![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibfyAtfqo4OzUd6sO1_m_ODQzHyC55_rEbbY5cHG_fDRCeF0OfjWyb9SjThCLHcA0nyskGCUphTzprwdZ1zgice-MzgYmwSe149gQDPT2VYJw2Bd_93IgX8PbAWCVxzNrMbyXHBzg_HlA/s320/Moja+Moskwa.jpg)
Kupiłam to w ciemno na allegro, wyłącznie po tytule. I dobrze zrobiłam, bo sympatyczna to była lektura. Suchorowska-Śliwińska przebywała na stypendium w Rosji jako młoda adeptka skrzypiec na przełomie czasów stalinowskich i chruszczowowskich, ale nie zrobiła z siebie męczennicy systemu ani nie opisała tych lat jako straconych - wręcz przeciwnie, przyznaje, że były najpiękniejsze w jej życiu, co oczywiście wiąże się i z okresem młodości, który zawsze wspomina się z łezką w oku. Owszem, daleka była od apologetyzowania Związku Radzieckiego, często ze zdziwieniem przyglądała się rosyjskim przyjaciołom, którzy szczerze, prawdziwymi łzami żalu opłakiwali Wielkiego Giedura, jak nazwał Stalina jeden z Polaków. Naturalnie, jako zagranicznej stypendystce żyło jej się lżej od rodowitych studentów-Rosjan, obowiązywały ją inne zasady, nie musiała chodzić na pochód pierwszomajowy (choć z ciekawości raz poszła) i dostawała znacznie większe stypendium (jedno z uczelni, a drugie z polskiej ambasady), przez co nie musiała ciężko wiązać końca z końcem, a nawet mogła sobie pozwolić na uczęszczanie do restauracji i poznawanie regionalnych przysmaków.
Kim jest autorka? Jak to mam w zwyczaju, zamiast pracowicie przepisywać dane biograficzne, wolę pójść na łatwiznę i dać zdjęcie okładki :)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibLnon9gZsSxcjwhR2fL2CUo58LuphlMgSdQN_Bho2erqayScUq71Z9Y2QPYfZ7Q8lyFbox1mmUs8SkudUR8w8gE9zG55H1mdRhw9WFXjYObDjXneiqbsYt6xb_ZCgDNZFBWm9nxE7Jys/s320/Moja+Moskwa+o+autorce.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5sLboFcX6nFYSPsPWTtC_XBvTj6Z-VwaMZe8HaOxQ0gLPEVWg_wtmRSd1a0N2qmt4O4rnBApUZIsbhOrlsbZsXmQJu6IisFK-7gdMJE1wpnY8lnC9kT_wpEm9xn5fr09jTywn-9sUIJY/s320/Moja+Moskwa+o+ksiazce.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgl3mIdhNGJa5cuNcFojtxoEGYP8lFXvUPyZ8d1_C1X4-XPTgqLhagRLObiNseIV9cxfIyQqdj0Wo8dvBNVrznKLm8Bc6uKwCD44SVQAzsURUTcm-qI2sPqq8N3q6OAnJvCJFpzf5DXlJc/s320/Moja+Moskwa+spis+tresci.jpg)
Przede wszystkim jako studentka konserwatorium chłonęła muzykę i inne rodzaje sztuki: biegała na koncerty, przedstawienia operowe, zakochała się w balecie, zwiedzała galerie i wystawy, troszkę tylko dziwiąc się, czemu niektóre z nich były zakazane: czy to muzyka czy dzieła malarstwa. Widać u niej wielką wrażliwość na piękno, nieraz objawiające się w niespodziewanych okolicznościach - jak choćby wizyta w luksusowej łaźni, w której opisie autorka odwołuje się do greckiej i rzymskiej mitologii :) A co do szarości ówczesnej Moskwy i jej mieszkańców - pocieszała się rosyjskim przysłowiem czełowiek nie swinia, ko wsiemu priwykajet :)
Nie zabrakło i miłości, bo właśnie podczas pobytu w Moskwie Suchorowska-Śliwińska poznała swego pierwszego męża, Bułgara Radosveta, za którym potem, po ukończeniu studiów przez oboje, pojechała do Bułgarii. Przyznam się, że chętnie poczytałabym o jej dalszych losach właśnie tam, w Bułgarii, która jest dla mnie kompletnie terra incognita (chociaż mam przyjaciółkę bułgarystkę).
Akordem zamykającym moskiewskie wspomnienia jest ostatni rozdział, poświęcony tragicznej postaci poetki Mariny Cwietajewej. Mam w domu jej biografię i zaraz mi się zachciało ją czytać, może ją włączę do planu majowego?
To moje pierwsze zetknięcie z wydawnictwem LTW, o którym ostatnio tu i ówdzie na blogach czytałam peany, że takie wartościowe rzeczy wydają. Bardzo możliwe, ale dlaczego tak niechlujnie? Żeby nie móc określić, kiedy książka została opublikowana??? Mój egzemplarz posiada - na szczęście - dedykację od autorki, najprawdopodobniej wypisaną przy okazji jakiegoś spotkania autorskiego w styczniu 2005 roku, z czego wnoszę, że książka została opublikowana może jeszcze w 2004. A ta ilość literówek? Korekty zero. Jeżeli widzę pończochy fildekostowe to ja wiem, że to błąd, ale młody człowiek już niekoniecznie i bardzo prawdopodobne, że takie właśnie słowo sobie zmemoryzuje :( co gorsza, po paru takich błędach zaczynam myśleć, że być może nazwiska, które wymienia autorka - też zawierają omyłki. Książka staje się w końcu - bez winy autora - mało wiarygodna.
Wyd. LTW Warszawa bez daty, 190 stron
Z własnej półki (kupiona 25 lutego 2013 na allegro za 16 zł)
Przeczytałam 25 kwietnia 2013
ALMA MATER, nr 155
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0pW1ifk0_ax8JfEFlQjn0-3CUPnwZH3pIW4fvpzogcEiu9i_mLruzJe8Tnyg2YNLoyt8rrlVsNU-5M6JRCVYVdJEF9L8jWQ1IWflOOE3xEb2Rual-fCv4HYEgKGspeB0RzdIw1XKWAZ0/s320/Alam+mater+155.jpg)
Numer monograficzny, poświęcony wydziałowi historii na UJ.
Wśród ciekawych artykułów:
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEUzWOQc59mGoOz4nJ9pIZk2894dEILrSIYtvw0iyD-gz65wZTGwp-Wr5MwbkwI4HRdI8e3VQ0q9-TDYL5vFN_UrC-b5XnMPsPb1_95LiSA_c-CyREqzJFZq0WVZggPBLOiSyxRRE4U5Q/s320/1.+U+zrodel+historiografii.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1sx5VRbxC3ljurcoCzMLzBOCfOYagkkHxUgch_LkPJBl7QZorW0P6NaEPLCTV-3MXqkqTdGqarqHvJD7dnglNjTYC_cYq11gqlbeA0OzqAoy0poWYR78O0-X5OPoyDSaCQB8hj4hA-fE/s320/2.+Dzieje+Collegium+Witkowskiego.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj3EUPIKEMmO-VjhL8ekoAqdF8Cm7Fy_4yebk_thV_TJy1QuKWTZq8chWzjRz711iNh056uTL067rehspTrvfjRhzUPzW8CcMoBzLtztsulNQOB27JBM-BaOvirPmU1RTXXsVoj2j05LCc/s320/3.+O+zjawisku+historii.jpg)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKorekta - jak wiemy z Bruneta wieczorową porą - jest po to, żeby zrobić INNE błędy :)
UsuńNo i kurcze, też zrobiłam błąd, bo nie mówi się "pół pełna":)))
OdpowiedzUsuńc.b.d.u.
Usuń:)
To prawda, że młode4 lata zawsze mile wspominamy, chyba, że były bardzo dramatyczne a nasze takie nie były, najwyżej trochę biedne, ale to dało się przeboleć, gdyż życie w nas kipiało i nadzieja była na lepsze jutro.
OdpowiedzUsuńSama bym te książkę z ciekawością przeczytała.)
Tak, to były piękne czasy :)
UsuńBłędy to chyba ogólna bolączka tego typu wydawnictw ale przyznam, że mnie bardziej odrzucają okładki, mimo że kryją często znacznie ciekawszą zawartość niż one same :-). Jak widzę okładki książek Rembeka to aż mnie zęby bolą. Pewnie to wszystko kwestia kosztów i ceny, eh życie ...
OdpowiedzUsuńOkładki, masz rację, czasami są naprawdę beznadziejne, zwłaszcza w obliczu obecnych możliwości...
UsuńEmpik podaje, że premiera książki miała miejsce 5 stycznia 2005 roku.
OdpowiedzUsuńOsobiście, gdy zdarza się taki przypadek (choć to rzadkie, by nie podać roku wydania)zaglądam zawsze do katalogu internetowego Biblioteki Narodowej.
Tam też podano [2005].
No proszę, nie przyszło mi do głowy tak proste rozwiązanie :)
UsuńJa już chyba w ogóle nie powinnam tu zaglądać. Znowu mam coś do kupienia przez Ciebie.
OdpowiedzUsuńPo to te blogi mamy, nie?
Usuń:)
A to znasz? Zastanawiałam się właśnie nad tą książką, musiałam ją tylko znaleźć. Ciągle zapominam Cię zapytać, czy warto? http://www.ltw.com.pl/?book=antoni-slonimski--moja-podroz-do-rosji--opr-miekka
OdpowiedzUsuńJestem święcie przekonana, że to czytałam, ale wrażeń żadnych nie pamiętam :( więc czy warto? z drugiej strony, dla jednego tak, dla drugiego nie, musisz się sama przekonać :)
Usuń