Ucieszyłam się ze zdobycia 35 Maja, bo wiedziałam, że istnieje, ale nie znałam. Uciecha nie trwała długo, bo nie przypadłyśmy sobie do gustu z tą książką. Dlatego zaczęłam myśleć, że dość często mi się to zdarza - jeśli nie pokochałyśmy się z książką w dzieciństwie, to potem już przegrana sprawa. Może nie zawsze, ale...
Będę badać tę sprawę 😁 Zwłaszcza, że z tej serii zyskałam sporo innych, nieznanych mi do tej pory nawet z tytułu!
Początek:
Koniec:
Wyd. POLITYKA Spółdzielnia Pracy, Warszawa, brak roku (co jest karygodne), 71 stron
Tytuł oryginalny: Der 35. Mai
Przełożyła: Stefania Baczyńska
W jednym z rozdziałów pojawiają się Słowacki i Krasiński grający w tenisa (Słowacki słabo odbija) i nie wiem, czy to fantazja tłumaczki, chcącej przyciągnąć uwagę polskiego czytelnika czy też są oni w oryginale. Ponieważ zwykłam tracić czas na głupstwa, zaczęłam szukać tegoż oryginalnego tekstu, ale gdy już go miałam i dochodziłam do właściwej strony, tekst zaszedł mgłą - najwyraźniej trzeba się zalogować. Co to, to nie. Za to przy poszukiwaniach wyświetlił mi się link do strony opisującej serię po angielsku?
Kolekcja książkowa CAŁA POLSKA CZYTA DZIECIOM
Z własnej półki
Przeczytałam 3 września 2025 roku
Najnowsze nabytki
Wczoraj był dobry dzień. Najpierw była zła noc (wiadomo), a potem spodziewałam się najgorszego po pierwszej wizycie w Poradni Chorób Zakaźnych, co to na nią czekałam od kwietnia czy maja - a tymczasem dobrze poszło, pan doktor bardzo miły, uprzedził mnie, że diagnostyka będzie długa, bo polega na kolejnym wykluczaniu schorzeń, aż dojdziemy do sedna, dał skierowanie na badanie wątroby plus oczywiście badania z krwi, zapisałam się na następną wizytę na koniec października, bo nie wiedziałam, ile będę czekać na to badanie, a gdy zadzwoniłam dali mi termin na... poniedziałek 😲 Druga dobra sprawa, że wreszcie przyszła decyzja z ZUS o świadczeniu wspierającym, będą je płacić na koniec miesiąca. A trzecia - to te Srebrne Kluczyki znalezione w mojej knihobudce 😂 Pierwszy już się czyta.
I jeszcze wieczorem zrobiłam spacer (9 tys. kroków) plus siłownia. Znaczy chyba część tych kroków to siłownia nabiła... I obejrzałam Człowieka z M-3. No był piątek git!
Gorsza sprawa wynikła późnym wieczorem: chciałam coś po czesku posłuchać i włączyłam na YT filmik o człowieku, który zawodowo zajmuje się przeprowadzkami, ale od pewnego czasu charytatywnie czyści mieszkania osób chorych na kompulsywne gromadzenie rzeczy. Warunkiem jest, że ta osoba po pierwsze mieszka w tym zawalonym gratami lokalu, a po drugie zgadza się na to czyszczenie. Nie że to na wniosek rodziny, która już z krewnym nie daje rady. Na YT jest sporo filmów o takim opróżnianiu mieszkań, amerykańskich przeważnie, ale głównie pokazują po prostu sam proces oczyszczania i wyrzucania, bez wdawania się w psychologiczne szczegóły. Tymczasem ten pan opowiada o tym, że jest to uzależnienie jak każde inne - i jak każde inne bardzo trudne do wyleczenia.
I wiecie co? Pomyślałam, że moje znoszenie do domu książek to przecież to samo - też rodzaj uzależnienia. Też pewnie chcę sobie tym coś rekompensować. Bo za gromadzeniem rzeczy kryje się jakaś trauma, jakaś potrzeba rekompensaty. W przypadku mieszkania z filmiku - kiedyś było "normalne", mieszkał tam pan z panią, wyjechali raz gdzieś popływać i pani podczas pływania miała zawał, pan wrócił do domu ze zrujnowaną psychiką i zaczął właśnie znosić co tylko znalazł (lub kupił). Te rzeczy miały mu zastąpić żonę.
Jaka historia kryje się za moimi książkami? Czy fakt, że jeszcze da się po mieszkaniu chodzić (choć stosów coraz więcej), oznacza, że nie jest tak źle? Czy to tylko miły złego początek?
Czy ten pan też cieszył się z przyniesionego do domu fantu tak, jak ja ze Srebrnych Kluczyków?
Cholibka! Jak z tym walczyć?