Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lektury na wakacje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lektury na wakacje. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 29 lipca 2025

Joanna Chmielewska - Nawiedzony dom

To jest taka seria Joanna Chmielewska - UTWORY ZEBRANE. Wypisali ich tam 17, a Nawiedzony dom jest pozycją nr 12 - po niej Wielkie zasługi, Skarby, Zwyczajne życieWiększy kawałek świata i Duch - to są chyba wszystkie o Pawełku i Janeczce. Nie czytałam ich w odpowiednim czasie 😁 dopiero jako dorosła, a i to nie jestem pewna, czy w ogóle wszystkie zaliczyłam.

Nawiedzony dom to historia spadku po krewnym z Argentyny - warunkiem przejęcia domu z ogrodem jest zamieszkanie w nim całej rodziny czyli Janeczki i Pawełka z rodzicami, babci i dziadka oraz cioci z synem i narzeczonym. Najpierw należy wyprowadzić powojennych lokatorów z kwaterunku, na to są osobno pieniądze, a potem przeprowadzić remont. Oczywiście już mieszkając, jak to u nas bywa. Są dwa duże problemy: wstrętna baba, która się nie chce nigdzie przenieść oraz przedwojenna armatura, do której potrzebne są reduktorki, nie do znalezienia w Polsce Ludowej. W Pewexie mówią, że mogliby sprowadzić z zagranicy, ale trzeba im podać producenta, a skąd człowiek ma go znać? Janeczka i Pawełek w międzyczasie penetrują strych, na którym ponoć nikt nie był od pół wieku, usiłują wypłoszyć wstrętną babę za pomocą straszliwych dźwięków produkowanych w nocy oraz odkrywają przestępcze działania, współpracując - jak to u Chmielewskiej - z dzielną, inteligentną i kumatą w kwestii czego nie wolno wygadać rodzicom milicją.

Początek: 


Koniec:

Wyd. INTERART, Warszawa 1991, 202 strony

Z własnej półki

Przeczytałam 26 lipca 2025 roku

 

Z pomocą czytelników znanej nam strony na FB uzupełniłam swoją listę wakacyjnych lektur - będzie na wiele lat 😂 Nawiedzonego domu tu nie ma, bo akcja zaczyna się już po wakacjach. Czy wszystkie pozostałe spełniają ten warunek - oczywiście nie wiem, okaże się w praniu.





Jest jeszcze zaczęta piąta strona 😁

 

Jak dobrze wstać... bez globusa! Bo ostatnio się nie darzyło pod tym względem, ale trudno się dziwić w tak pięknych (obesranych) okolicznościach przyrody. Wczoraj niby miałam lecieć do Spółdzielni z pyskiem, ale leciałam jedynie do kuchni i z powrotem do łóżka. Tak że - dziś?  Akurat jest dyżur członków zarządu od 14.30 do 16.30...

Sąsiad z V piętra przychodził, myślał, że może byłam i chciał wiedzieć, co powiedzieli (a juści, od razu coś powiedzą), bo pranie im się zbiera, a boi się. Uspokoiłam go, że ociec prać, nikt się przecież nie zastanawia w całym pionie, czy się może wykąpać, każdy normalnie funkcjonuje - dopóki znowu się nie przytka. No, a jako że kropla drąży skałę, to w niedzielę ujrzałyśmy, że wybrzuszyły się futryny zarówno w ubikacji jak i w łazience. Ha ha ha. Pocieszam się po polsku czyli tym, że sąsiad z IV ma gorzej, bo wybrzuszyły mu się panele na podłodze w przedpokoju i będzie musiał wymieniać.

 

Czwartek rano

Ach ach ach. Wczoraj wieczorem poszłam do knihobudki uporządkować nędzne resztki, a tam ktoś przyniósł cztery półki rozmaitości, w tym KRYMINAŁY 😂 Wracałam z takim naręczem opartym na brzuchu 😍


sobota, 26 lipca 2025

Helena Bobińska - Lipniacy

Książka z listy wakacyjnej, nieznana mi do tej pory, musiałam ją zamówić z magazynu bibliotecznego (ciekawe, gdzie mają ten magazyn). 

Książka rzeczywiście piękna i wzruszająca, ale ciekawe, czy faktycznie potrafi jeszcze przemówić do dzisiejszych dzieci. Jeśli ją wydają, bo ten egzemplarz jest z 1983 roku.  

Początek: 


Koniec:

Wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 1983, 109 stron

Ilustracje: Bogdan Zieleniec 

Z biblioteki

Przeczytałam 24 lipca 2025 roku
 

W książce znalazłam taką karteczkę:

 

No ciekawe, jak mu poszło ze zbiraniem piątek i prezentów... I jaka historia stoi za tymi przekreśleniami i dopiskami.

Przy okazji prezentuję dwa inne artefakty: 


Czy madame Bryniarska zaszczyciła przyjęcie? Pewnie nie, bo wypadało zaproszenie potwierdzić i odesłać. Olała Towarzystwo Metalurgiczne, kurka wodna.


Mnie z kolei olal sąsiad.

O w pół do pierwszej w nocy zobaczyłam w WC świeżutką mokrą plamę na suficie i stróżki strużki wody lejące się z góry. Kontrola u sąsiadki na I piętrze - ma gorzej, leje jej się również w przedpokoju z sufitu. Biegiem na II piętro - nikt nie otwiera. Na III nikt nie mieszka. Na IV obudzony Pan od Piwnicy stwierdza, że u nich sucho. Wracam na II piętro, dalej nikt nie otwiera. Sąsiadka z I mówi, że przecież są w pracy (wynajmuje to mieszkanie od niedawna pewien właściciel burdelu, znaczy chciałam powiedzieć klubu nocnego). Dzwonimy na Awarie hydrauliczne. Pan będzie za pół godziny. 

I nawet był, ale wiadomo, co mógł zrobić, skoro nie można się dostać do mieszkania zalewającego. Spisać protokół. I zakręcić w piwnicy wodę. 

Przykleiłam do drzwi na II piętrze kartkę z informacją, że nas zalewa, że woda zakręcona, że ma dzwonić na Awarie.

Być może chwilę przysnęłam, bo nie słyszałam, jak wracali (pewności nie mam). Ale o wpół do czwartej usłyszałam wodę kapiącą w pokoju u Ojczastego. A chwilę wcześniej jak by ktoś spuszczał wodę w ubikacji. No jak to, skoro zakręcona. Biegiem do piwnicy - odkręcona! Biegiem na II piętro - otwiera, niby że zaspany i że u niego w tej chwili nic się nie dzieje...Ale widzę, że ma ślady jakieś na podłodze w toalecie.

Sąsiadka z I decyduje się dzwonić ponownie na Awarie. Pan przyjechał dopiero o 6.00. Udrożnił - tak, tam na II piętrze. Wycieramy, oddychamy z ulgą choć na chwilę. 

To, co w zeszłym tygodniu - ten zator - zostało przepchane niżej, utkwiło między II a I piętrze. Jestem bardzo ciekawa, gdzie znajduje się teraz i kiedy znów wybije. W poniedziałek trzeba z mordą do Spółdzielni. 

Ale powiedzcie mi, jak można być takim skurkowańcem, jak ten z II od burdelu! Wiedział z mojej kartki, że nas zalewa i mimo to polazł do piwnicy odkręcić wodę, żeby się mogli umyć po robocie... To na 100% on, nikt inny by tam po 3.00 nad ranem nie łaził, ludzie tu śpią. A gdy go zapytałam, czy odkręcał wodę:

- Jaaaa? Nieeee. A gdzie to się robi?

I tym durnym pytaniem zdradził się dokumentnie. Ten gość jest z sąsiedniej klatki, całe życie tu mieszka i takie rzeczy wie doskonale. Co za uj obesrany! Raz zrobić karygodną rzecz sąsiadom, dwa nie mieć na tyle odwagi, żeby się przyznać.  

Córka miała radochę, gdy o 6.09 wyszłam w szlafroku przed blok zapytać pana z Awarii, na czym stoimy, a potem rozmawiałam poniekąd na migi z sąsiadem z V piętra - przez okno - który pytał, czemu wody nie ma 😂 

Tak czy siak, jestem dziś nieprzytomna. O 7.00 się położyłam, że na godzinkę może (przecież dziś komisja do Ojczastego), ale o 7.05 wstałam i poszłam się myć, wiedziałam, że i tak nic z tego spania już nie będzie. U Ojczastego sprzątnęłam miskę z brudną wodą, która kapała z sufitu, ale etażerka z jego ciuchami ciągle stoi na środku, a ściana schnie.

Jak nie wymienią w cholerę całego pionu, to się tak będziemy bawić... Córka się teraz boi zostać sama, gdy ja pojadę do Pragi. Upoważniłam ją do wyrzucenia wszystkich dywanów, gdyby wybiło na mieszkanie 😉

A komisja przyszła koło 10.00. Dwie panie zadały milion pytań, jedna pisała w notebooku, druga ręcznie na jakimś formularzu, a na końcu poszły do Ojczastego na konwersację.

- Dzień dobry panu.

- Jak pan ma na imię?

Z moich zeznań wiedziały, że głuchy i nie ma z nim kontaktu, ale pewnie musiały to skontrolować. Ojczasty wytrzeszczał oczy i pewnie coś tam w głowie próbował wykombinować, kto to może być, ale bez rezultatu. 

Decyzja zostanie podjęta w ciągu 4 tygodni.

Poszły, a ja wskoczyłam z powrotem w koszulę nocną i do łóżka. I tak z przerwą na obiad ciągle tu jestem. Wykończona. Nie w moim wieku zarywanie całych nocy. Żebym to jeszcze umiała w dzień odespać, ale nie.

No nic, jutro będzie lepiej.

/o ile znów coś gdzie nie.../ 

czwartek, 17 lipca 2025

Krystyna Boglar - Każdy pies ma dwa końce

No takie se. Sam pomysł, żeby wybrać się na wakacje w ciemno pożyczonym maluchem, bez żadnych rezerwacji noclegowych z dwójką małych dzieci - no cóż. Pozazdrościć fantazji 😂

Jedyne, co mam do dodania, to że wczoraj wieczorem objawiłam w knihobudce czyste (bez tych okropnych foliowych okładek) egzemplarze obu powieści o rodzince Leśniewskich - co za przypadek? - ale tym razem nie miałam najmniejszej pokusy. Do knihobudki wynoszę już ostatnie książki ze stosów i zastanawiałam się, czy domagać się od Szyszkodara nowej dostawy, ale w obecnych okolicznościach (patrz niżej) i w obliczu zbliżającej się Pragi chyba zrezygnuję.

Ciekawostka obyczajowa 😁 


No co, to było normalne!

Początek: 

Koniec:

Wyd. Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1978, 157 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 12 lipca 2025 roku
 

Gówniane to życie. 

Będąc wczoraj o 4.30 w toalecie zauważyłam na suficie (trudno było nie zauważyć) świeżą mokrą plamę. Ale co można zrobić o tej porze? Wróciłam do łóżka. Godzinę później już brałam Magiczną Tabletkę, bo z nerwów naturalnie objawił się globus. W końcu wstałam i stwierdziłam przy kolejnym sikaniu 😁 brak zimnej wody, niezbędnej do spłukania. Weszłam na stronę spółdzielni, czy jest jakiś komunikat o awarii. Nie było. Zadzwoniłam więc. Tak, było zalanie na II piętrze, dlatego zimna woda zakręcona (żeby nie można było spłukiwać toalety). Nie można się dostać do mieszkania na III piętrze. 

Mieszkanie na III piętrze jest po nieboszczce, namawiałam brata w zeszłym roku, żeby je kupił i by się tam Ojczastego przeflancowało, ale nic z tego nie wyszło. Stoi puste, słyszałam jednak plotki, że kupili je sąsiedzi z naprzeciwka dla syna. Poszłam więc do nich, nic o zalaniu nie wiedzieli, ale wzięli klucze i poszliśmy - istotnie, woda nie tylko w WC, ale i w przedpokoju i w dużym pokoju. Zabrali się za sprzątanie, a ja wróciłam znów dzwonić do spółdzielni. Przysłali dwóch panów. Okrutne dźwięki zaczęły dochodzić z pionu kanalizacyjnego, ale o 9.00 woda wróciła, wszystko wydawało się OK.

W porze obiadowej znów usłyszałam to okropne coś z pionu - a także zobaczyłam, że plama na suficie w WC ogarnęła już całą głębokość. Tym razem ponoć zalało/wylało na VII piętrze. Taaa.

Ale po południu niby w porządku, nawet wybrałam się do miasta załatwić zaległe sprawy. Wracam około 18.00 zadowolona jak nigdy, bo wszystko załatwiłam, kupiłam też comiesięczne tysiąc koron 😎 więc i to z głowy i już w tramwaju obiecywałam sobie, że w nagrodę obejrzę kolejny odcinek Skradzionego dziecka, bo się wciągnęłam ostatnio.

A tu najpierw mi córka mówi, że z balkonów wyżej leje się woda, a potem zaglądam do łazienki.. 

 

Chryste panie, tego jeszcze nie grali. Pędem po schodach gdzieś na górę, bo słyszałam męskie głosy. Sąsiad z V piętra z  hydraulikiem. Zeszli do piwnicy i facet udrażniał rurę, a my z córką usiłowałyśmy zbierać do miski tę "wodę" u nas. Wtedy zrozumiałam, skąd woda lejąca się z balkonów - sąsiedzi też u siebie zbierali. My, nie mając balkonu, przez okno. Hydraulik w końcu udrożnił, woda spod prysznica zeszła, zostało bagno. I ogromny strach. Bo o co chodzi?

Przedwczoraj wylało na V. Przyszedł gość i przepchnął - ale ten cały czop po prostu zszedł niżej, stąd późniejsze wylania na niższych piętrach. A kręcąc tą żmiją z samej góry poruszyli pokłady kamienia zalegające od 50 lat w rurze i one schodziły niżej i niżej i coraz niżej blokowały światło rury. Gdy ja wróciłam z miasta, pod prysznicem stała woda, a w czasie gdy szukałam hydraulika, ktoś spuścił wodę czy odkręcił kran i proszę, zaczęło już spływać na cała łazienkę i do przedpokoju. Takie to atrakcje, jak się mieszka najniżej. 

Rura ta pod ziemią ma oczywiście większy przekrój, ale diabli wiedzą, czy te "kamienie" też nie zapchają wylotu - czyli w każdej chwili mogę mieć powtórkę z rozrywki. Tyle mojego, że widziałam, gdzie się zakręca i zimną i ciepłą wodę w piwnicy i zapowiedziałam, że jeśli tylko u mnie coś, natychmiast lecę pociągnąć za wajchę. Cztery wajchy w sumie. Sąsiad z siódmego co chwilę przychodził dopytać o sytuację, że jak by co to on powiadomi innych, dlaczego znowu nie ma wody 😉 

Mam też w pokoju naszykowane trzy ręczniki do tamowania potopu (wczorajszy, jedyny, który był pod ręką, bo córka ma na nim fizjo, musiał biedak iść do śmieci). 

Dobra wiadomość w tym wszystkim, a' propos fizjo, jest taka, że wczorajsza godzina była przedostatnią, pan Staszek orzekł, że jeszcze jedna i szlus, że jest dobrze. Noooo, to ja będę znów bogata 🤣 

Tymczasem jest już po 10.00, a ja boję się iść myć... 

Wiecie, to cudem jakimś nie było gówno jako takie, tylko ścieki, no... nawet nie śmierdziało... widać ostatnie, co ktoś używał, może w kuchni albo co... lepiej o tym nie myśleć, ale nie da się... co za obrzydliwość... w dodatku w tej wodzie pływały takie małe robaczki, wijące się... późnym wieczorem jeszcze dwa na podłodze znalazłam... fuj!

Sąsiad z V chce wystosować petycję do spółdzielni o wymianę tego pionu. Niby się kiedyś już o tym mówiło, ale do niczego nie doszło. O to też strach się bać, jak to może wyglądać i co się może wydarzyć. 

Żyjemy na bombie. Epidemiologicznej również.

niedziela, 13 lipca 2025

Krystyna Boglar - Nie głaskać kota pod włos

Leśniewskich musiałam pożyczyć z biblio, swoich nigdy nie miałam - nie moja generacja, wyszło po raz pierwszy w 1978 roku, to już byłam poważną (hłe hłe) licealistką. Ale serial w tv się kiedyś oglądało. Teraz oczywiście mam zamiar go sobie przypomnieć. Natomiast pierwowzór literacki jakoś mnie nie zachwycił. Nie leży mi sposób pisania pani Boglar, najwyraźniej. Nie wiem, czy ona tak zawsze czy tylko tutaj. Córka widziałam, że czytała ostatnio sporo jej młodzieżówek, ale nie podzieliła się uwagami. Dodatkowo - nie jest to lektura wakacyjna sensu stricto, bo z wakacji to właśnie cała rodzinka powróciła, no ale następna będzie jak trzeba 😂

Początek: 


Koniec:

Wyd. Siedmioróg, Wrocław 2000, 124 strony

Ilustracje: Artur Piątek 

Z biblioteki

Przeczytałam 9 lipca 2025 roku
 

W kolorowej gazetce przeczytałam nagle, że już jeden centymetr mniej w talii to niższe ryzyko miażdżycy, zawału serca, arytmii czy udaru mózgu. Że otyłość brzuszna powoduje wzrost poziomu cukru we krwi. Że upośledza pracę układu oddechowego. Że to jeden z czynników prowadzących do niealkoholowego stłuszczenia wątroby. Że to wyższe ryzyko nowotworów przewodu pokarmowego.

Ohoho, pomyślałam. I co tu zrobić?

Radzą: 


Postanowiłam zastosować się do pierwszej rady. Oprócz oczywiście wody.

Regularność posiłków - można spróbować. A nawet od dwóch dni jem kolację o 18.00, jak to czyni Jedna Taka tutaj 🤣 Z tym, że przetrzymanie tylu godzin do śniadania to trudna sprawa.

Punkt trzeci: ni cholery w obecnej sytuacji, wiadomo. Dziś na przykład poza tradycyjnym sikaniem co godzinę mieliśmy a/ daj mi pusty kubek (wywiad wykazał, że miał zamiar do niego wymiotować - tak, do kubka, nie do miski, może kiedyś w cyrku pokazywali? - przy czym następne godziny udowodniły, że to było tylko jakieś nocne bredzenie) b/ dwie godziny później zrób mi kubek herbaty i coś do jedzenia, kolację jakąś - kubek herbaty stał nietknięty do rana, drugiej kolacji oczywiście nie dostał c/ o wpół do czwartej poszedł do łazienki myć czółko gąbeczką. JA ZWARIUJĘ.

Rada czwarta: mój ruch aktualnie to jedynie marsz do sklepu i do knihobudki. W domu to mogę sobie pochodzić w kuchni naokoło stołu ewentualnie, ze względu na zagęszczenie na metr kwadratowy 😂 Ćwiczenia... ech. 

No i w końcu radzenie sobie ze stresem. Zostaje mi chyba jedynie GŁĘBOKIE ODDYCHANIE. 

W tej sytuacji ciężko będzie stracić choć ten jeden wspomniany centymetr... Zmierzyłyśmy sobie rytualnie obwód w talii - i ja i córka, ale co tu o niej gadać, to nie jej problem - o dziwo, wystarczyło centymetra, ale to żadna pociecha, bowiem w artykule jest również wspomniane, że u pań, gdy obwód przekracza 80 cm, to sygnał alarmowy

Tak że tak.

A do zmiany sytuacji jeszcze tak daleko... ustawiliśmy się w kolejce 25 kwietnia, kolejka na rok - nawet mi się nie chce liczyć, jak to długo jeszcze, plus minus oczywiście. 

Miałam na emeryturze chodzić raz w miesiącu do kina. W styczniu jeszcze byłam (zasypiając w trakcie filmu 🤣), potem zaczęły się już te hece z halucynozą i pozamiatane. W czerwcu moja Fabryka robiła przegląd filmowy, zabukowałam sobie trzy wejściówki z myślą co będzie, to będzie (żeby się w tym czasie nic z Ojczastym nie działo) i jak wyszło? Poszłam na pierwszy film, rozczarowanie, poszłam na drugi - po 68 minutach musiałam wyjść na korytarz (atak kaszlu nie do opanowania) i już nie wróciłam, na trzeci z tegoż powodu w ogóle nie poszłam. Tak się złożyło akurat, że byłam przeziębiona 😢 Przezornie wzięłam sobie miejsce zaraz koło wyjścia i dobrze zrobiłam.

No, a teraz zajrzałam na repertuar mojego kina z tanimi biletami dla seniorów i grają dwa filmy, które bym chciała zobaczyć - córka sprawdziła, że nie ma ich online - jeden dziś, austriacki Dzieci z Favoriten*, drugi we wtorek hiszpańsko-francuskie Małe miłości**. Oba po 16.00 czyli idealnie między obiadem a kolacją, byle tylko Ojczasty spokojnie spał... Trzymajcie kciuki!

 Ten film to hołd dla nauczycieli, opowieść pełna wiary w edukację, która może zmienić świat. W sercu wielokulturowego Wiednia, miasta uznanego za najszczęśliwsze w Europie, reżyserka R. Beckermann podąża z kamerą za dziećmi z jednej klasy oraz ich charyzmatyczną wychowawczynię Ilkay. Nauczycielka walczy by stworzyć włączające, wspierające i bezpieczne środowisko dla dzieci. Pomimo braku szkolnego psychologa oraz zajęć wyrównawczych potrafi z sukcesem prowadzić klasę i wspólnie pokonywać przeszkody, a porażki zamieniać w zwycięstwo. Reżyserka rozdaje dzieciom smartfony, aby mogły dokumentować rzeczywistość ze swojej perspektywy. Efektem jest pełen ciepła, poruszający i zaskakująco optymistyczny portret małej wspólnoty, która w atmosferze zaufania i akceptacji uczy się, jak wspólnie przezwyciężać codzienne trudności. 

**  Małe miłości to esencja wakacyjnego kina – skąpany w słońcu film o miłości, życiowych wyborach i związkach na odległość, do których reżyserka przewrotnie zalicza także relacje dorosłych dzieci ze starzejącymi się rodzicami. Z lekkością, czułością i humorem opowiada o wielkich emocjach. Zeskrobuje urazy jak starą farbę ze ścian, a tęsknoty i fantazje puentuje tanecznymi, popowymi piosenkami.

Często słucha ich na telefonie Teresa (María Vázquez), 42-latka, która zmieniła wakacyjne plany, by zająć się matką. Naburmuszona Ani (Ozores) miała drobny wypadek i przez jakiś czas wymaga opieki. Całe lato pod jednym dachem to wyzwanie dla obu kobiet, które spierają się o każdy drobiazg. Ale słońce i czas nieuchronnie rozpuszczają konflikty, więc Teresa i Ani doświadczają też nieoczekiwanej bliskości. Małe miłości Celii Rico Clavellino dają drugą szansę pogrążonym w kryzysie relacjom, nie oceniają miłosnych pomyłek, dowartościowują samotność z wyboru, a przede wszystkim ze zrozumieniem portretują jeden z najbardziej burzliwych związków: matki i córki.

 

środa, 2 lipca 2025

Maria Ziółkowska - Szukaj wiatru w polu

Święcie, święcie byłam przekonana, że niedawno czytałam coś tej autorki. I szukam - i nic. Zdaje się, że ją pomyliłam z Chądzyńską czy kim?

Jest to w każdym razie czwarta książka Ziółkowskiej, przyniesiona w tym roku z knihobudki. Na bogato 😁 Pozostałe to: Ty pójdziesz górą + Powróżyć, karty stawiaćKocha, lubi, szanuje.

Wybrałam do czytania tę, bo była na wierzchu 🤣 Ach, coraz większy bałagan z tymi książkami. No i uznałam, na podstawie pierwszej strony, że nada się do Lektur na wakacje. W końcu, gdy Franek ucieka z PDM-u, jest koniec roku szkolnego.

Właśnie - PDM. Nie znałam takiej nazwy: Państwowy Dom Młodzieży. Zawsze myślałam, że to po prostu Dom Dziecka.

Ten PDM jest przedstawiony w dość wesołych barwach, muszę powiedzieć. Czy tak wyglądała rzeczywistość? Nigdy nie znałam dziecka z takiego domu (no bo u nas go nie było). Życie w Domu Dziecka kojarzy mi się z przemocą, taka to publicity w prasie 🤔

Franek z wielkim sentymentem wspomina poprzedni PDM, w Sopocie, gdzie zza okna dobiegał szum morza. To trochę tak, jak każdy z nas myśli o dzieciństwie - fajnie było, znajome kąty. Ale jego największym marzeniem jest - odnaleźć swoje korzenie: czy jego rodzice żyją, a jeśli nie, to może ma chociaż dziadków. Ma już 14 lat i pod wpływem pewnego zdjęcia, które mu pokazała PDM-owska kucharka, opowiedziawszy przy tym historię góralskich zaręczyn, uparł się, że narzeczona ze zdjęcia to może być jego matka. Szkolny kolega Szczepan pożycza mu pieniądze i razem ruszają po kryjomu w podróż - Szczepan nie chce pokazać się matce z dwóją z biologii, więc wybiera się do wujka, który jest nauczycielem tego przedmiotu i na pewno go podkształci, a Franek? Franek będzie szukał śladów swej przeszłości w kolejnych instytucjach, w których przebywał od czwartego roku życia, aż w końcu zjawi się u domniemanych dziadków w Poroninie.

Kibicujemy Frankowi, widzimy, że dobry z niego chłopak, tylko gubi go fantazja i ta okropna łatwość, z jaką kłamie, sam nie wiedząc, po co i dlaczego. Co oczywiście później się na nim mści. 

Autorka występuje w powieści jako pisarka z Oliwy, która zainteresowała się Frankiem i poświęciła wiele czasu, by wyprostować jego ścieżki. I ten wątek coś mi przypominał, że niedawno czytałam powieść dla młodzieży, gdzie autorka jest bodajże dziennikarką specjalizującą się w tematyce młodzieżowej... czekajcie czekajcie, coś mi świta...

 

Początek:


Koniec:

Wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa1974, 222 strony

Seria "cieniowana"

Z własnej półki

Przeczytałam 1 lipca 2025 roku
 

Jak wspomniałam w komentarzu pod poprzednim postem, olałam sprawę odkurzacza. Spakowałam do pudła, upchnęłam w szafie i niech teraz czeka na powrót mojego brata z Madagaskaru, co nastąpi za 3 tygodnie 🤣

Ale trochę zniechęcona do zakupów poszłam oddać sukienki ostatnio nabyte. Że należy brać tylko to, co podoba się już na pierwszy rzut oka i co pasuje. Bo z jedną z tych sukienek była taka historia, że wzięłam dwa rozmiary, żeby w domu przymierzyć. Oba za ciasne w cyckach, jak zwykle. Znaczy opięte zbytnio. Nawet posłałam córkę do innego sklepu, żeby mi kupiła kolejny rozmiar - kupiła - przymierzam - jeszcze ciaśniejszy 🤣 Jak bonia dydy! O kilka centymetrów! Ja nie wiem, czy oni mylnie metki przyszywają czy co. 

Pod spodem rozmiar MNIEJSZY, na wierzchu WIĘKSZY 😂
 

Poszłam jeszcze do krawcowej, czyby mi nie obcięła trochę z dołu - bo to długa sukienka - i nie zrobiła z tego klinów pod pachą. Owszem, może. Koszt - dwa razy tyle co cena sukienki 😁 No dobra, bo to była tania sukienka, ale taka fajna, bawełniana, na ramiączkach. I w dodatku krawcowa idzie na urlop, więc teraz nic nie bierze. Mówi, że może się materiał rozciągnąć, więc, żeby chodzić w niej po domu (póki nie zdecydowałam, czy oddaję czy nie - z metką). I nawet któregoś popołudnia założyłam. Ale tak mnie ten odkurzacz wkurzył, że powiedziałam sobie DOŚĆ WYGŁUPÓW. Teraz już tylko przemyślane zakupy 😂

Pobrałam z tablicy ogłoszeniowej na osiedlu kwiatuszka, przykleiłam u siebie na słupie (tak, mam słup w mieszkaniu) i good. Całe szczęście, że jest tak gorąco, na żadne zakupy się nie wybiorę 😄 Czytam sobie o motoryzacji w PRL 😎


sobota, 28 czerwca 2025

Petr David, Vladimír Soukup, Zdeněk Thoma - Praga

To albumowe wydawnictwo było w ostatniej dostawie Szyszkodara, jasnym jest, że wyciągnęłam w pierwszym rzędzie i zawłaszczyłam. Jest to tłumaczenie czeskiego wydania, ale wiecie, co jest śmiesznego? Nie ma nazwiska tłumacza!

Jako przewodnik to się za bardzo nie przyda - pomijając gabaryty - nie podaje lokalizacji omawianych miejsc/zabytków. Zabrałam się za lekturę od deski do deski z myślą zobaczymy, czy znajdę coś nowego. I co? Tak. Jakieś Kozie Grzbiety. Tam ani nie byłam, ani się nie wybierałam, nazwa była mi obca. I tak chyba póki co pozostanie, bo chodzić samej po dzikich ostępach, to nie. A z kolei wybrać się z Věrą oznacza skazać się na śmierć z wyczerpania, ta kobieta ma kondycję 😂



Ze wstępu proponuję ostatnie zdanie pierwszego akapitu. Chyba muszę wykuć na pamięć i nim odpowiadać na niezliczone pytania ale jak to, znowu do Pragi, dlaczego, po co 🤣 No tak to już jest, kogo Praga złapie, tego nie puści.

 

Nie jest tak, że wszędzie już byłam (uuu, co to to nie), ale tak jak ten pałac Michnów: widziałam z zewnątrz, środka nie znam. Ten akurat pojawił się w tym roku na Open House i nawet miałam go na liście rezerwowej, ale nie zdążyłam. 


Natomiast do Zbraslavskiego zamku wybierałam się całkiem poważnie w zeszłym roku na wyprawę, też nie wyszło, ale powinnam mieć gdzieś notatki sporządzone na tę okoliczność (jak dojechać, czego szukać), więc może teraz w sierpniu? Poza tym wypisałam sobie parę drobiazgów (na przykład w zeszłym roku pojechałam pociągiem - pamiętna to podróż, bo okazało się, że należy wcisnąć guzik, żeby na tej stacji pociąg się zatrzymał, a ja nie wiedziałam - na stację meteorologiczną, a nie wiedziałam, że tam też jest zamek, z czego wyniknie powtórka). Tak więc album Praga spełnił pokładane w nim nadzieję, nawet, gdy ktoś będzie w Pradze po raz siedemnasty 😂 

Wyd. Świat Książki, Warszawa 2006, 208 stron

Tytuł oryginalny: Skvosty Prahy 

Z własnej półki

Przeczytałam 27 czerwca 2025 roku

 

Wakacje. Cóż znaczy to słowo dla emerytki?

A jednak 😁 Pozostaje nazwą czegoś niespodziewanego, czegoś innego, czegoś, co może odmieni całe życie? W dzieciństwie wyjazd na kolonie, a potem na wczasy z rodzicami i bratem. To zostaje gdzieś głęboko ukryte, te emocje i oczekiwania... 

Dziś mogę jedynie wracać do wakacyjnych książek czy filmów. Tak mnie naszło nostalgicznie, gdy przed chwilą przeczytałam post na Starych polskich książkach o lekturach na wakacje. Chyba muszę sobie zrobić listę 🤣 I co tam, że po raz enty!

PS. Praga nie jest wakacjami, Praga jest spełnianiem marzeń na raty, to zupełnie co innego.

Tymczasem oglądam te filmy (z wakacjami nie związane) z listy pięćdziesięciu, polecam przy tej okazji Nasze miejsce na ziemi (The Biggest Little Farm). Inna sprawa, że wchodząc na stronę z filmami ciągle coś nowego odciąga moją uwagę albo ktoś z Was u siebie poda tytuł i tak mnożą mi się zapisane w przeglądarce linki, a końca temu nie widać. Ja nie chcę umierać!

Ostatnio zauważyłam kilka dodanych filmów rumuńskich i napaliłam się, po czym odpalam pierwszy, bo miał zachęcający tytuł w rodzaju Brygada kryminalna wkracza do akcji (na ile zrozumiałam po rumuńsku)... cóż się okazuje, nie ma dostępnych ŻADNYCH napisów, nawet rumuńskich... fajnie, że ktoś tam to wstawił, inni skorzystają, ale ja nie, buuuuu. Teraz się boję resztę tych rumuńskich sprawdzać 😂

DAWAJCIE TYTUŁY WAKACYJNYCH LEKTUR! Młodzieżówek, nie żadnych czytadeł na plażę 😂

Wakacyjnych filmów też! 

Zacznę od najbardziej wakacyjnego tytułu ever: Kapelusz za 100 tysięcy. Plus seriale Wakacje z duchami czy Podróż za jeden uśmiech

Córka ostatnio odkryła, że istnieje film według powieści Niziurskiego - tyle że NIGDZIE go nie ma. Nazywa się Tajemnica starego ogrodu, a chodzi o książkę Awantura w Niekłaju.

Ale ale - słuchajcie: zajrzałam wczoraj na półkę z gratisami w Jordanówce, a tam cały stos malutkich książeczek. Przyglądam się - opracowania lektur. Studiuję tytuły - a tam obok Mickiewicza etc. i takie:

Gały wytrzeszczyłam  i te trzy zabrałam, z ciekawości, że się zapoznam 🤣 Analiza i interpretacja kryminałów czy młodzieżówek??? Do czegośmy doszli!