Przy poście o innym kryminale Macdonalda pisałam o poprzednim właścicielu (była pieczątka). Człowiek pogrzebany też należał kiedyś do niego, bo jest identycznie przybity numerek. I cena w antykwariacie też była taka sama - 4 zł.
Ponieważ - jak widać na zdjęciu półki - Macdonalda ci u mnie dostatek, uruchamiam PROJEKT. Daaaawno żadnego nie było, czas najwyższy. Przy okazji zobaczyłam, że raz dałam PROJEKT STEFAN ŻEROMSKI - a wyszło mi z niego wielkie nic, jedynie Syzyfowe prace. Może jeszcze kiedyś? Tymczasem mogłam stwierdzić naocznie różnicę w wyglądzie regałów, gdzie Żeromski stoi - tak było przed sześciu laty. Matko, jaka ilość pierdółek na półkach! Na szczęście po ubiegłorocznych porządkach wygląda to o wiele lepiej. Czyli postęp jakiś jest, mimo iż człowiekowi się wydaje, że nic się nie zmienia, że taka stagnacja 😎
Przed chwilą skończyłam czytać kolejną książkę (uwielbiam te sobotnie poranki, pod warunkiem, że bez globusa, gdy sobie czytam w łóżku, dlaczego ja właściwie wcześniej tego nie robiłam?) i rozglądałam się po półkach przy łóżku, co następne wybrać. Wysunęłam z rzędów pięć kandydatów, tak że teraz zwisają mi trochę niebezpiecznie nad głową 😁 Różne zagrożenia czyhają na czytelników w wersji analogowej, nie tylko ewentualność zawalenia się podłogi 😁
Mam popołudniami nadspodziewanie dużo czasu. W zimie było jednak lepiej z punktu widzenia filmów, bo mogłam sobie już po 16.00 coś włączyć, a teraz ściemnia się na tyle późno, że dopiero koło 20.00 mogę myśleć o seansie. Nawet mignął mi przez chwilę pomysł, żeby zainstalować u siebie w pokoju jakieś rolety ciemne i problem zniknie... ale to chyba przesada. W dodatku nie obeszłoby się bez wiercenia dziur w betonowej wielkiej płycie - a co to, to nie, nie ma mowy! Z drugiej strony, jak już będę na emeryturze, mogłabym sobie oglądać jeden film rano, drugi wieczorem, prawda? Jednak jest to perspektywa na tyle odległa, że lepiej nie myśleć 😜
Ale co by tu o samej książce? Jak to co - świetna jest! Podczas czytania WIEDZIAŁAM, że już to znam, ale do końca nie przypomniałam sobie, kto zabił, więc byłam zadowolona ze swej rzeszotowej pamięci, tak dla odmiany. Zaczynam chcieć poznać pana Macdonalda od strony życiorysu, ale jeszcze nie dojrzałam do zajrzenia na ciotkę Wiki. Trzeba sobie zostawić jakieś niespodzianki, oprócz tych, które nam funduje Władzia, prawda?
Ach, przypomniało mi się, że tłumacz (inny niż w Pasiastym karawanie) wyraźnie się bawił przy pracy. Na przykład:
Ruszyłem ulicą do kiosku po niedzielne wydanie Los Angeles Timesa. Przydygowałem gazetę do domu i spędziłem przedpołudnie czytając ją od deski do deski, blisko dwieście stron, włącznie z drobnymi ogłoszeniami, z których czasami można się dowiedzieć więcej niż z miejscowych sensacji.
Przydygowałem 😁
Swoją drogą, 200 stron w przedpołudnie to bym chyba nie dała rady.
Wyd. Czytelnik, Warszawa 1975, 300 stron
Tytuł oryginalny: The Underground Man
Przełożył: Krzysztof Zarzecki
Z własnej półki
Przeczytałam 8 kwietnia 2021 roku
Mówiłam, że wybrałam się na Sarnie Uroczysko na spacer. Mam od bardzo dawna sentyment do tych okolic, a to dlatego, że mieszkał tam prof. Estreicher. Pracowałam kilka lat w Collegium Maius i choć nie było to już za jego czasów (już wtedy nie żył), wśród pracowników, a przynajmniej dużej ich części, panowała pamięć i estyma o założycielu Muzeum. I to mi się udzieliło.
Spacerując przypomniałam sobie, jak to kiedyś obejrzałam film dokumentalny, w którym była krótka scenka, gdzie prof. Estreicher szedł z bańką po mleko i jak potem przeprowadziłam śledztwo w tej sprawie - gdzie po to mleko chodził 😜 Zaczęłam grzebać w pamięci, gdzie było to gospodarstwo i nic, czarna dziura. A potem wracałam inną drogą i JEST!
Już w domu zabrałam się za szukanie opisów ówczesnych. Znalazłam i z radością sobie znów poczytałam, jak to było.
Tak że, gdyby ktoś był zainteresowany i chciał poświęcić kilka minut, żeby się dowiedzieć, jak to było z tym mlekiem, to proszę bardzo:
- link pierwszy
- link drugi
Wtedy, w 2009 roku, budynki gospodarcze były świeżo odmalowane, w międzyczasie jełopy ze sprejami musiały się gdzieś wyżyć😕 I to mimo monitoringu (ten mnie trochę rozbawił w tym miejscu)...
Małgosiu, a pamiętasz, chyba na 'przewodniku' pytałam cie o "Zuzię" Krystyny Grzybowskiej? jak nie masz, nie czytałas, to koniecznie poszukaj, bo to córka Karola Estreichera i cudnie pisze; zdaje sie, że była jeszcze druga częśc, ale nie czytałam. Co do Mac Donalda - pobuszowałam po internetach i znalazłam ebook i kilka jeszcze innych tytułów, nazwisko kojarze z przeszłości:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńHa,ha, wrzuciłam "Zuzię" do googla i wyskoczyłas mi z wpisem z 16 marca 2016 😊 I zrobiłam błąd, ojcem bohaterki był Stanisław, nie Karol.
UsuńNo tak, ale wtedy, gdy pytałaś na Przewodniku, to musiało być wcześniej :)
UsuńA sama teraz też zajrzałam do tego wpisu i poczytałam, jak to malarz mi wymalował cały pokój na fioletowo przez pomyłkę :) Niedawno się zastanawiałam, ile to lat temu było, to już wiem, że pięć. Co nie znaczy, że myślę znów o malowaniu, broń Boże!
Czasem warto wrócic do starych wpisów;) Jeszcze a propos kryminalnych staroci - odkryłam (jedyną chyba) ksiązke autorstwa niezapomnianego Jana Kamyczka, czyli J. Ipohorskiej, wydana pod pseudonimem Alojzy Kaczanowski "Rozkoszne przedpołudnie", polecam, czyta się :) Ona vel Alojzy była tez autorka scenariusza do serialu "Kapitan Sowa na tropie", taka zdolna bestia była 😊
UsuńAbsolutnie nie znam, nawet ze słyszenia :) A serial kiedyś obejrzałam, był dołączony do czegoś, książki jakiejś? Nie pamiętam. Wspominam dość mile, aż mi się zachciało do niego wrócić.
UsuńTego Macdonalda musiałem czytać - sójki wydają mi się mocno znajome i sam tytuł - ale tak dawno, że już nic nie pamiętam.
OdpowiedzUsuńBardzo ładny ten drewniany domek.
BTW:
UsuńCzuję się tu jak alkoholik przeglądający gazetkę reklamową ze sklepu monopolowego :D
Ha ha, czyżbyś się ślinił patrząc na zdjęcia? Ja sama bardzo lubię fotografie cudzych półek, stąd idea, żeby korzystać z pretekstu i dawać tutaj własne.
UsuńPo latach można też stwierdzić, jak się książki przemieszczały w domu ;)
Moje półki są niestety całkiem niefotograficzne.
UsuńPółki z książkami niefotograficzne? Coś ściemniasz ;)
UsuńChyba, że masz je zawalone Tygrysami i się wstydzisz :)
Tygrysy to żaden powód do wstydu :D
UsuńAle nie, z moimi półkami jest ten problem, że wszystkie są pozasłaniane. W witrynach do szkła drzwi mam poprzyczepiane widokówki nadsyłane kiedyś przez znajomych z zagranicznych i krajowych wyjazdów. A na jedynym otwartym regale mam kalendarze, aktualne i archiwalne.
Mógłbym się pochwalić co najwyżej książkami na regałach zostawionymi u rodziców. Gdybym się doprosił brata, żeby mi je dokładnie obfotografował.
Nie cierpię takiego wystawiennictwa :) I w czasie pandemicznych porządków polikwidowałam w pierony wszystkie takie.
UsuńAle czasem, gdy widzę u kogoś tego rodzaju ozdóbki, myślę sobie, że jednak świadczą o jakimś życiu przynajmniej :)
Niektórzy czytają bardzo szybko, są nawet metody szybkiego czytania.
OdpowiedzUsuńMoże to i dobre, ale ja czytam wolno, lubię się delektować, wracać do niektórych fragmentów.
Fajne jest to , że niektóre serie lub renoma wydawnictwa powodują, że można kupować książki w ciemno...
Słyszałam, ale ciężko mi sobie to wyobrazić. Chodzi bodajże o jakieś ogarnianie wzrokiem od razu całego akapitu czy coś...
Usuń"Mleczna" historia profesora - szczegół a jakże znaczący.
OdpowiedzUsuńTaki niby detal, ale opowiada o tym, jak się wszystko zmieniło...
UsuńBardzo często "trafiona" książka powoduje, że sięgam po kolejne tego autora/-ki, choć metoda nie zawsze się sprawdza... A swoich książek mam niewiele, oddałam. Korzystam z ofert bibliotecznych.
OdpowiedzUsuńZgadza się, nie zawsze się ten system sprawdzi, ale z drugiej strony często przyniesie fajne niespodzianki.
UsuńPamiętam, że gdy mi się spodobała seria niedoskonała Nepomuckiej, zabrałam się za inne jej powieści - i to już nie było to.
Książek nie oddam! "Zuzię" na pewno miałam w domu rodzinnym. Kiedyś miałam fazę na kryminały, jeszcze w szkole. Leżałam chora w łóżku i czytałam ciurkiem jeden po drugim. Było co czytać, bo siostra zbierała kryminały. Nepomucką zachwyciłam się też czytając "Obrączkę ze słomy", "Krzew tamaryszku", "Nie wierzę w powroty".
OdpowiedzUsuńMiałaś zapas pod ręką :) U mnie w domu rodzinnym ich nigdy nie było. Potem sobie trochę uzbierałam. Teraz myślę cykać jeden na miesiąc ;)
UsuńPodejrzewam, że wątpię ;) Jak Cię wciągnie to nie odpuścisz i "przelecisz" kilka ;)
OdpowiedzUsuńI tak być może, ale na razie próbuję się trzymać dzielnie :)
Usuń