niedziela, 2 listopada 2025

Edmund Niziurski - Siódme wtajemniczenie

Właściwie to bym tak sobie marzyła - że jak przyniosę do domu jakąś książkową zdobycz, to ją od razu przeczytam, a jedynie w chwilach pomiędzy będę sobie wybierać coś ze starszych. Ale to się tylko tak gada, a nic z planów nie wychodzi. Siódme wtajemniczenie przeczytałam jednak prawie od razu, bo przyniosłam je z budki 22 października. Nie można się było powstrzymać - tyle lat nie miałam własnego egzemplarza! Raz chyba czytałam z biblioteki. Nie jest to takie wydanie, jak bym chciała (choć ilustracja na okładce Czeczota), ale lepszy rydz niż nic, więc wreszcie mam i szlus. 

Twierdza Persil, Wielka Kołomyja Elementarna, Wielki Wander. System butelkowy, Inocynt Ankohlik, starzyk i jego koza. Opresyjna szkoła, dwa walczące ze sobą gangi i brak możliwości bycia pomiędzy, niełatwe życie chłopca, którego ojciec ze względu na charakter pracy jest przenoszony z miejsca na miejsce, utrata złudzeń. Jak się wyrasta z dzieciństwa, choćby się i nie chciało.
 


Koniec:


Wyd. "Śląsk" 1984, 301 stron

Z własnej półki

Przeczytałam 1 listopada 2025 roku



Najnowsze nabytki

czyli urobek z minionego tygodnia. Już by prawie było wyjątkowo mało, gdy ktoś wczoraj wieczorem złośliwie zapełnił naszą knihobudkę 😂

 

Jak pomyślę, ile w domu pokutuje książek takich, jak na tej dolnej półce... Czyli książek nie "do czytania", tylko głównie konsultacji. Że dla dziecka kupowane. I czas tej konsultacji często w ogóle nie nadchodzi. Owszem, trochę się już pozbyłam, ale nadal jest ich bardzo dużo, tak szkoda to wydawać. Ale tu ktoś zdobył się na męską decyzję i czy mu było szkoda czy nie - wyniósł. Brawo ten ktoś!
 



Więc urobek prezentuje się tak:


I nie nie nie - nie zatrzymuję wszystkich. Zemsta jest na wymianę, językowe owszem, zbieram, więc chwilowo zostają 😁, Dieta warzywno-owocowa jest tylko do przejrzenia, Poradnik dla leniwych do przeczytania i wyniesienia (nie wiem, czy jeszcze mi coś mogą doradzić, jestem leniwa z natury), takoż Mord w Meksyku, który już zaczęłam, żeby tym szybciej się pozbyć. Imperator jest o Rydzyku, więc też pytanie, czy będzie mi się chciało studiować takie grube tomiszcze, ale no, na razie zostaje. Na samej górze jakiś film Passendorfera z Siemionem i Chamcem. Hiszpański niby brałam dla koleżanki z Fabryki (jedna się uczy hiszpańskiego, druga francuskiego i łapię dla nich, co tylko znajdę ciekawego z tego zakresu), ale już się schytrzyłam - zresztą ona przecież nie jest początkująca, po co jej to - i zostawiam dla siebie, w końcu plany językowe na przyszłość mam SZEROKIE 🤣🤣🤣

A poza tym Szyszkodar już szykuje dla mnie torby z następną dostawą, więc STRACH SIĘ BAĆ. 



Dzień z życia emerytki

Zgodnie ze statusem wybrałam się do lekarza. Tego, co mnie naraził na globusa koniecznością badań na czczo. Czy Wy wiecie, do czego to doszło? Wizytę miałam na 12.00, więc nastawiłam budzik na 8.00. Tak, nastawiłam budzik, tak się człowiek rozleniwił, że szkoda gadać - a nuż się nie obudzę na czas?

Mało tego, miałam termin do okulisty - czas na okulary wreszcie -  na 31 grudnia na 9:30 i zadzwoniłam, żeby zamienić na późniejszą (co ja tak będę się zrywać o świcie, jeszcze w zimie). Nowy dostałam co prawda dopiero na 19 lutego, ale na 14.30 😎 

Przygotowałam się do wizyty, znaczy założyłam takie wypasione majtki na wypadek, gdyby kazał mi się położyć na kozetce (na próżno) oraz naszykowałam kartkę z wypisanymi nazwami tych badań, że go poproszę o podanie mi wyników (które szły bezpośrednio do niego) i tylko sobie je szybciutko zapiszę. Pan doktor jednakże nie był głupi, żeby tracić czas na takie zabawy i mi je wydrukował. Wszystkie są w normie, drodzy państwo, wszystkie siedem. Cóż było robić, wypisał mi zlecenie na kolejne cztery (w tym kurna HIV antygen, co on sobie wyobraża? poprzednim razem pytał, czy piję) i widzimy się za miesiąc. W rejestracji mi chcieli wtrynić ranną godzinę, ale się nie dałam i znów na 12.00 😎

Takie drzwi tam mają przytentegowane do ściany, ale bez żadnej informacji, co i jak. 


 

Po wizycie udałam się do orientalnego sklepu (co to sobie obiecałam, że co jakiś czas będę w nim kupować 50 g kolejnego gatunku herbaty).

W związku z tym, że rozrasta mi się kolekcyjka tych herbat, a pojemniczek miałam tylko jeden - latałam ostatnio prawie codziennie do Pepco w nadziei, że rzucą znowu dostawę takich. Bo mi pani powiedziała, że na pewno będą, bo to stała oferta. Tymczasem były tylko duże, jak na makarony czy ryże. Ale wreszcie rzucili i kupiłam mały zapasik 😁 Znaczy mam w zapasie jeszcze jeden, w którym aktualnie jest trochę słonecznika, gdybym tak chleb piekła albo co. 


Ale oczywiście one nie mogą tak stać na blacie i zagracać, więc teraz czeka mnie rewolucja w szafce nad głową, żeby zrobić im miejsce. Otóż znów (przez przypadek) obejrzałam filmik na YT o porządkowaniu kuchni, ale nie z tych azjatyckich, co to dziołchy wywalają wszystko z szafek i szuflad i niby czyszczą, a tam dla niepoznaki jeden paproszek leży. Nie, to był hardkor radziecki i nawet oglądałam dlatego, żeby posłuchać języka - jakby ktoś się uczył, to się może dowiedzieć nazw tych rozmaitych kuchennych przyrządów.

No i jak tak obejrzałam, to zaraz oczywiście zachatiełos iść do własnej kuchni i czegoś się pozbyć 😁 Na pierwszy ogień poszedł opiekacz, który kiedyś przywiozłam ze Śmieciarki i nawet do tej pory nie odczyściłam w środku. Melduję, że wyniesiony do knihobudki i nawet już stamtąd zabrany (w odwecie ktoś tam wczoraj postawił ekspres do kawy). To oczywiście nie rozwiązuje problemu, bo opiekacz był w szufladzie, a miejsca na herbatę potrzebuję w szafce wiszącej - więc mój plan na dziś/jutro jest taki, żeby wynieść trochę kubków i innego szkła. Trzymajcie kciuki.

Wracajmy do reszty emeryckiego dnia. Chleb (na święta 😂) kupiła córka, więc niby wszystko było załatwione, ale zadzwoniła sąsiadka, żeby jej zrobić zakupy. Już dostała w poprzednią sobotę delikatny opierdol, bo nie może tak czekać na ostatnią chwilę, a ja nie będę stała w kolejkach durnowatych. Tym razem zawiodła ją wnuczka, która miała, ale coś tam... no dobrze. 

Z obiadem nie musiałam się bawić, bo była zupa brokułowa z poprzedniego dnia, więc spoko. Coś tam porządków porobione w moich książkach, a pod wieczór seans filmowy, bo córka od dawna zastrzegała się, że w Halloween razem oglądamy Obcy - ósmy pasażer Nostromo. Kobyłka u płota. Robi wrażenie jednak, w końcu to tak stary film, a dali radę z tym całym s-f. Ja to widziałam chyba ze 40 lat temu 😁 Córka się teraz odgraża, że następny będzie Blade Runner, a ja mówię, że może Mission Impossible (bo tego nie widziałam). 

Po filmie z siatami do knihobudki, z tymi książkami, co je wcześniej naszykowałam do wyniesienia. Trzy obroty! Spotkanemu sąsiadowi wyjaśniłam, że to moje przebranie na Halloween - za Matkę Polkę. A przy budce spotkane dwie dziewczyny, zasłyszałam ich rozmowę, że tak jakby planują jakieś ulepszenia, więc się wtrąciłam i od słowa do słowa już jesteśmy w kontakcie i umówione na różne akcje, być może wymianę regaliku na coś porządniejszego, w sensie zamykanego w tym naszym wilgotnym klimacie przez większość roku. 

Jeszcze tylko rozmowa z bratem, poczytać coś do poduszki i lulu.

Brat był w Kielcach na badaniu i zajrzał do Ojczastego, który o dziwo miał jakiś przebłysk świadomości, bo załapał, że brat tam jest. Miał mu obciąć paznokcie, ale okazało się, że obcięte, znaczy świadczą i tę usługę. Będzie jeszcze golony, ale jak przyjdzie jego kolej wedle grafiku, powiedziała opiekunka. Która zameldowała również kolejny incydent kałowy (bez pretensji, tylko sprawozdawczo)... dała mu jakieś ziółka i przez trzy dni czyściło, że może za dużo...

Ech. Wyświetliło mi się na FB wspomnienie sprzed ośmiu lat... jaka kolosalna różnica...


 

A wczoraj przeglądałam stary mamy album, prawie wszyscy już odeszli, z tego zdjęcia poniżej jestem jeszcze ja (na rękach) i kuzynka w marynarskim ubranku. 

 Posłałam kuzynce niektóre z tych zdjęć, zadzwoniła i zaczęły się wspominki. Że bardzo lubiła chodzić z moimi rodzicami do lasu i pchać wózek z moim bratem - on był słabo zabezpieczony z przodu i z tyłu (w domu się mówiło na niego traktor) i jak tylko się pokonywało jakąś różnicę terenu, to było niebezpieczeństwo, że się dziecko zsunie. I owszem, raz jej wypadł, więc potem już mogła prowadzić wózek tylko po płaskim.

Brat, jak się o tym dowiedział, napisał no tak, teraz zaczyna mi się to wszystko składać, a potem rozpatrzę z moim prawnikiem, czy jej nie pozwać 🤣 Ja osobiście spadłam z kolei ze schodów, gdy babcia odwróciła się, żeby zamknąć drzwi od mieszkania i mama opowiadała, że babcia bała się przyznać do wypadku, że może nie będę mówić i dopiero, gdy prawidłowo się rozwijałam, powiedziała o tym mamie. 

35 komentarzy:

  1. Nie wiem od czego zaczac i na czym skonczyc - tyle tematow, tyle wydarzen ! - i kazde dobre.
    Gdy sie pojdzie do sklepu herbacianego znajdzie sie odpowidnie pojemniczki. A moze na Amazon?
    Oj, troche podobnie mialam w kuchni przylikwidacji domu (samych szuflad 15, szfek to nie pamietam i ile i jeszcze spizarka. Robilam inaczej, nie wyciagalam wszystkiego naraz tylko pojedynczo, po kolei. Ale moj cel byl inny wiec inna procedura.
    Biblioteczka - no czy nie mozesz byc dumna? Jest popularna, uzywana, potrzebna i okazuje sie ze zbyt mala.
    Mialas cudny pomysl, zadowalasz wielu ludzi - gratulacje.
    Ja tez jednego razu nadziewajac sie na glaz czy cos wywalilam swe blizniaki z wozka i troche na glowy. Oj co ja przezylam ! W domu nikomu sie nie przyznalam ale , i to po dosc dlugim czasie, wsypala mnie znajoma Mamy ktora widziala i po tygodniach nie omieszkala mamie poskarzyc za co zostalam obrugana bo powinni byc zbadani przez lekarzy a nie byli.
    Nie moge sie zabrac za Netflixowy film bedacy od miesiecy na liscie do ogladniecia a na to w kinie jest nowy, Nuremberg na ktory chce pojsc a ze mam zwyczaj chodzic z corka i zieciem to czekam i czekam az beda mieli czas pojsc.
    Moje spokojne zycie emerytki umila mi Bella przy ktorej mam roboty jak przy dziecku......Tak se ja nauczylam i rozpiescilam ze czesc dnia ino siedze na dywanie i bawie sie z nia zabawkami.
    Dziekuje za uzycie slowa "przytentegowane" - bardzo je lubilam bo tyle rzeczy doskonale okreslalo ale mieszkajac tutaj zapomnialam o nim. Tylko nie bede miec do kogo go wymawiac bo moje dzieci nie znaja, nie maja wyobrazenia do czego uzywac. Dziekuje i trzymaj sie dobrze , gratuluje wynikow.
    Eeeeech......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależało mi na tych z Pepco, bo mam już szereg podobnych z tej serii, dlatego tam tak uparcie zaglądałam, aż wreszcie się doczekałam.
      Ach, te znajome mamy... Zawsze czy to na wagarach czy bez czapki na głowie mogły człowieka wypatrzeć i donieść, zwłaszcza w takim małym miasteczku jak Dżendżejów 😂 To była udręka.
      A ten Netflixowy film to jaki jest?
      Zwierzę w domu jak małe dziecko, nic dziwnego, że się musisz (chcesz) zajmować!

      Usuń
    2. Hidden Numbers - o tym jak 3 czarne matematyczki rozwiazaly problem wyslania rakiety w kosmos, bodaj w 1963 roku.
      A tak zwlekalam z ogladnieciem ze zniknal z Netflix i bede go ogladac na innym kanale, Disney +, ktory przez ten film , zalecany przez corke, musialam wykupic.

      Usuń
    3. Nie znam. W sensie nie ma go na tej stronie, gdzie oglądam większość filmów 😁

      Usuń
  2. Zwróciłam uwagę na dietę Ewy Dąbrowskiej, u nas jest takie miejsce, gdzie organizują wczasy odchudzające wedle tej diety...
    Gdy oglądam czasami programy o sprzątaniu, to mam wrażenie, że niektóre domy przygotowano specjalnie, bo to niemożliwe, by mieć tak zasyfiony dom.
    Stare albumy to strach oglądać, sami nieboszczycy, ale moda fajna! kobiety wszystkie w sukienkach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzięłam tę książkę nie ze względu na dietę, która mnie nie interesuje, ale do przejrzenia przepisów jedynie 😁
      Ja z kolei nieraz mam wrażenie, że się sprząta w domu uprzednio dokładnie wysprzątanym 😂 Ale fakt, są przecież i te filmy o odgruzowywaniu kompletnie zapuszczonych mieszkań, często zbieraczy (już coś raz o tym pisaliśmy).

      Usuń
  3. „Siódmego Wtajemniczenia” Niziurskiego nie czytałem, ale bardzo lubię jego książki. „Sposób na Alcybiadesa” nawet mam w Kanadzie i czytałem go wielokrotnie.

    Czy nie prościej byłoby na knihobudce zawiesić napis: „Proszę wszystkie książki przynieść do punktu selekcyjnego [TWÓJ ADRES I NUMER MIESZKANIA].” Wtedy mogłabyś na spokojnie przejrzeć je, zostawić sobie te najciekawsze, a resztę zdeponować w knihobudce. A przy okazji—sądziłem, że tę nazwę Ty wymyśliłaś, a to jest po prostu po czesku tutejsza „Free Library”.

    Te drewniane drzwi to niczym z filmu science-fiction lub horroru… wejście do „fourth dimension” albo do „parallel reality.” Lepiej nie otwieraj, a na pewno nie wchodź…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie można takiej kartki powiesić, bo zawsze to dobry pretekst do wyjścia z domu i pospacerowania ;) mMa

      Usuń
    2. => Jack
      Ja "Siódme wtajemniczenie" bardzo lubię, jest tam wręczana jeńcom, obok paczki żywnościowej, książka, której nikt nie przeczytał do końca, bo jest tak mocno napisana, że na przykład przy czytaniu stron, gdzie bohater śpi, czytelnik też zasypia 😂 Jak bohater brnie przez śnieg i mróz, czytelnik szczęka zębami. Etc.

      Ha ha, chciałbym to widzieć, jak by ludzie zamiast do knihobudki walili do mnie do bloku 😂 Nazwy faktycznie nie wymyśliłam, tylko natknęłam się na nią w Pradze i zaczęłam używać, tak że dobrze odkryłeś 😁

      Usuń
    3. => mMa
      Pewnie, że dobry pretekst. Aczkolwiek, gdy zmarła pani z kiosku, która tak wcześniej pyszczyła, że knihobudka jej interes psuje, myślałam z żalem, że szkoda, iż nie została w starym miejscu - miałabym bliżej i może nawet kupiłabym lornetkę, żeby z kuchennego okna obserwować, czy coś nie przybyło 🤣
      Kiosk zlikwidowany i pomieszczenie stoi puste - w teorii można by było je wykorzystać na biblioteczkę, ale wiadomo, że Spółdzielnia by na to nie poszła, zaraz pewnie zrobiłby się tam syf i bezdomni by koczowali...

      Usuń
  4. podejście pierwsze: znam i lubię Wrońskiego i Fredre oczywista.
    Niziurskiego czytałam gdy miałam smarki pod nosem.
    Po drugie, OBCY to moja miłość i mogę trzy części na okrągło oglądać no i Blade ...też moja miłość ten pierwszy oczywiście z lat osimdziesiątych. same perełki pani.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a ja tego Wrońskiego nie znam, więc się ucieszyłam, jak znalazłam w serii, z której mam trochę (Marininę, Mankella, Grimes i tego Islandczyka).
      Z definicji oglądam tylko pierwsze części, więc na dalsze Obce mnie nie namówisz, ale ten Blade Runner pewnie siekniemy 😁

      Usuń
  5. "Powódź" Szczygła bardzo lubiłam, no a Niziurski, wiadomo, genialny. Ten jego humor słowny bardzo mnie jezykowo ukształtował. Zrobiłam sobie maraton Niziurskiego jakieś 15 lat temu i nic się nie zestarzaly, nawet letko socrealistyczną "Księgę urwisów" przeczytałam z rozkoszą.
    Chyba bym Obcego nie zdzierżyła po latach, chociaż kto wie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "...nawet letko socrealistyczną..."

      Natknąłem się na gazetę z lat koniec 40. / początek 50. XX w. z PRL, w której Niziurski drukował opowiadanie w odcinkach. Było ono w 100% socrealistyczne! Gdyby nadal pozostał przy tych tematach, to z pewnością jego "twórczość" nigdy nie rozwinęłaby, a sam pozostałby kompletnie nieznanym pisarzem z zapomnianej epoki. Na szczęście tak się nie stało.

      Na mnie największe wrażenie zrobiła książka "Sposób na Alcybiadesa". Powinna być to obowiązkowa lektura... dla nauczycieli!

      Usuń
    2. => Agata
      Ach, więc warto było tę "Powódź" zabrać 😁 Bo nie znam tego, ale wzięłam ze względu na autora, którego czytałam "Tarninę" i następne z tego cyklu.
      Niziurski był, jest i będzie wspaniały 😍

      Usuń
    3. => Jack
      Kto wówczas nie przeszedł przez ten czas... chyba tylko Herbert 😉
      "Sposób na Alcybiadesa" oczywiście jest super, bardzo też lubię "Klub włóczykijów".

      Usuń
    4. @Jack
      "Natknąłem się na gazetę z lat koniec 40. / początek 50. XX w. z PRL, w której Niziurski drukował opowiadanie w odcinkach. Było ono w 100% socrealistyczne!"
      Wczesne opowiadania Niziurskiego zebrano w tomie "Dzwonnik od świętego Floriana". Czytałem to jakieś 40 lat temu.
      Pozdrawiam
      fieloryb Nieryba

      Usuń
    5. @fieloryb Nieryba: „Dzwonnik od Świętego Floriana” czytałem kilkakrotnie i opowiadania są ciekawe i dobrze napisane. Ile w nich jest prawdy, trudno mi powiedzieć. Ich akcja rozgrywa się przed wojną na Kielecczyźnie. Na początku lat 70. XX w. przez 2 lata mieszkałem w tamtych okolicach, w małej wsi, i do tej pory pamiętam panującą biedę i zacofanie.

      Wspomnianą opowieść, którą widziałem w tej gazecie w odcinkach, z pewnością nigdzie się później nie ukazała: o ile mnie pamięć nie myli, jej „akcja” działa się w PGR, na zebraniach kółek rolniczych i dyskusje obejmowały pokrewne tematy. Sądzę, że Niziurski nie chciałby się nią chwalić w późniejszym okresie swojej twórczości.

      Usuń
    6. Ja Dzwonnika czytałam 10 lat temu, z biblioteki.
      Jako że pochodzę właśnie z Kielecczyzny i bywałam w dzieciństwie na wsi u dalszej rodziny - byłam mega zdumiona pojechawszy ze swoim Ślubnym w jego okolice - Opolszczyznę. Czyli te poniemieckie tereny. Jaki tam był porządek w porównaniu ze wsią kielecką!!!

      Usuń
    7. Bardzo ciekawe spostrzeżenie. Gdy ponad 40 lat temu rozmawiałem z facetem, który mieszkał w wiosce na terenach poniemieckich (Prusy Wschodnie) i zacząłem mu opowiadać o realności panującej na początku lat 70. XX w. w małej wsi na Kielecczyźnie, był zaszokowany i mi nie dowierzał—jego okolice w porównaniu do moich to niebo i ziemia—kontrasty były dramatyczne!

      Usuń
    8. Otóż to. Ja pamiętam na kieleckiej wsi kury chodzące po domu, na ten przykład 😁

      Usuń
    9. Mieszkałam w Opolu i potwierdzam, że wszędzie było czysto i porządnie, w domu, w ogródkach, we wsiach i miasteczkach. Kiedy zamieszkałam w W-wie przeżyłam - może nie szok, ale wielkie zdziwienie różnicami - choć byłam dopiero po VII klasie podstawówki.

      Usuń
  6. Mam nietypowe (chyba) pytanie. Czy mogę być Twoją jednorazową knihobudką?
    Mam książki, których chcę się pozbyć, jutro je spiszę, może coś by Ci spasowało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet mi nie mów takich rzeczy!!!!
      Wystarczy tego, co do domu przynoszę z różnych knihobudek...
      😂😂😂
      Zresztą, wiesz co - książki są ciężkie, przesyłka kosztuje, byłoby to dla Ciebie zawracanie głowy z pakowaniem, nadawaniem... jeśli chcesz się faktycznie pozbyć, to może zanieś do jakiejś miejscowej budki?

      Usuń
    2. Może kto inny skorzysta 😎

      Usuń
    3. Odniosę do biblioteki może...

      Usuń
    4. Albo na regał bookcrossingowy.

      Usuń
    5. Jeszcze jedno: kocham Niziurskiego po dzień dzisiejszy, a najbardziej moją ulubioną od podstawówki "Księgę urwisów".

      Usuń
    6. Niziurski jest nieśmiertelny... albo tylko mi się tak wydaje 😉 W sensie nieśmiertelny dla naszego pokolenia,ale co z obecną młodzieżą, to nie wiem, chyba Harry Potter przebił wszystko.

      Usuń
  7. Tego Wrońskiego miałem kiedyś zacząć czytać, ale tylko coś nakupiłem... i się nadal nie zabrałem.

    O Niziurskim chyba już wspominałem, że prawie go nie znam, bo w mojej wiejskiej bibliotece był słabo reprezentowany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takich numerów jak Ty z Wrońskim to wykonałam NIE dziesiątki, ale setki 😂 Czas się zacząć godzić z nieuniknionym - że odejdę z tego świata nie przeczytawszy znacznej części nagromadzonych tomów...

      Usuń
  8. "Siódme wtajemniczenie" to Edmund Niziurski ze swojego najlepszego okresu. Po twoim wpisie nabrałem ochoty na "Awanturę w Niekłaju", której już dawno nie czytałem.

    Do haseł jakie wymieniłaś dorzucę naukę od tyłu twierdzenia Pitagorasa. Straszno i śmieszno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziesięć lat temu postanowiłam przeczytać wszystko Niziurskiego - znaczy wszystko, co było dostępne bez specjalnych fikołków. "Awantura w Niekłaju" była wśród nich, własna. Dziś już mam inny egzemplarz, bo podmieniłam w knihobudce na porządniejszy 😂

      Usuń