Nie wiem, jaką ma opinię Jonathan Carroll, nie pamiętam, czy jeszcze cokolwiek innego czytałam - ale Kraina Chichów podoba mi się dalej. Jest to takie idealne czytadło na weekend. Miałam wczoraj migrenowy dzień, wykręciłam się nawet z tego powodu od robienia obiadu (złej baletnicy...), ale nie było tak strasznie, żebym nie mogła poczytać, więc machnęłam 😉
A teraz zajrzałam na Wiki, a tam - że Carroll zawdzięczał wydanie tej książki Lemowi! Bo uczył angielskiego jego syna Tomasza (mieszka w Wiedniu) i stąd znajomość, Lem przeczytał i zarekomendował wydawcy. I że pisarz jest w Polsce głównie popularny i bardzo często tu bywa. Tak to, widzicie, jest, gdy się pozostaje poza mainstreamem, człowiek nic nie wie i Ameryki odkrywa 👀
No nic, utwierdziłam się w przekonaniu, że powieść nadal mi się podoba, ale czy w związku z tym polecę do biblioteki szukać innych - to nie wiem, na razie na pewno nie. Bowiem przy czytaniu przypomniało mi się parę innych, które mam w domu i które też sobie chcę odświeżyć.
A przywołany Norman Rockwell to kolejne wspomnienia... Pracowałam w muzeum i zajmowałam się muzealnym księgozbiorem. Jednym z wielkich, pięknych albumów, które tam były, był właśnie album z rysunkami Rockwella. W Ameryce zna go każde dziecko, ale u nas raczej nie 😏 Ja bym pewnie też go nie znała, gdyby nie ta muzealna okoliczność.
Tu z kolei ta matka metodystka. Okazało się, że ja właściwie nic o metodystach nie wiem - jedyne, z czym mi się kojarzą, to kursy angielskiego w Warszawie za PRL-u, to się pojawiało w literaturze młodzieżowej. Nie wiem, dlaczego przeżegnanie się syna przed kościołem tak wzburzyło matkę. Tylko dlatego, że to był kościół katolicki?
A ta tutaj poniżej atmosfera małomiasteczkowej Ameryki mi natychmiast kazała odszukać na półkach dwie powieści Shirley Jackson, już czekają koło łóżka 😀
A to właściwie temat książki - lepiej wiedzieć czy nie, ile potrwa nasze życie i kiedy się skończy.
Tu znowu książka, którą sobie postanowiłam przypomnieć 😉Wiecie, jaka?
Początek: Koniec: Półka:
Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 1994, 366 stron
Tytuł oryginalny: The Land of Laughs
Przełożyła: Jolanta Kozak
Z własnej półki
Przeczytałam 6 marca 2021 roku
Piękne dziś słońce za oknem 😍 Monstera, którą kupiłam w zeszłym roku z gładkimi liśćmi, wypuściła pierwszy liść z dziurą. Czyli będzie, jak się patrzy!
Z zaplanowanego na wczorajszy wieczór oglądania ceremonii Czeskich Lwów online wyszły nici, być może było zbyt dużo chętnych - ładowało się i ładowało bez końca. Dziś rano sprawdziłam - można obejrzeć, więc z opóźnieniem, ale niech będzie na niedzielny wieczór... Tylko, że już bez niespodzianek, bo nie chciałam, a i tak się dowiedziałam, kto wygrał.
A przy nastawianiu obiadu dotarłam do płyty, która mi przywróciła młodość 💗 To płyta Bałkantonu (czyli bułgarska) z jazzowymi śpiewaczkami. Tam pierwszy raz usłyszałam piosenkę The Boy from Ipanema i zakochałam się w niej. Płyta chodziła na okrągło 😍 Jakież było moje zdziwienie po latach, gdy dowiedziałam się, że tak naprawdę ta bossa nova nazywa się The Girl from Ipanema, tylko czasem, gdy ją śpiewają kobiety, przerabiają dziewczynę na chłopca, żeby było logiczniejsze 😀
Ech, te czasy bez internetu...
Hmmm...
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy jest możliwe, że nie czytałem tej powieści.
Autor znanym, tytuł znajomy, odcinki były drukowane w Fantastyce...
(tutaj nastąpiła przerwa w pisaniu komentarza celem sprawdzenia, w którym roku był druk "Krainy..." w w/w miesięczniku)
... w 1987 roku. A! Czyli na 100% czytałem, bo to były czasy, gdy czytałem wszystko publikowane w magazynie.
Czytałem i kompletnie wszystko zapomniałem. Ale top pewnie po "Krainie..." mam refleksję: "Zupełnie nie rozumiem tego zachwytu nad Carrollem".
Ha ha! A więc zachwyt nad Carrollem :) Tak, jak pisałam, nie orientuję się i nie sprawdzałam w internecie. Mnie się jako klasyczne czytadło podoba. Historia idzie sprawnie i co najważniejsze, to fantasy pojawia się dopiero w drugiej połowie powieści :)
UsuńOoo... Dopiero teraz zwróciłem uwagę, że masz trzy tomy Bułyczowa na półce. Mnie z tego wydania tylko dwa pierwsze udało się kupić i nawet nie wiedziałem, że jest jakiś trzeci.
UsuńJak na osobę, która fantastyki nie czyta, masz całkiem nieźle zaopatrzoną biblioteczkę :P
:) Bułyczowa kupiłam w okresie, gdy rzucałam się na wszystko, co radzieckie/rosyjskie :) Jednym rzutem na allegro, nie pojedynczo. Owszem, wiedziałam, ze to fantastyka, ale że ponoć FANTASTYCZNA, dlatego wzięłam :) Jeszcze nie przeczytane oczywiście...
UsuńByłyczowa dawno nie czytałem. Kiedyś bardzo lubiłem i brałem w ciemno wszystko, co napisał.
UsuńO żesz, ależ zaplusowałaś u mnie z linkiem do 'Czeskich Lwów ". Świetne prowadzenie , oprawa, doobre kino , kultura przez duże K. Do oglądnięcia koniecznie 'Havel" no i pozostałe przedstawione również. Aktor grający Havla - ucharakteryzowany dosłownie w punkt. Dodatkowo tyrkający polski fiacik wiedzie prym w jednym z filmów ( a ja fanka motoryzacji :)). PS. Ipanema - tę piosenkę zna chyba każdy , choć nie każdy zna tytuł - ( w tym ja -:). To na swoim sprzęcie tak wywijasz ? Renata
OdpowiedzUsuńJuż obejrzałaś? Ja się zbieram za chwilę, ekran już rozstawiony i właśnie włączyłam kompa, żeby najpierw zobaczyć wczorajsze Z metropole :) Nawiasem - polecam reportaż o Korunie pod koniec:
Usuńhttps://www.ceskatelevize.cz/porady/10116288835-z-metropole/221411058230010/
A z gramofonem to była taka historia, że w pandemii zachciało mi się posłuchać starych winyli, a mój gramofon nie posiadał niezbędnej reszty wyposażenia wskutek pewnych historycznych już wydarzeń, więc się go pozbyłam, a na OLX zaopatrzyłam się w takie beleco i sobie teraz odsłuchuję płyta po płycie :)
Bo widzisz jak to jest, J.Carroll to jest taka bardziej "ludzka" fantastyka. I dlatego go czytałam, nawet latem odkurzylam pamięć swą, czytając "Calujac Ul" Mam wrażenie, że ja tego Corolla sporo przeczytałam i lubiłam,mimo że nie znoszę fantastyki. Teresa. Cdn.
OdpowiedzUsuńMasz rację, tej fantastyki tam nie ma przesadnie ;) i dlatego jest do zniesienia nawet dla tych, co tego gatunku nie trawią.
UsuńTo teraz o monsterze. Moja ma już dwa lata. Ma duże, ładnie powycinane liście. Jest jednak z nią problem,bo rośnie "w cały świat". A do tego jest mało stabilna i często lubi się przewrócić. Obcielam już dwie, duże łodygi z liśćmi, bo już nie dawałam sobie z nią rady. Wiem, że jest inna odmiana monstery, która jest zdecydowanie mniejsza i teraz żałuję, że kupiłam tę dużą.Ale miejmy nadzieję, że Ty tych problemów nie będziesz mieć. Teresa.
OdpowiedzUsuńHm. Ta moja jest mała. Jedyny kłopot, jaki sprawia, to pocenie się - przez zimę był spokój, a teraz widzę, że znowu (ze mną) zaczyna. Z zeszłorocznego kapania mam ślady na podłodze :( Później podstawiłam coś, co bez przerwy potrącało się nogą, no ale zabrałam, gdy przestała kapać. No to zaś :(
UsuńNa jakimś blogu widziałam u dziewczyny w domu monstery mostra :) Na tle białej ściany wielkie pojemniki z nimi. Pięć litrów wody za każdym podlewaniem. Ale to było przed naprawą laptopa, więc straciłam linki.
Jakoś nie umiem przekonać się do fantastyki, chociaż skądinąd baśnie bardzo lubię. Paradoks, ale tak mam.
OdpowiedzUsuńJa to uczucie podzielam. Właściwie, gdy sięgnę raz na ruski rok po fantastykę, to w gruncie rzeczy nie wiedząc, że to właśnie ten gatunek :)
UsuńNo dobra, jak Lem, to wiem.
U mnie jest tak, że filmy SF mogę oglądać, a książki nie bardzo mi leżą... może to jakaś dysfunkcja?
OdpowiedzUsuńFilmy SF to bardzo rzadko oglądam. I to raczej coś z klasyki. Tak sobie myślę, że to może wynikać z tego, że lubię się poruszać w rzeczywistości, w czymś, co znam, co wiem, że istnieje.
UsuńZ tego samego powodu generalnie nie przepadam za filmami kostiumowymi.
Od fantastyki trzymam sie z daleka i nie chodzi tu o książki, ale również i o filmy. Nigdy mnie ten gatunek nie pociągał i raczej tak pozostanie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo to jesteś w dużym towarzystwie :)
UsuńAni film ani książka - brr, budzi we mnie strach i przerażenie, chcę być tu na Ziemi naszej Matce wszystkimi czterema kopytami - jak to Byk ;))) Kiedyś lubiłam kostiumowe, historyczne czytać/oglądać, teraz mniej, ale może być jak nie ma scen bitew, wojen, okrucieństwa itp. Na "Świat Zofii" swego czasu były w Bibliotece zapisy i długa kolejka.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia :)))
Bitew, wojen, okrucieństwa... no właśnie, kiedy ja obejrzę wreszcie tę bondarczukowską "Wojnę i pokój"? Odstraszają właśnie te wielkie, panoramiczne sceny batalistyczne - czyli to, co najkosztowniejsze i mające właśnie przyciągnąć publiczność :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPomysł wykorzystany w "Krainie Chichów" przedni i oryginalny. Teksty Carrolla mają w sobie jakąś tajemniczość, ulotność chwili.
OdpowiedzUsuńSkoro się spodobał samemu Lemowi...
Usuń:)
Przy ostatnim zakupie książkowym,prawie kupiłam "Krainę Chichów". Już jej miejsce na półkach szukałam. I zrezygnowałam
OdpowiedzUsuńTo masz zdrowszy stosunek do zakupów książkowych: najpierw szukasz miejsca, a potem kupujesz. Ja odwrotnie, stąd bieda potem z miejscem :)
UsuńCarrola czytalam tylko Kapiac lwy. Dosc specyficzny styl ma ten autor ale mi sie podobaja takie pokrecone historie. Bylam na spotkaniu autorskim z tym panem na targach. Calkiem sympatyczny czlowiek.
OdpowiedzUsuńZawsze się zastanawiam nad złożonością ludzkiej natury przy okazji takich spotkań autorskich :)
UsuńJedni autorzy traktują je jako dopust boży, inni całkiem je lubią. Moja znajoma wręcz pławi się wśród swoich czytelników :) Trzeba być bardzo otwartych na ludzi, żeby to znosić nie gryząc nikogo :)
Och, jak miło znów zajrzeć do Ciebie! Wróciłam (z obawami) do czytania "Krainy Chichów" po przeszło dwudziestu latach, przy okazji szukając Galen na googlowych mapach 😉
OdpowiedzUsuńPamięć płata figle, bardzo mało pamiętam, a przecież z takim zachwytem czytałam w czasach licealnych... Na szczęście totalnego rozczarowania jeszcze nie doświadczyłam, ale to już jednak nie to 😉
Uściski
PS. Piękna monstera!