niedziela, 30 czerwca 2024

Edmund Niziurski - Pięć manekinów


 

Jakoś tak mi się myślało, że zamawiam w biblio Salon wytrzeźwień, a to było Pięć manekinów. Drugi kryminał Niziurskiego po Przystani Eskulapa, przy czym jako kontynuacja w pewnym sensie tego pierwszego - znów mamy do czynienia z kapitanem Trepko i porucznikiem Żurko - zawiodła. Od połowy mnie po prostu ten kryminał nudził. Owszem, jest tu cały zestaw niziurskologiczny czyli niecodzienne imiona i nazwiska bohaterów i specyficzny język, ale ten język świetnie leżał w książkach młodzieżowych, a tu mi nie pasuje. 

Gdy czytam:

- osobnik dziwacznego usposobienia

- wybełkotała Dopustowa

- pośliznął się fatalnie

- wzdrygnął się nieprzyjemnie

- żarty wynikłe z rozpaczy eschatologicznej

- wybiegł spod stołu na czworakach

to myślę raczej o Cymeonie Maksymalnym niż o powieści dla dorosłych. W związku z tym jestem bardzo ciekawa, jak to będzie z tym Salonem.

 

Początek: 

 


Koniec:

Wyd. LTW Łomianki 2010, 267 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 30 czerwca 2024 roku
 

 

Zaczęło się Letnie Tanie Kinobranie, przejrzałam program pierwszego tygodnia i zaproponowałam córce pójście na taki film (Paryż pani Harris):

W Londynie po II wojnie światowej Ada Harris (nominowana do Oscara Lesley Manville) zarabia na życie sprzątając domy. Prowadzi samotne życie, odkąd jej ukochany mąż Eddie zaginął w akcji, ale nie jest typem osoby, która rozpamiętuje wszelkie nieszczęścia.

Pewnego dnia Ada dostrzega niewyobrażalnie piękną suknię Christiana Diora wiszącą w sypialni bogatej klientki. Posiadanie czegoś tak pięknego, prawdziwego dzieła sztuki - ach, to mogłoby naprawdę zmienić życie człowieka.

Po podjęciu dodatkowej pracy i oszczędzaniu jak tylko się da - nawet próbując szczęścia na torze wyścigowym - Adę w końcu stać na suknię Diora. Żegna się z bliskimi przyjaciółmi i udaje się do Paryża, aby odwiedzić luksusowy Dom Diora i zamienić swoje marzenia w rzeczywistość.

Myślę sobie - miłe, rzecz o próbie spełnienia marzeń. Córka na to eee, to głupi film, zresztą w domu możesz sobie obejrzeć. Na jej zdaniu co do jakości filmów nie bardzo polegam, bo lubimy różne rzeczy, no ale skoro mi to znalazła w internecie, tom obejrzała. Sama. Uczciłam ostatni (nieprawdziwy) dzień pracy.

No i co?

Poniekąd miała rację 🤣 To taka słodka bajeczka w cukierkowych kolorach, tyle że oglądamy rzeczywiście piękne suknie od Diora. W dodatku napisy polskie były robione za pomocą google translate, ło matko. Ja w tym nie widzę problemu, w pracy sobie od jakiegoś czasu tym pomagamy - ale potem trzeba zrobić korektę, a nie tak na pałę kopiuj wklej 😢

Mam jeszcze dwa wytypowane z pierwszego tygodnia: Georgie ma się dobrze i Lunana. Szkoła na końcu świata. Ale jakbym się miała naciąć? Sprawdziłam i oba te filmy też są na tej stronie z filmami, więc chyba do żadnego kina na razie nie pójdę 😁 Mokuren kiedyś pytała, jaki jest haczyk na tej stronie. Córka mówi, że właśnie nie ma żadnego. W każdym razie filmy nie są przerywane reklamami ani nic takiego. 

Jaki jest program na następne tygodnie jeszcze nie sprawdzam. To jest już osiemnasta edycja Letniego Taniego Kinobrania i wiecie co? Chodziłam przed laty sporo i pamiętam, że bilety były po 5 zł kiedyś 😂

Z okazji wakacji kupiłam sobie jakąś letnią bluzkę w Pepco oraz ... klapki. Przecież ja nie chodzę w klapkach! Zaczęło się od tego, że córka kupiła sobie gdzieś tam sandały i jak z nimi wróciła do domu, wysłałam ją z powrotem, że ja też takie chcę. Ale gdy założyłam je i poszłam zur Arbeit to mnie obtarły. Sandały! W sandałach też nie chodzę od dzieciństwa (bo się wstydzę dużego palca u nogi, znaczy u obu nóg). Ale co się będę wstydzić, stara baba! Niemniej jednak obtarły, więcej nie założyłam, a tu lato w pełni, tak nie może być. No i te klapki - dopiero w domu zorientowałam się, że to przecież nie są sandały, jak mi się podczas zakupu po głowie plątało 😂 Ale może nauczę się w nich chodzić bez gubienia ich po drodze. Oraz przezwyciężę opór sandałów, nawet poszłam w nich na godzinny spacer po osiedlu i wróciłam bez pęcherzy (coś mi tam jednak przeszkadza). 


Czyżby w naszym lokalnym Pepco nie pracowała żadna Polka?



W robocie Derechcja prosi, żebym się zastanowiła, ile chcę za pracę we wrześniu, nie ile bym chciała - cwaniak się zabezpiecza, żebym mu nie uciekła 🤣 A koleżanka, na którą spadnie potem cała robota, płacze nie odchodź. Kuźwa, mnie jest jej bardzo żal, ale naprawdę muszę pomyśleć o sobie i swojej kondycji, o swoim zmęczeniu.  

Czas zabierać się powoli do planowania 😎

piątek, 28 czerwca 2024

Krzysztof Varga - Księga dla starych urwisów

Wiedziałam o istnieniu tej książki, ale nigdy mi nie przyszło do głowy, żeby się za nią w bibliotece rozglądnąć. Tymczasem oddawałam komisarza Palmu i nagle widzę na półce z nowościami, sięgam i okazuje się, że chcę ją wziąć. A wyszłam z domu bez niczego. Wyobraźcie sobie, że mi jej nie dali - mimo, że przed chwilą oddawałam przecież inną książkę z mojej karty! Nie mówiąc o tym, że mnie znają przecież. Ordnung ist ordnung, więc musiałam dymać do domu po legitymację 😂

Książka napisana przez autentycznego wielkiego fana twórczości Niziurskiego, głównie koncentrująca się na opisie właśnie twórczości, elementów biograficznych jest dość mało (widocznie tyle, ile mogło być, zwłaszcza, że Niziurski nie uprawiał życia towarzyskiego mieszkając w stolicy), trochę to pozostawia niedosyt, ale przecież nie każdy ma urozmaicony życiorys. 

Za to omówienia powieści i opowiadań pisarza spowodowały, że znów nabrałam chęci na lekturę. Mówię znów, bo w 2015 już przeczytałam wszystko, co było dostępne z młodzieżowych książek. Nie wiem, czy to nie za mały odstęp czasowy, żeby znów się za to brać?

Na pewno jednak chcę wrócić do jednej z powieści Niziurskiego dla dorosłych i właśnie ją zamówiłam w bibliotece, bo była w domu w Dżendżejowie i czytałam ją w szkolnych czasach 😁 Teraz żałuję, że nie zabrałam do siebie, przepadło. To był Salon wytrzeźwień.








 




Początek:


Koniec:


Wyd. Czerwone i Czarne Sp. k., Warszawa 2019, 280 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 27 czerwca 2024 roku



Kwestię ugiętych półek rozwiązałam w prosty sposób - odwróciłam je do góry nogami. Co nie było prostą operacją, nie myślcie sobie. Między regałem a łóżkiem Ojczastego jest tylko wąskie przejście, pozwalające dojść do okna. Musiałyśmy we dwie najpierw wszystko zdjąć z półek, a potem manewrować tak, żeby je wyciągnąć na zewnątrz, odwrócić i włożyć z powrotem. Teraz to wygląda następująco (jak się wygnie w drugą stronę, znów dokonamy operacji 🤣):

Dariusz nie wierzył, że książki mogą być lżejsze od filmów. Otóż komisyjnie dokonałam ważenia:

- 32 cm filmów ważyło 5 kg

- 32 cm książek (z serii Lato z kryminałem wydawanej kiedyś przez Politykę) ważyło 3 kg

Tak! Mowa tu o filmach wydawanych jako film + książka, a nie takich zwykłych pudełkach. 

Na odwróconych półkach stanęły te ostatnie, a na uwolnionych przez nie miejscach między innymi nowe czeskie książki - i jeszcze mam miejsce na te, które przywiozę z Pragi w sierpniu 😁 Tylko nie mogą być większych formatów, pilnujcie tego!

A skoro już mowa o ważeniu, to po nie-wiem-ilu-latach odkryłam, że waga kuchenna ma prostą funkcję tara... Przez cały ten czas najpierw sprawdzałam, ile waży miska, a potem sypałam na nią mąkę czy co tam i dokonywałam obliczeń typu 95 + 250 to ma być razem 345 🤣

Być może niedługo nauczę się, jak na piekarniku włączać, ile czasu ma się piec, bo też zapisuję na karteczce, o której włożyłam blachę do środka 😂



NAJNOWSZE NABYTKI

To jest ta książka, którą chciałam nabyć na targach książki w Pradze, ale stwierdziłam, że uzyskany tam potencjalny rabat i tak nie pokryje kosztu biletu wstępu, więc zrezygnowałam. I całe szczęście, bo gdy teraz kupiłam ją (znów mały zakup przedpraski na megaksiazki.pl), okazało się, że waży tonę, ciekawe, jak bym ją sobie przywiozła...

No, a dodatkowo domówiłam wspomnienia pewnego czeskiego emigranta z 1968 roku i oczywiście jakieś kryminalne historie.


Uwaga uwaga! Za kilka godzin idę ostatni raz do pracy! Ale tylko teoretycznie bądź formalnie, jeszcze i tak będę musiała parę razy wpaść, nawet w najbliższy poniedziałek, więc kurde nawet symbolicznie człowiek się z tą robotą nie może pożegnać. 

I tak, boję się w ogóle brać za konkretne plany. Mam jedną kartkę spisaną którejś bezsennej nocy, ale to tylko taki zarys. Powiedzmy, że od wtorku nieśmiało zacznę coś robić w tym kierunku.

środa, 26 czerwca 2024

Georges Simenon - Maigret en meublé

Plany na emeryturę obejmują masę porządków wśród książek - po remoncie kuchni połowa mojej hłe hłe biblioteki zmieniała miejsce. Czyli ta robota z czasów pandemii, gdy wszystko uporządkowałam (a mam na myśli wprowadzenie do katalogu informacji, gdzie dana pozycja się znajduje), w dużej części poszła na marne 😢 No, ale nastanie wkrótce czas drugiej pandemii czyli emerytury, więc wszystko się zrobi na nowo. Prawda? PRAWDA???

To jednak nie będzie wszystko, bo jeszcze trzeba:

1/ sprawdzić, które Simenony mam już przeczytane, żeby wiedzieć, po którego sięgnąć - nie tak jak teraz, gdy musiałam włączyć laptopa i szukać na blogu 😂

2/ idem dotyczy Doncowej i Marininy, z tym, że stoją pod sufitem tam, gdzie mieszka Ojczasty; ciężko będzie się do nich dostać

Ja niby zapisuję ołówkiem datę nabycia i przeczytania, ale JAK KIEDY 🤣 Więc to wszystko trzeba pouzupełniać.


Maigret w pokojach umeblowanych (tłumacząc dosłownie) znalazł się, bo jeden z jego współpracowników został postrzelony, gdy pełnił dyżur przed takim właśnie domem, gdzie zastawiano pułapkę na młodocianego przestępcę. W Paryżu, ale prawie jak na wsi: wszyscy się tam znają, Maigret już na drugi dzień po wprowadzeniu się (no bo przecież najlepiej prowadzić śledztwo na miejscu, a tu żona w dodatku wyjechała opiekować się siostrą po operacji, więc nic go w domu nie trzyma) jest rozpoznawany przez właścicieli sklepików, baru, samych mieszkańców. 

Takie domy z umeblowanymi pokojami do wynajęcia były bardzo popularnym rozwiązaniem problemów mieszkaniowych. Póki się nie znalazło mieszkania na stałe, zadowalały się takim rozwiązaniem nie tylko osoby samotne, przybyłe z prowincji za pracą, ale i małżeństwa, nawet z dziećmi. Jeśli coś gotowali, to na maszynce spirytusowej, ustawionej w łazience - pod warunkiem, że mieli własną łazienkę, co nie było oczywiste.   

Przekrój społeczny? Il y en a du tout 😁 Ekspedientki, sekretarki, maszynistki, agenci reklamowi (zwani komiwojażerami), sanitariusze w szpitalu, utrzymanki, śpiewacy operowi na emeryturze, aspirujące aktoreczki, imigranci, pracownicy firm ubezpieczeniowych... W pewnym momencie autor wspomina o małżeństwie Francuzki i Polaka i już zaczęłam się spodziewać Bóg wie czego, ale nie - tym razem nic 😁 Bo Simenon miał - nazwijmy to tak - awersję do Polaków (z przyczyn osobistych).

Początek:

Koniec:

Wyd. Presses de la Cité, Paris 1956, 191 stron

Z własnej półki (kupione w antykwariacie 19 sierpnia 1988 roku za 600 zł)

Przeczytałam 22 czerwca 2024 roku

 

I co! I jednak stolarz w poniedziałek przyjechał, nikt mu nie umarł, regalik przywiózł, dopasował i mam. A nawet zaoferował się jeszcze kiedyś półeczkę w kuchni mi dorobić (na radio). Ale nie wybiegajmy zbytnio w przyszłość, na razie wystarczą półki, które miały być na książki. Chodziło o wypełnienie tego uskoku przy wejściu do pokoju (zdjęcie 1), na szerokość stojącego tam regału czyli raptem 36 cm, a 16 cm głębokości.

Na zdjęciu 2 regalik już stoi, a w tle widać te slumsy nasze obecne. Przy czym uwaga - kanapa złożona na okoliczność stolarza 🤣 natomiast na co dzień zajmuje większość widocznej przestrzeni.

Matko, jaka jestem już zmęczona tą prowizorką i tym brakiem miejsca. Jak bym chciała wrócić na swoje.

A na zdjęciu 3 półki częściowo wypełnione... nie książkami jednak, tylko filmami. Bowiem, jak może widać na poniższym zdjęciu, tam, gdzie stały do tej pory - półka się UGŁA. Nawet dwie półki. One są długie, nie podparte pośrodku, bo niżej jest wnęka na tv (tv aktualnie stoi u nas, zdj. 1) i chyba za ciężki to towar... Więc pomyślałam, że dam na ich miejsce LEKKIE książki, a filmy zabiorę na nowy regalik. Póki co jednak nie wiem, które to będą te lekkie książki 🤣

Trochę mnie też martwi, że filmy na nowym regaliku są naprzeciw okna i będą blakły ich grzbiety od słońca, jeśli nie coś gorszego. No, ale. Jak się nie ma co się lubi...
 

sobota, 22 czerwca 2024

Halina Pawlowská - Proč jsem se neoběsila

Dlaczego się Pawlowská nie powiesiła? Bo wolała się utopić. Z tym, że też jej nie wyszło.

Książki tej autorki (jednocześnie scenarzystki i dziennikarki) w moim Ulubionym Antykwariacie są kwalifikowane jako dla kobiet i dziewcząt 😂 No i tak jest. Krótkie żartobliwe felietony (być może wcześniej zamieszczane w prasie, nie wiem) na babskie tematy. Potrzebowałam czegoś rozrywkowego do siedzenia na egzaminie, akurat się nadało. Choć po takiej lekturze zostaje w głowie... nic 😁 Ale też chciałam poczytać po czesku. Pawlowská ma przy tym duży dystans do siebie i poczucie humoru. Jedna z jej książek nosi tytuł Taka głupia jak szeroka. Bowiem waży więcej niż ja 🤣 *

Tej Pawlowskiej mam, okazuje się, już sześć sztuk i jeszcze jedną, już przeczytaną, upchniętą gdzieś indziej. To Dzięki za każde nowe rano - film znacie?


 

Początek:


 

 Koniec:


 

Wyd. MOTTO, Praha 1994, 135 stron

Ilustracje: Erika Bornová

Z własnej półki (kupione za 19 koron w Ulubionym Antykwariacie 2 lipca 2020 roku - to była cała paka książek jako rekompensata za nie-wyjazd w covidzie)

Przeczytałam 18 czerwca 2024 roku

 


Stolarska epopeja

Więc jak to było? Miał przyjechać w czwartek o 9.00. Wstałam o 6.00, żeby wszystko ogarnąć. Złożyłam kanapę, na której śpię, żeby miał gdzie w ogóle wykręcić z tym regałem. O 8.30 zadzwoniłam, żeby się upewnić - zalało mu gospodarstwo, nie da rady przyjechać, musi sprzątać.

Więc może w piątek po południu. Co to znaczy po południu, bo jestem w pracy do 16.00. Ale mogę wyjść wcześniej. Dobrze, przyjedzie o 15.00. Znów składam kanapę i piszę raniutko maila do dziewczyn, że skończę w robocie o 14.30 - to jakby mi kogoś umawiały na telefon czy wizytę. W panice szukałam 10 złotych, żeby mieć równo naszykowane (regalik ma kosztować 460 zł).

A już w tramwaju dostaję esemesa, że... miał właśnie stłuczkę i nie dojedzie. Będzie w poniedziałek, gdy wrócę z pracy. 

Jestem bardzo ciekawa, co wobec tego wymyśli w poniedziałek. Ktoś umarł? Na co stawiacie? Składać w ogóle kanapę?

Stolarz to jednak stan umysłu, nieprawdaż. 

 

W ramach planów naukowych na emeryturę (nauki języków konkretnie) nabyłam drogą kupna taką oto pozycję:

A to dlatego, że zobaczyłam u koleżanki z pracy, która uczy się hiszpańskiego, podręcznik Hiszpański w tłumaczeniach, przejrzałam i jakoś mi się spodobał. Ona mówi, że do innych języków też są, więc szybciutko poszukałam angielskiego - bo angielski ma iść na pierwszy ogień, to dlatego, że chcę być swobodniejsza w oglądaniu filmów, które nie mają polskich napisów - znalazłam tańszą opcję w Empiku niż na Bonito i już mam. Tylko raz zerknęłam do środka, żeby sobie całą przyjemność zostawić na 1 lipca**, kiedy to zaczynam Nowe Życie. Nawiasem mówiąc ten hiszpański był dwa razy grubszy.

A w pracy wczoraj pytam tejże koleżanki, jak to będzie właśnie 1 lipca i dowiaduję się, że jednak powinnam jeszcze być, bo na pewno będą telefony i problematyczne sprawy do rozwiązywania. 

No to się pięknie zaczyna Nowe Życie, kurna. Że tak powiem prawie po fińsku 🤣 Nie ma, jak sobie coś zaplanować, czy to Nowy Regał czy Nowe Życie.

Matko jedyna, żebym ja nie zapomniała zamknąć działalności z tego wszystkiego. Odciąć się grubą kreską.

A właśnie, przypomniało mi się: dostałam list, w którym Poczta Polska prosi, a właściwie żąda, cobym zarejestrowała jakiś odbiornik, znaczy jako firma. Kumacie - tak się wzięli za robotę, że sobie ściągnęli adresy firm i wysyłają do nich upomnienia 😂 No, życzę powodzenia! Wyrzuciłam od razu do kosza i teraz żałuję, bo to taka ciekawostka. Przypomniało mi się, gdy przechodziłam przed blokiem obok samochodu, którego młody właściciel czyścił to i owo w takt muzyki. Ciekawe, czy płaci za radio w tym samochodzie 🤣

Co poza tym? Byłam odebrać jakieś szpargały ze Śmieciarki gdzieś na Płaszowie (na przykład ramkę na zdjęcie i różne notatniki, na to ja jestem pies od zawsze) i cóż zobaczyłam.

Dom poniżej na pewno nie jest numerem jeden w dziedzinie opanelowania fotowoltaicznego, ale jednak robi wrażenie 😂
 


A wracając podjechałam do jednej knihobudki i wyhaczyłam dwa kryminały 😍 Przy czym ta Gordon nie wiem, czy jest kryminałem, czy tylko o kryminalnej tematyce.


 

* Oczywiście jeden z kolejnych planów na emeryturę to schudnąć. Ha ha ha. 

** A teraz właśnie przeczytałam na fejsbuku, że WAŻNYCH RZECZY NIE ZACZYNA SIĘ W PONIEDZIAŁEK 🤣 No i sprawdza się. 

 

Przyszedł kolejny alert i wiatr faktycznie się wzmaga. Niestety w ostatnich dniach zniszczyło mi kwiatki w skrzynkach od północnej strony 😢

środa, 19 czerwca 2024

Mika Waltari - Kto zabił panią Skrof?

Agata! Agata napisała o kryminałach Miki Waltariego (matko, jak to się w ogóle odmienia?), pożyczyłam z biblioteki ten, który uznałam za pierwszy w serii, już nie pamiętam, dlaczego, bo na polskiej Wiki są podane daty publikacji polskich tłumaczeń, a nie oryginalnych wydań. A' propos oryginału - ranyściewy, co to za język, ten fiński 🤣 Wystarczy zerknąć na ten tytuł - Kuka murhasi rouva Skrofin? - czy którekolwiek słowo z czymkolwiek się kojarzy??? Ale kuka jako kto jest fajne, nie? Właściwie to chyba powinnam sobie jakiś fiński film zapodać, żeby trochę się wsłuchać w to narzecze 😂 Znam chyba tylko jednego fińskiego reżysera czyli Aki Kaurismäki. I kojarzę jego filmy jako średnio zachęcające do życia 😉

Ale pomijając kwestię języka fińskiego, a skupiając się bardziej na kryminale - powiem, że jest ekstra. Bo przezabawny! Pisany w pierwszej osobie przez stażystę komisarza Palmu, młodzieniaszka nie muszącego utrzymywać się z nędznej policyjnej pensyjki, co starego komisarza niemożebnie wkurza (żeby sobie tak pozwalać na jazdy taksówkami? inna sprawa, że Palmu chętnie jednak wsiada do tej gratisowej dla siebie taksówki). Stażysta jako człowiek jeszcze w sumie młody, jak się sam określa (a ma dwadzieścia kilka lat), przygląda się pracy doświadczonego komisarza, a że jest złośliwy, a przy tym ma oczywiście swoje poglądy na kryminalistykę, takie bardziej nowoczesne, to co chwilę spotykają ich zabawne sytuacje.

Tak się napaliłam, że oto mam już w koszyku Ulubionego Antykwariatu pozycję zawierającą wszystkie trzy kryminały po czesku z komisarzem, za całe 9 koron (1,60 zł). Jak mi ktoś tego do sierpnia nie podkupi, to będzie moja, choć wolałabym poszczególne powieści, a nie tomiszcze 534 strony. No ale jest, co jest 😁


Początek:

Koniec:


Wyd. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011, 292 strony

Tytuł oryginalny: Kuka murhasi rouva Skrofin?

Przełożył: Sebastian Musielak

Z biblioteki

Przeczytałam 16 czerwca 2024 roku


Jeśli chodzi o filmy, to nawet nie obejrzałam obowiązkowego czeskiego w zeszłym tygodniu, sama nie wiem, jak to się stało. A nie, wiem - poprosiłam córkę, żeby mi znalazła ten ostatni film Koreedy, Monster. No i znalazła online, kochane dziecko.

 

Dziś przejmuję się czym innym: głównie tym, że kiedy będę szła do pracy po 15.00 czyli już niedługo - tak, właśnie wtedy będą 33 stopnie.

Oraz że jutro ma przyjechać stolarz z nowym regalikiem - o 9.00 rano!!! Co to za pomysły w ogóle! Ale nie dyskutowałam, bo by przełożył na przyszły tydzień, wiadomo. Albowiem nic nie pisałam, żeby nie zapeszyć, ale pan z furgonetki był wziąć miarę i zrobił regalik, który stanie w Ostatnim Wolnym Miejscu. A ja na nim poukładam sobie wszystkie ostatnie nabytki 😍



niedziela, 16 czerwca 2024

Anna Szyszko-Grzywacz - Łagierniczka. Relacja z Workuty 1945-1956

Znów przypadek - w drodze do pracy (znów wyszłam za wcześnie) wpadłam do biblioteki sprawdzić, czy na stoliku do wzięcia nie ma czegoś interesującego. Nie było, ale w nowościach stała Łagierniczka. Była tylko dlatego, że ktoś ofiarował egzemplarz. W styczniu tego roku. I od tej pory byłam już dziewiątą czytelniczką. I się nie dziwię, bo książka jest świetna - pokazuje życie w łagrze i na zesłaniu z punktu widzenia kobiety, a dotychczas znałam tylko relacje mężczyzn. W dodatku młodej kobiety, w pewnym sensie budzącej się dopiero do życia, więc pewne aspiracje, marzenia i nadzieje ciągle jej towarzyszyły. Może ta młodość pozwoliła przeżyć cały koszmar Gułagu i wrócić do "normalnego" życia? Młodość i przyjaźnie tam zawarte? Niezwykle silne - zapamiętałam zdanie mówiące o tym, że gdyby Wandzię, najlepszą przyjaciółkę, miano powiesić, to Hanka (autorka) włożyłaby głowę w pętlę za nią.



Początek:

Koniec:

Wyd. KARTA, Warszawa 2022, 165 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 14 czerwca 2024 roku


NAJNOWSZE NABYTKI

Zawoziłam wyczytane gazety wnętrzarskie do knihobudki mojej (książki od Szyszkodara już się skończyły i ciągle odkładam na później skontaktowanie się z nim, żeby przywiózł nowe), a tam ją ktoś zaopatrzył w różne pozycje - jednak pani brała sobie Harlekiny, drugi pan trzymał coś w ręku i w końcu odłożył, mówiąc, że to kobieca literatura - a ja chapsnęłam dwa kryminały i dwie jak widać okołomedyczne.

A tu drugi łup. Z tym esperanto to ja kojarzę, że już coś kiedyś przyniosłam z półki w Jordanówce, ale nie pamiętam, co - i nie chce mi się teraz szukać. A Poradnik globtrotera tylko pozornie nie dla mnie 😂 Mam nadzieję dowiedzieć się z niego wielu ciekawych i pożytecznych rzeczy, nawet dla kogoś, kto jeździ raptem dwa razy w roku do sąsiedniego państwa 🤣


 

Przy sobocie po robocie był eksperyment kuchenny w postaci kaszotta z młodą kapustą i ciecierzycą. Córka nie była specjalnie zachwycona, ja tak pół na pół, ale gdy odgrzałam sobie na kolację resztę, było o wiele smaczniejsze, może potrzebowało czasu, żeby się przegryźć? Jeszcze mam do pracy porcję. Zapomniałam, że we wtorek pracuję i to calutki dzień - i umówiłam się z lekarką na wizytę kontrolną u Ojczastego do południa, kurczę.

Z eksperymentów kuchennych jeszcze jeden: czytałam na FB, że ludzie zupy wlewają do słoika, zakręcają i odwracają do góry dnem, żeby zassało - i potem można w lodówce taką zupę trzymać nawet trzy tygodnie. Akurat nagotowałam Ojczastemu fasolowej, więc postanowiłam jedną porcję w ten sposób mieć na zapasie. Oni tam pisali, żeby wlewać wrzącą. No, wrząca to już nie była, skoro po chochelce wlewałam... Operację odwracania do góry nogami gorącego słoika wykonałam na wszelki wypadek w misce 😂 Ale skąd mam wiedzieć, czy się zassało wedle instrukcji? No nic, poczekałam, aż wystygło i schowałam do lodówki, kiedyś się okaże 🤣


Już nas tak kaszel nie męczy, antybiotyk zrobił swoje, więc wczoraj wykąpałam Ojczastego - po raz pierwszy od trzech tygodni. Ale siły, żeby mu pościel zmienić, już mi zabrakło. Leżę i czytam. Albo oglądam Chirurgów. Jesteśmy już w dwunastym sezonie 😎 I tak, jest to rodzaj uzależnienia.

czwartek, 13 czerwca 2024

Raymond Chandler - Długie pożegnanie

To znalezisko z półki w Jordanówce to strzał w dziesiątkę. Równo miesiąc temu ze zdumieniem stwierdziłam, że tego nie miałam - bo przyniosłam do domu na wszelki wypadek, nie będąc pewna, czy mam czy nie - a przecież taki znany tytuł. I nawet nie wiem, czy jednak kiedyś to czytałam, pożyczone czy co. Chyba jednak nie, nie przypominam sobie nic z fabuły ani z postaci.

To jest taka książka, że z jednej strony chciałoby się czytać ją jak najdłużej, żeby tej przyjemności wystarczyło chociaż na tydzień, a z drugiej - no nie sposób zwlekać, można nawet poświęcić kolejny odcinek Chirurgów (jesteśmy już w dwunastym sezonie i co gorsza Derek umarł, jak mogli mi to zrobić!).

Philip Marlowe (tu pisany jako Filip, Bóg wie dlaczego; jaki znowu Filip, z konopi czy co) poznaje pewnego pijaczynę o angielskich manierach, ale ta znajomość nie wyjdzie mu na dobre. Czego zresztą może się spodziewać podrzędny prywatny detektyw? Właśnie się dowiedziałam, że po angielsku ten zawód nazywa się private eye, no kto by przypuszczał.

W ogóle życiorys Chandlera  przeczytany na ciotce Wiki dostarczył mi wzruszeń: na przykład pisarz ożenił się z matką kolegi z wojska, zresztą dopiero po śmierci własnej matki, bo ta się temu ożenkowi stanowczo sprzeciwiała 😂 A gdy po 30 latach żona zmarła, wpadł w depresję i próbował popełnić samobójstwo. Depresja nie pozwoliła mu nawet odebrać prochów żony i zdaje się została ona dokooptowana do jego grobu wiele lat później. To tyle ploteczek, reprodukuję pierwszą stronę powieści, ale ostatniej Wam oszczędzę, bo jeśli ktoś zechce się w przyszłości zapoznać z tym dziełem, to chyba by go szlag trafił (nawiasem, spotkamy się tu z pisownią szlak dokładnie w tym samym kontekście, aj, gdzie była korekta) 🤣

Natomiast nic nie stoi na przeszkodzie, byście zobaczyli motywację Marlowe'a, by zostać detektywem 😁

Wyd. Czytelnik, Warszawa 1979, 414 stron

Seria z jamnikiem

Tytuł oryginalny: The Long Good-Bye

Przełożył: Krzysztof Klinger

Z własnej półki

Przeczytałam 12 czerwca 2024 roku


Udałam się we wtorek w nocy (no dobrze, była 6.10) pod przychodnię, coby zająć sobie kolejkę w celu zamówienia wizyty domowej dla Ojczastego. Jestem już w pewnym wieku, w dodatku dość osłabiona chorobą, więc chyba się nie ma co dziwić, że zabrałam ze sobą krzesło?

Byłam po pierwsze pierwsza, a po drugie o w pół do siódmej przyszła pani z recepcji i łaskawie wpuściła wszystkich do środka, więc posiedziałam tylko 20 minut. Ale oczywiście musieliśmy odczekać jeszcze te pół godziny do podniesienia rolety w okienku. 

Tak czy siak wizyt domowych już na ten dzień nie było, jednak Ojczasty został zapisany na środę, dzięki czemu jest już osłuchany, zaantybiotykowany, dostał milion innych medykamentów, z których połowa - po przeczytaniu przeze mnie ulotek - prawdopodobnie pójdzie do kosza, bo nie ma możliwości wytłumaczenia głuchemu, jak ma je zażyć. No nic, wsparliśmy przemysł farmaceutyczny, a że lekarz nie pomyślał, to trudno. 

Czy to jest koklusz czy nie, nie wiemy i się nie dowiemy. Infekcja i tyle. Za to z badania krwi wynikło, że jestem cokolwiek anemiczna i będę brać żelazo, co ponoć wiąże się z bardzo ciekawymi efektami ubocznymi... 

Ja anemiczna? Z moimi kilogramami? Hm.