Kisch był z przekonania komunistą, więc chętnie go u nas wydawano zaraz po wojnie. W domu był jego Szalejący reporter (a może też i Jarmark sensacji), toteż znałam to nazwisko od dzieciństwa. Natomiast o istnieniu Praskiego Pitavala dowiedziałam się już po nabyciu praskiego szmergla i znalazłam egzemplarz (z nieco podniszczoną obwolutą) na allegro.
Nabyłam też niegdyś czeską wersję, którą być może w bliżej nieokreślonej przyszłości przeczytam. Przydała mi się jednak już teraz, albowiem: albowiem książka została przetłumaczona oczywiście z niemieckiego (ach, niech by mi ktoś powiedział, do jakiej właściwie literatury zaliczyć Kischa - urodzony i zmarły w Pradze, piszący po niemiecku, Żyd, obywatel Austro-Węgier aż do powstania Czechosłowacji) i niestety muszę powiedzieć - przetłumaczona niechlujnie. A przy tym przez zasłużoną tłumaczkę, Edytę Sicińską. Rzecz jednak w tym, że w niemieckim oryginale Kisch używał czeskich nazw własnych w brzmieniu niemieckim i tłumaczka nie zadała sobie trudu odszukania właściwych wersji. Czasem się domyśliłam, czasem nie* i wtedy właśnie sięgałam po czeskie wydanie. Przy okazji stwierdzając, że różni się ono od polskiego zestawem poszczególnych opowieści. Zresztą we wstępie niejaki Bodo Uhse (enerdowski pisarz i aktywista) pisze, iż niektóre rozdziały opuszczono, inne ukazują się w nowej formie, a jeszcze inne zostały dodane, bo treścią odpowiadają zbiorowi. Hm.
A poza tym - niektóre opowieści na siłę przyklejone do PRASKIEGO Pitavala, zwłaszcza te francuskie, z okresu Rewolucji (swoją drogą brrrrr!). Za mało Pragi w Pradze!
Ale przypomniałam sobie, jak to kiedyś udałam się na cmentarz Krčský, przeczytawszy przed wyjazdem właśnie rozdział na ten temat u Kischa (tylko ten, nie wiem już, dlaczego, skąd mi się to wtedy wzięło) i długo tam mantykowałam szukając pewnego grobu... bo niegdyś chowano w tym miejscu więźniów z Pankraca, było to miejsce ściśle tajne (na grobach nie było nawet nazwisk, tylko numery) i odmówiono reporterowi wejścia, więc po prostu przeskoczył przez płot. I teraz ponownie przeczytawszy ten rozdział znów mi się zachciało tam pojechać, ale pewnie czasu zabraknie.
Początek:
Koniec:Spis treści:
Oglądaliście Pułkownika Redla? Ja się ze wstydem przyznam, że nie. I nawet nie mam.
Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1957, 318 stron
Tytuł oryginału: Prager Pitaval
Przełożyła: Edyta Sicińska
Z własnej półki
Przeczytałam 18 kwietnia 2022 roku
** No nie mogę się powstrzymać przed wspominkami:
Szukam teraz zdjęć z tego cmentarza i trafiam na domofon sprzed czterech lat (a dawno nie było). Jaki... urozmaicony 😁
A tak, Kisch też muszę wreszcie przeczytać, nawet pamiętam gdzie stoi mój egzemplarz "Jarmarku sensacji" (po sąsiedzku ze Szczygłem) :D
OdpowiedzUsuńAntykwariat faktycznie klimatyczny.
Jak pamiętasz, to dobry jesteś 😁 Ja większości książek muszę już szukać wedle instrukcji z katalogu.
UsuńEgon Erwin Kisch, pamiętam jego książki publikowane w czasach PRL. Miło mi więc było gdy dowiedziałem się, że jeszcze przed II wojną odwiedził Australię. Wywiad angielski powiadomił tutejsze władze i na pisarza czekali już urzędnicy z zakazem opuszczenia statku. Kisch wyskoczył, ale tak niefortunnie, że złamał sobie nogę.
OdpowiedzUsuńJego losy opisałem tu https://ewamaria.blog/2016/05/27/lektury-sprzed-lat/
Domofon - zauważyłem jakieś krętactwo - FEJK.
Bardzo ciekawy wpis, gratuluję.
UsuńZastanawia mnie ta afera z dyktandem zarządzonym przez Urząd Imigracyjny. Przecież Kisch przyjechał na kongres, a nie jako imigrant, więc co najmniej dziwny wykręt w celu pozbycia się gościa.
Z drugiej strony zastanowił mnie komentarz pod postem, którego autor ubolewa nad tym, że wnuki wychowywane za granicą nie modlą się - że określa to jako degradację tradycji. Czyli w imię tradycji (a nie wewnętrznej wiary) miałyby dzieciaki klepać pacierze. Hm.
Nie dość, że Fejk, to jeszcze jakiś Jureczek się oznajmia 😂
Sporo wolnych miejsc. Ciekawe, czy to mieszkańcy tak dbają o anonimowość, czy aż tyle jest niezamieszkałych lokali?...
OdpowiedzUsuńKto ich tam wie... I pytanie, czy miejsc na domofonie jest zawsze tyle, ile mieszkań?
OdpowiedzUsuńFejk... na domofonie 😃 Małgosiu, buziaki poświąteczne i życzenia słoneczka 🌞
OdpowiedzUsuńNo, w dzisiejszych czasach nosić takie nazwisko to... nie najciekawiej 😂
UsuńSłoneczko dziś dopisuje, o ileż milej się wstaje w takich okolicznościach przyrody!
Podziwiam Twojego praskiego bzika ;-)
OdpowiedzUsuńU mnie na domofonie tylko 3 nazwiska, bo lokatorzy nie zgłosili zgody do spółdzielni.
Antykwariat z klimatem, cudny!
Właśnie sobie przeliczyłam na nasze, ile za tę kasę, ale pociągiem to jej w walizce nie przywieziesz 😂
UsuńCiagle poznaje cos nowego u ciebie, nie pamietam tym nazwisk. Antykwariat uroczy, ostanio odwiedzilam ciekawy cmentarz, bardzo historyczny.
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaplanowałam kolejny cmentarz w Pradze 😀 Tyle że jest zamknięty (to dawny cmentarz szpitala psychiatrycznego), można sobie jedynie przez bramę popatrzeć... Czasami, przy jakichś okazjach, wpuszczają ludzi do środka, ale oczywiście nie wtedy, kiedy tam jestem, cóż.
Usuń