niedziela, 30 listopada 2025

Donald E. Westlake - Jak nevyloupit banku


Długo to czytałam, jakoś mi nie szło, zasugerowałam się tytułem (Jak nie ograbić banku), że znów będzie wesoło, niczym w poprzedniej książce Jak nie ukraść szmaragdu, a tymczasem zbyt rozrywkowo ogólnie nie było, choć momentami owszem. Bohater trafia do więzienia za swoje kanadyjskie żarciki i za to, że jest recesistą. Słownik w ogóle nie mówił, kto by to miał być ten recesista, bo uznaje jedynie recesję gospodarczą i tyle. Aliści AI pomogło:

Recesista je osoba, která provádí recesi, tedy žert, kanadský žertík nebo prank, často s cílem vyvolat v ostatních rozpaky, zmatek nebo nepříjemné pocity
.

Nie pojmę, skąd taka nazwa na kawalarza. Druga sprawa to te kanadyjskie żarciki, o których ciągle w książce mowa. Po polsku chyba nie ma takiego terminu? Wikipedia* czeska wyjaśniła mi w końcu, że kanadský žertík to inaczej prank czyli po naszemu psikus.

*Są tam opisy różnych psikusów, niektóre całkiem ciekawe. Chyba najbardziej mi się podoba ten z Paryża, gdy pewien malarz podarował dozorczyni w swoim domu wielkiego żółwia. Po jakimś czasie podmienił tego żółwia na jeszcze większego, potem jeszcze większego. Trwało to jakiś czas, a dozorczyni chwaliła się wszystkim naokoło, że ma takiego czarodziejskiego żółwia. Wtedy ten malarz zaczął z kolei go podmieniać na coraz mniejsze 😂

Więc Harry, który od najmłodszych lat zabawiał się robieniem ludziom rozmaitych psikusów, raz przegiął (przyszła kryska na Matyska), bo trafiło na panów nieznających się na żartach: pewnego pięknego letniego popołudnia położył manekin kobiety z rozłożonymi nogami na bagażniku chevroleta zaparkowanego na poboczu szosy i poszedł do pobliskiej restauracji, a gdy wrócił po trzech kwadransach, okazało się, że zderzyło się siedemnaście samochodów i doszło do zranienia ponad dwudziestu osób, w tym dwóch członków Kongresu i dwóch niezamężnych młodych dam, które z nimi dzieliły wóz... Kongresmeni mu przysolili 15 lat 🤣

Tak więc Harry ląduje w więzieniu i tam, przypadkowo, dowiaduje się o istnieniu pewnej grupki więźniów, którzy mają do dyspozycji... tunel prowadzący na wolność. Przy czym nie po to, żeby uciec, tylko żeby wychodzić na miasto się zabawić. Harry ma do wyboru albo dać się zabić (skoro się o tym dowiedział) albo przystać do grupy. Oczywiście wybiera to drugie i używa życia po tamtej stronie, a nawet poznaje dziewczynę, z którą zaczyna wiązać poważne plany. Jest jednak haczyk: szef tej grupy ubzdurał sobie, że muszą wspólnie dokonać napadu na bank. Najzabawniejsze są właśnie usiłowania Harry'ego, żeby temu zapobiec, jednocześnie nie zdradzając się przed kumplami, że nie jest żadnym wielkim bandytą, jak oni to sobie myślą.

Początek: 

Koniec: 

Wyd. Knižní klub, Praha 1993, 182 strony

Tytuł oryginalny: Help I Am Being Held Prisoner

Przełożył z angielskiego na czeski: Radoslav Nenadál

Z własnej półki (kupione online 15 października 2025 roku w Ulubionym Antykwariacie za 33 korony minus 20%)

Przeczytałam 30 listopada 2025 roku 



Po przeczytaniu pierwszej lekturki angielskiej sporządziłam listę wszystkich posiadanych w kolejności od najłatwiejszych, żebym w grudniu nie musiała szukać, tylko od razu sięgnąć po kolejną. 


 I co? Nie minęły dwa dni, a do knihobudki ktoś złośliwie podrzucił sześć innych 😂 Cała lista na nic!

 

Ale poza tymi lekturkami tygodniowy urobek prezentuje się nader skromnie, co oczywiście cieszy w obliczu braku miejsca 😉 Za biografię Bułhakowa już bym się brała, ale muszę czytać z bibliotek (bo se ktoś zamówił czyli stoi za mną w kolejce).


Dwie wzięłam na wymianę: te stare moje są z lewej strony, nowe z prawej. Czarny mercedes był bardziej sfatygowany, a Czarne stopy trafiły się w twardej okładce 😍


A jeszcze wracając do kwestii purse, to wczoraj znów było na Duolingo 😂 będzie to chyba jedno z nielicznych słówek, które zapamiętam!


Dzień z życia emerytki w Krakowie

Dzisiejszy mianowicie. Byłby całkiem zwyczajny, z szeregiem rutynowych czynności, gdybym koło południa nie zobaczyła na Śmieciarce roweru do wzięcia. A byłam pierwsza! Najpierw zaklepałam, a potem pytałam córkę, czy chce taki 😁 Chciała, więc zaczynam się z chłopakiem dogadywać co do odbioru. On mówi, że do 18.00, ja myślę sobie, że lepiej po ciemku się gdzieś nie szwendać i może pojechać od razu. Obiad zjemy po moim powrocie.

A było tak, że gdzieś na końcu świata. Jeden tramwaj, drugi tramwaj, pętla, tam autobus - aplikacja mi powiedziała, że mam nim podjechać dwa przystanki, będzie już blisko. Pierwotny plan był, że z pętli pójdę pieszo - i było się słuchać planu. Autobus mnie wywiózł gdziesik, skąd szłam i szłam 3 tysiące kroków, w dodatku po błocku, bo drogę robią i NAPRAWDĘ byłoby lepiej, gdybym poszła piechty prostą drogą. Ale doszłam, rower odebrałam (dobrze, że miałam w domu ptasie mleczko na odwdzięczenie się, a wcześniej były teksty po co to kupujesz; przydało się 😂) i ruszyłam w drogę powrotną. 

Czyli do pętli, tam w tramwaj, jeszcze pusty na szczęście - bo z rowerem to musiałam się wtrynić na to miejsce dla wózków. Ale gdy wysiadłam w mieście i poszłam na inny przystanek - Armagedon. Ludziów jak w długi weekend majowy! Tramwaje zapchane, ani mowy nie ma o tym, żeby wsiąść. Nie mam nic przeciwko pójściu z buta, ale wiecie, sikać się już chce... 


Idę na następny przystanek, idę na kolejny, idę Plantami i cały czas się zastanawiam, czy zdołam dojść, zanim się posikam w majty 😂 Na Kleparzu wypatrywałam czwórki, bo ona ma specjalne miejsca dla rowerów i to bodaj trzy, ale gdzie tam, napchane ludźmi do granic możliwości. W sumie doszłam do Urzędniczej i tam udało się zapakować z rowerem, więc resztę już przejechałam. Telefon mi mówi, że zrobiłam 7 km 😁 Fajnie, zwłaszcza, jak się prowadzi rower... I nie, nie mówcie, że mogłam po prostu na nim jechać! Nie na obcym rowerze, nawet nie wiedząc, czy hamulce działają i w ogóle w zimowym odzieniu! A już chyba ze trzy lata nie jeździłam!

Ale najfajniejsze mnie jeszcze czekało. Dwa przystanki przed zadzwoniłam, że jadę i żeby córka wyszła na pętlę. Na pętli jej nie było, chwilę się porozglądałam, nie nadchodziła, więc poszłam do domu. A tam jej też nie było... Pół godziny!!! Pół godziny na nią czekałam, bowiem nie zabrałam kluczy. To już sobie przysięgłam, że nigdy więcej z domu bez klucza nie wyjdę, nie ma co na kogo liczyć... Pojechałam na koniec świata i z powrotem i się nie posikałam, a przed własnymi drzwiami mi to groziło. Po pół godzinie, kiedy sterczałam przed wejściem do klatki, bo mi się nudziło w środku, usłyszałam (ciemno już było) biegnącą dziołchę. Tyle czasu jej zabrało skumanie, że skoro mnie tam na pętli nie ma, to może się minęłyśmy. 

Dżizas jak mnie wkurza, że ona nie ma telefonu! 

Tak że obiad zjadłyśmy o piątej 😁 a ja potem padłam i stać mnie było jedynie na obejrzenie odcinka serialu zamiast filmu, który był w planie. A potem sobie przypomniałam, że jeszcze muszę napisać post, bo książka jest listopadowa, a toż dzisiaj ostatni dzień miesiąca. Więc właśnie go napisałam i chyba pójdę do łóżka. Rower stoi oparty o regał z książkami, pieczołowicie wyczyszczony przez nią mokrymi chusteczkami. Oczywiście ani ani że on tam będzie miał swoje miejsce, więc jutro musi sobie kupić jakieś zabezpieczenie i dać go gdzieś na schodach przy barierce.

Tyle słowa na niedzielę!

29 komentarzy:

  1. Nie, no weź! Żeby na rowerze nie przyjechać? To jak ty chcesz teraz córce na nim pozwolić jeździć? :D

    Książka z opisu wygląda na całkiem zabawną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ja jej mam pozwalać? 😂
      Z opisu może tak, ale dużo tam było tego medytowania nad wiszącymi nad Harrym nieszczęściami...
      Nawiasem mówiąc, opisał dzień więźnia, który został pozbawiony przywilejów (jak to i jemu się raz przydarzyło): wstaje o w pół do ósmej, musi sobie posprzątać. Zje śniadanie. Godzinę ćwiczy na podwórku. Potem siedzi w celi. Potem idzie na obiad. Znów godzinkę poćwiczy i znów resztę popołudnia spędzi w celi. Idzie na kolację. Resztę wieczoru spędzi w celi. Kładzie się. Raz w tygodniu idzie do biblioteki i pożycza trzy książki. Raz w tygodniu może obejrzeć film i posiedzieć w bibliotece czytając gazety, ale tylko jeśli ma jakieś przywileje (ewentualnie może popracować). Jeśli nie, siedzi w celi i bardzo powoli czyta te trzy książki, żeby mu wystarczyły na tydzień.
      Czyli najgorszą karą, jaką wymierza więzienie, jest NUDA.

      Usuń
    2. A zapis dialogów - taki w cudzysłowiu a nie od myślnika - to u Czechów norma? czy to tylko tak w tej pozycji?

      Usuń
    3. Dariusz: Ciekawa obserwacja. Podobnie, jak w języku angielskim. Chociaż natknąłem się na książki, używające form "polski", z myślnikami.

      Usuń
    4. Tak, u Czechów jest jak w książkach angielskich, używają cudzysłowu. Czytam teraz w Listach Joyce'a, że próbował z tym walczyć, przynajmniej dopóki chodziło o jego twórczość.

      Usuń
  2. No po prostu nuda Ci nie grozi! Rower super, ale nie jeździ? Mogłaś na rowerze przecież...
    Bez telefonu, to można się szukać! inna sprawa, że nie zawsze telefon słychać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, właśnie takie miałam myśli, że nie potrafię się nudzić...
      Bałam się wsiąść na ten rower nieznany wśród tłumu ludzi.

      Usuń
  3. A mnie zaciekawiła historia tego roweru. Wiesz może dlaczego oddał? Wyprowadza się? Kupił nowy? Wyjeżdża do innego miasta/kraju?
    Marek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wyprowadza się i nie wyjeżdża, tyle wiem, bo rozmawialiśmy chwilę o domu, w którym mieszka i okolicy. Rower był żony, pytałam czy to dla dziecka czy dorosłego, bo ze zdjęcia nie rozumiałam. Więc żony, ale żona bardzo niska, więc rower mógłby być i dla dziecka.
      Tymczasem wydaje mi się, że jest nawet większy od mojego "roweru Szymborskiej" i chyba do piwnicy nie wejdzie...
      Być może żona ma nowy? Ten był opisany jako "do odświeżenia", chodzi o lekko przyrdzewiałe fragmenty ramy jedynie.
      Na Śmieciarce rzadko ktoś pisze z detalami, czemu coś oddaje, choć zdarza się. Czasem nawet bardzo dowcipne teksty bywają.

      Usuń
  4. „Czarne Stopy” Szmaglewskiej… coś mi się kojarzy, że czytałem… ponad 50 lat temu.

    Czy ten „Level 5. Melville „Moby Dick” (+ CD)” to jakaś specjalna wersja uproszczona? Posiadam na CD skróconą wersję tej książki. Kiedyś umiałem na pamięć, po angielsku, jej wstęp, jest przepiękny! Tłumaczenie na polski ogólnie dobre, chociaż już kiedyś dyskutowaliśmy na Twoim blogu, że tłumacz bardzo niezręcznie przetłumaczył pierwsze zdanie tej książki. Do tej pory nie rozumiem, dlaczego, moim zdaniem to ewidentny błąd.

    „...Pół godziny na nią czekałam, bowiem nie zabrałam kluczy…”

    Mnie i innym osobom tu mieszkającym też się zdarzało zapomnieć kluczy; jedna z nich, po bezowocnym pukaniu, spędziła noc w kawiarni! Jeżeli mogę coś zasugerować: prawie 15 lat temu kupiłem zamek numeryczny firmy „Schlage”. Działa bez zarzutu i wreszcie nie trzeba nosić kluczy! Przedtem zrobiłem duże rozeznanie online i ten okazał się najlepszy, inne są nawet o 75% tańsze, ale jakość kiepska, psują się i pożerają baterie. Poza tym on nie posiada motorka ani żadnych innych bajerów, po prostu wbija się 4-ro cyfrowy kod i przekręca gałkę, toteż bateria 9 V starcza na 2-3 lata i szansa popsucia się go drastycznie mniejsza. Parę lat temu kupiłem następny do innych drzwi. Polecam!

    Tu jest jego zdjęcie i opis: https://www.homedepot.ca/product/schlage-camelot-satin-nickel-electronic-deadbolt-keyless-entry-keypad-rated-aaa/1000150272

    A rower fajny, życzę, aby jak najdłużej służył!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym zamkiem cyfrowym na baterię przypomniałeś mi Wiolę z Pierogów z kimchi. Widzowie się jej pytali, jak wejdzie do mieszkania, gdy nie będzie prądu i właśnie wyjaśniała, że to jest na baterie (poza faktem, że prąd ZAWSZE jest).
      Kiedyś używaliśmy zamka, który zamknięty z zewnątrz nie da się otworzyć od środka i na odwrót i bywały sytuacje, że przez roztargnienie się zamknęło i KONIEC 😂 Raz córka wychodząc zapytała, czy zamknąć - tak, bo bolała mnie głowa i szłam do łóżka, więc nie planowałam wychodzić. A tu w godzinę później domofon, pani z poczty kwiatowej z bukietem 🤣 I to niewąskim, bo na 50-te urodziny! Skończyło się tak, że podawała mi go przez kuchenne okno - całe szczęście, że mieszkamy na parterze. Ten zamek ciągle mamy, ale przestaliśmy go używać. Znaczy zasuwamy od środka jedynie, gdy idziemy spać.

      Moby Dick - tak, wersja skrócona i uproszczona, wszystkie te lekturki takie są. Adaptacje dla uczących się języka, na zachętę 😁

      Usuń
  5. Skoro ma sluzyc corce to pasowaloby zeby ona pojechala odebrac. Przynajmniej tego bym sie spodziewala gdyby padlo na nas. Co z jej nadgarstkiem, zaleczyl sie, wrocila do pracy?
    Oj, nieraz wydaje mi sie, gdy jestem poza domem, ze zaraz sie posikam ale gdy przetrzmam najgorsze to pozniej jakby sie zamknelo i daje mi spokoj na nastepna godzine.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby coś odebrać ze Śmieciarki, trzeba mieć jednak telefon, bo zazwyczaj ludzie nie podają wcześniej dokładnego adresu, tylko masz pisać na Messengerze, gdy już jesteś blisko. Czasem ktoś wtedy podaje numer mieszkania, ale częściej schodzi na dół sam. Dbamy o prywatność i RODO 😉

      Była taka scena w jednym filmie, że facet przestępował z nogi na nogę, a gdy wreszcie mu udostępniono łazienkę, powiedział, ze teraz to już nie chce 😂

      Usuń
  6. Ale jak to, taki rower za darmo oddawali? A może ma jakiś ukryty feler, który ujawni się w najmniej spodziewanym momencie? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie takie rzeczy ludzie oddają! Na przykład kompletne meble kuchenne z AGD... albo pianino... albo sama już nie wiem, co, ale dużo można tam znaleźć 😁 Tyle że trzeba pilnować ogłoszeń, bo chętni zgłaszają się natychmiast.

      Co do felera, to nie wiem, czy nie trzeba będzie wymienić siodełka, bo jakieś mokre jest i nie wysycha. Ja się nawet zdziwiłam wtedy, skąd mam wilgotną rękawiczkę.

      Usuń
  7. Dlaczego nie robisz listy książek w jakimś pliku Worda lub Writera? Późniejsze zmiany to w takim wypadku kwestia prostej edycji.
    Pozdrawiam - Nieryba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Katalog książek mam w komputerze, bez tego ani rusz! Ale tu zrobiłam sobie w moim grubaśnym 500-kartkowym zeszycie (takim na całe życie) listę tych angielskich lekturek, żeby ją mieć pod ręką w każdej chwili i móc sięgnąć po kolejną, gdy kończę coś czytać i zastanawiam się, co teraz.

      Usuń
    2. Doklej kartkę na dole strony, niestety po większej liczbie takich operacji skoroszyt będzie wyglądał jak tłusty jamnik :-).

      Tymczasem podziwiam twoją skłonność do porządkowania. Całkiem po poznańsku ;-)

      Pozdrawiam - Nieryba

      Usuń
    3. Problem w tym, że powinnam dopisać nowe lekturki na różnych poziomach :( Chyba muszę malutkimi literkami.

      Usuń
  8. Rower całkiem przyzwoity. I tak miałaś dobrze bo w Melbourne nie wolno wozić roweru tramwajem.
    Lista książek po angielsku - ciekawa i dość ambitna, Adventures of Huckleberry Finn - to chyba wersja uproszczona bo w oryginale Murzyn Jim używa murzyńskiego slangu, który jest trudny do zrozumienia.
    Z tego powodu niektóre stany USA zakazały tej książki oskarżając Twaina o rasizm co jest paradoksem bo książka jest bardzo antyrasistowska.
    Widzę Portret Doriana Graya - ta książka wydaje mi się dość prosta językowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas w niektórych składach są nawet specjalne wyznaczone miejsca - ale albo ich nie było w tych, które wtedy jechały, albo były niewidoczne, bo wszystko zapchane ludźmi.
      Natomiast w autobusach nie wiem dokładnie, ale chodzi mi po głowie, że kierowcy na liniach podmiejskich dają rower na specjalny stojak z tyłu autobusu (na zewnątrz), tyle że można w ten sposób podróżować jedynie od pętli do pętli.
      Lista nie jest specjalnie ambitna, bo to tylko adaptacje prawdziwych książek 😉

      Usuń
    2. U nas autobusy mają takie stojaki na froncie i można tam włożyć kilka rowerów. Rowery można też przewozić metrem, w weekendy oraz w dni powszednie poza godzinami szczytu. W pociągu podmiejskim jadącym do Chicago był specjalny wagon dla osób z rowerami, mogący pomieścić 14 rowerów i ich właścicieli.

      Lech: "Adventures of Huckleberry Finn" czytałem w Polsce jako dzieciak, piękna książka i oczywiście, antyrasistowska. Slangu nie pamiętam, pewnie był przełożony na bardziej "normalny" polski język. Gdy czytałem "The Roots" (Korzenie) autorstwa Alex Haley, to często używał on w dialogach slangu/dialektu niewolników, miałem problemy z jego zrozumieniem.

      Usuń
    3. Rowery w praskim metrze też widziałam.

      "Korzenie" - słynny Kunta Kinte 😂 Książki nie znam, ale serial wszyscy oglądali!

      Usuń
  9. Miałam się pochwalić, że czytam (po polsku rzecz jasna) czeski kryminał, ale jednak okazał się słowacki🙃
    Bez telefonu - czasem by się chciało tak żyć, ale czy bym jeszcze potrafiła?
    Do ćwiczenia angielskiego fajne powinny być na początek te książeczki na dole (Drakula itd.)
    Jeśli chodzi o zatrzasniete drzwi, to (chyba już tu pisalam) mieszkaliśmy swego czasu w "inteligentnym domu" i wszystko co mogło spektakularnie paść, to w pewnym momencie padło (swiatlo na czujnik ruchu podczas siedzenia na kibelku, zamykanie drzwi gdy w mieszkaniu został wózek ze śpiącym w nim synkiem-niemowlakiem, regulacja temperatury w środku nocy i tak dalej😅). Nigdy więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że coś z nowości?
      Po nazwisku czasem trudno rozpoznać, jaka to narodowość, czeska czy słowacka.
      Telefonu używam od całkiem niedawna, ale też już się przyzwyczaiłam. Chyba najwygodniejsze są mapy... pamiętam czasy, gdy chodziłam po Pradze z taką papierową, zawsze kupowałam kolejne wydania, jakie znalazłam, bo przede wszystkim one się bardzo szybko niszczyły, o niewygodzie rozkładania ich nie wspominając. W pewnym momencie zaczęłam wcześniej, przed wyjazdem, kserować sobie fragmenty do planowanych wycieczek, i to w powiększeniu 😁
      A gdybym miała wrócić do Wenecji, to mapa w telefonie przydałaby się jeszcze bardziej niż w Pradze, bo tam nawet wędrując z taką papierową w garści wiecznie się gubiłam 🤣
      Inteligentny dom mi nie grozi, bo przecież nie gram w Totka!

      Usuń
    2. Jakiś hit z biblioteki "Szczelina" Jozef Karika. Nie wiem czy mi podejdzie, bo w zasadzie już nie czytam kryminałów (poza milicyjnymi), przejadły mi się. Ale ten mnie zainteresował, bo "historia zainspirowana jest niewyjaśnionymi zniknięciami ludzi w paśmie górskim Trybecz w Słowacji".
      Muszę trochę odsapnąć po 3 tomach dzienników Nałkowskiej 😆

      Usuń
    3. Agata: Rok temu musiałem wymienić mój termostat i będąc w sklepie, bardzo dużo było WiFi. Może i niektórym ludziom się przydają (tym, co dużo wyjeżdżają), ale ja nie widzę potrzeby i nabyłem tradycyjny. Wiem, że są lodówki z WiFi oraz kuchenki, mi kompletnie nie potrzebne. I sto innych rzeczy. Ja obawiałbym się, że w razie braku połączenia z Internetem, człowiek nad tym traci kontrolę, jak też jeżeli hakerzy się włamać, to tylko sobie mogę wyobrazić, jakich mogą dokonać spustoszeń. A mój zamek do drzwi, chociaż numeryczny, ma baterię i żadnego WiFi-tylko jeszcze brakowałoby, aby mnie nowoczesna technologia do własnego domu nie wpuściła!

      Od jakiegoś czasu interesuję się nowymi samochodami (ot tak, w razie czego, bo mój nowy już nie jest). Chociaż wiele z tych nowych bajerów jest użytecznych, jest ich tak dużo, że podświadomie zaczynam się tego obawiać, tym bardziej, że czytam dużo "reviews" klientów narzekających, że właśnie te pierdołki po paru dniach od kupna nie działały tak, jak powinny, albo działały "za dobrze", non-stop korygując kierowców. A już nie wspominam o przypadkach, gdy samochód nie chciał ruszyć, bo nie było dostępu do Internetu. Dlatego ja nie tyle, co się boję nowej technologii, ale tego, że tracę kontrolę nad samochodem--i nie jestem w stanie ufać, że decyzje komputera będą w 100% lepsze od moich.

      Usuń
    4. My te wynalazki poprzedniego właściciela powyłączaliśmy w cholerę 😅Jedyne, co było fajne, to wideodomofon, od razu było widać, kto się dobija i nie był tak skomplikowany, by się zepsuć. Samochodu z bajerami też bym się bała. Btw oglądałam niemiecki thriller o takim właśnie smart home, który "zaatakował" własciciela😱

      Usuń
    5. O, wideodomofon owszem, pożyteczna rzecz. Bez reszty można się obejść.

      Usuń