niedziela, 20 listopada 2022

Tamara Kołakowska - Było... Wspomnienia z młodości

 

Kolejna lektura z cyklu BIERZEMY, CO CIENKIE 😁 Nie wiem, czy się od tego wyzwolę. Grubsze rzeczy przerażają. Zaczyna mi się wydawać, że to znak czasu - tak, jak odstręczają długie wpisy w internecie... Ale może to tylko kwestia mojego zmęczenia remontem oraz sytuacją rodzinną?

Jak było, tak było, ale książeczkę z bibliotecznej półki z nowościami wzięłam (i to jeszcze we wrześniu, czas oddać!) i wreszcie przeczytałam. Migusiem, bo to naprawdę drobiazg. Tamara Kołakowska, z domu Dynenson, spisała te wspomnienia z lat dzieciństwa i młodości po trosze dlatego, że córka ciągle o coś pytała, ale chyba chcąc ocalić te zapiski dla potomności, bo plik w komputerze nazwała Niech będzie zapisane.

Nie jest to oczywiście żadne dzieło literackie, tylko przyczynek do historii żydowskiej asymilowanej rodziny w przedwojennej Polsce, latach wojny spędzonych najpierw na Kresach, a potem w głębi Rosji (gdzie żyło się nędznie, ale jak na czas wojny bezpiecznie) i krótko po wojnie, aż do spotkania z przyszłym mężem, Leszkiem Kołakowskim. Rodzina była dobrze sytuowana, ojciec Tamary był lekarzem-pediatrą.

Kolacja domowa była w moim pokoju, potem wolno było poczytać. Kąpiel, wsuwanie włosów pod tiulowy czepeczek albo zaplatanie warkoczy. Za znalezienie się w łóżku o godzinie przepisanej (chyba dwudziestej) stawiano mi na kartce krzyżyki prowadzące do nagrody. Raz w tygodniu mycie głowy, a potem kolacja w łóżku z jajkiem na miękko. 

A ja pamiętam ze swojego dzieciństwa, że - no cóż - kąpiel była raz w tygodniu, w sobotę 😎 Grzanie wody na piecu w kuchni, noszenie jej do wanny w łazience. No, wychodźcie już, bo woda całkiem wystygła. Kąpaliśmy się (do pewnego momentu) razem z bratem 😁

W Taszkiencie Tamara dostała się na studia medyczne, mieszkała kątem u jakiejś rodziny ewakuowanej z Ukrainy, w korytarzu wieczorami gotowała sobie makaron na elektrycznej płytce. Na studenckiej stołówce dostawali zazwyczaj zimnawą kaszę polaną jakimś tłuszczem.  W maju 1946 roku wrócili do Polski. W Warszawie przesiedzieli całą noc na peronie: wiedzieliśmy, że nie przeżył nikt z rodziny i nie mamy tam nikogo. Z dworca zobaczyliśmy ruiny. W pamięci został nastrój, widok ruin i... smak pierwszej od tylu lat kajzerki. Za to w pociągu do Łodzi czekał ich szok: posypały się w naszą stronę agresywne antysemickie uwagi. Tak wyglądał ten wymarzony powrót

Autorka wspomina o znajomej ojca, lekarce, która przesiedziała w więzieniu kilka lat po wojnie w sprawie Hermanna Fielda. Nigdy o tym nie słyszałam, więc zabieram się za czytanie tu i tu. Amerykański architekt, wsadzony na 5 lat do tajnego więzienia w Polsce. Tu jeszcze. Przy okazji znalazłam artykuł o Lunie Brystygierowej oraz że Field napisał książkę o swojej hm przygodzie w Polsce (i nie tylko) - nazywa się Opóźniony lot - W okowach zimnej wojny i jest nawet w jednej z filii Biblioteki Kraków, ale kurczę - strasznie gruba, 500 stron. Na Gołaśka, nigdy tam nie byłam. Co mi oczywiście zadzwoniło od razu w głowie, że mogłabym taki projekcik uskutecznić - odwiedzić (i wypożyczyć książkę) w każdej krakowskiej filii. Ale szczerze mówiąc wolałabym w Pradze 😂


Początek:


Koniec:

Wyd. Znak, Kraków 2021, 106 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 14 listopada 2022 roku

 

Byłam wczoraj w Dżendżejowie. Na tapecie była kwestia, co dalej z Ojczastym. Brat twierdzi, że póki co, on nie bardzo widzi jego translację do Krakowa (choć Ojczasty byłby może chętny), choćby ze względu na problem z wypróżnianiem się - aktualnie odchodzą lewatywy, a w moim WC nie ma jak się obrócić w ogóle, tym bardziej z balkonikiem 😟 Brat jest zaangażowany po uszy. Generalnie przy Ojczastym pracują trzy osoby: pani Grażynka rano na dwie godziny, potem między 15.00 a 16.00 przyjeżdża brat i odgrzewa mu obiad (zupkę przeważnie), który przyniosła pani Grażynka rano, a wieczorem około 20.00 przychodzi pani Krysia z mieszkania pod nami, robi mu coś na kolację. Przy czym pani Krysia się tak udziela, bo mama ją prosiła przed śmiercią o opiekę nad tatą... Sami rozumiecie, że nie może to długo trwać!

Ojczasty został przeniesiony ze spaniem do dużego pokoju (Daniszewska w ostatnim numerze NIE napisała przez chamów nazywanym salonem, ubawiło mnie to), brat kupił mu nową pościel (faktycznie ta klasyczna kołdra, pod którą spał, była bardzo ciężka, mama zawsze uważała, że jak ciężkie to ciepłe, to samo było z kocami) i materac przeciwodleżynowy, przywiózł z domu stolik stabilny. Ława i fotele zostały odsunięte w głąb pokoju, w ciągu dnia Ojczasty przenosi się na fotel właśnie i daje sobie nogi na poduszkę na ławie. I tak żyje, a właściwie wegetuje. Z bólami trochę się uspokoiło, może po tych zastrzykach, ale raczej wymaga pomocy przy wstawaniu i siadaniu. A o tym, żeby zrobił sobie w kuchni herbatę i przyniósł, nie ma mowy. Istotnie bardziej wegetacja niż życie. 

Rozczulił się straszliwie przy moim odjeździe, rozpłakał się, mówił słowa, których nigdy dotąd od niego nie słyszałam...



Brat chce kupić łóżko rehabilitacyjne, używane. W teorii można też wynajmować i ja o tym właśnie myślałam pod kątem Krakowa, ale też nie wiadomo przecież, co się bardziej opłaca (bo nie wiadomo, na jak długo...). Na początku miałam nadzieję, że się Ojczastemu polepszy - na tyle, że znów będzie samodzielny - ale umówmy się, w wieku 93 lat nie bardzo jest na co liczyć.

W związku z tym brat wystosował do mnie apel, żebym co jakiś czas przyjeżdżała na 3 dni, a on mógł gdzieś pojechać. Jednocześnie Ojczasty zażyczył sobie widywać mnie co 2 tygodnie. Tak że wycieczki niekoniecznie krajoznawcze czekają mnie w najbliższej przyszłości...

20 komentarzy:

  1. BBM: Myślę, że pamiętniki czy wspomnienia spisywane przez Żydów pozwalają przynajmniej częściowo pokrywać dotychczasowe białe plamy. Książka Kurskiego też jest tego przykładem- tam nawet w grę wchodzi genealogia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam książki Kurskiego, sprawdziłam w bibliotece, jeszcze nie mają, ale mam nadzieję, że kupią (mimo panującej tam opcji politycznej)...

      Usuń
  2. Jakie to smutne, co napisałaś o Tacie.
    Jesli mogę coś doradzić - zamiast lewatywy Tato powinien zjadać śliwki suszone lekko rozgotowsne. Wiadomo że przy tym trybie życia (najczęściej leży lub siedzi) takie problemy, powiedzmy g.... ne się pojawiają i potrafią nieźle dopiec. Ten temat przerabialiśmy z teściową i śliwki się sprawdziły. Życzę dużo siły.Teresa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tych śliwkach niezwłocznie powiadomię brata, żeby kupił, a pani Grażynka mu je przygotuje. Dzięki!

      Usuń
  3. Dobrze, że ojca mniej boli, a brat się tak angażuje. Skoro potrzebuje tych trzech dni spróbuj się dostosować, bo skoro jest bliżej ma ciężej. Z łóżkiem faktycznie ciężko wyczuć, ale takie wypożyczenie to jest dobry pomysł, nawet już teraz, jak ojciec jest u siebie. Ja przy babce z początku tez myślałem o zakupie, ale się wszystkim wydawało, że nie warto, bo wiek i etc (kogo spotkałem, po tym jak babka złamała nogę to słyszałem opowieści "O moja też... i pół roku jeszcze pożyła... rok... z gipsem ją pochowali") i ostatecznie zrezygnowałem... I zaraz będzie dziewięć lat jak babka się położyła, a nadal żyje. Na poprawę faktycznie nie ma się już co nastawiać, ale rychły koniec też nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o rychły koniec, to sytuacja jest taka, że niby nie ma powodu, ale Ojczasty jest osłabiony, bo mało je. Kompletnie nie ma apetytu i na razie nic z zastosowanych środków (a brat mu tam różne podaje) nic w tym zakresie nie podziałało. Więc takie osłabienie może prowadzić do ogólnego pogorszenia stanu. Gdy z pozycji siedzącej chce wstać - opierając się na balkoniku - trzeba go trochę dźwignąć pod pachami, bo sam nie daje rady opierając się na rękach, czyli widać nie ma na tyle siły.

      Usuń
    2. Jeśli ktoś nie chce żyć, to go na siłę nikt do tego nie zmusi. Wiem z opowieści mamy, że mój ojciec całkiem się posypał po udarze. Nie wierzył, że będzie lepiej, nie chciał życia w łóżku. To jest trudne, ciężko się pogodzić z odchodzeniem kogoś bliskiego i nic nie robić, gdy chciałoby się pomóc, ale nie wiadomo jak.

      Usuń
    3. Jeszcze gorzej, gdy widzisz (a przynajmniej tak ci się zdaje), że nic KONKRETNIE ŚMIERTELNEGO się nie dzieje... a z drugiej strony wiesz, do czego wszystko może doprowadzić.

      Usuń
  4. Bardzo ciekawa lektura i poszukiwania robisz prima sort!
    Sytuacja z Ojczastym typowa w wielu rodzinach, dalsza znajoma przyjeżdża do matki co dwa tygodnie na klika dni, by zmienić siostrę, bo jej mama już tylko leży, ma stomię itd.
    Czasami ktoś oddaje łózko rehabilitacyjne za friko, ale nie bardzo wiem, gdzie szukać ogłoszeń lub może samemu trzeba się ogłosić?
    Najgorsze w opiece jest to, że my same już nie najmłodsze i sił ubywa...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, że ktoś może oddać takie łóżko, pewnie na OLX albo nawet na FB, możliwe, że istnieją jakieś grupy zrzeszające osoby opiekujące się chorymi członkami rodziny. Nie szukałam jeszcze.
      Tak, o tym się mówi, że nadszedł czas staruszków opiekujących się jeszcze starszymi rodzicami. Starzeje nam się społeczeństwo na potęgę. Przed chwilą słyszałam w czeskich wiadomościach, że rząd planuje wydłużenie wieku odchodzenia na emeryturę, bo nie będzie miał kto pracować na emerytów...

      Usuń
    2. U mnie parafia ewangelicka wypożycza taki sprzęt. Warto pogadać z pielęgniarką środowiskową - powinna się orientować w lokalnych możliwościach i może coś doradzi.

      Usuń
    3. Dżendżejów to mała dziura, więc możliwości są tam minimalne...

      Usuń
  5. Dziękuję za linki do artykułów wzbogacających książkę, szczególnie historia.org , znalazłem tam wzmiankę o ponurej postaci, którą osobiście poznałem.
    Bardzo mnie zasmuciła sytuacja z Ojczastym, życzę pomyślności w akcjach, które prowadzicie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że poznałeś jedynie "towarzysko" czy coś w tym rodzaju...
      Dziękuję za dobre życzenia 😘

      Usuń
  6. Małgosiu, przytulam ♥️ (mając poczucie jak bardzo to nic nie znaczy faktycznie...)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo przykra i ciezka sytuacja - dla Was ale Taty tez bo przeciez nie tylko cierpi ale i zdaje sobie sprawe jak komplikuje zycie rodzinne. Ta swiadomosc napewno jest mu przykra.
    U nas jest srodek ( w proszku lub pastylkach ), ktory rozluznia bez powodowania sraczki - Metamucil. Napewno w Polsce istnieje cos podobnego, popytaj.
    Zycze byscie znalezli dobre wyjscie z problemu - i mocno pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrego wyjścia chyba nie ma, jest tylko ratowanie resztek, powiedziałabym...
      Patrzyłam w internecie - Metamucil istnieje i u nas, muszę dokładniej zbadać, co to takiego.

      Usuń
  8. Małgosiu, tylko przytulić mogę z daleka i życzyć, żeby było najlepiej jak może...

    OdpowiedzUsuń