Nowelka wydana w ramach Biblioteczki Uniwersytetów Ludowych. Co poskutkowało dużą ilością przypisów, wyjaśniających nie tylko dziś już nie używane słowa czy zwroty, ale nawet, kto to Asnyk - bowiem o to nazwisko chodzi w pierwszym zdaniu. Mianowicie kucharka Urbanowa wcześniej służyła u państwa Asnyków i absolutnie trzymała się ichnich zasad: jakem była u państwa Asnyk, to tam nijakich skorupianych garnków nie było... u państwa Asnyk tego nauczona... u państwa Asnyk nigdy tego nie bywało... Z czego wniosek, że akcja dzieje się w Krakowie, potwierdzony potem sceną szopkarskiego teatru. Konopnickiej z Krakowem nigdy nie kojarzyłam, zajrzałam do jej życiorysu i słusznie, z Krakowem nie miała nic wspólnego, ale jaki fascynujący ten życiorys! Zajrzałam też do swojego katalogu sprawdzić, czy mam może tę nowelkę (nie mam, mam jakiś mały zbiorek jedynie*), za to mam biografię Konopnicka, jakiej nie znamy, ale że to stare (1963, seria Ludzie żywi), to pewnie nudne? Czytał ktoś?
* Zawiera:
- Banasiowa
- Dym
- Mendel Gdański
- Nasza szkapa
- Marianna w Brazylii
- Miłosierdzie gminy
- Hanysek
Przy okazji zajrzałam do ciotki Wiki, żeby się dowiedzieć, że wydawnictwo Gebethner i Wolff działało do 1950 roku, kiedy to władze komunistyczne odebrały im licencję.
Początek:
Koniec:
Wyd. Gebethner i Wolff, Warszawa 1947, 15 stron
Z knihobudki
Nowa kategoria - książki, które stamtąd biorę, ale po przeczytaniu jednak oddaję 😂 Czas zacząć ograniczać zbieractwo!
Przeczytałam 30 października 2024 roku
Miałam bardzo dobry wtorek.
Po pierwsze: zadzwoniłam po pana ze Spółdzielni, coby zamontował mi nową klamkę w drzwiach wejściowych - przyszedł i zrobił. Sukces!
Po drugie: wspomniałam mu o knihobudce i rzekł, że wie, że zrobią, jak tylko będzie chwila wolna. Może nawet dziś. I gdy dwie godziny później wyszłam, budka była przeniesiona! No doczekałam się!
Jest to przewiązka z trzema filarami pod długim blokiem, tym samym, gdzie z brzegu jest sławetny kiosk. Po jednej stronie przejścia urzędują owoce-warzywa rozkładające codziennie rano skrzynki, po drugiej parkują motory. O ile nikt nie będzie zostawiał na półkach ziemniaków, biblioteczka nie powinna przeszkadzać. Pani z kiosku powiedziała, że WSZYSCY jej pytają, co się stało z biblioteczką; czy mówi prawdę, że przeniesiona czy też wzrusza ramionami, że nie wie - trudno wyrokować, w końcu to dalej konkurencja, tyle że nie przy samym kiosku 😉 Powinnam chyba na wsiakij pożarnyj powiesić kartkę ze strzałką?
Ja w każdym razie następnego dnia z wielką ulgą zaniosłam jakieś gazety, no bo wreszcie mogę (gazety były wielką kością niezgody).
Panowie postawili biblioteczkę na kostkach brukowych i umocowali do filara. Teraz jak się zdjęciom przyglądam to widzę, że powinni byli dać też kostkę pośrodku, no ale...
A po trzecie: pojechałam do IKEI po białe zasłony do sypialni (wiecie, taka atmosfera lata i wakacji niby) i nawet nabyłam, ale jestem pełna wątpliwości, bo są cholernie ciężkie* i zastanawiam się, czy się karnisz nie urwie 😂 To jest stareńki karnisz, wiecie - z tych aluminiowych z taką kilkucentymetrową osłonką, z żabkami i te żabki się z trudnością przesuwają; boję się, że pod ciężarem będą puszczać przy przesuwaniu. Zresztą zasłony mają te otwory na drążek i najlepiej byłoby karnisz wymienić, ale to cholerna robota - wiercenie w betonie; więc nie wiem, co robić, na razie powiesiłam tak jak są, podwinąwszy górną część z dziurami, bo i tak do skrócenia można zanieść dopiero po pierwszym praniu, skurczą się przecież. Ale zaliczam akcję do sukcesów, bo to był jeden z planów na emeryturę 😂
* Dlaczego wybrałam właśnie ciężkie? Bo to były jedyne, które można suszyć w suszarce 😁
Środa dla odmiany była dniem trzech porażek, jakaś równowaga w przyrodzie musi być. Opiszę tylko jedną. Miałam mieć we wtorek wizytę u neurologa, przełożyli w ostatniej chwili na środę na 13.20 (idiotyczna pora obiadowa, ale że pani doktor później już ma komplet pacjentów, więc przyjmie mnie na początku, jako pierwszą). O 13.52 dostałam takiej kurwicy - pani doktor jeszcze się nie pojawiła, czekało już pięć osób - że poszłam do rejestracji i poprosiłam o wyznaczenie innego terminu, bo czekam już pół godziny i dłużej nie mogę. Dziewczyna zgłupiała 🤣 i wybąkała, że oni nie mogą, ale pani doktor zadzwoni. No, to poczekam.
I tak sobie myślę, że gdyby pacjenci tak robili, to coś by się zmieniło może - ale wiadomo, że jak człowiek potrzebuje, to będzie pokornie czekał. Ja akurat nic od niej nie chcę, nic mi na te migreny już w tym życiu nie poradzą, a chodzę raz na pół roku, żeby mieć podkładkę - w mojej przychodni raz zażądali zaświadczenia, gdy prosiłam o receptę na Magiczną Tabletkę.
Co to do jasnej cholery znaczy??? Nawet nie zadzwoni do rejestracji i nie powie, żeby pacjentów przeprosić, że się spóźni czy cokolwiek! Jak bydło nas traktują!
A poza tym? Jeżdżę po mieście korzystając z resztek pięknej złoto-jesiennej pogody, oczywiście pod pretekstem Śmieciarki 😁 Zbiory lingwistyczne rozrastają się i nie mówcie, że niepotrzebnie - zawsze przecież będzie można je znowu oddać; ratuję książki, no co! 🤣
Tak że skusiłam się nawet na gramatykę duńską, a pan mi jeszcze dorzucił podręcznik. Klawo jak cholera! 🤣🤣🤣
Na Dębnikach patrzę - budują blok między willami.
A to nie blok, to budynek mieszkalny jednorodzinny! Mają rozmach, sk...! Niedawno czytałam o awanturze z jakimś domem, gdzie wbrew wszelkim przepisom, zapisom i planom powstaje 16 mikrokawalerek, a niby jest to dom-bliźniak. Dom bliźniak z 16 łazienkami 😂
A to aktualny stan innej willi w Krakowie - Kossakówki, gdyby ktoś pytał, co słychać.
Przed Politechniką była ciekawa wystawa plenerowa o osiedlach, głównie na przykładzie osiedla przy ul. Rydla. Uświadomiłam sobie, że gdy takie oglądam w Pradze, to fotografuję panel po panelu - a potem i tak nigdy do tych zdjęć nie wracam 😂 Ale może teraz (na emeryturze) będzie inaczej?
Akurat!
O cukierni Stefanka nie wiedziałam, może się skuszę w lecie na lody cassate. Tu przerywnik - wspomnienie z kolonii w Szczecinie, gdzie pierwszy raz takie lody jadłam i były pyszności 😍
Migawka z tramwaju
Siedziałam tyłem do kierunku jazdy, a tu patrzę: wszyscy siedzący przodem wychylają się i gapią na coś. To coś to był LEW. A przynajmniej prawie tak wyglądał 😂 Słyszałam pytania, czy jeszcze urośnie i jak się nazywa (Pirat bodajże).
Sobota: 11.830 kroków - 6,7 km
Niedziela: 7.895 kroków - 4,6 km
Poniedziałek: 14.555 kroków - 8,2 km
Wtorek: 5.878 kroków - 3,4 km
Środa: 10.445 kroków - 6 km