wtorek, 18 listopada 2025

Marta Wroniszewska - Matka bez wyboru. O kobietach, które opuściły swoje dzieci

Wieczorem skończyłam tę poprzednią czeską książkę i jak zaczęłam Matkę bez wyboru (przeczytam pierwszy rozdział...), tak zarwałam noc! Czego nie robię absolutnie! Zwłaszcza, że na drugi dzień globus murowany! 

Nie, że nie mogłam się oderwać, ale wciągnęło jednak.  


Trochę miałam tak, jak autorka na początku. Może nie od razu, że to zła kobieta była, bo wiadomo, różne są życiowe sytuacje, ale jednak jakieś to nienormalne, żeby zostawić własne dziecko. Nie dziecko zaraz po urodzeniu, jeszcze w szpitalu, ale dziecko już mniej czy bardziej odchowane, kilkuletnie czy jeszcze starsze. Czyli takie, gdzie dawno wytworzyła się więź, miłość. I nagle - odchodzę, niech sobie dalej żyje beze mnie.

Autorka opisuje pięć sytuacji z punktu widzenia matek, które odeszły i sześć z punktu widzenia tych, którzy pozostali - czasem dzieci, czasem ojciec, czasem dziadkowie. I zawsze jest to zgodne z założeniem - że to nie (tylko) matka zawaliła sprawę, ale i reszta rodziny. W opisywanych historiach kobieta zostaje matką, bo uciekła w małżeństwo z przemocowej rodziny - do przemocowego męża. Albo pochodzi z patologii i innych wzorów nie miała. Albo wplątuje się w sytuację bez dobrego wyjścia, tak jak Marta, która pozwoliła sobie na kochanka, a gdy ten w wyniku wypadku, z którego ona wyszła bez szwanku, został na jej łasce jako inwalida, czuła się moralnie odpowiedzialna i odeszła od męża zostawiając mu dziecko. Albo oddaje dzieci byłemu mężowi, bo ten je tak zmanipulował i nastawił przeciwko niej, że nie ma szans na dobre z nimi relacje czyli na wspólne życie i wychowywanie ich. Albo jest nastolatką, którą przerosła opieka nad niepełnosprawnym dzieckiem. 

Jaka to musi być straszna i dewastująca psychikę decyzja. Przypomniałam sobie, że znam taką osobę - oddała córkę ojcu, który zapowiadał, że inaczej ją zniszczy, a miał nad nią przewagę również materialną. Po latach doprowadziła do spotkania z tą córką, ale ona już miała oczywiście wyprany mózg i powiedziała, że więcej matki nie chce widzieć. 


Początek:

Koniec:

Wyd. Czarne, Wołowiec 2025, 224 strony

Z biblioteki

Przeczytałam w nocy z 15 na 16 listopada 2025 roku



Dzień z życia emerytki

W zeszłym tygodniu zobaczyłam w Lidlu ladies hiking boots, jak to jest napisane na pudełku, i nawet sobie pogratulowałam, że dzięki Duolingo od niedawna wiem, co to hiking 🤣 Uznałam oczywiście, że przydadzą się na kroki w aktualnych warunkach pogody i kupiłam nr 38. W domu zaczęłam wątpić we właściwy wybór, jakaś ściśnięta noga była, więc poszłam raz jeszcze i przyniosłam nr 39. W życiu nie nosiłam 39! Potem przez dwa dni nie mogłam się zdecydować, które oddać, które zostawić. W końcu jednak padło na 39 do noszenia, no bo jakaś grubsza skarpeta albo co... Wczoraj nastąpiła premiera czyli debiut w nowych buciskach 🤣 przy okazji wyjazdu do Ojczastego - większość czasu jednak siedzenie w pociągu czy w samochodzie, więc nie zdążą mnie obetrzeć, jak by co. Z tej okazji nawet wyciągnęłam zimową kurtkę, którą mam przecież róziową, więc bardziej pasującą 😁 Generalnie mam wrażenie, że jakoś mi za bardzo ściskają stopy, więc zostawiłam sporo luzu na sznurówkach. 


Tyle o butach, przejdźmy do rzeczy. Ojczasty tym razem otworzył oczy, a gdy go zaczęłam głaskać po głowie, usiadł na łóżku, więc i ja koło niego. Po chwili zapytał:

- Obiad będzie?

Obiad już oczywiście był wcześniej, bo my tam dojeżdżamy około 14.00, a jego współlokator dorzucił swoje:

- Mało je. Ale ja na tym korzystam. 

Cholibka, myślę sobie, dojada resztki z talerza czy co. Ale pan Jasiu jest leżący, więc niby jak by miał po ten talerz sięgnąć? Opiekunka potem uśmiechając się wyjaśniła, że Jasiu żyje w swoim świecie

Ojczasty jeszcze chwilę posiedział, po czym znów wrócił do tematu:

- Masz coś do jedzenia?

Jakoś tam na migi wyjaśniłam, że nie. To nie jest tak, że on głodny, tylko ma zakodowane, że jak go sadzają, to znaczy jedzenie idzie... Więc skoro nie ma jedzenia:

- To ja się wobec tego położę.

No i tyle. Dużo lepiej niż poprzednim razem, gdzie nawet oczu nie chciał otworzyć, tylko chcę spać.

Opiekunka mówi, że wszystko w porządku, że je, że woła na kupę (mnie woła ponoć), że nie ma z nim problemów.  Podcięły mu wąsy i brodę, ciekawe, czy nie protestował 😂 Tak się zastanawiam, czy on może myśli, że dalej jest ze mną, tylko w innym miejscu, że się przeprowadziliśmy czy co...

Pan Jasiu jest aparat, dałam się nabrać.

- Siostro, mówi, daj mi tam z szafy taką reklamówkę.

Znalazłam, dałam. Następne żądanie dotyczyło spodni i podkoszulka. Potem jeszcze jakieś ubrania mu dawałam, a on ładował je do tego worka. Na końcu zażyczył sobie koc, myślałam, że chce się dodatkowo przykryć, a on też go władował do siatki, mówiąc:

- Zabiorę do domu.

Wtedy dopiero skumałam, że on się pakował 😂 I że dodałam roboty opiekunkom, które teraz będą musiały mu siatkę zabrać i z powrotem rozparcelować wszystko. Żeby się nie zastanawiały, jakim cudem pan Jasiu zgromadził te rzeczy leżąc w łóżku, poszłam je poinformować...

Jeżdżenie pociągami to mordęga - w Regio grzeją jak wariaci, w pewnej chwili wyjęłam lusterko, żeby zobaczyć swoją twarz, była cała w wypiekach od gorąca; za to w powrotnym IC zimno i prawie kataru dostałam. Ciekawostka taka, że IC jedzie tyle samo czasu (czyli półtorej godziny) co Regio, które staje na każdej stacyjce (IC na dwóch). Albowiem ma po drodze postoje techniczne gdzieś prawie w polu (chyba, bo nic nie widziałam za oknem oprócz ciemności). Wyszłoby na to samo, gdybym wracała też Regio, ale! Regio kosztuje 20 zł, a IC - 9 🤣 To są paradoksy...

Jeju, jak mi się już nie chce tamtędy jeździć... ale z drugiej strony tak pomyślałam, że skoro na razie jest OK, to mógłby tam zostać jeszcze trochę, zamiast znów urządzać mu przeprowadzkę do ZOL-u w Krakowie, do kolejnego nowego miejsca. Ale to już za bardzo ode mnie nie zależy, jak zadzwonią, że jest łóżko, to trzeba będzie brać. Pani mówiła, żeby się przypominać, czego oczywiście nie robię. 

Po powrocie do domu tak jakoś byłam zmęczona, że pierwszy raz od początku października nie zrobiłam lekcji z angielskiego... dzisiaj mam zamiar nadrobić czytając lekturkę o tym, jak Lisa goes do London. A wczoraj za to obejrzałam na YT filmik gościa, który likwiduje robactwo w mieszkaniach - na własną zgubę to obejrzałam, bo nie dość, że potem wszystko mnie gryzło 🤣 to jeszcze zaczęłam się zastanawiać, czy w moich papierzyskach też się takie pluskwy nie zalęgły albo nie zalęgną...
 

Człowiek może przywlec do domu jakieś świństwo... trzeba dokładnie wszystko oglądać. Ale druga sprawa w przypadku tych starszych państwa z filmu, to zbieractwo. Znowu wraca temat.

- Jakie jest przeznaczenie tego pokoju? - pyta zdziwiony Czyściciel.

- Ja tu śpię - odpowiada dziadek. A trudno się było domyślić, bo do łóżka w głębi prowadzi wąska ścieżka między stosami gazet i książek i Bóg wie czego jeszcze. A tam - roje pluskiew. 

No, teraz już późno, pomyślałam, ale jutro rano rozejrzę się, co z domu wynieść 😂 

Czy się rozejrzałam dziś rano? Niespecjalnie... Ale skoro sobie teraz o tym przypomniałam, to zaraz coś naszykuję. Za pół godziny bowiem córka wychodzi z psem (sąsiadki, która wyjechała na parę dni) i chce, żebym jej towarzyszyła.

37 komentarzy:

  1. Patrząc na to zdjęcie pod tematem oddania butów sądziłem, że musiałaś przeczytać (i to po angielsku!) książkę o prawie i prawach konsumenta, aby przygotować właściwe argumenty, gdyby przypadkiem sklep odmówił przyjęcia zwrotu…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 🤣🤣🤣
      A to miał być tylko dowód, że naprawdę nie WSZYSTKO biorę z knihobudek 😁

      Usuń
    2. „...A to miał być tylko dowód, że naprawdę nie WSZYSTKO biorę z knihobudek…”

      Tylko dlatego, że ludzie nie WSZYSTKO w nich zostawiają 😁!

      Usuń
    3. Wszystko może nie, ale byś się zdziwił 😁

      Usuń
  2. Kiedyś było czymś normalnym, że jak matka odchodzi, do kochanka zwłaszcza, to dzieci zostają przy ojcu. To chyba dopiero za komuny weszła ta praktyka że przy rozwodach dzieci zaczęto częściej zostawiać matkom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Annę Kareninę sobie przypomnij.

      Usuń
    2. Kiedyś tak. Bo kiedyś matki, a raczej kobiety - nie miały żadnych praw. Ani własnych dochodów - były wszak uzależnione albo od męża albo od ojca (czy kogoś innego z rodziny). Ale równouprawnienie kobiet w Polsce weszło w życie po I wojnie światowej, a nie za komuny. Jak natomiast było z tymi dziećmi po rozwodach, to nie wiem - może rzeczywiście upowszechniło się ich zostawianie matkom, ale to chyba głównie ze względu na to, że rozwody stały się o wiele częstsze, a kobiety były już w większości pracujące, więc mogły te dzieci utrzymać, co było problematyczne wcześniej.

      Usuń
    3. Wydaje mi się, że kwestia opieki nad dziećmi jest rozstrzygana podczas sprawy rozwodowej.

      Usuń
    4. „...o chyba dopiero za komuny weszła ta praktyka że przy rozwodach dzieci zaczęto częściej zostawiać matkom…”

      I tak dobrze, iż komuna nie wpadała na pomysł, aby dzieci po prostu umieszczać w specjalnych domach dziecka i wychowywać na stuprocentowych lojalnych obywateli PRL-u i komunistów. Ponoć robiono tak w ZSRS z niektórymi sierotami—często od początku uczono ich wyłącznie obcych języków—taka wczesna szkoła dla szpiegów i całkowicie oddanych systemowi pracowników KGB.

      Usuń
    5. => Lech
      Tak, ale z egzekwowaniem potem różnie bywa.
      Ponoć ostatnio sądy częściej przyznają opiekę naprzemienną, a jak to wpływa na psychikę dzieci, które połowę czasu mieszkają u matki, drugą połowę u ojca - nie wiem.
      To jest ciężki temat i nie ma dobrych rozwiązań dla wszystkich.

      Usuń
    6. => Jack
      Ach, nie mów mi o praktykach w ZSRR... 😱

      Usuń
  3. Książkę na pewno warto przeczytać, ja czytałam o ludziach, którzy znikają z własnego wyboru.
    Ciekawe, że gorzej się mówi o matkach, które odchodzą, niż o ojcach.
    Na jakimś kanale jest program o zbieraczach, nieprawdopodobne, ile może pomieścić nieduże mieszkanie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To również byłoby ciekawe, nie pamiętasz tytułu albo autora?
      Wiadomo, że gorzej o matkach, no bo przecież są niejako predestynowane do opieki nad dzieckiem. A równie to bywa, również i z tym osławionym instynktem macierzyńskim. Który często jest - przynajmniej na początku - jedynie poczuciem obowiązku: mam pod opieką malutkie stworzenie i muszę zrobić wszystko, żeby mu było dobrze, bo kto, jak nie ja, nie mogę przecież zawalić. Ta miłość może przyjść dopiero później.
      A ojcowie? Ilość zalegających z alimentami jest masakryczna. I generalnie społeczne przyzwolenie na to - że pracodawca płaci mu pod stołem, żeby nie można było tych alimentów ściągnąć.
      Ale to bardzo złożony temat, bo często bywa tak, że ojciec chce utrzymywać kontakt z dzieckiem, ale matka mu to utrudnia. To są jeszcze te nieprzepracowane rozwody i wzajemne żale...

      Usuń
    2. Mam zapisane w zakładkach: Adam Cioczek - Zamieć.
      jotka

      Usuń
    3. „...pracodawca płaci mu pod stołem, żeby nie można było tych alimentów ściągnąć.”

      Spotkałem się w pracy z takim przypadkami, bo faceci byli z tego faktu dumni i się nim chwalili! Jednakże w Kanadzie nie jest proste unikanie płacenia alimentów na dzieci (child support). Między innymi można stracić prawo jazdy i paszport z tego powodu. Jedna klientka, której były małżonek uporczywie odmawiał płacenia i pójścia do pracy—pomimo nakazów sądu znalezienia zatrudnienia—powiedziała, że stracił nawet... kartę wędkarską! Ale i tak złamanego centa od niego nigdy nie zobaczyła.

      „...bo często bywa tak, że ojciec chce utrzymywać kontakt z dzieckiem, ale matka mu to utrudnia…”

      Zgadzam się. Jeden facet przychodził po dziecko… z policją jako świadkowie (i taki straszak), bo inaczej żona stosowała różne utrudnienia (miał prawo spędzić z nim jakiś czas). Była też dość znana sprawa, że matka, która wielokrotnie, bezpodstawnie i wbrew wyrokowi sądowemu, notorycznie uchylała się od „wydawania” dziecka ojcu. Wreszcie sąd ją skazał na 30 dni więzienia—co wywołało falę oburzenia ze strony organizacji feministycznych.

      Usuń
    4. => jotka
      Dzięki, jest w bibliotece 😁

      Usuń
    5. => Jack
      Męska solidarność, kurde.
      I babska głupota... bo nieraz to ma być jedynie forma zemsty, bez myślenia o dziecku.

      Usuń
  4. Bardzo wspolczuje Twemu ojcu - choroba odebrala mu tak wiele co jeszcze moglby przezywac, brac udzial, ech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie ograniczone do jedzenia i wydalania... Nie chciałabym. Choć mówią, że nie wiadomo, czego bym chciała. Trudno wejść w czyjeś buty.

      Usuń
  5. Ostatnio nadziewam się na same trudne tematy. „Tacy mili chłopcy”- książka o chłopcach, którzy zamordowali chorą na schizofrenię paranoidalną matkę / jeden zamordował, drugi akceptował i nie próbował się przeciwstawić/, przy czym matka przez całe lata tworzyła im piekło na ziemi… Straszny jest ten świat!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas dostępna jedynie w formie ebooka. Zresztą nie wiem, czy bym chciała o tym czytać. To już wolę wymyślone kryminały.

      Usuń
    2. BBM: W 2003 roku dwie siostry-nastolatki (poniżej 18 lat) zamordowały, topiąc w wannie, swoją matkę-alkoholiczkę w mieście Mississauga, Ontario. Dopiero zostały oskarżone po jakimś czasie i otrzymały, jako nieletnie, maksymalną karę 10 lat więzienia za morderstwo pierwszego stopnia (tzn. z premedytacją). Normalnie, jako dorosłe, otrzymałby dożywocie i mogłyby się ubiegać o wypuszczenie dopiero po odsiedzeniu 25 lat. Zostały wypuszczone po 5-6 latach. Skończyły studia-jedna jest naukowcem, druga skończyła prawo, ale ma problemy z zostaniem adwokatką z powodu tego zabójstwa. Ich nazwiska są nadal chronione i nie wolno ich ujawniać. Z tego, co czytałem, są one pochodzenia polskiego, matka była z Polski.

      Wyszła o tym książka oraz film, „Deadly Sisters”.

      Więcej można przeczytać na Wikipedia—chociaż jest po angielsku, można pewnie włączyć tłumaczenie na polski: https://en.wikipedia.org/wiki/Bathtub_Girls_murder

      Usuń
    3. Do jakiego stopnia beznadziei musiały te dziewczyny być doprowadzone, żeby się na to zdobyć 😨

      Usuń
  6. Widać, że ojciec ma tam dobrą opiekę, niech będzie jak najdłużej, albo - tak, jak ma być. U mnie bez zmian...

    OdpowiedzUsuń
  7. No, no, żebyć z knihobudki nie przydarła prusaków. Lubia składać jaja między kartkami książek, widziałam u koleżanki.
    Dla matek zostawiających dzieci nie mam litości, żadnego usprawiedliwienia nie przyjmuję. Bywam radykalna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prusaki składają jaja w książce?
      Masz na myśli Mein Kampf?

      Usuń
    2. => Lech
      😂😂😂
      => Frau Be
      Matko jedyna! No tego właśnie się boję! Nawet dziś rano wyniosłam jakąś starą książkę z tych ostatnio przywiezionych przez Szyszkodara, bo mi się wydała podejrzana...

      Usuń
    3. O rany do głowy by mi to nie przyszło, tyle znoszę staroci. Niby zawsze oglądam, ale nie szukam insektów😱
      Będę czujniejsza!

      Usuń
    4. => Agata
      Otóż to!!! Strach się bać, jasny gwint!

      Usuń
  8. nie wiem czy widziałaś Godziny? apropos matek zostawiających dzieci.
    oczywiście nie jestem radykalna, każdy ma prawo do wolności i godności...i wyboru. nawet takiego.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo ważna i poruszająca recenzja książki Matka bez wyboru. Masz rację, że to niezwykle istotny temat, który wymaga uwagi i dyskusji w społeczeństwie. Z pewnością to lektura, która skłania do głębokiej refleksji. 💔📚

    OdpowiedzUsuń