sobota, 22 lutego 2025

Sayaka Murata - Dziewczyna z konbini

Jakiś wielki wysyp współczesnej literatury japońskiej zauważam. Raz już się na coś skusiłam i nie podobało mi się to wcale (to było Zanim wystygnie kawa), ale wzięłam tę Dziewczynę z konbini, bo zainteresowało mnie to, co przeczytałam na okładce. Ponieważ powieść to nie za gruba 🤣 to mogłam spróbować. One zresztą wszystkie takie są, nie za grube, na to przynajmniej wygląda. 

I w sumie nie żałuję, jest to dość ciekawe, aczkolwiek peany w stylu poetycki język, który skrzy się ekscentrycznym pięknem według The Guardian wydają mi się mocno przesadzone. Gdzie tu był poetycki język??? Może angielskie tłumaczenie lepiej oddawało tę poezję? Albo angielski tłumacz napisał swoją książkę? Przecież język tutaj jest taki właśnie codzienny i zwyczajny, jak praca w konbini i jak życie, do którego dąży nieprzystosowana bohaterka (cierpiąca przy tym na jakąś chorobę, nie wiem, czy to autyzm).





Początek:


Wyd. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2019, 141 stron

Tytuł oryginalny: Konbini ningen

Przełożył: Dariusz Latoś

Z biblioteki

Przeczytałam 18 lutego 2025 roku


Wczoraj udzieliłam sobie WYCHODNEGO. Czy wychodne? Jaki tu przypadek powinien być?

Dwie godziny po obiedzie, wyprawa do miasta. Ale przed obiadem jeszcze trochę chodziłam po osiedlu, korzystając ze słońca. W sumie wyszło 14 tys. kroków - 8,9 km. Wracałam padnięta, w końcu się zdążyłam odzwyczaić. Ale z tyłu głowy cały czas miałam czy tam się nic w domu nie dzieje, więc nie, nie wracam już teraz do chodzenia, za bardzo się boję zostawiać same dwie kaleki...


Najnowsze nabytki 

Z budki i z bookcrossingu. Od jakiegoś czasu znoszę takie wydania kryminałów z KAW jak W zaklętym kręgu intymności i nie wiem tak naprawdę, co to za seria i o co kaman. Jeszcze żadnego nie czytałam. Może się okazać, że to szajs jakiś 😁 Raz przyniosłam coś autorstwa Valdemara Baldheada i jako że nie było nazwiska tłumacza drogą dedukcji doszłam do wniosku, że to produkcja Łysiaka 😁


 

Mam straszne zaległości w dokumentowaniu, co wynoszę z własnych zbiorów, więc dziś hurtem wsio. Niektóre wydałam na Śmieciarce, większość wyniosłam do "mojej" budki. No przecież w życiu nie przeczytam Starej baśni 😂 Faulknera się pozbyłam, bo miałam inne wydanie, porządniejsze. A Ossolineum - coś okropnego, w jakim stanie są książki, które stoją na okiennej ścianie, pod parapetem. Jakaś wilgoć czy inna pleśń je ogarnia i w sumie powinnam wszystkie chyba wyrzucić... Za tymi tam Niemcewiczami i staropolskimi mowami akurat płakać nie będę - swoją drogą naprawdę kiedyś myślałam, że to będę czytać, mimo że nie mam nic wspólnego z polonistyką 😂 Podejrzewam, że resztę tej Biblioteki Narodowej też wyniosę, tylko mi Paska i Kitowicza szkoda. A jeszcze bardziej szkoda starych kryminałów z jamnikiem i kluczykiem, bo spora część tam stoi. I cała seria Nike. Nie wiem, co robić - może jest jakiś sposób, może należałoby na ścianę coś dać, ale co? Styropian? Skąd się bierze styropian, w dodatku odpowiednio przycięty do sześciu półek?













39 komentarzy:

  1. Pleśń czy inne zapachy można spróbować wymrozić w zamrażarce. Włożyć książkę owiniętą papierowym ręcznikiem posypanym sodą w woreczek foliowy i pomrozić z tydzień albo i dłużej. Kiedyś tak mi się udało odratować kilka książek, które przyniosłem z kubła makulaturą, a ktoś je trzymał wcześniej w piwnicy. A teraz na te felerne półki przestaw może jakieś filmy czy coś innego plastikowego.
    O styropian najlepiej poprosić na budowie, bo nie wiem, czy w markecie kupisz jeden albo dwa kawałki. Z przycięciem nie będziesz miała problemu bo to zwykłym nożem kuchennym zrobisz, wystarczy odmierzyć.

    Wychodne się ma, bo się je dostało. Tak samemu sobie wziąć to nic innego, jak pójść na wagary :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha dobre - jeśli chodzi o jedną książkę czy dwie 😁 O miejscu w zamrażarce nie wspominając... Myślę, że nic z tych książek już nie będzie i przyjdzie podejmować trudne decyzje.
      Półki pod oknem to w sumie prostokąt 1,5 m na 70 cm. Nie wiem, jakiej wielkości mają płyty styropianu w markecie. Na budowie, powiadasz? To jest myśl, z tym, że ja za bardzo konferować z budowlańcami nie umiem. Mamy tu budowę koło osiedla. Coś z tym będę musiała zrobić, bo szkoda miejsca, a filmów tam nie wstawię, bo za niskie półki.

      Usuń
    2. Standardowy rozmiar płyt styropianu to 100 cm x 50. Czyli byś potrzebowała dwóch. Grubość 5 cm pewnie będzie wystarczająca.

      Usuń
    3. Właśnie się zastanawiałam nad rodzajem/grubością, bo różne widzę 😁 Co do ilości - wychodzi, że potrzebuję TRZECH. Bo konkretnie musi być 6 kawałków o wymiarach 71x20 cm. Dużo odpadu.

      Usuń
  2. 14,000 kroków - gratuluję chociaż po sporej przerwie to może za dużo.
    Sam nie wiem co Ci radzić... jednak nie możesz dyżurować 24 godz na dobę.
    Książka Sayaka Murata wygląda interesująco.
    Znalazłem też recenzję w The Guardian chociaż chyba inną niż ta cytowana na okładce książki.
    Cytuję "..gloriously nutty deadpan prose and even more nuttily likable narrator are irresistible" == "..cudownie zwariowana, beznamiętna proza ​​i jeszcze bardziej zwariowany, sympatyczny narrator są nieodparte".
    Zachęcające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje dyżury są przerywane jedynie wyjściem do sklepu i do budki (jedyna radość). Na razie nic się nie dzieje, ale na to liczyć nie można.

      Beznamiętna proza - owszem, ale żeby cudownie zwariowana? No i o narratorce różne rzeczy można powiedzieć, ale nie, że jest sympatyczna. Cóż, każdy widzi to, co chce 😁
      Bohaterka jest za prostym rozwiązywaniem problemów. Gdy siostra narzeka na płaczące niemowlę, ona zezuje w stronę noża leżącego na stole - tak łatwo byłoby dziecko uciszyć 🤣

      Usuń
  3. Wychodne to dobry pomysł, psychika tego wymaga.
    Ja powynosiłam wszystko, co było na podłym papierze i maczkiem, nie zamierzam bardziej psuć wzroku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jotko, podziwiam silną wolę i determinację. Ja malutkimi kroczkami...

      Usuń
  4. Tak a propos "Antologii bajki polskiej" na samym dole, to ja mam z tej serii Ossolineum "Antologię poezji dziecięcej". Słynny wiersz o Juleczku, który ssał palec ("płacze Julek, żal niebodze,
    a paluszki na podłodze") do dziś wspominają moje koleżanki z podstawówki, bo im recytowałam z pamięci ten horrorek. Oczywiście po latach z rozkoszą straszyłam nim własne dzieci😁

    "Zanim wystygnie kawa" przeczytałam niedawno z przyjemnością, nawet teraz wzięłam z biblioteki kolejną część. Ta książka o konbini brzmi ciekawie, może przy okazji też przeczytam. Albo córce polecę, ona jest większą niż ja fanką japońskich klimatów. Ostatnio oprócz literatury faktu najlepiej mi wchodzą takie niezbyt wymagające lektury. Ale na razie muszę szybko czytać biografię Boya, bo już trzy osoby czekają, więc nie przedłużę😬

    Gdybym była "klientką" Twojej budki, to bym wzięła Puka, bo chyba nie czytałam. Księga dżungli była jedną z ulubionych książek. Tę o Konopnickiej właśnie sobie niedawno skądsiś przyniosłam, ale jeszcze nawet nie przejrzałam. Starej baśni mam piękne wydanie i nie wydam, co prawda sto lat nie czytałam, ale może kiedyś wrócę? Takie "polonistyczne " książki też swego czasu kupowałam (jakoś tak późne liceum/wczesne studia) I też nie czytalam hihi. Chyba aspirowałam do bycia intelektualistką-erudytką, ale szybko wciągnął mnie świat studenckich hulanek i mi przeszło.

    Fajnie, że sobie chociaż na trochę uciekłaś, 14 tysi to fantastyczny wynik.
    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znałam słynnego wiersza o Juleczku 😂

      Mnie się ta kawa nie podobała najprawdopodobniej dlatego, że nie lubię elementów fantasy etc. Jestem kobitą twardo stojącą kopytami na ziemi 🤣
      Było spotkanie z autorką Boya, ale jak wiadomo nie chodzę na żadne spotkania.

      Puka kiedyś kupiłam z myślą, że przeczytam, ale pozbyłam się tej myśli teraz. Trzeba właśnie trzeźwo spojrzeć na swoje możliwości 😎
      Nie wiem, czy aspirowałam do bycia intelektualistką... chyba mi się wydawało, że wykształcony człowiek powinien to wszystko znać. Z tego poglądu też rezygnuję. I tak nie ma znaczenia, skoro szybko zapominam, co przeczytałam i o czym było! Mierz siły na zamiary, mówię sobie.

      Usuń
    2. Ta autorka Boya (który na razie jest nudnawy, takie suche wyliczanie faktów o jego przodkach🥱) napisała ponoć bardzo dobrą książkę "Panny z "Wesela" o siostrach Mikołajczykównych.
      Agata

      Usuń
    3. Tej nie znam. Mam "Muzy Młodej Polski", ale jako że mam - to nie czytałam 😉

      Usuń
  5. U nas mozna steropian kupic w specjalistycznych sklepach typu "Hobby" gdzie maja wszystko co pod sloncem zwiazanego z roznym hobby. Duze sklepy z dzialem Kraft tez miewaja.
    Ja mam inaczej - im ksiazka grubsza i z malym drukiem to bardziej przeze mnie lubiana, nie mowiac ze zarazem kazda jest bardzo dobra. Cienkich ani sie tykam bo wiem ze maja malo do powiedzenia. Z polek bibliotecznych siegam jedynie po takie ktore na oko maja co najmniej 400 stron.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiem, gdzie są takie sklepy dla hobby - ale pewnie są. Albo może działy w marketach budowlanych.
      Wiem, że lubisz grube książki. Ja teraz nie byłabym chyba w stanie skupić się dłużej na jednej historii. Pod wpływem ostatnio czytanej książki myślałam o powrocie do Anny Kareniny, ale na razie spasowałam.

      Usuń
    2. ja od jakiegoś czasu jakoś niechętnie podchodzę do zbyt małego druku... w księgarni, czy bibliotece, czy w crossbooku można to sobie sprawdzić, ale kupując przez net zaczyna się kłopot... kiedyś nawet wpadłem na pomysł, żeby na okładkach, na samym dole drukować jakąś próbkę tekstu, jakim fontem jest pisany, ale na jego upowszechnienie marne widzę szanse, zresztą księgarnie wysyłkowe nie podają wymiarów książek, które sprzedają....

      Usuń
    3. Tak na szybko, to w marketach budowlanych, nie wiem czy to taki, kak trzeba, ale: https://www.leroymerlin.pl/search?q=styropian
      Agata

      Usuń
    4. Kak nada😂

      Usuń
    5. => PKanalia
      Chciałbyś 😉 Takie wymysły... i co jeszcze 🤣

      Usuń
    6. => Agata
      Zerknęłam na to i tylko w paczkach sprzedają, jak się można było domyśleć. Chyba faktycznie trzeba będzie na lewo z jakiejś budowy "załatwić"... albo jak by się jakiś znajomy budował...

      Usuń
  6. o tej dziewczynie z japońskiej Żabki już czytam drugą wzmiankę na blogach, może się zainteresuję i zapytam w bibliotece, ale kłopot w tym, że kolejka książek mi nagle urosła i jakoś to muszę ogarnąć...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolego, komu to mówisz 🤣
      Póki ta kolejka jest w postaci stosu przy łóżku, przynajmniej wiadomo, co następne. Ale jak się gdzieś je poupychało...
      Ostatnio porządkując katalog wzięłam się na taki sposób, że przy tytułach książek, które ściągnęłam z budki, dodaję CZ, żebym wiedziała, po co sięgać w pierwszej kolejności. Plus znowu - niechcący - pożyczyłam dwie kolejne z biblio. Niereformowalna!

      Usuń
    2. te z biblioteki kładę w innym miejscu, żeby nie pomylić ze swoimi, zwłaszcza że w tej mojej bibliotece nie obkładają książek i co ciekawe, wcale to tym książkom nie szkodzi, jakoś klientela dba o nie, bo są wciąż w znakomitym stanie...
      za to dublowanie mi się zdarza, ale to wyłazi przy nabijaniu kodu czytnikiem, zresztą od jakiegoś czasu sam, gdy mam wątpliwości proszę o sprawdzenie, czy ja to już brałem... szczególnie tak robię przy mojej ulubionej serii postapo "Metro", bo są strasznie podobne okładki, ja nie pamiętam, co już przerobiłem, a co nie, a biblioteka co jakiś czas dokupuje coś nowego...

      Usuń
    3. No właśnie - jakoś książki specjalnie nie cierpią na użytkowaniu przez czytelników, więc to okładanie w grubą folię w niektórych filiach jest bez sensu.

      Mnie w takich przypadkach wystarczy zerknąć na bloga 😂 Bo jak tam książki nie ma, to nawet jeśli ją czytałam przed blogiem - i tak już nic nie pamiętam. To już 15 lat.

      Usuń
  7. Tak mnie zachęciłaś, że wypożyczyłem w bibliotece :)
    Już na początku pogrymaszę - tłumacz - Japończyk.
    Według mnie lepiej jak tłumaczem jest osoba z kraju, na którego język tłumaczona jest książka gdyż przetłumaczy tak żeby rodacy zrozumieli.
    Angielski tytuł książki to Convenience Store Woman co dla mnie brzmi sztucznie - nikt nie używa takiego terminu w języku codziennym - Dziewczyna z Konbini to znacznie lepszy tytuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie się dowiedziałam, że tłumaczka na j. angielski jest Angielką, a japońskie nazwisko ma po mężu :)
      mokuren

      Usuń
    2. Sprawa tłumacza/tłumaczki wyjaśniona 😂
      Teraz Lechu Twoja kolej na wypowiedzenie się co do poetyczności języka!

      Usuń
    3. Według mnie tłumaczka "umoczyła", nic dziwnego jeśli nazywa się Mokuren. Wygląda na to, że za dużo pytała męża o radę.
      Jeszcze za mało przeczytałem żeby zauważyć poetyczność.

      Usuń
    4. Lechu, mokuren to ja, komentująca, nie tłumaczka ;-) Pisałam komentarz niezalogowana, jako anonim, więc się pod nim podpisałam.

      Usuń
    5. Nieporozumienie lingwistyczne 😂

      Usuń
  8. To może jeszcze ja się wypowiem, choć książki nie czytałam (ha, ha, ha). W wielu miejscach w sieci się na nią natknęłam i planowałam przeczytać, ale jakoś mi zeszło. Japoński tytuł to "Konbini ningen". Konbini to convenience store, natomiast ningen to człowiek, nie dziewczyna czy kobieta. I tak sobie myślę, że może lepiej by było przetłumaczyć tytuł inaczej, nie określając płci, mimo że bohaterką jest kobieta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wiesz co, może i słusznie jest określona płeć w tytule, bo tam chodzi autorce głównie o to, że kobieta w Japonii ma w życiu dwie drogi do wyboru: albo robić karierę w pracy I w ten sposób przyczyniać się do rozwoju społeczeństwa albo wyjść za mąż i zajmować się domem czyli ułatwiać mężczyźnie robienie kariery. I oczywiście mieć dziecko. A bohaterka książki nie nadaje się do żadnej z tych ról, toteż jest kompletnie wyalienowana.
      Poza tym fajnie, że się pojawiłaś - pozdrawiam serdecznie 😍

      Usuń
    2. Nie czytałam, więc nie mogę dyskutować, ale skoro autorka w tytule użyła słowa człowiek, a nie kobieta czy dziewczyna, to być może jest to nadinterpretacja tłumaczy spoza Japonii? Tak czy tak, najpierw muszę przeczytać, już zamówiłam w bibliotece. A dodatkowo wczoraj natknęłam się na YT na spotkanie/dyskusję dotyczące tej właśnie książki, w której biorą udział autorka i 6 tłumaczy. Może czegoś się dowiem. Problem w tym, że to trwa ponad 2 godziny...
      Dziękuję :-) Zaglądam od czasu do czasu, bez komentowania, ale tematy japońskie kuszą by coś napisać.
      Również serdecznie pozdrawiam :)

      Usuń
    3. I tak może być (z tą nadinterpretacją).
      Dwie godziny ględzenia o jednej książce... ranyściewy... dlatego nie chodzę do klubu książki na osiedlu - bo właśnie obierają jeden tytuł na comiesięczne spotkanie i wałkują 😂

      Usuń
    4. Właśnie skończyłam czytać. Tę dyskusję o książce (nawet ciekawa) też prawie całą obejrzałam, oczywiście z przerwami, bo jednym ciągiem się nie da. No i według mnie, to wcale nie jest książka o ograniczonych wyborach życiowych kobiet w społeczeństwie japońskim. Tylko o tym, jak trudno odnaleźć się w społeczeństwie osobom "innym", "dziwnym" z punktu widzenia większości, takim, które nie wpisują się w obowiązujące schematy. No ale ja czytałam w oryginale, po japońsku, może inaczej się odbiera. Nie znam polskiego tłumaczenia, poza stroną, którą pokazałaś. I szczerze mówiąc, mam kilka zastrzeżeń, a to tylko pierwsza strona.
      A propos tytułu. Niektórzy tłumacze wybierali kobietę/dziewczynę z uwagi na to, że w japońskim nie ma rodzajów, a w innych językach są. Ale np. wersja rosyjska ma w tytułe człowieka, a portugalska jeszcze inaczej. Tytuł wersji angielskiej, na którą narzekał Lech, podobno wybrał wydawca - tak powiedziała tłumaczka.

      Usuń
    5. I tak i tak. Przy czym dziwność bohaterki jest akurat tak intensywna, że w żadnym społeczeństwie nie wpisałaby się w obowiązujące schematy. Właściwie nie jest to dziwność czy inność, to ewidentnie poważny stan chorobowy.
      Natomiast zauważ, że gdy spotyka się z koleżankami szkolnymi, wielokrotnie podkreślany jest ten życiowy wybór jednego z dwojga czyli albo małżeństwo albo praca na pełen etat. Tertium jakby non datur.

      Usuń
    6. Tak, masz rację, że dziwność bohaterki to raczej stan chorobowy, jak też tak pomyślałam. I też masz rację, jeśli chodzi o spotkania z koleżankami. No ale to są schematy, które nie tylko w Japonii obowiązują. Poza tym jest też mężczyzna Shiraha, którego doświadczenia są podobne, też nie chce poddawać się schematom. Bohaterka wiodła życie jakie chciała przez kilkanaście lat i po chwilowej przerwie jednak wraca do niego, więc schematy schematami, ale można i po swojemu. Dla mnie jednak jest to opowieść o nieprzystosowaniu, a może raczej o braku akceptacji, o wtrącaniu się w czyjeś wybory życiowe i próbie narzucenia własnych poglądów na życie, własnych schematów postępowania.

      Usuń
    7. "Dla mnie jednak jest to opowieść o nieprzystosowaniu, a może raczej o braku akceptacji, o wtrącaniu się w czyjeś wybory życiowe i próbie narzucenia własnych poglądów na życie, własnych schematów postępowania." => oczywiście!

      Usuń
  9. Wiesz co? Będę tylko buźki wstawiać, żebyś wiedziała, że byłam, gdy nie mam czasu na pisanie.
    Miałam półki na ścianie w ursynowskim mieszkaniu zaraz po wprowadzeniu się. Tak się cieszyłam, że mam tyle miejsca na książki jak nigdy w życiu! I to we własnym mieszkaniu! Po pewnym czasie się okazało, że wilgoć jest jak jasna cholera, grzyb wylazł (nowy blok!) a książki szlag trafił. Nie wszystkie, ale część była nie do odratowania. Od tego czasu wiem, że na zewnętrznej ścianie nie można robić półek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to to! A ja ciągle takie półki mam... W jednym miejscu to przynajmniej ściana właśnie ocieplona, bo pierwotnie tam planowałam szafę, ale reszta niestety nie i - tak mi żal tych książek!

      Usuń