czwartek, 3 czerwca 2021

Blanka Kovaříková - Příběhy domů slavných i zapomenutých

 

Zrobiłam sobie przyjemność lekturą ostatniej części trylogii o praskich domach i ich mieszkańcach. Pierwsza część była tu, a druga tu. Teraz mi żal, że się skończyło 😏 Na pewno będę do wszystkich trzech części jeszcze nieraz wracać, szukając inspiracji do kolejnych praskich wycieczek, ale wiadomo, że najfajniej się czyta pierwszy raz.

Człowiek się zawsze ucieszy, gdy się natknie na coś już znajomego, jak tu na początku. Pewnego sierpniowego wieczora błąkałam się po terenie klasztoru św. Agnieszki, ale nie znałam jego historii bliżej i choć mam inne, "poważniejsze" źródła, tutaj dopiero przeczytałam, że już w końcu XVIII wieku były tu mieszkania dla uboższych warstw społeczeństwa i poznałam wspomnienia XX-wiecznych mieszkańców. Narzucają mi się dwie książki w mym posiadaniu, których akcja toczy się w tym miejscu, już bym je chciała czytać - no ale obiecałam sobie, że raz na miesiąc, tak?

Na lekcjach czeskiego, w tych dawnych, prawie zapomnianych czasach, gdy odbywały się stacjonarnie, graliśmy nieraz w pexeso. Czyli po naszemu (a raczej angielsku) memory. A tu przeczytałam, skąd się wzięło - bo wymyślił je Czech, jak się okazuje - a przede wszystkim skąd taka nazwa 😀 Był taki program czeskiej tv Pekelně se soustřeď (czyli Skup się piekielnie). Wynalazca wziął po dwie pierwsze litery z każdego wyrazu, ale żeby wydawca nie musiał płacić drogiej licencji, literę s z drugiego wyrazu zamieniono na x. To były lata 60-te, czasy niebywałej popularności enerdowskich filmów o Winnetou, więc pierwsze czeskie pexeso miało obrazki związane właśnie z Dzikim Zachodem.

Fińskie domki już sobie wpisałam do zeszytu na tegoroczną Pragę. Mają podobne pochodzenie jak te nasze w Warszawie, krótko po wojnie przybywały w częściach z Finlandii, a ich żywot był obliczony na 30 lat... W Pradze stoi taka mini kolonia w dzielnicy Vokovice, gdzie nigdy nie byłam, więc przy okazji sobie zwiedzę.

Jest tu też rozdzialik o kolonii Slatiny, związanej z moim ulubieńcem Zdeňkiem Svěrákiem. Może pamiętacie, że miałam zamiar do niego napisać? Więc ta zaadresowana koperta z pięknymi znaczkami ciągle leży na biurku... Krucafuks, nie mogę się za to zabrać 😐

Widzicie tam na półce trzy książki Praha 4, 7, 8? No, to na dniach wychodzi Praha 10. Wpisywałam do zeszytu książki, za którymi się mam w Pradze rozejrzeć i oto okazuje się, że przez te dwa lata wyszła cała masa nowych rzeczy, których bym absolutnie nie dała rady przywieźć osobiście. Tu nie ma co się bić z myślami, tu trzeba zamówić już teraz. Obliczyłam wstępnie, wyszły straszne pieniądze, ale co robić? Na coś trzeba te oszczędności całego życia wydawać 😂

Wyd. Nakladatelství Brána, Praha 2017, 311 stron

Z własnej półki (kupione 22 maja 2018 roku za 399 koron)

Przeczytałam 3 czerwca 2021 roku

 

A jeden z rozdziałów mówił o tzw. Szklanym Pałacu i jego mieszkańcach, jednym z najbardziej luksusowych praskich budynków mieszkalnych z międzywojnia. Gdy go poszukałam na mapie, okazało się, że byłam o krok, ale akurat na ten plac, przy którym stoi, nie poszłam. 

Tak więc oczywiście idzie do tegorocznego planu, ale tymczasem dałam się namówić autorce na obejrzenie filmu Tři přání (Trzy życzenia) z 1958 roku, w reż. Klosa i Kadára, spółki, która później wyreżyserowała słynny oscarowy Sklep przy głównej ulicy. Bowiem para bohaterów Trzech życzeń dostaje mieszkanie właśnie w tym Szklanym Pałacu.

Już miałam się rozglądać w internetach, gdy film znalazłam we własnym katalogu. Zawsze w Pradze wyszukuję takie kioskowe wydawnictwa z czeskimi filmami, przez długi czas kupowałam je na dworcu głównym, ale już w 2019 to stoisko nie istniało, a nikt nie umiał powiedzieć, czy się gdzieś przeniosło i od tej pory szukam, gdzie tylko mogę. Kiedyś w przypływie szaleństwa zamówiłam z Polski w jakimś sklepie internetowym z filmami 44 sztuki 😂😂😂 No, one były po 29 koron czyli po 5 zł, ale jednak... W każdym razie to DVD właśnie z ówczesnego zakupu pochodzi.

  

To jest widok budynku z filmu, a tu są obrazki dzisiaj. 

Sam film świetny, półkownik zresztą, i nie ma się co dziwić. Opowiada historię Petra, który w zapchanym trolejbusie ustępuje miejsca staruszkowi, a ten okazuje się być bajkowym dziadkiem i obiecuje spełnić trzy życzenia Petra. Petr oczywiście w to nie wierzy i dwa życzenia marnuje na jakieś głupoty, ale gdy widzi, że się spełniają, mocno się zastanawia nad trzecim i wreszcie wybiera takie - chce być zadowolony ze swego życia. Dziadek się złości, bo to niby jedno życzenie, ale w praktyce będzie przy nim zatrudniony cały czas (Petr dostał od niego dzwoneczek, którym ma go wzywać w razie potrzeby), no ale zgadza się. Petr z żoną i dzieckiem wreszcie mogą się wyprowadzić od rodziców, w pracy dostaje awans, na loterii wygrywa samochód... 

Wszystko to jednak nie przynosi upragnionego zadowolenia. Między innymi dlatego, że jak wiadomo ludzie są zawistni. My Polacy zwykliśmy o sobie mówić, że jesteśmy zawistnym narodem (patrz słynna scena modlitwy, aby sąsiadowi Bóg zesłał wszelkie plagi w filmie Dzień świra), ale Czesi to samo myślą o sobie, być może nie bez racji, zważywszy na ilość donosów w czasach tzw. normalizacji.

Aż w końcu przychodzi moment prawdy - trzeba się zdecydować i wybrać: nasze zadowolenie czy dobro innych ludzi, choćby najbliższego przyjaciela. Ostra i odważna krytyka socjalistycznego społeczeństwa. Bardzo się cieszę, że obejrzałam.

 

A teraz jeszcze Kraków. Gdy byłam na chodzeniu z aparatem i doszłam do Królewskiej, znalazłam dom z taką tabliczką.

Ulica Królewska tak się nazywała za komuny. Na tym akurat domu dano nową tabliczkę, ale pozostawiono też stare, co mi się bardzo podoba. Akurat przyjechała tam na rowerze jakaś kobieta i wdałam się w pogawędkę (starość, starość, zaczepiam ludzi...). Okazało się, że ona wynajmuje tam od niedawna, w ogóle nie jest z Krakowa i nie wiedziała, dlaczego 18 Stycznia. 

Przy okazji wspomniałam o tajemniczej willi z drugiej strony. Odkryłam ją w zeszłym roku, gdy wracałam z pracy na rowerze. To jest właśnie zdjęcie z tamtego czasu.

W tym półokrągłym wielkim wykuszu na parterze poprzez brudne szyby było widać wiszące na sznurach szmaty, a cały budynek sprawiał trochę wrażenie opuszczonego. Ta kobieta ma okna z widokiem na willę i mówi, że z jej drugiej strony (bo wejście do niej jest od ulicy Lea) ponoć mają pralnię i dlatego się tam szmaty suszą... nie wiem, czy temu wierzyć.

Ale poszłam na Lea i znów coś odkryłam 😀 Otóż ta willa jest cofnięta sporo od ulicy, a przed nią pagórek porosły trawą, krzewami i drzewami.



Setki razy tamtędy szłam na najbliższy przystanek tramwajowy z kina Mikro i nigdy się nie przyjrzałam, co to i dlaczego właściwie. A rozwiązanie zagadki było pod ręką 😏


22 komentarze:

  1. Zazdroszczę tej przeczytanej trylogii. Zastanawiam się, czy są u nas takie książki mówiące o starych domach i ich mieszkańcach. W każdym razie nie trafiłam na taką książkę,choć z wielką przyjemnością przeczytalabym ją.

    Dawno temu oglądałam na YouTube film "Pekin" Zlota 83.Film o kamienicy i jej mieszkańcach. Z tym że, kamienica jest zdewastowana i mieszkańcy (niektórzy)poniekąd też.

    Jest też inny film, bardzo krótki pt Jasna 10. Na ten obraz można patrzeć z przyjemnością.Wiecej grzechów nie pamiętam i żałuję, bo temat zabytkowych domów i ludzi w nich mieszkających jest naprawdę ciekawy. Pozdrawiam. Teresa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Tereso, za typy! O Pekinie słyszałam, ale chyba nigdy nie oglądałam, więc sobie szybciutko z YT ściągnęłam 😉 Sobie to tłumaczę ekologią, że gdy ściągnę, to potem oglądam bezpośrednio z pendrive'a podłączonego do projektora, a jeśli nie, to muszę jednocześnie mieć włączony laptop i zużywać niepotrzebnie prąd 😁
      Niemniej jednak ciągle przeważa u mnie ta chęć mania i posiadania, choć niby próbuję z nią ostatnio walczyć...

      Przy okazji znalazłam inne dokumenty, więc teraz ugrzęzłam i patrzę, co jeszcze zładować. A prasowanie czeka!

      Rozglądałam się po swoich cracovianach, czy jest coś w stylu tej trylogii - i chyba nie. Owszem, monografie pojedynczych domów tak, zdarzają się, ale to co innego.

      Usuń
    2. W Warszawie takie książki są jak najbardziej. Dom Spotkań z Historią wydał trzy tomy publikacji "Ostańce. Kamienice warszawskie i ich mieszkańcy".

      Usuń
    3. To właśnie film "Jasna 10", wspomniany przez Teresę, jest z Domu Spotkań z Historią.

      Usuń
  2. Dzięki za podpowiedź. Teresa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie obejrzałam ten krótki film "Jasna 10".I bohaterka tego filmu skojarzyla mi się z Małgosia. Kulturalna,mówiąca ładną polszczyzną na tle książek. Teresa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Małgosiu, wiadomo że to Ty dopiero za kilkadziesiąt lat. To było takie moje pierwsze skojarzenie. T.

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam twoje zafiksowanie na sprawach czeskich, jesteś pozytywnie zakręcona:-)
    Włóczenie się z aparatem czasami skutkuje ciekawymi odkryciami, nie zawsze jednak mamy szczęście dociec genezy nazwy czy innych ciekawostek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie doczytałam się tylko, że ten schron wybudowali tam Niemcy dlatego, że willa była odsunięta sporo od ulicy i był tam skwer. Ale o samej willi nic nie znalazłam, poza interwencją gazetową, że zbierają się przed nią pijaczki 😉 I że dlatego odsunięta od ulicy, bo powstała wcześniej niż inne domy przy Lea.

      Najbardziej mnie zbiera na szperanie za Pragą, gdy już mam/muszę gasić światło wieczorem. Wtedy właśnie chciałoby się a to czegoś tam poszukać na mapie a to zajrzeć do którejś z książek. Złośliwość taka 😅

      Usuń
    2. W takich wypadkach mój mąż mawia, ze noc najbardziej sprzyja szperaczom ;-)
      jotka

      Usuń
    3. I tak jest 😉 żeby tylko jeszcze nie musieć wstawać rano...

      Usuń
  6. Fajny pomysł z tymi starymi tabliczkami; i powiem ci, że ja bardziej pamiętam 18 Stycznia niz Królewską, do dziś zdarza mi sie pomylić 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardziej pamiętam BohStal. A w Dżendżejowie mieszkałam przy 14 Stycznia, też już jej nie ma.

      Usuń
  7. Tylko jeden raz bylam w Pradze, pewnie z 55 lat temu i pamietam ze bylam zachwycona jej architektura. Napewno kazda kamienica ma swa niepowtarzalna historie, zreszta polskie rowniez, jedynie jak to wszystko ogarnac?
    Twoje zainteresowania i pasje sa doprawdy godne podziwu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serpentyno, to samo można powiedzieć o Twojej archeologii 😛

      Usuń
  8. Małgosiu, jedno słowo - "krucafuks" - i przeniosłam się w kraj dzieciństwa, od razu widzę dziadka Staszka (z Tenczynka). Ile razy od niego słyszałam w różnych sytuacjach, które się przypominają, np. gdy stanął na zęby grabi i dostał trzonkiem w głowę 😁😁😁 I różne inne... hi hi, co dla dzieci zawsze jest śmieszne.
    Jeśli wyjście z domu na "chodzenie" ma owocować za każdym razem zdjęciami i ciekawymi historiami to chodź jak najczęściej 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się krucafuks kojarzy ze Śląskiem, z którym rodzinnie nie mam nic wspólnego, więc niewyniesione z domu, tylko (chyba) z filmów?
      W każdym razie Twój dziadek był kulturalny człowiek, skoro w takich okolicznościach użył krucafuksa, a nie wiadomo jakiego słowa na k...
      😂

      Usuń
    2. Wtedy słowa na k... się nie używało. Cholera to już było straszne przekleństwo. W chwili wzburzenia dziadek jeszcze mawiał: cholera jasna psiakrew panie! I jeszcze: psiąkrew jedna! Co mnie przyprawiało o atak śmiechu, tłumionego oczywiście we wczesnym dzieciństwie 😁

      Usuń
    3. To masz rację, nie używało się. Albo element używał tylko 😉 Od mojej mamy nigdy nie słyszałam brzydkiego słowa.
      A 'psiakrew, cholera jasna' mawiał czasem teść, ale to już w naszych czasach 😀

      Usuń
  9. Kasa wydana na książki, to kasa zawsze dobrze wydana :-) :-) Jeszcze nigdy nie żałowałem tak wydanych pieniędzy :-) [Stanley Maruda]

    OdpowiedzUsuń