![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6sZ_pFfn4sD44bh3yc0LnYIH3_2AP5tKMrz3--6pyF95cGLaDT7sfKQ6Ny1_XxJkwxt6OhghCq75TE_uIjGcPLYF4sLi9jPhZoNlgyVeM8qNUyNipueZZKfJOHUi_66BwcHB528_6iOQAxlICUqltto3nE93E7-GDdg2655lsAIv7p9R7cFV7KG1g/s16000/IMG_6714.jpg)
Z ciekawości pożyczyłam, jak to też Wicha pisze dla dzieci. I myślałam nawet, że to coś nowego, bo jestem pierwszą czytelniczką. A tu okazuje się - książeczka sprzed dekady i nawet następne wyszły.Zabawna, podoba mi się. Nie wiem, jak dzieciom, ale dorośli będą zachwyceni pewnymi szczegółami z naszej rzeczywistości 😁 Polecam zapoznać się!
Ilustracje własne autora.
Początek:
Koniec:
Wyd. Czarna Owieczka Sp. z o.o., Warszawa 2011, 103 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 10 listopada 2022 roku
Taka historia z bloku. Na X piętrze mieszka pani, zawsze bardzo elegancka, wdowa, nie wiem, czy gdzieś kiedyś pracowała, ma córkę, która już tu nie mieszkała, gdy myśmy się sprowadzili. Ja wtedy zapukałam do kilku mieszkań z pytaniem, jak lokatorzy rozwiązali problem dostępu do pionu za toaletą i stąd nasza znajomość (dzień dobry, czasem dłuższa rozmowa, ale taka na chodniku; mówiła mi pani Małgosiu, pewnie wiedziała z czasów, gdy wisiała jeszcze wizytówka na drzwiach; ja nawet nie wiedziałam, jak jej na imię).
Niedawno widziałam, jak panią wynoszono do karetki, potem spotkałam córkę i powiedziała mi, że mama złamała kość udową, już wróciła do domu, porusza się o balkoniku, jest problem z kwestią mycia się, bo w domu wanna. Zaproponowałam, że może do mnie przyjść pod prysznic. Tak tak. I nic.
W niedzielę myłam okno, gdy córka wchodziła do klatki, przypomniałam jej o propozycji, spytała, czy może wejść na chwilę. Opowiedziała, że był u niej fachowiec, bo chce wywalić tę wannę i zrobić brodzik na razie, a potem, jak mama pojedzie do sanatorium, będzie większa przebudowa (połączenie z toaletą). Ponoć ktoś tak w bloku już zrobił (nie słyszałam).
Dzień później pod wieczór karetka przed klatką, ale za karetką stoi też straż pożarna, no to już trochę sensacja, jeszcze mówiłam do Pana Stolarza, że nie chciałabym, żeby mi się mieszkanie spaliło akurat teraz, gdy zrobiłam nową kuchnię. Wywnioskowałam, że może ktoś zasłabł, zdążył jeszcze zadzwonić po pogotowie, ale już nie otwiera drzwi i stąd ta straż, żeby je wyważyć. Ale nawet nie wiedziałam, na którym piętrze. W końcu strażacy odjechali, a karetka jeszcze stała długo - czekają na koronera? jednak ktoś zszedł? kto tu jest samotny? dwie osoby mi przyszły do głowy...
I dopiero w środę po południu spotykam jedną z sąsiadek, która właśnie dowiedziała się wszystkiego w kiosku (kobieta w kiosku zawsze wszystko wie, ale ja się z nią nie znam, nie uczęszczam). To właśnie ta pani z X piętra! Zaczadziła się.
Jej w ogóle nie brałam pod uwagę, bo od jakiegoś czasu mieszka z nią syn. Tak że nie wiem, jak to się stało, czy syn też, tylko młodszy, to silniejszy organizm, może to on zdołał jeszcze wezwać pomoc?
No i dowiedziałam się, że musiałam być na jakichś specjalnych prawach, bo ta pani z nikim nie rozmawiała właściwie, znana była z dystansu i wyniosłości. Wyobraźcie sobie - do tego stopnia, że rodzina nie powiesiła nekrologu na drzwiach klatki! Jest jeden przy kościele, drugi na tablicy ogłoszeń w środku osiedla, a u nas nic.
PS. Przy okazji zyskałam świadomość, że w moim pionie są jeszcze piecyki gazowe w łazience 😕
Z frontu nowej kuchni
Właściwie powinnam napisać jedno - LEPIEJ NIE PYTAJCIE. Na czym stanęliśmy? Że w poniedziałek nie skończyli i przyjadą w czwartek, prawda? Po południu (taka precyzja). Ja kończę pracę na wszelki wypadek o 14.00, żeby jeszcze do sklepu po coś wpaść przed świętami i obiad szybko zrobić. O 15:53 przychodzi sms, że o 16.00 będziemy w poniedziałek z meblami. Trzy dni świąt, które miałam poświęcić powolnemu sprzątaniu i układaniu, już ostatecznemu...
Wiecie, ja tak naprawdę nie wierzyłam, że przyjadą, ale gdzieś tam z tyłu głowy była nadzieja, że jednak, skoro obiecali. To jest właśnie najgorsze, że człowiek ufa obietnicom. Przecież bym sobie inaczej ten czwartek zaplanowała.
Tymczasem jak było pół słupka, tak dalej jest. Jak nie było frontów do dwóch szafek oraz do jednej szuflady, tak nie ma. Chciałabym wreszcie położyć obrus na stole. Chciałabym zacząć myśleć, że od teraz już będzie tak, a nie inaczej. Bo wiecie, jesteśmy dość skołowane. Nie wiadomo, gdzie co jest. Czas rozłożyć rzeczy definitywnie i nauczyć się tego.
Tak jak nauczyć się obsługi sprzętów. Na razie opanowałam mikrofalówkę, to musiałam od razu, bo ja żyję gorącym mlekiem 😁 Instrukcji jest tyle, to zgroza, ile się marnuje papieru:
Podczas malowania wypadła część gwoździków i zawisła z powrotem jedynie część zdjęć. Przyjmuję zakłady, ile czasu (miesięcy/lat) potrwa, zanim ktoś mi to naprawi 😜 Będę pewnie musiała zrobić imprę dla koleżeństwa z pracy, które dzielnie znosiło moją (nie)obecność podczas remontu, to może wtedy nasz Artystyczny mi obrazki powiesi?
Odbyłam bardzo męczący tour po sklepach (to nie jest rozrywka, którą bym kiedykolwiek polubiła), to oddając kupione wcześniej rzeczy, to nabywając nowe. Między innymi dałam się nabrać na taki durszlak. Że go zawieszasz na zlewie i odcedzasz albo owoce czy warzywa płuczesz. No i co? Za krótki o centymetr, spada do zlewu. Zaś czeka mnie wyprawa, żeby oddać. Pod nim ociekacz składany, ponieważ jest ofoliowany, to i tak nie mogę wypróbować, kurka wodna. Ale najprawdopodobniej za duży z kolei i też będzie do zwrotu.
Ale ale. Policzyłam sobie wydatki z tego miesiąca, bo doszłam do wniosku, że wszystkie te pierduty nie wchodzą w koszt remontu, tylko normalnie, w rubrykę DOM z miesięcznych pieniędzy. I cóż się okazało: do końca listopada zostało mi 240 zł! Nie jest to tragedia (w lipcu było gorzej 😂), ale ciasno. Dosyć tych głupot!
Przeniosłam już wszystkie książki do nowych regałów. Wystawiłam dwa stare regały na klatkę plus dwie nadstawki, przykleiłam kartkę, że może się komuś przydadzą do piwnicy lub garażu.
Po czym doszłam do wniosku, że może się sąsiedzi zdenerwują, że zastawiam miejsce przed windą i szybciutko dałam anons na Śmieciarkę, żeby sobie ktoś zaraz odebrał. Błyskawicznie zgłosiły się dwie osoby, oczywiście, czy mogę zarezerwować. Ja na to, że one stoją na klatce, w teorii każdy może je wziąć, ja tylko otworzę wejście, proszę przyjeżdżać. Jedna odpisuje, że już się kontaktuje z narzeczonym. Ja tymczasem wyglądam za drzwi - a regałów nie ma!
No tak po cichutku ktoś sobie przeniósł je do windy, że nic nie usłyszałam 😂
To jeszcze opróżniłam trzeci regał, ostatni, i też wyniosłyśmy. Ale to już chyba 22.00 była. Rano, gdy szłam do pracy, jeszcze stał. Ale już gdy wracałam, nie było go.
Uff, problem z głowy.
Mam inne. Na przykład, gdzie wieszać ścierkę (widać na zdjęciu, że aktualnie wisi na piekarniku, no tak być nie może). Czy gdzieś można dostać taki drążek cieniutki na przyssawki? To bym z boku słupka przymocowała.
Albo - gdzie i do czego dajecie bio?