sobota, 29 maja 2021

Axel Munthe - Księga z San Michele

Z tą Księgą z San Michele to była taka sprawa, że czytałam ją we wczesnej młodości jakiejś i ona wtedy jawiła się jako coś wręcz magicznego!

Nie wiem, czy mieliśmy ją w domu (może?) czy z biblioteki była... Po latach natknęłam się na nią na allegro i kupiłam - ale to jest inne, wcześniejsze wydanie.

Rok 1946, a oni piszą ósme wydanie. Chyba kontynuują jakąś przedwojenną numerację? Tym bardziej, że tłumaczenie jest bardzo przedwojenne i nie chodzi tylko o inną pisownię pewnych wyrazów, inną od dzisiejszej, ale na przykład są pewne tytuły książek nie podane po polsku, z czego wnoszę, że wówczas nie były jeszcze przetłumaczone. A Boy te francuskie knigi trzepał przecież regularnie i namiętnie. Nie mam więc pojęcia, kiedy dokładnie powstało to tłumaczenie, zwłaszcza, że o tłumaczce, Zofii Petersowej, nic mi się nie udało znaleźć. Książka po szwedzku wyszła po raz pierwszy w 1929 roku.

Nie wiem też, czy znaczna ilość błędów przy cytatach z włoskiego pochodziła z oryginału. Niby autor spędził we Włoszech wiele lat... 

Właśnie, autor. Kto o Księdze z San Michele do tej pory nie słyszał, nie wie, o co i o kogo chodzi. Axel Munthe (1857-1949) był szwedzkim lekarzem, studiował medycynę i pracował w Paryżu, a potem przeniósł się do Włoch, gdzie jeszcze jako student odkrył Anacapri i przysiągł sobie, że tam zamieszka. Jako neurolog miał praktykę głównie wśród arystokratycznych kobiet, mnóstwo zarabiał, ale też poświęcał się bezpłatnemu leczeniu ubogich. Niósł też pomoc w czasie epidemii cholery w Neapolu i po słynnym trzęsieniu ziemi w Messynie. O tym wszystkim, a także o tym, jak budował swą siedzibę na Anacapri na ruinach pałacu cesarza Tyberiusza, opowiada w Księdze...

Tyle że czytana po blisko 40 latach nie robi ona już wrażenia. Albo - często robi przykre wrażenie. Po pierwsze, autor strasznie fantazjuje. Po drugie, jest jakimś okropnym mizoginem. Charakterystyczne, że ANI SŁOWEM - pisząc autobiografię - nie wspomniał, że był dwa razy żonaty. Po trzecie, ma co najmniej dziwne uwagi na temat pieniądza, zważywszy na swój majątek. Po czwarte, kończy tak straszliwym kiczem i czystą grafomanią, że głowa mała. Po piąte, często podkreśla swoją skromność, a przy tym chwali się dobrymi uczynkami.

Jakoś nie mogę sobie przypomnieć, co takiego MAGICZNEGO wtedy, dawno temu, widziałam w tej książce 😏 Ale nie żałuję, że ją znów przeczytałam, bo mimo wszystko ciekawe są wspomnienia sprzed prawie półtora wieku ówczesnego życia, poglądów i trochę też historii medycyny.

Przede mną właścicielem tego egzemplarza był lekarz - i to nie dziwi. Kazał książkę oprawić, a na wierzchu wkleić pierwotną obwolutę. Ta, którą czytałam w młodości, była już inna.

Kilka fragmentów.

Wiwat cierpienie, któremu można ulżyć, ale po co, skoro Panu Bogu się ono podoba? Richtig matka Teresa.


 To zaledwie pierwsza uwaga o kobietach... Potem było znacznie gorzej. Wszystkie histeryczki, nie potrafiące znaleźć celu w życiu.


No tak, tatuś ostrzegał 😁 A' propos, autor bardzo często rozmawia, jak nie z krasnoludkami, to z szatanem, psami, małpą i z kim tylko, a na końcu to już ze wszystkimi świętymi czy tam Panem Bogiem...


Co należy zrobić z pieniędzmi, zaleca gość, który zdobył majątek i część przeputał, a część zużył na wybudowanie siedziby na włoskiej wyspie, gdzie ściany skromnie ozdobił włoskimi gotyckimi prymitywami, na stołach poustawiał renesansowe majoliki etc. Ale jeśli chodzi o pieniądze innych, zaleca dać je biednym albo wyrzucić do rynsztoka. Są niepotrzebne, dzieło Szatana, wiecie.

Jedna z fantazji: sto lirów za łodzie i sieci, a dwieście za łóżko i kilka krzeseł oraz ubranie do ślubu. Ja przecież zdaję sobie sprawę, że meble dopiero w czasach przemysłowych stały się tanie, ale znaj umiar, człowieku!

No takie pitolenie to lubię jak cholera 😬

Początek:

Koniec:


Półka. Nic nie widać prawie, bo to na ścianie okiennej pod samym sufitem. Księga z San Michele jest ostatnia po prawej, z czerwonym grzbietem, a obok niej Rachunek dla dorosłego (może kiedyś przeczytam?), Dom o siedmiu szczytach, potem dwa tomy to widać, jeden tom Boccaccia (nikt nie wie, co się stało z drugim), a potem to już Dickens leci. Patrzcie, w jakim stanie!


Wyd.Galster, Lauter i Rutkowski, Warszawa 1946, 516 stron

Tytuł oryginalny: The Story of San Michele (wersja szwedzka: Boken om San Michele)

Autoryzowany przekład: Zofii Petersowej

Z własnej półki

Przeczytałam 29 maja 2021 roku

 

Nie zraziłam się nieudanym bieganiem i przeszłam na szybkie chodzenie, tylko że to głupio brzmi:

- Gdzie idziesz?

- Idę chodzić.

Wobec tego mówię, że idę biegać. I już 😀 Jest to dopiero tydzień z hakiem, ale powiem Wam, że ZACZYNAM SIĘ WCIĄGAĆ!!!

I nie chodzę już po ciemku (zwłaszcza, że raz się przestraszyłam, gdy ktoś za mną szedł, choć nie wiem, czego - ukraść nie miałby co, przecież nie idę z torebką biegać, a gwałcić to już musiałby być doprawdy zboczeniec). Okazuje się, że mieszkam w dobrym miejscu, bo jest mnóstwo kierunków, w które można pójść (żeby się nie znudziło). Czasem z góry planuję, gdzie pójdę, ale częściej wychodzę i dopiero czekając na światłach dumam: w stronę Swanna? w stronę Guermantes?

Wybrawszy ostatnio Bronowice pożałowałam, że byłam bez aparatu. Najpierw na tablicy ogłoszeniowej znalazłam nekrolog Wiesława Wójcika, aktora - zmarł 4 kwietnia, ale kompletnie mi to umknęło. Wyciągnęłam logiczny chyba wniosek, że widać mieszkał w Bronowicach. A nieco dalej natknęłam się na pewien dom, który pamiętałam z dawnych spacerów. I uparłam się, że to właśnie musiał być jego.

Zdjęcie, jak widać, z google maps 😂

Czy uwierzycie, że zaczepiłam TRZY SZTUKI lokalsów i nikt nic nie wiedział?

Przestałam się dziwić, gdy zobaczyłam tak w ogóle, co się w tych Bronowicach dzieje - jakie apartamentowce już powstały i jakie są w budowie. Koszmar. 

No nic, w każdym razie internety po powrocie do domu potwierdziły moje przypuszczenia. Wójcik tam kiedyś nawet restaurację założył, ale nie żarło. A teraz jacyś młodzi ludzie wynosili z wyraźnie zaniedbanej willi worki śmieci...

Przy okazji znalazłam relację z bronowickiego spaceru na tym blogu - polecam zajrzeć. 

Po spacerze bronowickim (mają tam przy placu zabaw dziesięć urządzeń do ćwiczeń, a nie marnych cztery, jak u nas - i to opisane) uznałam, że jednak przydałoby się zabierać ze sobą torebeckę, na aparat. Córka odkryła w szafie to takie coś, co się na biodrach nosi, zapakowałam więc na drugi dzień także chusteczki na wsiakij pożarnyj, kartę płatniczą i na tramwaj - i to mnie zgubiło. Bowiem dotarłam na ulicę Królewską, gdzie wlazłam do sklepu z bielizną i zanabyłam biustehalte (skoro miałam kartę). No, a nie na tym szybki spacer polega, żeby zatrzymywać się przed wystawą, a potem mierzyć cyckonosze, prawda? Nadrobiłam co prawda, drałując jeszcze dalej, ale miałam niejasne uczucie, że się SPRZENIEWIERZAM 😂 A potem to już musiałam wrócić tramwajem, czułam się doprawdy zmęczoną

Ale że miałam aparat to dobrze 😍 czego rezultat, oprócz zdjęcia poniżej, w następnej relacji.  

Tymczasem jeszcze donoszę, że przytrafiło mi się nieszczęście. Włączam sobie kolejną historyjkę o morderstwie z czeskiego radia, nagraną na płytce, a tu:

Zepsował się odtwarzacz, co to go mam przy łóżku 😖 wczoraj grało, dziś już nie - śnieży jak w ruskim telewizorze i to wszystko. A ja nie mam nic innego. Przecież nie będę ciągle przed kompem siedziała...

W dodatku tego rodzaju odtwarzacze nic a nic nie potaniały od czasów niepamiętnych, gdy go kupowałam - wręcz przeciwnie. A właśnie dostałam ze skarbówki zwrot podatku (co mi się zdarzyło po raz pierwszy od nie-wiem-jak-dawna, z powodu pandemii) i już miałam zaplanowane, że sobie kupię za to buty zimowe. To masz! 

Poszłabym gdzieś najpierw sprawdzić, czy się nie da naprawić, ale GDZIE?

29 komentarzy:

  1. Książki nie czytałam. Na szczęście nie prowadzę bloga książkowego;) Ale tytuł jest mi znany. Dzięki Monice Żeromskiej;) Wszystko mi się z nią kojarzy;) W jednej ze swoich książek opisuje swoją wyprawę na Capri śladami tatusia i właśnie Axela Munthe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę 😉 Kto to się nie oparł urokowi Księgi...

      Usuń
  2. Takiego Dickensa zastałam w bibliotece, gdy przyszłam do pracy, ale już nie było obwolut, więc podziwiam, że u ciebie są.
    Gdyby cierpienie było wliczone w los człowieka z woli boskiej, to dlaczego i zakonnice i biskupi szukają pomocy lekarza, a nawet sami zostają lekarzami...
    U nas są punkty naprawy wszelkich urządzeń elektronicznych, więc i u siebie znajdziesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to. Matka Teresa zalecała cierpienie tylko podopiecznym, sama szybciutko udała siępod najlepszą opiekę...
      U mnie na osiedlu kiedyś był pan, którego się wołało do TV czy DVD. Kiedyś dzwonię, a pan mówi, że koniec pieśni, bo mu żona zabroniła pracować i zaleciła korzystanie z uroków emerytury 😃
      A w moim bloku mieszka też pewien emeryt od zawsze, ale tego strach wołać: gość naprawia u Ciebie w domu i godzinami sterczy, a przy tym nic nie mówi i kompletnie nie wiesz, co robić 🤣

      Usuń
  3. Widziałem na Allegro, że można dokupić same obwoluty (z nowego drukowania) do starych książek. Trochę poświęcenia (zapomnij o odtwarzaczu i butach!) byś mogła sobie półkę odświeżyć i uczynić bardziej estetyczną :P

    "Księgę z San Michele" znam z odcinków czytanych przez laty (20-30?) w radiu. Nosiłem się z pomysłem kupna i odświeżenia lektury, ale teraz to sam nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale co trzeba wpisać w wyszukiwarkę? Bo gdy daję 'obwoluty książek' wychodzą mi oferty książek z obwolutami 😁 Pytam tylko z ciekawości, oczywiście!

      Co do Księgi, to wiesz, każdy musi się przekonać na własnej skórze. Ale lepiej pożyczyć z biblioteki, niż ryzykować zakup.

      Usuń
    2. Wpisujesz w wyszukiwarkę Allegro "tylko obwoluta". Ale proszę, już znalazłem, to chyba taki Dickens. jak twój, ależ on by ładnie wyglądał w tych nowych obwolutach! :D
      https://allegro.pl/oferta/tylko-obwoluty-dziela-dickens-10756565835

      Usuń
    3. No nie, no nie, no nie!!!
      Coś podobnego!
      Mój Dickens w nowych obwolutach by zasługiwał na przeniesienie w bardziej reprezentacyjne miejsce 😀
      Wiesz co, to jednak dobrze, że kosztują 300 zł... gdyby nie to, kto wie, czybym się nie rzuciła jak ta głupia 🤣🤣🤣

      Usuń
    4. No fakt, ceny zaporowe. Samego Dickensa w tym wydaniu pewnie można kupić taniej, niż te obwoluty.

      Usuń
  4. Księga z San Michele - kupiona latem 1973 roku w Łodzi na Piotrkowskiej, przeczytana, zaczytana, ukochana 😊 przyjechała ze mną z Krakowa, jest. Nie czytałam jej dawno, ale mam w legimi. To jeszcze powiedz, ze masz "Kobietę z wydm" i "Podróżnego i światło księżyca'... 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie panimaju - po co masz w legimi, skoro w domu jest analogowe wydanie?
      Teraz tak: mnie się też wydawało, po lekturze w młodości, że ona taka fantastyczna. A tu się nie sprawdziło w starości 😂 Nie przetrwała próby czasu i już.

      Napisałam do przyjaciółki, która jest co najmniej tak zakręcona na punkcie Włoch, jak ja Pragi (albo jeszcze bardziej), choć głównie Toskanii. Chcę wiedzieć, co ona myśli. Ale zdaje się pojechała na jubileusz rodziców, bo nie odpowiada. Mają 60-lecie ślubu - piękna sprawa, nie?

      Co do pozostałych dwóch tytułów, rozczaruję Cię 😂 Nie mam i nawet nie czytałam, choć wiem, że istnieją.
      A Twój egzemplarz Księgi jest taki z wyspą z cyprysami na obwolucie czy ze słońcem wynurzającym się z morza (lub zachodzącym)?

      Usuń
    2. Po kolei ��
      książka na półce, ale czyta mi sie o niebo lepiej w ebooku, to kwestia wzroku (problemów), ale też wygody; na półce stoja książki, które kiedyś kupowałam, te które teraz dostaję w prezentach oraz albumy, które i tak, i tak sie tu znalazły. W ebookach książek swoich mam kilkaset plus w legimo skolko ugodno :) Chociaz zdarza mi sie kupić książkę papierową, kiedy nie ma w wydaniu cyfrowym, albo mam zamysł, zeby komus bliskiemu podsunąć do czytania.

      Druga sprawa - dlatego z obawa siegam po tytuły, które sa dla mnie 'kultowymi', bo boje sie rozczarowania, to raz, a dwa - tej refleksji, że 'co ja w tym widziałam', a przeciez miało to wpływ na moje myslenie, widzenie świata, etc.
      Z Księgi do dzis pamietam tylko jedną rzecz, nie uwierzysz - że autor pracując w czasie zarazy bał sie, że cholere złapie (bez żadnej przenośni �� ), a kolega lekarz nie, i to tamten zachorował i zmarł.

      Co do pozostałych dwóch tytułów - szkoda, ze nie znasz, bo teraz jest pytanie, na ile takie pisanie jest dziś 'czytelnbe'. Kobiety z wydm nie miałam w rękach dawno, Podróżnego przegladnęłąm niedawno i mam uczucia mieszane, tzn. nadal uważam, że ksiązka jest świetna, odbieram jej nastrój, natomiast juz mnie tak nie zachwyca, bo jestem starsza duuużo :)

      Tak czy siak, postanowiłam wrócić do Księgi, zaintrygowałas mnie tym krytycznym opisem.
      jeszcze; moje wydanie z 1973 r. ma w opisie podany tytuł oryginału - angielski! - i przekładu niemieckiego, a wydanie III.

      Usuń
    3. I dlaczego blogspot zamienił mi emotki na te paskudztwa??? 😒

      Usuń
    4. Dlaczego zmienił - powinnaś lepiej wiedzieć, jako bardziej kumata w internetach 😁

      Skoro Twoje wydanie jest trzecie, to znaczy, że moje jeszcze leciało według przedwojennej numeracji. Zresztą to wydawnictwo pewnie wkrótce przestało istnieć. Tytuł oryginału (że pewnie pisał po szwedzku) wzięłam z czeskiej Wiki 🤣 a w mojej książce nie ma ani słowa na temat, z jakiego języka była tłumaczona. Z ciekawości - czy w Twojej jest to samo tłumaczenie? Petersowej?

      Co do epizodu z zarazy, o którym wspominasz. To jeszcze jedna rzecz, na którą zwróciłam uwagę. Bardzo rzadko pisze pozytywnie o swoich kolegach lekarzach. Najpierw jeszcze niby dobrze o swoim mistrzu czyli Charcocie, ale potem mu też przywala, ile wlezie.
      Natomiast o tym, jak to mu zawsze szczęście dopisuje i jakie ma osiągnięcia i jaką ma zawsze rację - to właśnie zaliczam do fantazji. A zwłaszcza historie typu niedobry był człowiek i został za to przez los ukarany. W życiu niestety tak dobrze nie ma.

      Usuń
    5. Ha ha, sprawdziłam na angielskiej wersji Wiki (próbowałam na szwedzkiej, ale poległam) - i faktycznie NAPISAŁ PO ANGIELSKU Księgę!
      Czyli: The Story of San Michele
      A nawet w 1962 roku powstał film (niemieckojęzyczny).

      Usuń
    6. Tak, tłumaczenie to samo.

      Usuń
  5. Na angielskiej Wikipedii znalazłam też taki passus:

    As with any work, not everyone liked it; publisher Kurt Wolff wrote:
    "I was the first German publisher to be offered The Story of San Michele. I read it in the German translation and found it so unbelievably trite, vain, and embarrassing that I did not hesitate for a moment in rejecting it."
    Co nie przeszkadza, że książka zyskała potem niewiarygodny sukces czytelniczy, również u mnie 😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam; na marginesie mówiąc, mnie chrome z automatu tłumaczy na polski.

      Usuń
    2. Używam Firefoxa, nie ma tu takich luksusów 😂

      Usuń
    3. Zerknij:
      https://www.mozilla.org/pl/firefox/features/translate/

      Usuń
    4. O.
      Co prawda każe mi ściągnąć i zainstalować rozszerzenie (a odkąd mi wyczyścili laptopa, nic nie ściągam 😉), ale to z oficjalnej strony, więc zakładam, że nic mi się nie przyczepi 😄

      Usuń
    5. Na pewno, a bardzo ułatwia życie:)

      Usuń
  6. O matko z córką! "Księga z San Michele"! Czytałam to lata temu, może nie świetlne, ale bardzo dawno. Jeśli coś zaczyna się słowami: „Wyskoczyłem na brzeg, gdy na łodzi z Sorrento zwinięto żagiel”, to na pewno przeczytam. Niewiele pamiętam – że lektura była miejscami nużąca, że opis drogi do willi (jak zwał tak zwał) San Michele mnie ujął, i jej odbudowa, kaplica, zwierzęta, ludzie, typy…, jest w tym trochę tajemniczego klimatu, który kojarzy mi się nieco z "Wyspą Artura" Elsy Morante. Lata paryskie też mi przypadły, pewnie ze względu na realia historyczno-personalne. Mentalność autora kojarzy mi się z XIX wiekiem i właściwą mu arogancją. Drugi raz chyba nie przeczytam.
    Mój egzemplarz dostałam od koleżanki, z jej domowej biblioteki – powiedziała, że to ja powinnam mieć tę książkę. Może dlatego, że mam bzika na punkcie Włoch, a na początku lat 90. mieszkałam w Szwecji, znajomi zabrali nas kiedyś na wycieczkę do domu Munthego, czy może jego żony; okazały dom był zamknięty, trwały chyba prace restauracyjne, ale po ogrodzie można było spacerować, urokliwe.
    Jest to „wydanie szóste z 18 ilustracjami; Warszawa 1938, Wydawnictwo J. Przeworskiego”. Okładka twarda, ciemnoniebieskie płótno, złocone litery. Co ciekawe, w wytłoczonym tytule na okładce „Z” wyraźnie jest tuż przed „S” – KSIĘGA ZSAN MICHELE, na stronie tyłowej jest poprawnie.
    Chodzenie jest super! Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To egzemplarz masz niczego sobie 😍
      Bzika miałam na punkcie Włoch w czasach licealnych, potem już tylko Wenecja mnie ciągnęła. Może nawet ciągnęła by do tej pory, gdyby nie Praga 😉
      A na "Wyspę Artura" nie natrafiłam do tej pory po polsku, a po włosku jakoś mi się nie chce...

      Usuń
    2. Ważne, żeby mieć jakiegoś bzika😉

      Usuń
    3. Jasne, bez bzika ani rusz 🤣

      Usuń
  7. Przykro mi z powodu zepsutego odtwarzacza. Z pewnoscia w Twym miejscu zamieszkania istnieja punkty naprawy sprzetu elektronicznego? Sprawdz na internecie, tam powinny byc adresy i mapy.
    Nie znam opisanej ksiazki ale chyba nie uchciwilabym sie na nia.
    Ja sie tak urzadzilam na dlugi weekend ze zostalam bez bibliotecznej ksiazki ! Ostatni przyniesiony zapas, 9 ksiazek okazal sie jedna wielka pomylka - ani jednej nie moglam strawic bo taka jestem ze nie moge czytac na sile, musze polubiec. Nie mialam czasu pojechac po nowe wiec z braku laku czytam jedna z moich wslasnych tyle ze bez zbytniej ciekawosci jako ze kazda moja znam prawie na pamiec.
    Nic, jutro juz nie bedzie swieta wiec pojade.
    Mocno pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś zabieram odtwarzacz do pracy, bo kolega mówił, że się mu przyjrzy, zobaczymy.
      O, zostać na długi weekend bez książek to ból. Jak się ma w domu masę jeszcze nie przeczytanych, nie ma problemu, ale gdy się polega na bibliotecznych, to już gorzej. Myślę teraz o tym, jak biblioteki były zamknięte w lockdownie. Ja używam czasem karty córki, więc w sumie mogłam wtedy wziąć na zapas - 30 sztuk 😁 Ale tylko dlatego, że się szybko zorientowałam, że zamykają. Ciotka z Warszawy - nieinternetowa - dowiedziała się dopiero wieczorem z tv i już było pozamiatane. Czytała więc swoje, stare, ale mówi, że już jej nie odpowiadają 😉

      Usuń