Makłowicz najlepszy jest do oglądania 😀 ale poczytać też można. W CK kuchni dał wyraz swemu uwielbieniu dla Austro-Węgier i Franza Josefa. Historyjki z życia C.K. Austrii są tu jedynie pretekstem dla przedstawienia szeregu kulinarnych przepisów, mniej lub bardziej zręcznie powiązanych z bohaterami oraz dla szeregu uszczypliwych żarcików, porównań, metafor - kto oglądał programy Makłowicza, ten wie, o czym mowa.
Wazy były puste jak łeb carskiego ambasadora 😄
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1OBp1Vu6fO-lPD1LD2uKFH_tHJTGWtS4Ek3zlKdL3rj1SImLaY9t1PTE5mBbI4K2EzMApWsMYZSfieIgmKe2kl6YFOCtmH1AoElD5pCSqHvxZ-7sZFdgTaK9sp8oowfTN-FLcd5hpnPU/s0/IMG_0792.jpg)
Koniec:
Książka nie stoi w kuchni razem z innymi z tej dziedziny, tylko wśród innych wydawnictw Prószyńskiego, kupowanych z Klubu Wysyłkowego w ciężkich czasach dzieciństwa mej córki 😀 Tę nabyłam 12 października 1996 roku za 30 tys. zł, ale najwyraźniej nie z klubu, skoro za tę cenę - może w Taniej Jatce?
Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 1995, 239 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 27 stycznia 2021 roku
A teraz do spowiedzi. Wczoraj akuratnie oglądając dokument na temat gwarantowanego dochodu podstawowego (jestem od dawna za) poczułam, że to do mnie mowa. Tyle, że to niby wiek XXIV.
Ja w wieku XXI ciągle nie mogę się pozbyć tej obsesji. W moim przypadku chodzi o naprawdę kompulsywne gromadzenie książek i filmów (jak wiadomo). A tu jeszcze to czeskie radio. Oczywiście z usprawiedliwieniem, że do nauki potrzebne 😎 W tym tygodniu przybyło sześć płytek. No przecież tak się nie da!
Dlatego wczoraj prosto z Fabryki udałam się do Ulubionego Sklepu (czyli Megabitu) i nabyłam pendrive'a. Że od teraz już nie nagram ani jednej płytki DVD. Wszystko będzie szło na niego, a jak się zapełni, kupię drugi etc. Ponieważ największym problemem jest orientacja, gdzie co jest, stanęło na tym, że wydrukuję i wkleję do podręcznego kapownika spis treści. Howgh!
Czyli nie że JUŻ NIE GROMADZĘ, o nie 😕 Zmieniam tylko system.
Ale to rozwiązuje tylko problem filmów (dużych plików). Z czeskim radiem dalej nie wiem, co robić, ponieważ stojący przy łóżku odtwarzacz, którego używam do ich odsłuchiwania, toleruje podpięcie urządzenia z maksymalną liczbą 800 plików. Na płytce CD, takiej jak poniżej, mieści się ich 20-30 średnio. Czyli na pendrive'ie mogłabym mieć równowartość 26 płytek czyli wykorzystać zaledwie 18 GB pendrive'a.
Hm, teraz, jak to obliczyłam, wychodzi na to, że tak też by można. Kupić jakiś nieduży, a gdy się zapełni, następny. Mimo wszystko będzie to zajmować mniej miejsca, niż te nieszczęsne płytki.
Znaczy tak - ja tu Was wynudziłam pierdołami, ale doszłam do budujących wniosków, hura hura 😄 W poniedziałek znów do Megabitu!
NAJNOWSZE NABYTKI
Nie, nic czeskiego nie zamówiłam 😉 nic też nie kupiłam, ale co z tego, skoro na OLX w dziale ZA DARMO wyfasowałam skandynawski kryminał, na który się cieszę, bo już raz czytałam coś tej spółki i podobało mi się.
A te obok francuskie to taka sprawa, że w grudniu jeszcze znalazłam je na półce w Jordanówce, przywlokłam i leżały na kwarantannie, a teraz sobie o nich przypomniałam i myślę. Myślę mianowicie, którą sobie zostawić, a którą z powrotem wydać. Naprawdę już nie mam miejsca na wszystko.
I tak to widzicie, jak się ograniczam w gromadzeniu...
W ramach hasztagu STAROŚĆ obejrzałam argentyński film dokumentalny
FLORA'S LIFE IS NO PICNIC, reż. Iair Said, 2019
(tytuł oryginalny: Flora no es un canto a la vida)
Flora zbliża się do 90-tki, od dawna jest skłócona z rodziną, a męża czy dzieci nigdy nie miała. Czuje, że niedługo umrze, więc nawiązuje kontakt z krewnymi. W ten sposób młody człowiek (reżyser filmu) poznaje tę ciotkę, o której prawie nic nie wiedział. Odbywa z nią długie rozmowy telefoniczne, wychodzą razem do restauracji na obiad, odwiedza ją w domu. I właśnie ten dom - 4-pokojowe mieszkanie w luksusowej kamienicy - jest tym katalizatorem - Iair wynajmuje małe mieszkanko, więc zaczyna sobie w głowie układać plan. Ale ZONK - w pewnym momencie dowiaduje się, że ciotka już zapisała to mieszkanie instytutowi naukowemu w Izraelu. Wydzwania do tego instytutu łamaną angielszczyzną próbując się dowiedzieć, czy i jak można donację anulować...
Brzmi dość okrutnie, ale wcale tak nie jest, bo między starą ciotką, która wie, co w życiu najważniejsze (money), a młodym człowiekiem, niby to pełnym ideałów (choć jak widzimy, tylko do pewnego stopnia) nawiązuje się nić porozumienia, powstaje jakaś relacja, coś, czego nie było, a co nagle okazuje się czymś ważnym, zwłaszcza, kiedy ciotka trafia do szpitala.
I jeszcze jest taka sprawa na koniec.
Zaczynam się powoli łamać co do komórki.
To straszne. Ja nie chcę!
Wczoraj na blogu pewnej Polki, która mieszka w Pradze, trafiłam na instrukcję, jak na stronie mapy.cz zmienić wygląd mapy na turystyczną i odnajdować rozmaite ciekawe dla mnie rzeczy, na przykład punkty widokowe, drobne rzeźby, no takie tam. To jest rzecz nie do osiągnięcia z mapą papierową.
No i w kontekście Pragi myślę, że bardzo by się przydało mieć taką komórkę z internetem, żeby sobie idąc sprawdzać, czy w pobliżu nie ma jeszcze czegoś ciekawego do zobaczenia - to chyba właściwie smartfon ma być czy co, ja nie wiem, ja się nie znam (tak, osoby ode mnie starsze o 20 lat to ogarniają, wiem).
Czasu na myślenie mam dość, w tym roku się przecież na pewno jeszcze nie pojedzie... ale już mnie to niepokoi.
W tym miejscu chociażby byłam, ale obeszłam z lewej strony i o tym punkcie widokowym nie wiedziałam...