprzed 4 lat, ale bohaterzy nie wyglądają na mocno schorowanych, tym razem nie będę przepatrywać ani książki telefonicznej ani stron z nekrologami). Znowu starsi ludzie, znowu Kraków 😊
WIĘZI, reż. Zofia Kowalewska, 2016
Z oficjalnego opisu:
Barbara i Zdzisław są małżeństwem z 45-letnim stażem. Osiem lat temu Zdzisław zostawił Barbarę i zamieszkał z kochanką. Niedawno zdecydował się wrócić do żony. Barbara przyjęła go z powrotem. Powrót do wspólnego życia w jednym mieszkaniu okazuje się jednak dla małżeństwa trudny. Zdzisław proponuje zorganizowanie jubileuszu ich związku. Film znalazł się na shortliście do Oscara w kategorii Documentary Short Subject.
Na You Tube krótka (4 minuty) wypowiedź młodej reżyserki, która jest jednocześnie wnuczką tego małżeństwa.
Jeśli Was zaciekawiła, to możecie obejrzeć ten dokument (raptem 18 minut) na NINATECE.
A właśnie. Ninateka to moje najnowsze odkrycie - po latach. Jakoś przy wymianie laptopa i stracie linków zapomniałam o jej istnieniu, a to przecież prawdziwa kopalnia (na szczęście nie bitcoinów - czy Wy też jesteście masowo atakowani spamem na ten temat? Bo ja dostaję CODZIENNIE z 5-6 maili...) nie tylko dokumentów! Już sobie pozaznaczałam całą masę do obejrzenia. Uprzejmie proszę o wydłużenie doby do 48 godzin, co najmniej.
Film polecała także Świechna na swoim blogu, ale jeszcze nie widziałam, a twórczość Chandlera pamiętam z dawnych teatrów Tv, cóż to była za uczta, na czwartkowe spektakle czekało się jak na święto:-)
OdpowiedzUsuńŚwiechna, Świechna... szukam i szukam, a to przecież Mysz Galaktyczna, którą mam w linkach :) Zaraz tam zajrzę :)
UsuńSprawdziłam też, czy mam jakieś Kobry, owszem, ale nie Chandlery - i całe szczęście, bo i bez tego nie wyrabiam!
A. NINATEKA może być świetną wycieczką po kulturze.
OdpowiedzUsuńZostawiam ją sobie na potem, jak mi się skończy abonament na DAFilms :)
UsuńTeż wychodząc dziś do biblioteki planowałem tylko oddać książki i zacząć czytać swoje. A wróciłem z trzema wypożyczonymi :D
OdpowiedzUsuńU mnie w spamie jest głownie szantaż. Że mój komputer został zhakowany i jeśli nie zapłacę 5 tys. bitcoinami udostępnią jakiś filmik nagrany za pomocą przejętych zdalnie kamerki i mikrofonu. Co mnie za każdym razem niezmiennie śmieszy, bo ani kamery, ani mikrofonu nie mam.
Aha :) Takie też dostaję - chyba, bo nawet nie otwieram, gdy widzę na podglądzie początek MAM DLA CIEBIE ZŁĄ WIADOMOŚĆ :)
UsuńAle jak to w tej bibliotece? U nas trzeba zamówić wcześniej, nie ma dostępu do półek. I całe szczęście, powiem :)
U mnie w bibliotece jest normalnie. Swobodny dostęp do regałów, bibliotekarka nawet bez maseczki, bo pewnie mało ruch czytelniczy, więc nie ma sensu, by siedziała za biurkiem zamaskowana. Tylko czytelnia z powodu pandemii jest nadal zamknięta.
UsuńNo popatrz, co kraj to obyczaj :)
UsuńW Bibliotece Kraków regały są oklejone taśmą, żeby nikt nie wpadł na pomysł macania po półkach. Zamawiasz książki przez system, a kto nie może, ten dzwoni albo pisze maila.
Oczywiście są starsze panie, które czytają namiętnie te romanse czy co to jest, i tu chyba działa to tak, że bibliotekarki je znają, bo są z dzielnicy, i same im wybierają, tak na poczekaniu. Ale ogólnie jest zasada, że raz-dwa, oddajesz, odbierasz zamówienie i znikasz, zwłaszcza, że w środku mogą być 2 osoby najwyżej.
Czyli środki bezpieczeństwa dostosowane do ruchu w bibliotece.
UsuńTeż mógłbym zamówić tytuły przez net, wpaść i wypaść, ale wolę grzebanie po półkach i wybór takich trochę przypadkowych lektur.
Myślę, że chodzi nie tylko o ilość osób przebywających w bibliotece, ale właśnie o to grzebanie w książkach - ergo: macanie ich, oddychanie na nie. W dobie zarazy nie najmądrzejszy pomysł. Przecież książki wracające do biblioteki dlatego idą na kwarantannę, że ktoś ich dotykał.
UsuńUważam, że ten zakaz dostępu do półek ma obecnie głęboki sens, pozwala mi się czuć bezpieczniej.
Na czas pandemii to jedno z tych ograniczeń, które mi łatwiej przyjąć.
Myślę, że szanse na zarażenie się koronawirusem przez dotykanie książek w bibliotece są zerowe. Przecież wystarczy ręce wymyć, czy odkazić przy wychodzeniu z biblioteki.
UsuńDobrze, że podano w nekrologu rozwiązanie...
OdpowiedzUsuńW każdym razie było to chyba fajny facet: https://lovekrakow.pl/aktualnosci/zwolnienia-pisane-wierszem-i-rownanie-na-nekrologu-kim-byl-krzysztof-reczek_39387.html
Ten właśnie link kryje się pod słowem KLIK :)
UsuńTak się zafascynowałem treścią nekrologu, że nawet nie zauważyłem KLIK...
UsuńJa też jestem w klimatach kryminalnych za sprawą autobiografii Agaty Christie Fajnie się czyta. Co do nekrologu, można go potraktować jako ciekawostkę,ale niezbyt mi się podoba. Dla mnie to wygląda na przysłowiowe robienie jaj z pogrzebu. Ale ja jestem człowiekiem starej daty, stąd taki a nie inny odbiór nekrologu. Teresa.
OdpowiedzUsuńMam znajomą, wielką miłośniczkę Christie, która ma całe półki jej książek. Ja zaledwie kilka :)
UsuńA nekrolog odbieram raczej jako konsekwencję całego życia tego pana. Rodzinny i z pasją, którą umiał przekazywać.
Zwykłe nekrologi (zwane w Dżendżejowie klepsydrami) są nudne i nic nie mówiące o nieboszczyku, suche zawiadomienia o tym, że umarł i że był ewentualnie magistrem praw. Chciałabym, aby i mnie dostał się taki niekonwencjonalny - może sobie powinnam sama napisać ;)
Raz, kilka lat temu, czytałam w gazecie piękny nekrolog, który był właściwie wspomnieniem o ukochanej osobie, niestety nie wycięłam go wtedy, więc już nie do odnalezienia, zwłaszcza, że nie opamiętam, kim była opiewana kobieta...
A tak jeszcze myślę, że robienie sobie jaj z pogrzebu mi specjalnie nie przeszkadza :) Najbardziej spośród tych wszystkich, na których byłam, podobał mi się pogrzeb jazzowy, też konsekwentny do stylu życia chowanej osoby. Kondukt wędrujący z kaplicy do grobu rytmicznie podrygiwał przy dźwiękach muzyki i wszyscy miło wspominali.
Mam wrażenie że powoli będzie się rozwijać branża pogrzebowa.Mam tu na myśli całą otoczke pogrzebu-dobór kwiatów, muzyki, piosenek, słów pożegnania.Ja też nie zapisałam sobie listu, jaki skierowała do rodziny i znajomych bohaterka powieści "Wrzesień" podczas swego pogrzebu. Wiem, że bardzo mi się podobał. Jak chodzi o mnie,to moim życzeniem byłaby piosenka H. Wyrodek "Ta nasza mlodosc", dla mnie najpiękniejsza i majprawdziwsza polska piosenka. T
OdpowiedzUsuńTo chyba już się dzieje... Potrzebujemy tych ceremonii najwyraźniej, już nam nie wystarcza ta zwykła. Osobiście nie chcę w ogóle pogrzebu, może się uda? ;)
UsuńNa wspomnianym pochówku jazzowym śpiewali właśnie albo to albo "Przychodzimy, odchodzimy", nie pamiętam.
Jeszcze bym posluchala "Viens, viens" M. Laforet i "Tombe la neige"S.Adamo. Tylko że tak naprawdę wówczas się już nic nie słyszy.
OdpowiedzUsuńAch, "Tombe la neige"... To moje wielkie wspomnienie... ze Szczecina ;)
UsuńMiałam tam ciocię, jej mąż był architektem, mieszkali w takim szeregowym domku z atrium - do dziś ten rozkład jest dla mnie ideałem. Pokój dzienny (który dziś uparcie nazywa się salonem, nawet w bloku) był na poziomie właśnie atrium, schodziło się do niego w dół po schodkach, był tam kominek i takie półki na książki i płyty z grubaśnych dech. I tam właśnie była płyta Adamo, której w kółko słuchałam :)
Myślę, że w takim domku i w takim pokoju chciałabym spędzić jesień życia. No, ale to tylko marzenie.
A ciocia dawno nie żyje (rak ją zabrał błyskawicznie, ledwo zdążyła przejść na emeryturę i po rozwodzie przeprowadzić się do Warszawy, gdzie mieszkała też siostra). Któż teraz mieszka w tym domku i jaki w ogóle jest jego adres? Byłam tam w drugiej połowie lat 70-tych...
Oj, muszę uważać, żeby się nie popłakać (w pracy).
Zacny, choć niewielki, zbiór crime stories, i to ze "Srebrnym kluczykiem". Dalej czytuję kryminały, ale już te bardziej współczesne, chociaż niedawno sięgnąłem po Philipa Marlowe'a. Ninateki nie znałem, zajrzę.
OdpowiedzUsuńJeszcze trochę innych jest z jamnikiem i kluczykiem, poutykanych, gdzie się znalazł kawałek miejsca :)
UsuńNo właśnie ja przez lata całe też czytałam te nowsze (one stoją kompletnie gdzie indziej, bo i mają "normalny" format), głównie skandynawskie i Marininy. Trzymam je dalej, bo wiem, że też będę wracać.
A co Ci się podoba w braku poprawności politycznej (pomijając ewolucję nomenklatury, wtedy Murzyn był określeniem akceptowanym, w przeciwieństwie do np. czarnucha)? Ja zawsze proponuję eksperyment myślowy - zamieńmy Murzyna na Polaczka i wtedy mamy konstrukt, w którym jest oczywiste, że Polaczki są tylko parkingowymi, a nie jakimiś ważnymi (chociażby dla fabuły) postaciami.
OdpowiedzUsuńHm. Oczywiście jestem za poprawnością polityczną rozumianą generalnie, jako unikanie w przestrzeni publicznej określeń, które mogłyby urażać jakąś mniejszość. Jest to dla mnie jakby rodzaj dobrego wychowania. Nie puszczać bąków w towarzystwie.
UsuńAle niemożebnie mnie wkurza przepisywanie na nowo historii świata czy choćby tylko literatury pod tym kątem. Wywalanie na zbity pysk Murzynka Bambo czy W pustyni i w puszczy. Wyrzućmy też Ficowskiego! Wyrzućmy Hrabala z jego Cyganami, którzy rozłożyli obozowisko na łące.
No proszę Cię, jestem z tej generacji, która w życiu nie powie, że na Plantach otoczyły ją Romki, żeby jej powróżyć.
W tym wypadku nie ma dla mnie znaczenia, czy to określenie jest nacechowane negatywnie czy nie jest (różnie może być w różnych kulturach). To jest jakby całożyciowe doświadczenie, i tyle.
Murzyn nie równa się w takim rozumieniu Polaczek, tylko Polak, więc ten przykład uważam za nieadekwatny.
Sama o tym piszesz jako ewolucji nomenklatury. Następne pokolenia być może będą używać tylko określenia Afroamerykanie, a Murzyni odejdą do lamusa. Może.
A sam Polaczek... cóż, nie jestem chyba zapamiętałą patriotką, nie przeszkadza mi to słowo, Polaczki po prostu istnieją, nie myślę zamykać na to oczu. Jakoś ciągle nie sądzę, że tacy jesteśmy wspaniali, choć tego rodzaju narracja płynie z góry ;) Każdy odpowiada za siebie.
Ae nikt nie przepisuje literatury od nowa, jedynie są starania, żeby je opatrywać komentarzem, wyjaśniającym, dlaczego taka narracja. Że Kali (wszyscy mieszkańcy Afryki) nie był głupim prostaczkiem, który wymagała mądrego, białego chłopca, żeby mu pokazał, jak w życiu postępować. Że sensem życia Mammy (i innych Czarnych kobiet) nie była opieka nad dobrostanem białych właścicieli, w tym głupiutką nastolatką/kobietą, która niszczyła życia innym, ale i tak była więcej warta od swojej służby. Że nie każdy Polak to pijak i złodziej. Prosto to wyjaśnia Queerowyfeminizm na instagramie.
UsuńReszty - przyznam - nie rozumiem, zwłaszcza metafory z bąkiem, która nijak się ma do używania określeń uznawanych przez jakąś społeczność (z mniejszością byłabym ostrożna, zwłaszcza w przypadku Czarnych, niekoniecznie w Polsce, ale na świecie) jako obraźliwe. Sugeruje to, że na zewnątrz, owszem, powinniśmy być "poprawni", ale tak naprawdę to radośnie puszczamy te bąki, jak nikt nie widzi, BO TAK SIĘ PRZYZWYCZAILIŚMY. Uważam, że warto zmieniać przyzwyczajenia, skoro krzywdzą innych.
....Ae nikt nie przepisuje literatury od nowa
UsuńWiem, że przynajmniej ukazało się jedno 'oczyszczone' wydanie "Przygody Hucka Finna" Marka Twaina, w którym zastąpiono niektóre wyrazy bardziej poprawnymi.
Osobiście również nie znoszę poprawności politycznej-a w Kanadzie potrafi ona przybierać formy idiotyzmu do trzeciej potęgi.
Ale Zuzanko, po pierwsze jednak przepisuje, jak widzisz, a po drugie nawet kwestia "objaśniania" jakoś mi się źle kojarzy...
UsuńZ puszczaniem bąków :) miałam na myśli to, że w towarzystwie tego nie robimy, ale już w zaciszu własnej sypialni mówimy sobie, że lepiej dla zdrowia i... Kwestia dobrego wychowania dotyczy jednak głównie zachowań w przestrzeni publicznej i tak jest z poprawnością polityczną. Żeby to było głęboko w nas w środku, muszą minąć pokolenia, raczej nie zmienimy przyzwyczajeń z dnia na dzień.
Lubię stare dobre kryminały :)
OdpowiedzUsuńTak, to przyjemność do nich wracać, zwłaszcza, gdy się już nie pamięta, kto zabił i dlaczego :)
UsuńBył czas gdy zaczytywałem się w kryminałach i sensacyjnych, a Raymond Chandler był moim ulubionym autorem, ale obecnie gustuję w trochę innych klimatach i pochłaniam wszystko związane z Kaczkowskim :-)
OdpowiedzUsuńZ Kaczkowskim? :)
Usuń