sobota, 10 września 2022

Dorothy L.Sayers - Klub Bellona

 

Więc tak: gdy będąc na Dębnikach zaszłam do miejscowej biblioteki, odkryłam, że mają tam ogromny dział z kryminałami. No i wyszperałam sobą jakąś nową Donnę Leon oraz tę Sayers. Bo akurat niedawno coś na jej temat pisał Dariusz/Hebius.

Ale ja doskonale pamiętam, że miałam kiedyś tę książkę, w wydaniu z 1986 roku, w innym tłumaczeniu i POD INNYM TYTUŁEM! Mianowicie Nieprzyjemność w klubie Bellona.  Nawet mi ten tytuł wszedł do języka codziennego, gdy tylko używałam słowa nieprzyjemność, zawsze dodawałam w klubie Bellona. A to ci nieprzyjemność w klubie Bellona. Książkę nie wiem, czemu i kiedy wydałam, a czy wcześniej czytałam - oczywiście w ogóle nie pamiętam.

 

W ogóle też nie wiem, dlaczego wydawnictwo Petra nie odkupiło praw od wydawnictwa Iskry, tylko zamówiło nowe tłumaczenie. Porównać ich nie mogę, za to mogę śmiało powiedzieć, że korekty Petra nie zatrudnia i z taką ilością nie tylko literówek, ale BŁĘDÓW ORTOGRAFICZNYCH dawno się już nie spotkałam. Coś okropnego. 

Natomiast jeśli chodzi o sam kryminał, mam uczucia mieszane (wstrząśnięta jestem tylko tymi bykami). Nie zachwyciło, trochę nużyło, trochę dezorientowało - myliły mi się dramatis personae, co oczywiście może oznaczać jedynie brak skupienia na lekturze (od myśli o remoncie i o pracy trudno się oderwać). Zorientowałam się w każdym razie, że detektyw-amator-arystokrata lord Peter Wimsey występuje też w innych powieściach Sayers, podobnie jak jego bezbarwny służący. Natomiast, czy dam jeszcze jedną szansę autorce? Nie wiem, czas pokaże.


Początek:

Koniec:

Wyd. PETRA, Warszawa 1993, 246 stron

Tytuł oryginalny: The Unpleasantness at the Bellona Club

Przełożyła: Małgorzata Jodczyk Dudanowicz

Z biblioteki

Przeczytałam 5 września 2022 roku



Zafasowałam z biblioteki gazetki różne dla Ojczastego, po czym zaczęłam przeglądać tę Kartę i odkryłam ciekawy artykuł o Karlu Krylu, przeczytałam, pomyślałam, że muszę je dać mojej nauczycielce czeskiego, bo ona pisała o nim pracę magisterską i w końcu spojrzałam na okładkę - to pismo jest z 1996 roku 😁 A kryminałek z PRL-u wzięłam z ciekawości (że niby oczywiście kiedyś przeczytam... oczywiście... ale dużo miejsca nie zajmuje).


 

To było na Królewskiej, a z kolei na półce w Jordanówce były te filmy i ja naprawdę nie wiem (córka się popukała w głowę, że na co nam to), ale tak jakoś nie mogłam ich tam zostawić, no, że da się komuś, kto ma dzieci albo wnuki... 😂😂😂


Pan stolarz ma mi zrobić półki na ręczniki w łazience, przybędzie więc miejsca w szafie, już sobie planuję, jak to tam poukładam, więc nabyłam w Pepco dwa pojemniki, do których zmieściły się wszystkie T-shirty mojej córki, będzie to wygodniejsze, niż wyciąganie ze sterty na półce, prawda? No tak myślę przynajmniej i nawet kombinuję, czy moich swetrów też tak nie uporządkować... 

Mało tego - przyszło mi do głowy, że przecież zamiast ściągać z zewsząd te śmierdzące kartony, można by nakupić tych pojemników (a przynajmniej na te rzeczy, które ich nie zabrudzą), a po remoncie oddać 😂 Tam jest zwrot do miesiąca przecież 😂 Ludzie podobno ubrania ze sklepów tak sobie "wypożyczają" na imprezę... choć nie wiem, co robią z metkami?


Przed remontem wydaję na Śmieciarce to i owo i między innymi padło na te dwa kwiatki (nie będzie już na nie miejsca w kuchni) i właśnie z nimi miałam najwięcej użerania się - znaczy z chętnymi: pierwsza mówi dziś  rano, że jutro wieczorem odbierze. Jutro wieczorem mówi, że jednak nie, bo nie ma transportu. Kontaktuję następną w kolejce, nie odzywa się. Pojutrze piszę do trzeciej, która dawała znać, że ma dwa kroki. Żmudnie umawiamy się na termin. W rezultacie w piątek popołudniu - OSTATNI DZIEŃ MOICH KRÓTKICH EMERYCKICH WAKACJI - siedzę w domu i czekam i nic. W końcu wkur... wkurzam się totalnie i wystawiam przed blok, bo chcę wreszcie wyjść. Znikają w oka mgnieniu. Ludzie na Śmieciarce zgodnie narzekają na niesolidność odbierających. To zniechęca do wystawiania, niestety, lepiej przed śmietnik.

Z kolei jeśli coś jest atrakcyjne dla handlarzy, ci potrafią odebrać w pół godziny. Tak się zorientowałam (poniewczasie), że waga kuchenna z PRL-u chodzi na allegro po 2 stówki, nie dziwię się teraz, że gość przyjechał po nią w trymiga 😂


 

A skoro już mowa o ostatnim dniu wakacji. Ponoć w poniedziałek ma być podpisana moja umowa. W międzyczasie zmniejszyli w niej ilość godzin, co skutkuje naturalnie niższym wynagrodzeniem, ale jak dyskutować z argumentem, że ta wyższa ilość godzin to by było jak etat? 

No nic, jestem tak czy siak niepocieszona, że kończy się moje krótkie emeryctwo, że znów budzik, że lato minęło. Moja łąka w doniczkach niedługo uschnie i tyle tego było.


 

20 komentarzy:

  1. Co do trzymania t-shirtów w pojemnikach - potwierdzam, że sprawdza się to o wiele lepiej, niż wyciąganie z półki. Latem wypraktykowałem (w jednym pojemniku trzymam swoje, w drugim babki) i sobie chwalę.

    Też mam problem z Sayers i jej lordem-detektywem i tak sobie myślę, że to może być trochę przez akademickie wykształcenie i zainteresowania autorki (tłumaczyła Dantego Boską komedię i doktorat chcieli jej dać z teologii za coś tam). Christie pisała w tym samym czasie, ale bez takiego balastu i jej kryminały (i bohaterowie) jakoś lepiej przeszli próbę czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podczytałam trochę jej życiorys i okazuje się, że to dopiero byłby materiał na powieść 😁 W każdym razie bardziej wciągającą od Klubu Bellona! Nieodwzajemnione miłości, dziecko nieuznane przez ojca (bo żonaty), własny mąż nie zgadzający się na wychowywanie tego dziecka - czego tam nie było...

      Chyba kupię takie pojemniki jeszcze na szaliki i na torebki, kto bogatemu zabroni (mam jeszcze 395 zł do końca miesiąca) 😂😂😂

      Usuń
    2. Rozumiem, że 395 zł nadliczbowe? :D

      Usuń
    3. Ha ha, nadliczbowe... Właśnie się zastanawiałam, jak to się stało, że w sierpniu zostało mi na koniec miesiąca ponad 500 zł, a teraz mam DO KOŃCA miesiąca 395.
      No, zapomniałam, że kupowałam zapas tabletek na migrenę... i prezenty na urodziny Ojczastego (które dopiero za miesiąc z hakiem będą) i kurtko-płaszczyk jesienny i dwa sweterki i ciepłe gacie do spania lub na po domu dla siebie i córki (że niby ciężka zima idzie 😁)... nazbierało się.

      Nawiasem mówiąc - proszę bardzo, tu są te nawiasy () - tabletki kupowałam po 29,99, ale były tylko 2 opakowania, pozostałych 7 przywieziono na drugi dzień z hurtowni - i już po 33,99 zł. Sakra!

      Usuń
  2. Wydawnictwa oszczędzają chyba głównie na korekcie, co mnie martwi, bo bardzo nie lubię błędów w książkach.
    Chyba kupię pojemniki na skarpetki i bieliznę, bo ciągle mam bałagan.
    Te książeczki dla dzieci ktoś nam podarował w szkole, ale nie cieszyły się powodzeniem, bo mała czcionka...
    Ciągle czekam na obliczenie emerytury, a w domu mi wspaniale!!!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to filmy na DVD, nie książeczki! Znaczy film z książeczką, tak, ale tekst traktuje o kręceniu filmu.

      Rajstopy i skarpetki mam już od dawna w pojemnikach, tylko innych i bez pokrywek. A i tak się wszystkie nie mieszczą. Trzeba by je znowu przejrzeć, czy nie ma jakichś do wyrzucenia.

      Ja wiem, jak wspaniale w domu... diabli mnie biorą, że się zgodziłam na powrót do pracy, no ale kasa, misiu, kasa. Już widzę, że trzeba będzie dołożyć do remontu, a jeszcze wpadam na nowe pomysły "przy okazji".

      Moje pismo z ZUS-u z wyliczeniem emerytury miało datę 6 dni po urodzinach. Z tym, że stempel na kopercie - po kolejnych 7 dniach 😁 Tak, że w rezultacie dostałam je 2 tygodnie po.

      Usuń
    2. Dary mają to do siebie, ze bywają niekompletne...

      Usuń
  3. Ksiazki nie znam wiec nie komentuje.
    Mam wiele sposobow na pozbycie sie niepotrzebnosci - moge na naszej sasiedzkiej stronie dac ogloszenie i nawet zdarzylo sie ze tak robilam ale okazalo sie loteria jako ze raczej sasiedztwo jest od dawna urzadzone i nie korzysta z uzywanych rzeczy. Na ulice wystawialam wlasnie kwiaty i zawsze znalazly amatora. Nie umieszczam ogloszen na stronach internetowych choc ich jest bardzo duzo bo to tez loteria a glownie przez to ze pozniej trzeba pakowac, zanosic na poczte - wiecej klopotu niz korzysci. Zawoze wiec do uzywanego sklepu co latwe a przy tym dostaje kwitek o darowiznie ktory pozniej dolacza sie do sprawozdania podatkowego co pomaga ten podatek leciutko zmniejszyc.
    Masz bardzo aktywna emeryture a na dodatek okazalo sie ze wracasz do pracy - powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umowa ciągle niepodpisana, ale zapewniono mnie, że to formalność i żebym od dziś przychodziła. Jestem nieszczęśliwa z powodu budzika, który zadzwonił o szóstej i z tego, że się zgodziłam, gdy obniżyli ilość godzin. "Ach, no bo przecież nie o pieniądze tylko chodzi". A o cóż niby chodzi, jak nie o pieniądze???
      Wbijam sobie do głowy, że gdzie indziej i tak bym tego nie zarobiła... może wbiję? I jakoś te pięć miesięcy przeżyję?
      Niemniej odzwyczajenie się od dobrego (czyli emeryckiego nicniemusienia) jest trudne.

      Usuń
  4. A ja wróciłam do Christie. Kiedyś mi się lepiej czytało. W niektórych książkach strasznie wydziwiała... BBM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie Christie nie jest specjalnie kultowa. W domu mam może dwie albo trzy, a mam znajomą, która ma kilka półek 😁 Każdy z nas ma jakiegoś mola, co go gryzie, jak to mawiają 🤣

      Usuń
    2. Ja mam wszystko Agathy 😂 śmieję się, bo ostatnio przeczytałam ponownie 3 kryminały jej autorstwa i...kolosalne rozczarowanie. Uważam, że potwornie się zestarzała. Niby ten angielski klimacik (to lubię!), ale nakombinowane ponad miarę.

      Usuń
    3. Ha ha, ale nie Ciebie miałam na myśli, tylko miejscową znajomą, krakowską 😁 co oznacza, że Christie jednoczy Kraków i Warszawę, no popatrz pani!
      "Przeczytałam ponownie 3 kryminały jej autorstwa" - Ty to masz przerób! Jak sobie przypomnę, ile czeszczyzny przerzuciłaś całkiem niedawno, to mi się słabo robi!

      Usuń
    4. Odezwała się ta, która nie czyta ;)))

      Usuń
  5. Ja nie wiem kogo może interesować to pisanie o książkach. A o Dębnikach nic!!!😂😂😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 🤣🤣🤣
      Taaa, o Dębnikach.
      Właśnie byłam przedwczoraj oddać tę książkę (po pracy... PO PRACY!!!!) - słoneczko świeciło, wszystko mówiło "weź, pospaceruj trochę, wieki tu nie byłaś" - i nic, prosto na przystanek autobusowy i do domu. Ech, gdyby to była Praga... To straszne, jak mi Kraków zszedł na plan dalszy.
      Mało tego, wczoraj przerzuciłyśmy jeden regał z kuchni do pokoju, tam cracoviana właśnie i zastanawiałam się, czy to trzymać.
      Nie no, oczywiście że trzymać póki co, ale czy ja jeszcze będę do nich zaglądać, oto jest pytanie.
      To mówiłem ja, Jarząbek Wacław, bo mnie stąd wylogowało i nie chce zalogować, choć chwilę wcześniej dało inny komentarz.

      Usuń
    2. Łubu dubu, łubu dubu...a ja już odliczam czas do tego listopadowego Krakowa...każdemu to, na czym mu mniej zależy;)))

      Usuń
    3. Połowa września - też bym odliczała 😁
      O, jestem znowu zalogowana!

      Usuń