Rzecz o 12-letniej Uli, która z rodzicami i siostrą przeprowadza się do nowego pięknego mieszkania w kamienicy, ale ciągle z niego ucieka do ubogich krewnych dwie ulice dalej. Bo tam zwykła kartoflanka zjadana wśród życzliwych sobie ludzi smakuje lepiej niż frykasy w zimnym domu rodzinnym, pod surowym wzrokiem despotycznego ojca. To właściwie opowieść o tym, jakie konsekwencje może przynieść pragnienie wyrwania się ze swojej sfery, dążność do podniesienia statusu (której przecież nie można potępiać w czambuł), jakie bolesne może być odcinanie się od korzeni i jaką cenę płacą za to bliscy.
Oczywiście najbardziej mnie interesowały krakowskie lokacje 😀 Ula z rodzicami mieszka przy ul. Odrowąża, a babcia i pozostała część rodziny gdzieś przy Mazowieckiej. Ach, zapomniałam dodać, że wszystko to dzieje się w okresie międzywojennym! No a mapa poniżej jest z teraz... Ale - zajrzałam do "Nazw ulic Krakowa" pod Odrowąża - i dowiedziałam się, że tę ulicę wytyczono ok. 1930 roku, ale nazwę otrzymała w 1937. To mnie trochę skonfundowało, bo jakoś nie wyczuwałam atmosfery zbliżającej się wojny. Zajrzałam jeszcze do książki, gdzie są podane daty powstania i nazwiska architektów wszystkich domów (no, wszystkich - wszystkich do wojny). A tam: większość odrowąskich kamienic jest z lat 1933-1935. To dość ciekawe, że stała już większość domów, a ulica ciągle nie miała nazwy.
Byłam tam kiedyś z aparatem, ale nie podzielę się żadnymi zdjęciami, bowiem nie jestem w stanie ich odnaleźć.
Pod koniec książki jest mowa o dużym pożarze na Krowodrzy, miałam nadzieję, że znajdę o nim wzmiankę w "Krakowie między wojnami" Czesława Brzozy, który jest takim kalendarium. Nie znalazłam, albo ten pożar nie był taki duży albo go w ogóle nie było 😁
Za to przy okazji trafiłam na takie wyliczenie. Ciekawe, jak by wyglądało tego rodzaju zalecenie dziś? Chyba jednak nie 30 kg mąki? Gdy wszyscy mają lodówki i zamrażarki, być może większy nacisk byłby położony na zapas mięsa? Jeszcze parę lat temu ja sama zaplanowałabym najwyżej kilogram mąki, ale wtedy nie śniły mi się kopytka, pyzy, nie piekłam chleba 😋 A gdy przeczytałam o 10 kg kapusty kiszonej, to wiecie co? Dzisiaj wracając z pracy zahaczyłam o warzywniak i kupiłam 😀 Nie, nie 10 kg, ot, za 2,50 zł, do obiadu - ale mnie taka chętka naszła!
Wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 1968, 198 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 13 lutego 2021 roku
Wchodzę dziś do banku i widzę, że coś mi się wyświetla na zielono - jako wpływ znaczy się. Wytrzeszczam ślepe oko, jak to się u mnie w domu mawiało, a tam:
Myślę i myślę, o co tu chodzi... Miałam lokatę na 6 tysi (półroczną). Zarobiłam 30 groszy 😂😂😂
Bogać tam 30! Tylko 24, bo przecież jeszcze mi zabrali 6 groszy podatku!!!
Jeśli chodzi o robienie interesów, to jestem NAJLEPSZA!!!
Tymczasem oglądam "normalne" filmy. Najpierw SZARLATAN czeski, reż. Agnieszka Holland. Podobał się, podobał, żarło... aż do połowy. Potem już przestało - i nie powiem, dlaczego, bo może ktoś go będzie oglądał, nie chcę nic sugerować. W każdym razie to na kanwie autentycznej postaci (bo nie do końca historii) zielarza i uzdrowiciela, którego nie mogło tolerować komunistyczne państwo, więc wytoczyło mu sfingowany proces. W filmie to bardzo złożona postać, mogąca z jednej strony budzić podziw, ale z drugiej i odrazę.
A potem wreszcie trafiłam na AKTORÓW PROWINCJONALNYCH z 1978 roku, od dawna już chciałam obejrzeć - i się zdziwiłam, bo nie pamiętałam, że to też Holland, całkiem niechcący mi się nałożyły na siebie. Ten film polecam gorąco, aktualny do dziś.
No a skoro już o czeskim filmie mowa, to obejrzałam ponownie po latach słynne NIKT NIC NIE WIE /Nikdo nic neví, 1947. Słynne, bo od tytułu tego filmu wzięło się to nasze powiedzenie nikt nic nie wie, czeski film. To taka wojenna komedia omyłek. Jako że Czesi są znani ze swego poczucia humoru i dystansu do samych siebie, wspomnę tu o takiej scenie. Członkowie orkiestry, dowiedziawszy się, że gdzieś tam biją esesmana, uznali, że wybuchło powstanie i jeden za drugim porzucają instrumenty, wymykając się chyłkiem, żeby wziąć udział w walce. Ale co się okazuje - esesmana ktoś bije prywatnie! Więc wszyscy po cichutku wracają na swoje miejsca i znów przykładają się do gry (od 39 minuty).
Miałam dziś jeszcze więcej popisać, ale gdy usiadłam do laptopa i załadowałam zdjęcia, zadzwonił telefon. Była 16.30. Dzwoniła Psiapsióła z Poznania, zaniepokojona, że mnie tyle czasu już nie ma na fejsie. No tośmy musiały pogadać, prawda? I oto nagle jest 18.40 czyli czas na kolację i... film oczywiście (dziś rosyjski)😉
Tak to jest jak psiapsióły zadzwonią, czas leci jeszcze szybciej niż zwykle.
OdpowiedzUsuńCzasem mam chęć na powrót do przeszłości i jak tylko czas pozwoli nurkuję w stare książki z młodości, to są niezapomniane chwile, cofam się w rozwoju i dobrze mi z tym, hi hi :)))
Masz rację z niezapomnianymi chwilami :) Choć, niestety, bywa i tak, że coś, co uwielbialiśmy wtedy, po 40 latach nie robi już wrażenia. Ale na szczęście rzadko.
UsuńTakie zapasy z 30 kg mąki miały większy sens w czasach, gdy domy były wyposażone w kuchenki węglowe. Teraz zabraknie prądu, gazu i kaplica.
OdpowiedzUsuńA ta książka kiedyś mi już mignęła na Facebooku. Ale nie pamiętam u kogo.
Może masz rację, tym bardziej, że wtedy choćby makaron robiło się w domu - dziś, jak pokazał początek pandemii, ludzie rzucili się do wykupowania właśnie makaronu i ryżu. A;e ogólnie myślę, że to zalecenie na wypadek pierwszych dni wojennego chaosu i zamknięcia sklepów. Zakładam, że prąd i gaz będą :)
UsuńMyślę sobie,że Twoja doba składa się z minimum 40 godzin. No bo dajesz radę na pracę,dom, czytanie, oglądanie filmów. Więc co ze mną jest nie tak? Lektury dzieciństwa, kto do nich nie lubi wracać? Ja mam ogromny sentyment do "Godziny pasowej róży" a książki o której piszesz nie znam. Pozdrawiam. Teresa.
OdpowiedzUsuńA ja właśnie ciągle mam wrażenie, że czas marnuję. To znaczy nie do końca marnuję, bo zajmuję się rozmaitymi pierdołami, którymi jednak CHCĘ się zająć (na przykład opisywaniem dnia w kalendarzu, wpisywaniem wydatków do specjalnego zeszytu) - ale to powoduje, że na resztę czasu jest ciągle za mało.
UsuńTeraz znowu sobie ubzdurałam, że codziennie rano, przed pracą, obejrzę wiadomości z czeskiej tv z poprzedniego wieczora. Kolejny obowiązek i chomąto, które sobie nałożyłam na szyję :)
Godzinę pąsowej róży oczywiście pamiętam, ale nie należała do tych najulubieńszych. Preferowałam książki z akcją dziejącą się współcześnie - a tu tylko w połowie :)
W internetacj jest coś takiego , może to to :""Porucznik diabła" to trzymająca w napięciu powieść sensacyjna, akcja rozgrywa się tuż przed wybuchem I wojny światowej na terytorium monarchii austro-węgierskiej; a jednocześnie doskonałe studium psychologiczne" - autorka Maria Fagyas.
UsuńFaktycznie, to by pasowało chyba:
Usuń"Jednak główny trzon powieści osadził się na intelektualnym, a później także emocjonalnym pojedynku dwóch centralnych postaci powieści, prokuratorze wojskowym Emilu Kunze a niezwykle błyskotliwym i czarującym młodym porucznikiem Peterem Dorfrichtem. Zwykła procedura karno-sądowa przekształca się w dedukcyjną bitwę między stronami, potem wzajemną fascynację, aby na końcu osiągnąć fazę nienawiści i wzgardy." [z Lubimy czytać]
Ja myślałam, że chodzi o książkę polskiego autora :)
W Bibliotece Kraków oczywiście jest gdzieś na rubieżach jedynie, ale na Rajskiej dostępna, już zamówiłam :)
Mąkę pewnie zjadłyby robaki, a kto dziś jada słoninę, chyba tylko sikorki?
OdpowiedzUsuńWiele starych książek mam w bibliotece, ale dzieci sięgają dziś raczej po nowe, kolorowe, z innym papierem, innymi ilustracjami, po te stare sięgają ich rodzice i dziadkowie z sentymentu...
Byłam niedawno świadkiem, jak pan w bibliotece odpowiadał na telefon:
Usuń- Chętnie, ale tylko od 2015 roku.
Z czego wysnułam wniosek (ja, panna Marple), że ktoś pytał, czy może podarować książki do biblioteki.
No i zgadza się...
I to jest w sumie bardzo smutne. Literatura z pięcio-, czy sześcioletnim terminem przydatności do spożycia Ja bym właśnie chciał bibliotekę, w której można znaleźć zwłaszcza te starsze tytuły. Bo nowe to bez problemu można kupić w księgarni.
UsuńU nas stare rzeczy można znaleźć głównie w filiach nowohuckich, być może wynika to z większej powierzchni oddziałów? Że nie pozbywają się tak łatwo jak te w mieście, które praktycznie kupując nowe muszą wyrzucić jakieś stare :(
UsuńJa przyjmuję wszystkie, byle w dobrym stanie.
UsuńOstatnio wszyscy pozbywają się "Świata wiedzy" w segregatorze, sama miałam 5 zapytań, sorry, ale nie!
jotka
No to widać macie dużo miejsca :)
UsuńNie za bardzo, czasem robię selekcję...
UsuńŚwietną akcję wymyślił Zacofany w lekturze. Niektóre książki są mi znane,innych nie kojarzę. Na Twoim blogu chcę uprawic trochę prywaty. Otóż bo. dawno czytałam książkę,której akcja działa się w czasach Austro-Wegier.Rzecz dotyczyła zabójstwa, dokonanego przez młodego oficera.Od początku wiemy kto zabił, jednak absolutnie fascynujacy jest sposób prowadzenia śledztwa. Książka świetna, cóż z tego jak pamięć licha. Może Ty wiesz o jaką książkę mi chodzi, bądź też ktoś z komentujących u Ciebie. Będę wdzięczna. Teresa
OdpowiedzUsuńJa właśnie sporo z tych wymienionych u niego nie znam.
UsuńA tego, o czym piszesz, też nie :(
Chętnie bym się zapoznała. Rozumiem, że to byłą książka dla dorosłych?
Tak, książka dla dorosłych,moglaby być pierwowzorem dla "Porucznika Columbo". Wydaje mi się, że w tytule był wyraz"adwokat",ale głowy nie dam. Kryminał,ale z wątkiem obyczajowym,skupiajacym się na życiu młodych oficerów monarchii austro -węgierskiej. I tak jak nie znoszę książek historycznych, tak ta siedzi mi w głowie już kilkadziesiąt lat. Teresa.
OdpowiedzUsuńKtoś wyżej się podzielił odkryciem :) Nie wiem, kto :)
Usuńzabawiłam się w internetowego detektywa i udało się , jak cos to pytajcie :) Renata
UsuńSerdecznie dziękuję Komuś Anonimowemu. Tak,to jest ten tytuł. Jeszcze raz dziękuję. Teresa.
OdpowiedzUsuńzabawiłam się w internetowego detektywa i udało się , jak cos to pytajcie :) Renata
UsuńNo i zamówiłam, nawet już miałam wiadomość, że czeka - a dopiero wtedy odkryłam, że ma 500 stron! No nie wiem, nie wiem :)
UsuńTak czułam, że to Ty, Renata :) Ja też próbowałam znaleźć, ale widać nie umiałam odpowiednio wpisać...
Nasza biblioteka przyjmuje różne książki. Te bardziej poczytne księgują, inne odkładane są do "wędrującej książki" dla chętnych. Myślę, że to dobra forma propagowania czytelnictwa.
OdpowiedzUsuńDzięki Renato III.Pozdr.Teresa.
OdpowiedzUsuńHalo, przypadkiem wpadłam na post. Spieszę donieść, że "Dwie ulice" miały sequel pod tytułem "Koniec zabawy" i dzieje się to w czasie wojny właśnie. Pamiętam z dzieciństwa jako bardzo przejmujące.
OdpowiedzUsuńNo to pech - nie ma tego w żadnej krakowskiej bibliotece 😕
Usuń