Wydawca głosem Michele Root-Bernstein (która jest amerykańską poetką haiku) wyjaśnia, po co to i na co. I przychodzi mi na myśl, że tak - że gdybym jeszcze umiała rysować, naszkicować coś naprędce, to owszem. Ale i tak chodzenie z tym po mieście to nie w kij dmuchał, bo 239 stron. Z drugiej strony pamiętam, że za pierwszym razem chodziłam po Pradze z przewodnikiem, a ten, wydrukowany na kredowym papierze, ważył o wiele więcej 😁
W serii jest tego dużo dużo dużo, nawet Japonia w zapowiedziach. Ale nie ma się co spodziewać, że zamieszczone tam fragmenty tekstów dadzą nam obraz miasta czy kraju. Nie w tym rzecz. To książki dla miłośników, tych, którzy już sporo o mieście wiedzą, którzy je znają i chcą sobie pogłębić tę znajomość nostalgicznymi starymi fotografiami i wyimkami z różnych dzieł czy to literackich czy reportażowych. Skonstruowane są w taki sposób, że jest zazwyczaj jedno- lub dwustronicowe czarno-białe zdjęcie, dalej krótki cytat plus pięć czystych stron do własnoręcznego zapełnienia.
I już na samym początku Triestu pada nazwisko Winckelmanna, które oczywiście znałam, ale jedynie jako przynależne do archeologa i nic więcej. Przy moim uwielbieniu dla kryminałów niezbędny stał się internet, żeby się dowiedzieć, co z tym morderstwem 😁 Na polskiej Wikipedii wiele nie znajdziecie, ale warto zajrzeć na inne języki, są obszerniejsze informacje (na przykład po francusku albo po włosku; czy wreszcie po angielsku). Swoją drogą ten Wiszniewski (Podróż do Włoch, Sycylii i Malty) ciągle czeka na przeczytanie...
Kolega z pracy, który kupił sobie mieszkanko w Trieście, ciągle mnie tam zaprasza (i zaznacza, że trzeba sobie rezerwować termin grubo wcześniej, bo ma duże obłożenie wśród przyjaciół 😁). Ale gdzie ja znajdę czas na Triest, gdy jest Praga!
Wyd. Austeria, Kraków-Budapeszt-Syrakuzy 2018, 239 stron
Z własnej półki (prezent właśnie od tego kolegi)
Przeczytałam 26 maja 2023 roku
NAJNOWSZE NABYTKI
Rozbestwiona praskimi zakupami przywlokłam z półki przed biblioteką kolejne dwa kryminały. O ile jednak mogę czytać Perry Masona po czesku, o tyle po angielsku na pewno nie dam rady! Ale jak widać nie zniechęcam się słabą znajomością języka, bo przecież kiedyś tam się wreszcie nauczę. Ha ha ha.
W piątek na Fabryce ciężko było wysiedzieć te siedem godzin, szybko się odzwyczaiłam... Ale w sumie wróciłam do domu i do zwykłego trybu życia zadowolona, urlopowy sposób bycia jest bardzo męczący (no, chyba, że się leży plackiem na plaży, co nie dla mnie). Wręcz się zastanawiam, czy nie skrócić sierpniowego pobytu... tyle że bilety już kupione... ale z drugiej strony zostawić córkę z Ojczastym samą po raz pierwszy na 11 dni to może być przegięcie.
Tymczasem rozkoszuję się ostatnim wolnym weekendem, kiedy nic nie muszę... i skoro nic nie muszę, to myję okna, odwalam kolejne prania etc. 😂 Miałam jechać do IKEI kupić Ojczastemu nową poduchę i jaśka (absolutnie sobie nie życzę tej stuletniej z pierza w domu) i tak bardzo mi się nie chciało... te kilometry do zrobienia, zanim człowiek się dostanie na właściwy dział, potem kolejne kilometry do kas, i jeszcze w sobotę, wyobraźcie sobie, ile tam ludzi... ale gdy weszłam na ich stronę zobaczyć, jakie w ogóle mają w tym dużym rozmiarze, okazało się, że mogę je sobie zamówić z dostawą do punktu koło osiedla za 5 zł. Będą we wtorek 😍 To mi ulżyło!
Przy okazji ręcznego prania znów miałam okazję użyć mojej cudnej drewnianej składanej suszareczki, naprawdę się przydaje przy słonecznej pogodzie!
Wróćmy do azjatyckich filmików z You Tube'a! Wczoraj zrobiłam sobie maraton profilu Sldokjinny. Wygląda na to, że jest to Koreanka mieszkająca w Niemczech, bo widzę niemieckie napisy na różnych produktach. Nic specjalnie kulturowego się tam dowiedzieć nie można, bo Sldokjinny głównie sprząta, gotuje albo prezentuje nabytki z IKEI 😁 Ale jakoś mnie to dziwnie relaksuje...
Za oknem śpiewają ptaki (trochę jeszcze zimno na otwarte okno o tej porannej porze, ale niech tam; wcześniej musiałam sobie włączać rano nagranie z YT ze świergotem 😁), z łazienki znów dochodzi szum pralki, a na mnie czeka książka islandzkiego noblisty sprzed lat. Kto bogatemu zabroni?
PS. Ponieważ morderca Winckelmanna został skazany na śmierć przez łamanie kołem, zainteresowałam się, jak to przebiegało. No fajne mieli rozrywki, nie powiem... i to jeszcze w XVIII wieku...