No, ale jest jak jest... Musi tu grać pewną rolę fakt, że skoro cienka, to szybciej przeczytasz i weźmiesz kolejną (cienką) i wyrabiasz plan.
Ale halo - przecież nie mam żadnego planu!
Nawet nie myślę o dociągnięciu na przykład do stu książek w roku (co kiedyś osiągałam bez zbytnich problemów). Gdy tak patrzę na listę po prawej stronie bloga, to widzę, że regres zaczął się w 2016 roku i zaczynam podejrzewać, że musi to mieć jakiś związek z Pragą (która też się w 2016 zaczęła) 😂 Ciekawe, co?
Nie, teraz czytam bez większych planów, ot, co w padnie w ręce. I bez żadnych ambicji, niestety. Czy ja faktycznie muszę przejść wreszcie na prawdziwą emeryturę, żeby to nie było tak chaotyczne i przypadkowe? Przypominam, że na bibliotecznej liście mam aktualnie 653 pozycje. A gdzie w tym wszystkim te sławetne MOJE?
Dobrze, jutro o tym pomyślę 😁 Tymczasem oznajmiam, że Olimpia Maciejewska (krakowska marszandka, a w związku z zawodem i nazwiskiem nasuwa się mi też przypuszczenie, że może córka malarza? - to by życie zatoczyło mi ciekawy krąg, bo w swoim czasie tak bardzo lubiłam jego obrazy, że nabyłam reprodukcję jednego, którą miałam oprawić i powiesić na honorowym miejscu, do czego zresztą nigdy nie doszło, co innego, gdyby to ktoś zrobił za mnie, no wiecie - brak złotej rączki w pobliżu... ciekawe, co się z nią stało, może jeszcze gdzieś jest w domu?), więc oznajmiam, że Olimpia Maciejewska, gdyby nie mały detal w postaci upodobania do szotów i klubowego życia, byłaby moim alter ego.
Poza tym to będzie miła lektura dla... krakofilów? rany, mam zaćmienie, jakże to się będzie nazywać? są czechofile przecież 😏
Początek:
Koniec:
Wyd. Fundacja Freda Gijbelsa, Kraków 2020, 90 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 1 listopada 2022 roku
Z frontu nowej kuchni
Nadal żyje się jak w obozie dla uchodźców, ale już świeci światełko w tunelu.
Zmywanie w umywalce nie jest najwygodniejszą sprawą, zwłaszcza gdy ona mała, więc całe szczęście, że o tym z góry pomyślałam i zostawiłam do użytku duralexy, przynajmniej nie potłukę.
Obiady to ten największy problem. Córka mi wypomina, że przecież często obiadu nie było, więc co ja tak panikuję. Dobrze, obiadu nie było, ale się wieczorem chociaż tę jajecznicę zjadło, a tu co? Więc obiad to podstawa. Jadłodajnia osiedlowa czynna niby do 17.00, ale wiadomo, że trzeba przyjść o wiele wcześniej. Czyli z pracy muszę wracać o odpowiedniej godzinie. A ze względu na Fachowców niekoniecznie mogę zacząć już o 9.00. Rezultat jest taki, że chodzę na dwie albo trzy godzinki, co oczywiście odbije się na fakturze 😕Nie wspominając o tym, że dzwonią w różnych sprawach właśnie wtedy, jak mnie nie ma...
We wtorek święto i naturalnie wszystko pozamykane, całe szczęście, że przypomniałam sobie o istnieniu chińczyka na osiedlu (właściwie to chyba wietnamczyka). I tu wielkie odkrycie mojej córki czyli zupa wietnamska - to najlepszy rosół, jaki jadła w życiu 😂
Natomiast wczoraj wracałam z Pepco i wstąpiłam do koreańskiej knajpki. Oczywiście wybrałam coś, co było najtańsze czyli vegetable kimbap. Kurde, jak mogłam nie pamiętać z Pierogów z kimchi, że to taki rodzaj sushi, choć akurat nie z rybą. Serio, myślałam, że dostanę DANIE do zjedzenia, a to taka przekąska 😁 Moja córka mówi, że powinni mi byli dać jeszcze zniżkę - no bo wyobraźcie sobie, że wparowuje do lokalu kobita z wiadrem i mopem!
Tak. Bowiem pojechałam do tego Pepco gdzieś dalej specjalnie po niebieski kosz do segregacji. U siebie na osiedlu kupiłam żółty i zielony, a niebieskiego nie było. Tam, gdzie pojechałam, też... Był jeden jedyny żółty jeszcze, no to wzięłam, no bo co robić. Potem w domu przymierzałam do szuflady pod zlew i chyba tak zostanie, a na zwykłe śmieci ten okrągły stary, bo pojemniejszy. Co z bio, dalej nie wiem. Do tej pory - dodam - stosowaliśmy na wszystko siatki wiszące tak ozdobnie na gałkach szafek. Tyle że gałek już nie będzie 😂
Dziadostwo robią w tym Pepco, że rzucają dwie sztuki towaru z gazetki na sklep - a niektórych wcale. Myślałam naiwnie, że można ewentualnie zamówić przez stronę, ale nie widzę takiej opcji. A wracając do mopa, w tym odległym sklepie zobaczyłam mopa ze spryskiwaczem i się skusiłam, tyle że sprawa do przemyślenia, czy będę go miała gdzie trzymać? No nic, można oddać.
Byłam też w Castoramie po karnisze. I tam z kolei rzuciły się na mnie dwie lampki na biurko. Których wcale nie miałam zamiaru zmieniać (póki co). No ale. Wzinam tę z lewej, jednak żarówki nie kupowałam, bo też nie wiem, czy nie oddam. Trochę mi się nie podoba, że ma kabel "żelazkowy", a nie biały.
I to by było na tyle, jak głosi znany napis na nagrobku.
Sytuacja na wczoraj wieczór przedstawiała się tak:
Trochę mnie jednak Pan Stolarz przeraził, mówiąc, że do soboty powinien skończyć. Yyy, myślałam, że do piątku...
nieskonczone wyglada ladnie, to efekt koncowy bedzie super. Co do ksiazek to wciaz nie moge skoncentrowac sie na ksiazka ponad 300 stron wiec zaczelam czytac ciensze.
OdpowiedzUsuńzapomnialam sie zalogowac, artdeco
UsuńNo właśnie, to może być problem koncentracji... zauważyłam, że gdy czytam na przykład w drodze do pracy, a potem wracając, to nie pamiętam, co było wcześniej - wystarczyło tych parę godzin, żeby zapomnieć...
UsuńMoże te cienkie książki czytasz w czasie zarazy (remontu). A jak już będzie pięknie, powrócisz do grubszych lektur.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, ten kabel zelazkowy nie pasuje do lampy. Komu przyszło do głowy tak przystroić lampę, która sama w sobie jest fajna.
Ale me serce skradł taborecik. Ale przystojniak z niego. 😁. Teresa.
W dodatku plusem tej lampy jest to, że ma regulację w dwóch miejscach, a ta druga tylko w jednym.
UsuńTaborecik własnoręcznie malowany na zielono 😁
Wprost nie mogę sobie wyobrazić końca tej zarazy... choć wiem, że wszystko mija. No i już planuję następną, ale to bez szaleństw rodzaju remontowego. Tylko nowa zabudowa ściany z książkami i tv oraz nowa kanapa. Wyobrażam sobie, jak wyglądają ściany za regałami, które zlikwiduję, ale to już langsam.
Rany, może bym nawet sama pomalowała? Przecież wałkiem to nie może być BARDZO skomplikowane? Tylko ewentualne dziury w ścianach trzeba pewnie zaszpachlować (nawet nie wiem, co to znaczy 🤣).
Jejku, przecież WSZYSTKO JEST DLA LUDZI!
To długo cos pan stolarz działa...
OdpowiedzUsuńPewnie niejeden gadżet nowy kupisz, bo tak bywa w remontach, że chce się nowego.
Po zamieszczonych fragmentach książki widać, że fajny styl, a nawet przypomina Twój:-)
jotka
Żebyś wiedziała, chodzę i wydaję. I cały czas się zastanawiam, czy wydaję z miesięcznych dochodów (które jak wiadomo są ograniczone) czy wliczać w koszt remontu 😂
UsuńDżizas, dzisiaj nawet wpadłam w takie szaleństwo, że kupiłam blachę do pieczenia ciasteczek razem z foremkami. Oczywiście świątecznymi 😁 Ciekawa jestem, czy do tej pory czyli drugiej połowy grudnia na tyle dojdę do siebie, żeby się zabrać za pieczenie...
Też dzisiaj pożyczyłem w bibliotece dwie cienizny - tomiki poezji Rymkiewicza (Jarosława Marka).
OdpowiedzUsuńCo do segregowania śmieci - dałem sobie spokój z oddzielaniem biodegradawalnych i wyrzucam je codziennie (co drugi dzień max) razem ze zmieszanymi. No sorry, ale mam tylko 10 metrów kuchni i nie zastawie jej całej osobnymi pojemnikami na śmieci. Zresztą widzę u siebie, że ludzie specjalnie nie segregują odpadków. Walą na przykład plastiki do makulatury, chociaż to jest ostatni pojemnik w szeregu i po drodze do niego trzeba minąć trzy na plastik.
Czyje tomiki???
UsuńHm.
😂
Argumentu, że inni coś tam robią lub nie robią, nie przyjmuję. Ich sprawa. Właściwie w tej akurat kwestii nie do końca ich, także moja, ale przecież nie będę stała koło śmietnika i patrzyła, co kto gdzie wyrzuca. A też widuję plastik wyrzucony do papieru czy na odwrót. Tego nie jestem w stanie pojąć. Skoro już, ćwoku, nie wyrzuciłeś do zsypu, tylko poszedłeś do pojemników, to czemu???
Natomiast ja osobiście do tej pory sobie radziłam z segregacją (choć napisałam w jaki sposób...), więc tym bardziej teraz. Bowiem wczoraj do mnie dotarło, ile ja będę miała miejsca w kuchni do przechowywania! Masę!
Coś jest nie tak z Jarosławem Markiem Rymkiewczem? (był też z Rymkiewiczów poeta Aleksander).
UsuńZasadniczo masz rację - dlatego szkło, papier i plastiki nadal segreguję, bo w kontenerach inne dodatki stanowią jednak mniejszość. Tymczasem w tym z odpadkami biodegradowalnymi takie odpadki są mniejszością więc nie przypuszczam, by odbierała je inna smieciarka niż ta do odpadków mieszanych..
Jak to co jest nie tak? Opcja jest nie taka 😉 Wieszcz prawicy...
UsuńCo do odbioru przez śmieciarkę, to nie mam pojęcia, jak to wygląda. A gdy wyrzucam bio u siebie, zazwyczaj jest coś na dnie kontenera tylko, więc nie wiem, czy ludzie też w większości nie wyrzucają do zsypu. W końcu bio w domu się sporo nazbiera, gdy się gotuje.
Aaa,,, ale tej prawicowości Rymkiewicza w wierszach nie widać. A bardzo podoba mi się melodia jego utworów.
UsuńChyba że 😏
UsuńSzymborskiej wybaczam wiersz o Stalinie, a Zarah Leander śpiewanie dla Hitlera, to i dla Rymkiewicza mam sporo wyrozumiałości. Zwłaszcza, że to nieboszczyk już.
UsuńNieboszczycy są na specjalnych prawach? 😉
UsuńMam dla nich taryfę ulgową. Taki Rymkiewicz, jakby pożył dłużej i popatrzył na to, co się w Polsce wyprawia, może by jeszcze odczadział i porzucił sektę smoleńską.
UsuńSłuchaj no! Dużo, jak do tej pory, oczadziałych odczadziało?
UsuńCórka malarza - Zbyslawa Marka? To raczej niemożliwe…
OdpowiedzUsuńTak? Bo ja nic nie wiem o jego życiu osobistym, taką sobie teorię wysnułam po nazwisku i zawodzie 😉
UsuńNie był w związku z kobietą
UsuńDomyśliłam się z poprzedniego komentarza 😉
UsuńBBM: Będziesz miała piękną kuchnię! Zapowiada się rewelacyjnie!
OdpowiedzUsuńByle już była! Końcówka zawsze najbardziej się dłuży...
UsuńA ja mam pytanie z zupełnie innej beczki. Tylko ciężko mi je sformułować. Bo jak chodzę po Krakowie, wciąż mi się rzuca w oczy nazwa Dąbie. A u Ciebie chyba czytałam o książce na ten temat. Jaki to mógł być tytuł. Coś mgliście kojarzę...nie wracają na kolację... czekają z obiadem...
OdpowiedzUsuńTak, "Ciągle czekają z obiadem"... to tak jak ja, czekając na możliwość ugotowania sobie obiadu 😉
UsuńNie no, dobra, nie żartujmy głupio, to książka o tematyce wojennej...
O! Dziękuję 🙂 szczerze powiem, że i ja bym zjadła domowy obiadek, więc spoko 😉
UsuńNo to jadłodajnia na Widoku 😁 Jutro do 14.00 chyba, ale wiadomo, że trzeba przyjść wcześniej! Ja dzisiaj byłam po obiad o 14.30, to już tylko rosół z zup został - ten jest zawsze, nieśmiertelny...
UsuńO prosz pani...skąd mi wiedzieć gdzie droga jutro powiedzie 😉 zwłaszcza, że ...no naprawdę TAKIEJ pogody to się nie spodziewałam
UsuńNo ale właśnie... bo gdy wychodziłam z pracy, to dziewczyny mówiły, że jutro - MA LAĆ!!! A ponieważ łatwo się przyzwyczaić do dobrego, to nawet sobie teraz nie mogę wyobrazić: jak to, deszcz???
UsuńW ogóle nie przyjmuję tego do wiadomości. Absolutnie!
UsuńProszę podać nazwiska koleżanek z pracy 😜
UsuńW sumie to mi nie zależy na ich nagłym zejściu 🤣🤣🤣
UsuńMnie zależy 🤪😂🤪
UsuńUwaga! Mówisz to publicznie 😂
Usuń😜już mi przeszło, właśnie wychodzę w miasto
UsuńI tak upłynął wieczór i poranek...i tydzień zleciał i jutro już do domu (koleżanki bezpieczne 😁).
UsuńA teraz tak sobie patrzę, że ten tytuł o który Cię pytałam chyba z Dąbiem ma niewiele wspólnego. Pamięć to coś bardzo dziwnego...
UsuńKurde, toż Ty masz jak ja z Pragą w maju - tydzień zleci i kuniec 😉
UsuńTa książka jest o losach pracowników urzędu miejskiego - ponoć - bo przecież nie czytałam. Ale może o takich akurat pracownikach, co na Dąbiu mieszkali? Tam była jakaś pacyfikacja...
Książce przyjrzę się bliżej już w Warszawie.
UsuńA wiesz co mnie dziś tak dobija (bo dziś mi smutno bardzo)...ta euforia z pierwszego dnia przyjazdu, to morze czasu i możliwości. No i jak zawsze minęło jak z bicza strzelił, a człowiek wciąż taki głupi i naiwny. Czas minął błyskawicznie (bardzo odkrywcze 😜), pokręciłam się, powzruszałam i już...
Mam tak ZAWSZE odjeżdżając z Pragi. Morze czasu i możliwości, zeszyt pełen propozycji - nigdy nie zrealizowanych do końca 🤔 No, ale cóż. Tak to już jest. Wystarczy mi, gdy - nieraz przypadkiem - odkryję coś nowego, czego w zeszycie nie było. Wtedy wyjazd nie był na marne.
UsuńZresztą nigdy nie jest na marne, wiadomo 😁
Pewnie że nie jest! I dobrze, że było 🙂
Usuń